Kiedyś, przez lata wiodłem dość beztroski tryb życia, uwielbiałem zabawy, imprezy, nałogi, pracowałem do upadłego, tak samo z resztą potrafiłem się bawić – jak pewnie wiele osób w moim wieku. Dom z kominkiem, fajny samochód, restauracje, najlepsza komórka, plany i marzenia o tym jak podbić świat. Nie martwiłem się o przyszłość, nie musiałem, nie chciałem. Zresztą, chyba też jej nie miałem. Potrafiłem siedzieć pół nocy i cieszyć się jak głupi do telewizora, a potem spać do południa, marnując kolejny dzień. Mimo że wydawało mi się, iż mam wszystko, nie miałem nic, nie byłem szczęśliwy, nie mogłem być. Ale nie miałem nawet chwili, aby o tym pomyśleć.
Niedługo po tym, jak skończyłem 30 lat, zacząłem odczuwać niedogodności związane ze stylem życia, jaki do tamtego momentu prowadziłem. Zacząłem powoli dostrzegać, co robię sam ze sobą, do czego się doprowadzam – chociażby paląc papierosy. I wtedy, gdzieś w internecie, przeczytałem artykuł, który później przez długi czas nie pozwalał mi spokojnie zasnąć. Dotyczył skutków palenia. Jego główne przesłanie było takie, że każdy człowiek ma swój limit wypalonych papierosów, po którego przekroczeniu wszystko zaczyna się walić i nie ma już odwrotu. Chodziło o to, że możesz palić przez wiele lat i być w miarę zdrowym – na tyle na ile można być zdrowym, faszerując się co chwilę dymem tytoniowym – ale gdy przekroczysz kreskę z limitem wypalonych papierosów Twojego organizmu, wtedy… już po Tobie. Dosłownie. Zaczną się choroby, które nigdy już się nie skończą. To jak przerwanie tamy chroniącej Cię przed wszystkim, co najgorsze. Każdy z nas ma ten limit na innym poziomie, a jest on uzależniony od bardzo wielu czynników takich jak genetyka, dieta, styl życia, a nawet szczęście. Dla jednej osoby będzie on wynosił sto tysięcy dwieście trzydzieści pięć, a dla kogoś innego zaledwie dwa tysiące pięćset czternaście. I niestety nie da się ustalić, gdzie dla Ciebie leży ta granica. Nie ma na to testu, badania – pozostaje tylko niepewność i nadzieja na to, że paląc papierosy, jeszcze tej granicy nie przekroczyliśmy.
Ten artykuł prawdziwie przeraził mnie.
Od momentu jego przeczytania i uświadomienia sobie, że z kolejnym wdychanym dymem zbliżam się do swojego limitu – nie mogłem spać, dosłownie. Z każdym wypalanym papierosem zastanawiałem się, czy to właśnie ten jeden zniszczy na zawsze moje życie. Czy dzięki tej właśnie chwili, w której trzymam w ręku kawałek bibuły wypakowanej tytoniem, pozbawiam się szansy na poznanie swoich wnuków, na dożycie emerytury. Świadomość takiego scenariusza była nie do zniesienia.
Pewnego dnia wstałem rano i postanowiłem odmienić moje życie. Dosłownie. Zdecydowałem, że w końcu będzie ono prawdziwie fajne. Był 2016 rok. Zaczęło się właśnie od rzucenia palenie. Ta decyzja wymagała ode mnie nie lada wysiłku, wielu prób – ale w końcu się udało 🙂 Po tylu latach, w końcu mogłem odetchnąć pełną piersią. Pierwszy raz od bardzo dawna myślałem jasno. Ten jeden krok spowodował, że zapragnąłem więcej, chciałem dalej poprawiać swoje życie, również na innych płaszczyznach. Kolejne zmiany wprowadzałem już lawinowo…
Szybko pojawił się sport, yoga, medytacja, zdrowe nawyki żywieniowe, zacząłem oszczędzać, rano wstawać, prowadzić dziennik, z konsumpcjonizmu poszedłem się stronę minimalizmu… A to tylko mała cząstka zmian, jakie wprowadziłem w moje życie. Jak to robię? Skąd czerpię siły? I po co mi właściwie to wszystko? O tym właśnie opowiadam na blogu i w podcastach.
Ten blog początkowo był moją pomocą w rzuceniu palenia, inspiracją i motywacją. Był też pewnego rodzaju deklaracją publiczną. Miał pomagać mi w kolejnych zmianach i… udało się 🙂 Teraz chcę dzielić się radością życia, jaką w sobie odnalazłem. Chcę zarażać takim podejściem, aby i dla Ciebie w życiu wszystko było proste i jasne! Czyli fajne 🙂
Podoba Ci się taka wizja?