Tag: przyszłość

  • każda wersja mojej przyszłości

    Ktoś zadał mi jakiś czas temu pytanie o moją przyszłość, jak bym chciał, aby wyglądała. Zacząłem się zastanawiać…

    Mam w końcu swoje plany, dążenia, marzenia, ale tak wiele razy myślałem przecież, że właśnie to, co robię w tej chwili, jest tą jedną rzeczą, którą chcę robić przez kolejne lata – jutro, za tydzień, za dwa miesiące. I to za każdym razem się zmieniało. Początkowo nie było mi z tym dobrze, przeciwnie, nie jest to prosta droga i był czas, że męczyłem się z nią. Zastanawiałem się, dlaczego ciągnie mnie w tak różne kierunki. Ciekawość? Strach przed nudą? A może chęć rozwoju?

    Trafiłem kiedyś na termin, który chyba dość dobrze opisuje moje podejście do życia:

    „Życiowe ADHD” to potoczne określenie, które nie odnosi się bezpośrednio do medycznej diagnozy ADHD (Attention Deficit Hyperactivity Disorder, czyli Zespół Nadpobudliwości Psychoruchowej z Deficytem Uwagi). Zamiast tego używa się go, by opisać osoby, które wydają się mieć trudności z koncentracją na jednym zadaniu przez dłuższy czas, są bardzo aktywne, łatwo się nudzą i często zmieniają zainteresowania lub projekty.
    Osoby z „życiowym ADHD” mogą:
    – Być bardzo kreatywne i pomysłowe.– Często zaczynać nowe projekty, ale mieć trudności z ich zakończeniem.– Szybko się nudzić rutynowymi zadaniami.– Wykazywać dużą energię i entuzjazm.– Mieć tendencję do podejmowania wielu różnych aktywności jednocześnie.Chociaż termin ten nie jest uznawany w psychologii czy medycynie, odzwierciedla on pewne cechy, które mogą być typowe dla osób z prawdziwym ADHD, ale w kontekście codziennego życia i bez formalnej diagnozy.

    Hmm… nie brzmi za dobrze? Pewnie posiadam wiele cech, które idealnie pasują do powyższego opisu, być może nawet wszystkie. Przyszedł jednak w końcu moment, w końcu pogodziłem się z taką codziennością. Choć nie, stwierdzenie „pogodziłem się” jest tu bardzo nie na miejscu. Ja się w niej zakochałem! W takim stylu życia.

    Słuchałem kiedyś podcastu Lepiej Teraz, w którym Radek Budnicki opowiadał o tym, jak w ciągu swojego życia zmieniał pracę ponad 20 razy. Urzekły mnie jego przygody. Tak, dla mnie to przygody, choć wierzę, że dla wielu będzie to tułaczka w poszukiwaniu jakiegoś głębszego sensu, drogi. Zapisałem sobie ten odcinek podcastu do powtórnego przesłuchania na później, jako taką perełkę, mój Skarb. Nie każdy to zrozumie, dla wielu byłby to największy koszmar, takie poszukiwania, niestabilność, wędrówka przez zawody, można powiedzieć „niezdecydowanie”, ale ja dostrzegłem w tym coś wspaniałego – możliwość próbowania wielu różnych żyć. Wspaniała sprawa – choć być może tylko dla mnie. To jak iść do restauracji i móc nie tylko spróbować każdego dania z karty, ale mieć również możliwość ugotowania każdego z nich. Bardzo mi się podobało takie podróżowanie przez życie.

    Nie jest to łatwa droga. O ile prościej jest mieć jedną drabinę w życiu i wspinać się po jej szczeblach, widząc dokąd idziesz, co będziesz robić jutro i za tydzień. Masz wtedy konkretne cele, poukładaną przyszłość, pewnego rodzaju stabilizację. Jednak ja i tak zazdrościłem Radkowi tej różnorodności.

    Po pewnym czasie zacząłem zastanawiać się i nad moim życie. Jej, ile w nim już było, miałem i ja swoje przygody. Byłem kiedyś kucharzem w japońskiej restauracji, szefem studia graficznego, projektowałem wygląd amerykańskiego czasopisma, pracowałem w dużych korporacjach, ale i małych, mikrofirmach, byłem właścicielem dużej firmy z gromadą pracowników, ale zdarzyło mi się i jednoosobowo przygotowywać ogromne, międzynarodowe wydarzenia. Miałem swoją małą drukarnię, sklep, studio, ale był i czas, gdy to plecak był moim jedynym biurem, a na miejsca do pracy wybierałem leśne ławki i parki. Byłem szefem, pracownikiem, sprzątaczem, twórcą, sprzedawcą, kucharzem, autorem, kurą domową, tancerzem, sportowcem, nauczycielem, podróżnikiem, byłem też bezrobotnym. Czego ja w życiu nie próbowałem. A przecież jeszcze tyle przede mną. I to właśnie prowadzi mnie do odpowiedzi na pytanie z samego początku tego listu. Akceptując moją dotychczasową drogę, mogę dzisiaj powiedzieć, że: nie wiem co będzie jutro, i nie wiem jeszcze, jak chcę, aby ono wyglądało. Jednak akceptuję i już uwielbiam każdą wersję mojej przyszłości. I z wdzięcznością biorę to, co przyniesie mi los.

    Czyż nie gwarantuje to fajnego życia? Szczęścia? Pomyśl o tym. I z radością zaakceptuj to, co przyniesie jutro (nawet jak daleko Ci do życiowego ADHD).

  • #55 Morning Pages. 10 lat, 10 miesięcy, 10 minut

    Poniedziałek. Idealny dzień, aby pomyśleć o przyszłości. O tym, co chcę robić, za 10 lat. W którym chcę być punkcie, o czym myśleć, kim się otaczać, gdzie mieszkać. Wiele pytań, ale wszystkie sprowadzają się do jednej i tej samej drogi. Czy jestem już na niej? Czy powinienem skorygować kurs? Skąd to wiedzieć? Pomoże mi w tym kartka papieru, a na niej kreska – to ona reprezentuje moją drogę. Dzielę ją na 12 równych części – każda z nich to 10 miesięcy. Mały wycinek mojej drogi. Patrzę na pierwszą część – co powinienem robić, aby dojść do celu? Gdzie powinienem za 10 miesięcy aby się udało? Co powinien robić? Czy jestem na właściwej ścieżce? Wracam do kartki, szukam początku drogi, stawiam kropkę – zaraz za początkiem. Na kresce. To moje najbliższe 10 minut. I teraz już widzę, czy w ogóle wyruszyłem w tą podróż.

  • #32 Morning Pages. 10 lat

    Warto czasem się zatrzymać i pomysleć, które z wykonywanych aktualnie rzeczy, chciałbyś robić za dziesięć lat od dnia dzisiejszego. Czasem o tym myślę i chyba nie ma zbyt wielu takich rzeczy. Ale zupełnie inaczej odpowiem na pytania: co chciałbym robić za 10 lat, a nie robię dzisiaj. Takich rzeczy już trochę jest. A to rodzi pytanie, dlaczego właściwie nie robię tych rzeczy dzisiaj? Odpowiedź chyba jest prosta: brak miejsca. Jak niby mam znaleźć miejsce na coś nowego, skoro wypełniłem już swoje życie po brzegi? A ponieważ jestem zadowolony z obecnego stanu rzeczy, jak mam eiliminować, aby robić miejsce? Z czego lepiej jest rezygnować? Z teraźniejszości czy z przyszości?

  • 🌱 morning pages – poligon złości

    Życie z ludźmi to taki poligon złości. Co chwilę ktoś robi coś, co może wyprowadzić nas z równowagi.

    Albo może warto odwrócić to rozumowanie: co chwilę wyprowadzamy się z równowagi widząc coś, co nie jest robione po naszej myśli. Ja dodaję sobie zazwyczaj w takiej sytuacji takie stwierdzenie wzmacniające tą paranoje: „Jak można?!”. Potrafi to skutecznie spotęgować gniew i frustrację. Ale te dwa słowa klucze uruchamiają we mnie jednocześnie mechanizm, dzięki któremu zatrzymuję się i mogę przez chwilę pomyśleć: czy faktycznie chcę się zdenerwować na tą sytuację? Czy na prawdę uważam, że ktoś zrobił to złośliwie? A może przez nieuwagę? Albo z niewiedzy? I złość mija.

  • 🌱 morning pages – 05 03 2019

    Strach przed przeszłością to często jedna z najbardziejirracjonalnych rzeczy, jakie nas spotykają…

    /publ