Tag: relacje

  • to jest mój ostatni list do Ciebie

    Lubię, gdy do mnie piszecie, cieszę się za każdym razem, gdy odpowiadacie na moje listy – czasem się to zdarza i te momenty zawsze sprawiają, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Nie inaczej było i tym razem, gdy zobaczyłem w skrzynce wiadomość od Michała. „Fajnie!” – pomyślałem – „mam nadzieję, że jego odpowiedź będzie długa”. Michał napisał jednak, że mój ostatni list wysłany do niego z bloga to chyba pomyłka, że nie przypomina sobie, aby zapisywał się do ich otrzymywania i prosi o wypisanie z listy. No cóż. Lekki zawód, ale oczywiście żaden problem. Ludzie wpadają na moją listę i wypisują się z niej, staram się tego nie śledzić zbyt intensywnie, nie sprawdzać statystyk, nie obserwować ile Was przybywa, a ile ubywa. W każdym razie wypisanie się z listy jest całkiem normalne i nie było z tym żadnego problemu, fajnie, że Michałowi chciało się napisać przynajmniej te kilka słów – doceniam nawet taki kontakt, szczególnie, że zobaczyłem, iż Michał już sam zdążył wypisać się z mojej listy (kliknął link wypisujący w stopce maila).

    Zanim całkowicie usunąłem dane Michała z mojego bloga, postanowiłem wcześniej sprawdzić, jak to się stało, że ktoś, kto nie chce czytać moich listów, trafił na listę newsletterową bloga. Okazało się, że wydarzyło się to kilka tygodni temu, przez jeden z najpopularniejszych artykułów na moim blogu, do którego google często kieruje ludzi szukających odpowiedzi na jedno konkretne pytanie (celowo nie piszę, który to artykuł, choć wspominałem już o nim kilka razy). Był czas, gdy – aby przeczytać ten artykuł w całości – trzeba było zapisać się na moją listę newsletterową. A no właśnie… wszystko jasne. Gdy to odkryłem, zrobiło mi się smutno. Uświadomiłem sobie, że w pewien sposób zmusiłem kogoś do zapisu, do otrzymywania moich wiadomości. Drobnym marketingowym podstępem złowiłem w sieć. Kogoś, kto być może w tamtym konkretnym momencie wcale nie chciał się znaleźć w gronie czytelników mojego bloga, a jedynie potrzebował dowiedzieć się czegoś, co ukryłem właśnie za formularzem zapisu na newsletter. Nie spodobało mi się to. Zacząłem się zastanawiać, ile osób na mojej – już całkiem pokaźnej liście – jest tam faktycznie dlatego, że chciało czytać to, co mam do powiedzenia, a ile zostało przymuszonych do takiego zapisu. Wniosek z tych przemyśleń miałem tylko jeden: nie jestem w stanie tego sprawdzić. Mogę jednak to łatwo zmienić.

    No cóż, nie ma chyba innego sposobu, aby to powiedzieć: to będzie ostatni list, jaki do Ciebie wyślę. Przynajmniej jeżeli nie dasz mi znać, że chcesz dalej otrzymywać ode mnie wiadomości (ale o tym za chwilę).

    W ostatnich tygodniach dość mocno zastanawiałem się nad moją obecnością w internecie, blogiem, tym, czym i w jaki sposób się dzielę. Rozważania te miały też wpływ na inne obszary mojego życia. Potrafię się zmieniać, rezygnować z jednych rzeczy, by zaczynać inne. Jak wszystko w życiu, ma to oczywiście swoje jasne, jak i ciemne strony. Staram się jednak skupiać na tych pierwszych, czerpiąc jednocześnie lekcje z tych drugich.

    Ten rok był dziwny. Gdy 12 miesięcy temu nagrywałem z Piotrkiem odcinek PiG Podcastu z tematem i planami na 2024 rok, myślałem, że w ciągu najbliższych miesięcy, moja kariera bloggera wystrzeli z szybkością MAVu (Mars Ascent Vehicle) startującego z powierzchni Marsa w jednej z moich ulubionych książęk „Marsjanin” Andiego Weira. Dla nieznających tej wspaniałej książki tłumaczę: bardzo, bardzo szybko. Tak się nie stało. Problemem okazał się nie sam pomysł, który to – jak się okazało – był całkiem niezły, ale fakt, że zabrakło mi jednej ważnej rzeczy w prowadzeniu bloga, jakiego wizję mialem rok temu. Zabrakło mi serca. Mój blog nie był już częścią mojego fajnego życia. A to duży problem.

    Moim tematem 2024 roku było hasło „nic nowego”. Wybierając go, zadeklarowałem przed samym sobą, że postaram się nie zmieniać zbyt wiele przez najbliższe 12 miesięcy, że dam szansę moim (czasem dość kontrowersyjnym) pomysłom. Minął jednak czas, jaki miałem na sprawdzenie tamtej drogi i nadszedł moment przemyśleń, wyciągania wniosków i korekt. Tych ostatnich było tak dużo, że ciężko je nadal nazywać korektami, dużo lepiej pasuje określenie gruntowne zmiany. Zresztą napisałem o tym osobny artykuł na blogu.

    Ponieważ lubię wszystko określać, nazywać i tytułować, więc i zmiany, które od jakiegoś czasu wprowadzam, zyskały swoją unikalną nazwę, zamknąłem je w projekt „powrót do korzeni”. I muszę przyznać, że pochłonął mnie on całkowicie, nie tylko w obszarze mojego bloga, ale całego życia. Choć nie chcę w tym liście do Ciebie opisywać szczegółowo, co projekt ten oznacza, to czuję, że jestem Ci winny, choć ogólny zarys zmian związanych z moim blogowaniem – chociaż po to, byś mógł, mogła zdecydować o tym, czy chcesz iść dalej ze mną w tej podróży.

    media społecznościowe

    Bum! Skasowałem moje konta na facebooku, instagramie, twitterze (𝕏), linkedinie, tiktoku, snapchacie i threads. Wszystkie. W zasadzie zniknąłem z popularnego internetu – wszystko w ciągu jednego tygodnia. Nieodwracalnie. Nie ma mnie tam, nie tylko stron i treści związanych z blogiem, ale i tych prywatnych. Strasznie dziwne uczucie. Zniknęły tony gratulacji z okazji narodzin moich córek, życzenia urodzinowe z wielu lat, postępy w nauce jazdy na rolkach, tańcu, ciasta, które przez miesiące piekłem w soboty, wspólne zdjęcia ze znajomymi, tysiące moich wpisów, komentarzy, zdjęć, relacji. Nie ma śladu po papierowych ptaszkach, które w setkach pojawiły się w ostatnich latach na moich profilach, a które były tak ważnym dla mnie symbolem. Zrobiłem coś, czego długo nie rozumiałem u innych. Porzuciłem cały ten bagaż. I ogromnie mi z tym dobrze. Stworzyłem za to konta w dwóch innych serwisach: bluesky i mastodon. Działają one na zupełnie innej zasadzie, niż te wcześniejsze, mają też zupełnie inny cel – ale o tym będę jeszcze opowiadał.

    projekt „anonimizacja”

    Zmiany, które wprowadzam, zamykam w projekty – nie są to jednorazowe działania, ale dłuższe i głębsze procesy, do których określenie „projekty” doskonale pasuje. I tak w ramach projektu „anonimizacja” wyrzucam wszelkie moje zdjęcia i dane z internetu, staram się jeszcze bardziej zniknąć. Na blogu i nowym micro blogu, jak również na bluesky, czy mastodonie, nie najdziesz mojego zdjęcia, nazwiska, czy innej identyfikującej mnie bezpośrednio informacji. Staję się anonimowy. Dzięki temu mogę jeszcze bardziej otwierać się pisząc. Rok temu, probowałem to osiągnąć w totalnie odwrotny sposób – pokazując więcej informacji o mnie, ale zamykając za płatnym dostępem te najbardziej osobiste rzeczy. Tym razem próbuję inaczej. Zupełnie w drugą stronę.

    micro blog

    Ach, no właśnie. Poza blogiem, którego znasz, prowadzę też od jakiegoś czasu micro bloga pod adresem https://micro.fajne.life. To mega ważny element mojej nowej drogi i staje się powoli moim głównym miejscem, gdzie piszę (codziennie, nawet kilkanaście, czy kilkadziesiąt razy). Micro blog jest moim dziennikiem! A dopiero z tym projektem się rozkręcam. Być może zastanawiasz się, jaką funkcję pełnić będzie dla mnie teraz mój regularny blog. Otóż nic się dla niego nie zmienia. Micro blog to miejsce, gdzie dzielę się codziennością, drobnymi sprawami związanymi z dążeniem do fajnego życia. Natomiast blog pokazuje efekty tej drogi, rzeczy już dokonane – a ten list jest tego najlepszym przykładem. Jednak o zmianach, o których właśnie czytasz, piszę też na nierzadko, w krótkich aktualizacjach, przemyśleniach i statusach już od kilku tygodni właśnie na micro blogu. I tu pojawia się rola moich nowych kont w mediach społecznościowych (bluesky i mastodon) – trafiają na nie jedynie wybrane wpisy z mojego micro bloga. Będę jeszcze opowiadał o całym tym (bardzo fajnym!) procesie i moim nowym sposobie na blogowanie. Najlepszym podsumowaniem na chwilę obecną niech będzie to, że micro blog zastąpił mi całkowicie dotychczasowe media społecznościowe, albo raczej stał się dla mnie miejscem, jakim od zawsze chciałem, aby media społecznościowe dla mnie były.

    projekt „minimalizm”

    Nieustający, wiecznie obecny, ogromnie ważny projekt, który ma na celu ograniczenie, ale również nadanie znaczenia. Od lat towarzyszy mi przy okazji różnych zmian, jest obecny i teraz. Mało tego, włączyłem kolejny bieg w tej podróży: jestem na etapie wyrzucania, pozbywania się, upraszczania – co tylko mogę, w różnych obszarach mojego życia. Znikają rzeczy, informacje, treści, jakie przyswajam, upraszczam jedzenie, napoje, zakupy, ubrania, szafki, półki. Zobaczę (i będę o tym pisał!), co z tego wyjdzie, ile przestrzeni zyskam i co z tą przestrzenią zrobię. Wiem, że jestem rozpędzony i nie wiem jeszcze gdzie się zatrzymam.

    projekt „relacje”

    Kolejny kawałek zmian jest dla mnie nieco trudniejszy. Pracuję nad nim i wymaga ode mnie jeszcze kilku przemyśleń. W ramach tego projektu wyłączyłem całkowicie możliwość komentowania na moim blogu. Zamiast tego, będę Cię namawiał do pisania do mnie bezpośrednio, bądź kontaktu przez mój micro blog. Z pewnością wrócę jeszcze do tego tematu.

    Ten sam projekt skłonił mnie też do wyczyszczenia listy newsletterowej, a więc do skasowania twojego adresu z mojej bazy adresów. Pragnę innych relacji z osobami, które czytają moje wpisy. Pragnę innych relacji z Tobą. Nie wiem czy możliwe jest to, co siedzi w mojej głowie, ale będę próbował. Miałem w planach całkowite zrezygnowanie z wysyłania newslettera, ale w tej chwili powstrzymam się jeszcze od tej decyzji – głównie dlatego, że nie wiem, ile z Was faktycznie chce dostawać maile ode mnie. Więc możesz ponownie zgłosić się do ich otrzymywania.

    Jednak dostanie się na moją listę nie będzie tym razem takie proste!

    Rozważałem stworzenie na nowo formularza zapisu… ale nie. Co to zmieni? Nic. Więc robię coś, co być może jest najlepszym, a może najgłupszym moim pomyślem: zmieniam sposób zapisu na mój newsletter. Jeżeli chcesz otrzymywać moje wiadomości, musisz do mnie o tym napisać w mailu na adres grzesiek@fajne.life. Tak, dokładnie tak! W regularnym mailu. Koniec z formularzami, automatami, przekierowaniami. Możesz napisać jedno zdanie, że chcesz, abym przesyłał do Ciebie moje listy, możesz napisać dłuższą wiadomość – jak wolisz. Ale od dzisiaj komunikujemy się przez maile, a nie formularze. W obydwie strony!

    Mam nadzieję, że dzięki temu po internecie będzie krążyło mniej niechcianych i nieprzeczytanych maili. Zastanawiam się też, ile osób, ile z Was, napisze do mnie. Może nie otrzymam żadnego maila i to przybliży mnie do decyzji o całkowitej rezygnacji z newslettera…?

    tych projektów jest więcej

    To, co w tej chwili czytasz, jest podsumowaniem kawałka zmian w moim życiu blogowym. Ale jest tego o wiele, wiele więcej. I opowiadam o tym wszystkim każdego dnia na micro blogu. Wpisy na nim podzielone są na kategorie, odpowiadające właśnie różnym projektom i obszarom mojego życia. Możesz tam zaglądać, by na bierząco wiedzieć jak mi idzie. Blog będzie jadał miejscem podsumowań, opisywania efektów, dokonanych zmian, transformacji, postępów. Wszystko tworzy dość spójny dla mnie ekosystem, które pozwala mi prowadzić wiele publicznych dzienników (do czego od dawna dążyłem) i dzielić się moją – czasem trudną, momentami krętą, ale zawsze ekscytującą – drogą do fajnego życia. Nieprzerwanie zapraszam Cię do podróżowania nią ze mną.

  • Sposób na fajną randkę

    Dumb Little Man to amerykański serwis, który często porusza tematykę podobną do tej z mojego bloga, (ciekawe, czy czytają moje Fajne Życie tak samo jak ja czytam ich ????). Pewnie dlatego tak lubię tam zaglądać – zawsze znajdzie się coś ciekawewgo do poczytania. Nie inaczej było i ostatnim razem: znalazłem fajny artykuł o tym, jak zorganizować ciekawą randkę dla kogoś, kto lubi sport (choć autorzy postarali się o nieco bardziej clickbaitowy tytuł). W artykule przedstawiono 5 ciekawych pomysłów na randkę w stylu sportowym, jednak – pewnie ze względu na różnice kulturowe pomiędzy nami i Stanami – tylko jedna z nich przypadła mi do gustu. Autorzy zaproponowali golfa (totalnie nie dla mnie – przynajmniej w tej chwili), randkę w pubie lub sportowym barze (ee, chyba nie…), wypad na mecz hokeja (come on!), wstąpienie do ligi sportowej (chyba drużyny?) i… no właśnie, ostatnia propozycja bardzo mi się spodobała ???? Z resztą sami przeczytajcie: 

    (…) Rock/Mountain climbing

    How about a date idea that involves a little more exercise?

    You could either walk up a mountain using pathways that have already been created or add a little more intrigue and adventure by rock climbing. Both can be quite challenging and can be used to gauge how strong your relationship is, especially when things get a bit tough.

    Obchodziliśmy w tym roku z Ewą dziesiątą rocznicę ślubu i w dokładnie w ten sposób postanowiliśmy ją uczcić: wyprawą w góry. Z resztą nie była to jedyna nasza wyprawa w ostatnie wakacje. Dzieciaki tym razem częściej niż zwykle korzystały z usług babć, my natomiast dużo spacerowaliśmy i zdobywaliśmy niektóre z polskich pagórków, a najwyższym z nich była Śnieżka, której zdobycie okazało się być wspaniałą przygodą – obydwoje świetnie się bawiliśmy. Zostawiliśmy samochód w domu, kupiliśmy bilety na pociąg i daliśmy się ponieść wyobraźni. Ta z kolei sprawiła, że naszą podróż na szczyt rozpoczęliśmy nie w Karpaczu, skąd zaczynają się szlaki na szczyt, a z Jeleniej Góry – zafundowaliśmy więc sobie do naszej wspinaczki dodatkową, 30-kilometrową, pełną przygód wędrówkę. 

    To była wspaniała, dwudniowa randka! A udało nam się zorganizować jeszcze dwa podobne wypady w ciągu całych wakacji. Zakochaliśmy się w takich randkach, dokładnie tak samo jak 10 lat wcześniej w sobie, i czasem, po cichu planujemy kolejne. Dlatego gdy tylko przeczytałem artykuł o sportowych randkach, przypomniały mi się wszystkie wędrówkowe chwile z minionych wakacji i pomyślałem, że muszę Wam o tym napisać. Dlatego zastanów się, czy na kolejną randkę z żoną, mężem, dziewczyną czy chłopakiem, nie lepiej zamiast włoskiej restauracji wybrać wspinaczkowe buty. Wspólna górska wycieczka, czy nawet dłuższa, kilkudziesięciokilometrowa piesza wyprawa z pewnością dostarczy Ci niezapomnianych wspomnień, i z korzyścią wpłynie na Twoje zdrowie. Choć, jak zaznacza autor w DLM, pierwsze uczucie po randce w górach, może nie do końca być tak wspaniałe:

    Be prepared the next day to be sore though. I thought I was in decent shape but all of those little muscles that I never use quickly told me how angry they were when I woke up the next day.

    Pamiętaj jednak, że taki ból to samo zdrowie ???? Jeżeli chcesz przeczytać cały artykuł z Dumb Little Man, znajdziesz go tutaj: 5 Dating Ideas if Your Boyfriend is A Sports Junkie 

    ps. Ostatnio częściej piszę do osób, które zapisały się, aby otrzymywać mój newsletter. Przestałem też wysyłać w ten sposób tylko i wyłącznie informacje o nowych artykułach na blogu. Należysz do grona moich czytelników? Może warto wypróbować również newsletter? Gorąco zapraszam tutaj.

  • #29 Morning Pages. Społeczności

    Ludzie tworzą społeczności. Większe i mniejsze. Rodzina to również społeczność i to taka, w której jej członkowie mają bardzo duży i bezpośredni wpływ na jej funkcjonowanie. Każda zmiana jednostki, zmienia też całą społeczność. Tak bardzo to widzę u nas. Widzę, jak dzięki zmianom jakie dokonałem w sobie, zmieniła się też moja rodzina. Widzę, jak spędzamy ze sobą dużo czasu, jak jemy wspólne posiłki, ile rozmawiamy, ile spacerujemy… Nie wymagało to wiele wysiłku, ale się udało. A zmiany zaczęły się od tego, że ja się zmieniłem. Nie oczekiwałem, że zmieni się moja rodzina – zacząłem od siebie. I myślę, że ma to przełożenie na wszystkie inne społeczności.

  • 🌱 morning pages – poligon złości

    Życie z ludźmi to taki poligon złości. Co chwilę ktoś robi coś, co może wyprowadzić nas z równowagi.

    Albo może warto odwrócić to rozumowanie: co chwilę wyprowadzamy się z równowagi widząc coś, co nie jest robione po naszej myśli. Ja dodaję sobie zazwyczaj w takiej sytuacji takie stwierdzenie wzmacniające tą paranoje: „Jak można?!”. Potrafi to skutecznie spotęgować gniew i frustrację. Ale te dwa słowa klucze uruchamiają we mnie jednocześnie mechanizm, dzięki któremu zatrzymuję się i mogę przez chwilę pomyśleć: czy faktycznie chcę się zdenerwować na tą sytuację? Czy na prawdę uważam, że ktoś zrobił to złośliwie? A może przez nieuwagę? Albo z niewiedzy? I złość mija.