Jednym z większych problemów, z jakim zmagam się na co dzień w blogowaniu, pracy, sporcie, właściwie w każdym obszarze mojego życia, są zbyt wysokie oczekiwania. Moje oczekiwania – wobec siebie.
Choć z drugiej strony, nie jest to precyzyjnie dobrane określenie. Lepsze byłoby powiedzenie, że liczba pomysłów, jakie wpadają mi do głowy, znacznie przewyższa liczbę pomysłów, jakie jestem stanie zrealizować.
Jednak nie, to określenie również nie oddaje kwintesencji problemu. Chyba najbardziej prawdziwe będzie, jeżeli napiszę, że liczba pomysłów, jakie wychodzą z mojej głowy, jest większa niż te, które daję radę zrealizować. Ważny jest tu z pewnością fakt, ze wiele z tych pomysłów zakłada dość znaczące wyjście ze strefy komfortu – a to może spowodować w kluczowych momentach blokadę, którą ciężko przeskoczyć.
Często, gdy już uświadomię sobie, że mam opóźnienie w realizacji jakiegoś założenia czy projektu, zwalam całą winę na mój system produktywności, na sposób planowania, na aplikacje do zarządzania projektami, zadaniami, notatkami, na brak odpowiedniego planu… Szukam winy w Grzegorzu z wczoraj, który źle przygotował i zaplanował daną rzecz, zamiast obwiniać Grzegorza z dzisiaj, któremu nie do końca pasuje plan, który ma przed sobą. Towarzyszą temu często określenia, które pojawiają się w mojej głowie:
- Może jutro to zrobię…
- Dzisiaj nie mam ochoty, siły, energii…
- Za mało spałem, aby się tym dzisiaj zająć…
- Czekają inne, ważniejsze rzeczy do zrobienia…
- Nie poradzę sobie z tym zadaniem dzisiaj…
Zdarza się również, że „zablokowany” Grzegorz kwestionuje cały sens wykonywania danej czynności, choć „planujący” Grzegorz uznał ją wcześniej za kluczową w osiągnięciu jakiegoś większego celu. Takie walki bardzo często rozgrywają się w mojej głowie. I tylko niektóre z tych wojen wygrywa ta „planująca” cześć mnie – one z pewnością ciągnie w dobrym kierunku. Dzięki niej byłem w stanie rzucić palenie, oduczyć się spania do południa, zacząłem pić wodę, zmieniłem nawyki żywieniowe – wiele udało mi się wygrać, ale jest cała masa spraw, w których poległem. Ostatnie tygodnie szukałem więc wokół siebie rzeczy, które ciągną mnie w niewłaściwą, leniwą, złą stronę. Oto co znalazłem:
- telewizja – wróg numer jeden. Niebyt często ją oglądam, ale gdy ktoś w domu włączy telewizor, bardzo łatwo zerknąć przez ramię na świecącą ramkę na ścianie i odpłynąć…
- telefon – towarzyszy mi wszędzie, potrafi skutecznie zająć, gdy mi się nudzi albo gdy mam coś ważnego do zrobienia
- kanapa i fotel – zauważyłem, że te dwa meble bardzo, ale to bardzo przeszkadzają mi w robieniu tego co właściwe
- Netflix, HBO GO, Amazon Prime Video – większość rzeczy, które można tam znaleźć, służy tylko jednemu – podkręcaniu emocji, co niezbyt dobrze działa na tą właściwą część mnie
- YouTube – szukałem tam ostatnio pomocy w wymianie kółek w rolkach, dopiero po dwudziestu minutach zorientowałem się, że oglądam już trzecie wideo totalnie niezwiązane z tym, po co wpadłem…
- media społecznościowe – tego chyba nie muszę rozwijać
- bałagan – na biurku, w szafie, na półce – każdy bałagan przeszkadza i potrafi skurczenie odciągnąć mnie od tego, na czym powinienem się skupiać
- FOMO – Fear Of Missing Out – coraz lepiej radzę sobie ze „strachem przed przegapieniem czegoś”, ale mimo wszystko nadal towarzyszy mi i wygrywa w tak wielu sytuacjach. Może być najgroźniejszy ze wszystkich rozpraszaczy
Razem z listą rzeczy, które mi przeszkadzają, tworzyłem też jednocześnie drugą, z rzeczami, które pomagają mi w skupieniu się na tym, co ważne:
- moje talenty – działanie w zgodzie z nimi (mocne strony, zgodnie z Instytutem Gallupa) tak bardzo ułatwia mi życie!
- wsparcie innych, bliskich mi osób – nie do przecenienia!
- podcasty – mam bardzo dobrze dobraną półkę z podcastami, są tam albo tematy poradnikowe, albo związane z motywacją – wszystko, czego potrzeba, aby codziennie dawać radę 🙂
- minimalizm – ograniczanie rzeczy, zadań, upraszczanie wszystkiego, co wokół mnie – dzięki temu jestem w stanie zlikwidować codzienny szum, który tak bardzo odciąga od robienia właściwych rzeczy
- medytacja – działa trochę jak imbir w kuchni japońskiej, jest takim reduktorem, dzięki któremu nabieram dystansu do wszystkiego, ułatwia refleksję
- dbanie o zdrowie – w zdrowym ciele zdrowy duch – to chyba jedna z najważniejszych rzeczy z całej listy. Zdrowie fizyczne ma ogromny wpływ na mój umysł, poziom motywacji i chęci do działania
- wizja życia – to dzięki niej wiem, co powinienem robić. Jest moją prywatną biblią
- plan i trzymanie się go – jeżeli wizję życia porównać do celu podróży, to codzienne planowanie jest mapą, dzięki której mogę do tego celu dotrzeć
- motyw na dany rok – ułatwia podejmowanie codziennych decyzji (niedługo opowiem Ci, jaki wybrałem temat na 2021 rok)
- prowadzenie dziennika – pomaga w porządkowaniu codzienności i refleksji
- miracle morning – właściwe rozpoczęcie ma ogromny wpływ na to, jak działam w ciągu dnia
Tak szerokie spojrzenie na problem, poszukiwanie jego źródła i możliwych rozwiązań, bardzo pomagają mi w prowadzeniu czegoś, co nazywam fajnym życiem. Szczera i świadoma analiza działań znacznie ułatwia wywiązywanie się z codziennych założeń i realizację celów – stąd mój dzisiejszy temat wiadomości do Ciebie. Mam nadzieję, że może i Tobie uda się spojrzeć sobie głęboko w oczy (da się, serio! 🙂) i szczerze pogadać o tym, co i dlaczego Cię blokuje.
Mam oczywiście do Ciebie pytanie: jaka jedna rzecz pomaga Ci w robieniu tego, co właściwe?
ps. Wszystkiego fajnego w nowym roku! 🙂 Czy udało Ci się już zaplanować najbliższe 12 miesięcy? Jeżeli nie, zachęcam do przesłuchania jak ja i Piotrek planujemy rok, opowiadamy o tym w dwudziestym piątem odcinku 🐽 PiG Podcastu.
ps 2. Jak co roku, przygotowałem dla Was – czytelników mojego newslettera i bloga – Kalendarz Celu na 2021 rok. To proste narzędzie pomoże Ci skutecznie budować nawyki przez cały rok. Zachęcam do pobrania swojego egzemplarza! Szczególnie, że Kalendarz udostępniam Wam bezpłatnie 🙂