Kategoria: 📗 dzienniki

  • 🗞️ co słychać? – wrzesień 2024

    Przyszedł wrzesień, a wraz z nim prawdziwy nowy rok. 1 stycznia to symbol, tak mocno już wyeksploatowany – zmienia się data, cyferki w kalendarzu, jednak niewiele poza tym. To wrzesień przynosi prawdziwe zmiany. Wraz z jego przyjściem kończy się lato, czas odpoczynku, laby, zbierania owoców całorocznej pracy, rozpoczyna nowy etap: szkoła, intensywna praca, ale i przychodzi ulga od upałów, pojawiają się potrzebne zmiany, to wrzesień przynosi rzeczywisty postęp. Czas więc na prawdziwy nowy rok. A dla mnie czas na podsumowanie poprzedniego miesiąca – zapraszam do kolejnego 🗞️ Co słychać.

    📗 dzienniki

    Wrzesień to czas ruszania do przodu, ale u mnie to już sierpień stał się pierwszym miesiącem, w którym zacząłem publikować obiecane Wam wcześniej 📗 dzienniki. Artykuły z tego działu to wycinki z mojego prywatnego dziennika wraz z przygotowanymi opisami tego, jak w danej sytuacji prowadzenie dziennika mi pomogło. Artykuły te pięknie wpisują się w wizję i misję, jaką postawiłem przed moim blogiem. Będzie to najważniejszy zakątek mojego bloga – to tu zobaczysz prawdziwą potęgę dziennika i korzyści, jakie wynikają z jego prowadzenia. Zajrzysz do najtrudniejszych, najpiękniejszych, ale i najdziwniejszych chwil w moim życiu, pokażę Ci, jak to robię, że pomimo problemów, porażek, przeciwności losu, udaje mi się wchodzić w każdy kolejny dzień z podniesioną głową i prowadzić moje wymarzone fajne życie. 📗 dzienniki dostępne są dla osób wspierających mojego bloga w dodatkowo płatnych planach, a więc dla „🪽 niebieskich ptaków” i „🪶 papierowych ptaków”. Od początku sierpnia pojawiło się już 5 artykułów z tej serii, na resztę września i cały październik zaplanowałem już publikację następnych – a i kolejne powstają – także zapraszam do czytania 🙂.

    W pierwszych 📗 dziennikach dzielę się przemyśleniami z intrygującego snu, pełnego emocji i symboli, które przeniosły mnie w świat wewnętrznych konfliktów. Główną rolę odegrała w nim wrona, której sytuacja zainspirowała mnie do refleksji nad wsparciem i ograniczeniami w moim życiu. Czy sen był odzwierciedleniem moich pragnień i lęków?

    W kolejnym wpisie analizuję marzenia, cele i sukcesy, jakie osiągnąłem dzięki determinacji. Przeglądając listę pragnień, zauważam, ile udało mi się osiągnąć. Pochylam się nad wartością samodzielności w dążeniu do celów i dochodzę do wniosku, że sukces jest w moich rękach, o ile jestem gotów na niego zapracować.

    Następnie poruszam temat wiecznego poszukiwania idealnej aplikacji do notatek. Zastanawiam się, czy te zmiany są konieczne, czy może to forma unikania ważniejszych zadań. Analizuję, jak zaprojektować efektywną bazę wiedzy, która odpowiada moim potrzebom. To wpis pełen pytań i refleksji nad istotą produktywności.

    W czwartym wpisie zanurzam się w spokojny zakątek Gdańska, gdzie pozwoliłem sobie na chwilę oderwania od codzienności. Rozważam dawne marzenia i życiowe wybory, zastanawiając się, czy można pogodzić wszystkie pasje. Analizuję rolę decyzji i priorytetów oraz czy pieniądze są przeszkodą w realizacji marzeń.

    Kolejny artykuł to zapis jeszcze jednego z moich snów. Opowiadam też, jaki wpływ na mój poranek miał ten sen oraz fakt, że go zapamiętałem (dzięki zapisaniu w dzienniku). Pięknie to pokazuje, jak dziennik może być wspaniałym narzędziem do utrwalania myśli, marzeń i codziennych wydarzeń.

    Mam nadzieję, że zajrzenie do mojego prywatnego dziennika, jak i czytanie całych wpisów z tego działu, pozwoli Wam lepiej zrozumieć, jak prowadzenie dziennika może pomóc w refleksji, samodoskonaleniu i zarządzaniu marzeniami oraz celami. Zapraszam do wspierania mojego bloga i odkrywania korzyści płynących z prowadzenia własnego dziennika. 😊

    📘 minidzienniki

    Jeżeli nie należysz do grona osób, które wspierają mojego bloga w ramach płatnych planów, mam dla Ciebie do przejrzenia (i śledzenia) moje dwa minidzienniki, które prowadzę.

    uwielbiam…

    Za bardzo skupiamy się w życiu na tym, czego nie lubimy, co nas wkurza, czy nam przeszkadza. Ble!

    Warto patrzeć na drugą stronę, zastanowić się co lubimy. Dlatego prowadzę dziennik wdzięczności, choć poszedłem tu krok dalej i szukam rzeczy, które nie tylko lubię i cenię, ale wręcz uwielbiam w moim życiu!

    Dziennik wdzięczności to moja codzienna chwila refleksji. Każdego dnia zapisuję coś jednego, wspaniałego, prawdziwie mojego.

    Niesamowicie poprawia mi to nastrój w trudniejszych chwilach! Chcecie: dołączajcie, zapraszam. Dopisujcie, komentujcie, albo zwyczajnie polubcie 🙂.

    fajne życie to…

    O co mi właściwie chodzi z tym fajnym życiem? Strzelam, że nie jedna osoba odwiedzająca mojego bloga, zadała sobie właśnie to pytanie. I chyba czas na nie w końcu odpowiedzieć. Prosto, bez owijania w bawełnę, kawa na ławę!

    Postanowiłem zacząć spisywać to, czym tak naprawdę jest dla mnie to, co nazywam „fajnym życiem”. Wyszedł mi z tego całkiem pokaźny dziennik, do którego śledzenia Cię serdecznie zapraszam 🙂.

    alkohol i jego brak

    Opublikowałem ostatnio na blogu artykuł o tym, jak 250 dni temu postanowiłem wyeliminować całkowicie alkohol z mojego życia. Stało się to 1 stycznia 2024, tuż po sylwestrowo-noworocznej imprezie. Choć nigdy nie spożywałem dużej ilości alkoholu, moja styczność z nim należała raczej do sporadycznych, to mimo wszystko postanowiłem porzucić nawet te niezbyt duże ilości tej trucizny. Tak, alkohol to trucizna – i nie wiem, po co miałbym po niego sięgać. Minęło wiele dni, miesięcy i pomyślałem, że chyba już czas napisać o tym coś więcej…

    Jeżeli jeszcze nie czytałeś, czytałaś – zapraszam.

    wieczory i poranki na nowo

    Od kiedy zacząłem przygodę z tańcem, moje poranki i wieczory dość mocno się zmieniły. Wszystko zaczęło się przesuwać, moje (prawie codzienne) zajęcia kończę mocno po godzinie 22, a do domu często docieram tuż samą północą. To sprawia, że w łóżku najczęściej ląduję już następnego dnia. Od kiedy moje dni wypakowane są po brzegi aktywnością i porządnymi treningami (a mam ich w niektóre dni i 4-5 godzin), to mój czas odpoczynku, a więc snu, nieco się wydłużył. Z 6,5 godziny, które wystarczało mi kiedyś, zrobiło się 7, a w bardziej intensywne dni nawet i 8 godzin snu – i wiem, że jest to czas potrzebny mi do niezbędnej regeneracji. Początkowo próbowałem z tym trochę walczyć, chciałem uporządkować, ustabilizować godziny snu, jednak w ostatnich miesiącach zacząłem otwierać się na tę nową rzeczywistość – i to sprawiło, że poczułem wielką ulgę. A ostatecznie zacząłem chodzić bardziej wypoczęty.

    To pięknie wpisuje się też w moją filozofię życiową, która zakłada mniej ram, harmonogramów, a więcej wolności i elastyczności. Śpię, kiedy jestem zmęczony, a wstaję, gdy jestem wypoczęty, nie patrzę na aktualną godzinę. To sprawia, że zdarzają się sporadyczne sytuacje, że to noc staje się moim dniem, a dzień nocą. Taka wolność bardzo mi pasuje. Cieszę się, że zorganizowałem sobie życie w ten sposób, że mogę sobie pozwolić na taką codzienność.

    Otwarcie się na inne godziny funkcjonowania i odpoczynku, pozwoliło mi również zacząć eksperymentować z okazjonalnymi, krótkimi drzemkami w ciągu dnia (10-20 minut) – najczęściej przed treningami, czy to na siłowni, czy w szkole tańca. Niezły boost energii w ciągu dnia!

    aby wymagać

    W sierpniu na blogu pojawił się też wpis z kilkoma refleksjami na temat samodoskonalenia oraz roli wewnętrznej motywacji i determinacji w dążeniu do stania się lepszą wersją siebie. Choć warto uwzględniać rady i opinie innych, kluczowe jest, by największe wymagania stawiać przed sobą. To specyficzny wpis – nieplanowany, powstał spontanicznie, trochę „na kolanie”. Jest to typowy zbiór przemyśleń, jakie często pojawiają się w moim dzienniku. Inspiracją do jego powstania był wpis, który wrzuciłem któregoś dnia na BlueSky, w ramach codziennego #dzieńdobry.

    nowości na gwiazdę, jedną gwiazdkę ⭐️

    Kolejny wpis to opowieść o tym, jak przypadkowe inspiracje mogą prowadzić do głębokich refleksji i interesujących wniosków. Zainspirowany pewnym odcinkiem podcastu, zgłębiam temat zmian i oporu, jaki często towarzyszy nowościom. Zastanawiam się, dlaczego ludzie niechętnie przyjmują zmiany, oraz jak te reakcje mogą wpływać na rozwój i codzienne życie.

    fajna muzyka 🎵 na wrzesień

    Nastał nowy miesiąc, więc czas też na nową muzykę! Łap poniżej link do wrześniowej playlisty 😊.

    do następnego razu!

    Coraz bardziej podobają mi się listy, jakie wysyła, do Ciebie w ramach 🗞️ Co słychać?. Dzięki nim mogę nie tylko przesłać Ci garść informacji o tym, co nowego u mnie i na blogu, ale również (a może i przede wszystkim!) podsumować sobie ostatnie kilka tygodni i z takiego podsumowania próbować wyciągać wnioski.

    Przypominam, że na każdy z moich listów możesz odpisać bezpośrednio z Twojej skrzynki mailowej, do każdego możesz też dodać komentarz na moim blogu – w końcu należysz do grona 🐦 Wróbelków, które taką możliwość posiadają! Więc… co słychać u Ciebie? 😊

  • 📗 ładnie pospałem

    Dziennik to wspaniałe narzędzie do utrwalania myśli, marzeń i codziennych wydarzeń. Tym razem dzielę się z Tobą krótkim zapisem jednego z moich snów. Choć poranek wtedy zaczął się spokojnie, od dłuższego leżakowania w łóżku, to w mojej wyobraźni działo się coś niesamowitego. Sen, który chwilę wcześniej przeżyłem, przeniósł mnie do miejsca pełnego magii i niespodzianek.

    📅 wpis z 14 lipca 2024 r.

    no, no, ładnie dziś pospałem. ogólnie rzecz biorąc, to nic się nie stało, choć jutro będzie ciężko – bo dzisiaj raczej będzie problem z zaśnięciem. taka to układanka się zawsze tworzy, jak obudzę się o niewłaściwej porze. ale jaki miałem za to dzisiaj sen! byłem w szkole, w czymś w rodzaju Akademii Pana Kleksa, bo było zwariowanie i zaczarowanie.

    bardzo ładny sen. więcej takich chcę mieć. przeniosłem się w świat magii i przygód i przez krótką chwilę naprawdę wierzyłem, że tam jestem. to tak wiele mówi mi o moich pragnieniach i pokazuje, że dobrze robię wybierając taniec. tak, chyba w tym przypadku chodzi właśnie o moje lekcje tańca, o nich w jakimś stopniu musiał być ten sen. szkoda, że takie sny nie zdarzają się częściej. ciekawe, co sprawia, że się pojawiają…

    Jakie z tego wyciągnąłem wnioski? Po raz kolejny zobaczyłem, jak ważne jest uchwycenie ulotnych chwil – jakimi są sny – które przecież z łatwością mogłyby umknąć z mojej pamięci, już kilka minut po przebudzeniu.

    Poza tym, z każdym kolejnym wpisem w dzienniku, utwierdzam się w przekonaniu, że regularne pisanie pomaga w lepszym zrozumieniu samego siebie. Analizując swoje sny i codzienne doświadczenia, uczę się, jak lepiej radzić sobie z emocjami i wyznaczać cele, które rzeczywiście mają dla mnie znaczenie.

  • 📗 dziennik wdzięczności

    Negatywne podejście do życia potrafi uprzykrzyć codzienność i odebrać radość z małych, pięknych chwil. Staram się patrzeć na drugą stronę medalu, zastanowić się nad tym, co sprawia przyjemność, co uszczęśliwia i daje poczucie spełnienia. Dlatego prowadzę dziennik wdzięczności. Choć spróbowałem iść krok dalej i szukam rzeczy, które nie tylko lubię i cenię, ale wręcz uwielbiam w moim życiu!

    Dziennik wdzięczności to moja codzienna chwila refleksji i introspekcji. Gdy mogę, gdy jestem stanie, staram się zapisać tu coś jednego, wspaniałego, prawdziwie mojego. Może to być cokolwiek – od smaku porannej kawy, przez uśmiech bliskiej osoby, po sukces w pracy czy spokojny spacer w parku. Niesamowicie poprawia mi to nastrój w trudniejszych chwilach i pomaga doceniać to, co mam, zamiast skupiać się na tym, czego mi brakuje.

    Ten prosty nawyk nie tylko podnosi na duchu, ale również pozwala mi lepiej zrozumieć siebie i swoje potrzeby. Zauważyłem, że im częściej zapisuję te małe, cenne momenty, tym bardziej zaczynam dostrzegać piękno w codziennych, pozornie zwyczajnych sytuacjach. To jakby otworzyć oczy na świat pełen kolorów i pozytywnych wibracji, które wcześniej umykały mojej uwadze.

    Wpis ten będzie spisem moich ulubionych rzeczy i jednocześnie żyjącym artykułem, uzupełnianym o nowe wspaniałe elementy, które pojawią się w moim życiu, w mojej głowie.


    • 📗 marzę sobie w Gdańsku…

      W dzisiejszych dziennikach zanurzam się w spokojny zakątek Gdańska, gdzie otoczony naturą pozwoliłem sobie na chwilę oderwania od codzienności. To miejsce wywołało lawinę refleksji na temat moich dawnych marzeń i życiowych wyborów. Choć życie przyniosło nowe perspektywy, stare pragnienia wciąż tkwią głęboko w mojej głowie. Zastanawiam się, czy wszystkie te pasje można ze sobą pogodzić, jak kluczową rolę odgrywają w tym decyzje i priorytety, oraz czy pieniądze są rzeczywiście przeszkodą w realizacji marzeń.

      📅 wpis z 21 lipca 2024 r.

      jestem w Gdańsku. ale jest fajnie. choć drogo. ale i tak przypomniało mi się marzenie z kiedyś. marzenie, by mieć kampera i mieszkać sobie w nim cały rok, podróżować, przemieszczać się, snuć się. i żyć tak, jak żyję teraz. choć dzisiaj mam inne marzenia, inne życie, to wszystko się przypomniało. kwestia pory roku? lata? wyjazdu z dziewczynami? sam nie wiem. pytanie, co bardziej wolę: taniec? bycie blogerem? i podróżowanie sobie? albo nawet siedzenie w jednym, ładnym miejscu. a może te dwa życia da się pogodzić? da się? czy to możliwe, że wszystko sprowadza się jedynie do pieniędzy?

      to by chyba było dobre, bo pieniądze przecież można zarobić. to chyba jedyna rzecz, którą można bezkarnie mnożyć. czasu, młodości, sił – tego nie przybędzie, ale pieniędzy zawsze mogę zarobić więcej. w tej chwili jednak czuję, że daleko mi zarówno do bycia tancerzem, jak i blogerem. ale mimo to, fajnie siedzieć sobie w lesie w Gdańsku i pisać. chyba mógłbym tak robić częściej.

      to takie uczucie, jakby czas zatrzymał się tutaj, w tej chwili. myśli wracają do wszystkich planów i marzeń, które kiedyś snułem. wiele mi się przypomniało. teraz te marzenia wydają się być na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie tak dalekie.

      a może jak zawsze – to wszystko kwestia podjęcia decyzji? i priorytetów? zmiany w życiu?

      tutaj, w tym lesie, wszystko wydaje się trochę bliższe. natura ma w sobie coś, co pozwala na chwilę oderwać się od codzienności. może to ona jest kluczem do znalezienia równowagi między moimi pasjami? taniec, blogowanie, ale i podróże, luźne życie – te światy, które wydają się tak różne, a jednak mają wspólny mianownik: wolność wyrażania siebie. i chyba tego zawsze najbardziej pragnąłem. wolności w codziennym życiu.
      ciekawie, jak jedno miejsce potrafi skłonić do tylu refleksji. dobrze, że usiadłem i zacząłem pisać.

      Dzisiejsze dzienniki pokazują, jak prowadzenie dziennika pozwala mi nie tylko uchwycić ulotne chwile, ale także przemyśleć moje cele i marzenia. To doskonały sposób na uporządkowanie myśli i zrozumienie, co jest naprawdę ważne. Prowadzenie dziennika może być kluczem do odkrycia, jak znaleźć równowagę między różnymi pasjami i aspiracjami, a także do poszukiwań tych najważniejszych rzeczy codziennym życiu.

    • 📗 nowa (kolejna) aplikacja do notowania

      Tym razem w dziennikach poruszam trochę produktywnościowy temat, który być może niektórym z Was może się wydać znajomy – ciągłe poszukiwanie idealnej aplikacji do notatek i związane z tym nieustanne zmiany. Zastanawiam się, czy te zmiany są naprawdę konieczne, czy może w rzeczywistości są formą unikania ważniejszych zadań. Rozważam również, jak zaprojektować swoją bazę wiedzy, aby była efektywna i odpowiadała moim potrzebom. To wpis pełen pytań, refleksji i prób zrozumienia, co jest naprawdę istotne w moim systemie produktywności.

      📅 wpis z 7 kwietnia 2024 r.

      czy dobrze robię, po raz kolejny zmieniając aplikację do notatek? wytrzymałem pół roku z reflect notes i już nie chcę więcej. znowu jedna zmiana ciągnie za sobą kolejną zmianę – zmiana komputera sprawiła, że zdecydowałem się na kolejne zmiany. muszę chyba uważać na to, co robię, na to, co zmieniam. czasem okazuje się, że jedna zmiana ciągnie za sobą zmiany innych rzeczy, których być może nie powinienem ruszać.

      jeszcze nie za bardzo wiem, jak chcę, aby wyglądała moja baza wiedzy, moje notatki. może powinienem skupić się na tym, by były one skupione na moim blogu, na mojej właściwej wiedzy, zamiast na połączeniu wiedzy i pracy… pogmatwane to. ale to jednak okazja, by coś zamieszać. lubię się uczyć, poprawiać mój system produktywności.

      w sumie pół roku to całkiem długo, może nie powinienem mieć wyrzutów sumienia? z jednej strony nie wypada ciągle zmieniać systemu do notatek, ale z drugiej… czy to ja jestem dla systemu, czy system dla mnie? co ciekawe, ograniczenia (albo raczej brak pewnych funkcjonalności) logseq na mobile, stanowią standard w aplikacji reflect notes zarówno w wersji desktop, jak i mobile. więc teoretycznie nic nie tracę.

      czasami zastanawiam się, czy to ciągłe poszukiwanie idealnego narzędzia nie jest jedynie ucieczką przed czymś innym. czy to nie jest po prostu forma prokrastynacji, unikania właściwej pracy? może jednak powinniem się bardziej skupić na łączeniu i rozwianiu tego, co już mam, zamiast na ciągłym szukaniu nowych rozwiązań. choć z drugiej strony, może te zmiany są naturalną częścią mojego procesu uczenia się i doskonalenia? może one są właśnie częścią mnie?

      ale chyba dobrze by było postawić sobie jakieś wyraźne granice, określić moment, w którym zmiana jest naprawdę konieczna, a kiedy to jedynie kaprys. to chyba wymaga większej refleksji nad tym, co w danym momencie jest dla mnie ważne, co najważniejsze oraz po co to wszystko robię.

      Podsumowując, prowadzenie dziennika pozwala mi na głębsze zrozumienie siebie i moich działań. Powodów. Dzięki temu mogę lepiej zarządzać moimi decyzjami i uniknąć chaotycznych zmian (albo przynajmniej próbować). Wniosek jest prosty – dziennik pozwala mi na systematyczną refleksję nad moimi wyborami i pomaga w dążeniu do większej klarowności w życiu.

    • 📗 tyle planów…

      W dzisiejszych dziennikach dzielę się przemyśleniami na temat marzeń, celów i sukcesów, jakie osiągnąłem dzięki determinacji i konsekwentnemu działaniu. Przeglądając listę moich pragnień i planów, które realizowałem na przestrzeni lat, zauważam, jak wiele z nich udało mi się spełnić.

      W trakcie pisania dochodzę do tego, że kluczowa w dążeniu do celu jest dla mnie samodzielność. Sukces jest w moich rękach, o ile jestem gotów na niego zapracować.

      📅 wpis z 1 maja 2024 r.

      boże, ile ja mam marzeń, pomysłów, planów, ile już miałem planów. jednym było napisanie książki, innym zrobienie iron mana, miałem chęć zamieszkać w kamperze… ale tego było. ale zapragnąłem też mieć bloga, nauczyć się tańczyć, mieć fajne, wysportowane ciało, chciałem uwolnić się od (*****), chodzić na siłownię, chciałem mieć super iphona, ipada, apple watcha, homepody, móc pracować z dowolnego miejsca, kurczę, ja robię w życiu wszystko, co tylo chcę. chciałem biegać, to biegałem, nawet wziąłem udział w dwóch wyścigach i zająłem dobre miejsca – choć nie były to takie zwykłe wyścigi. chciałem jeździć na rokach i jeżdżę. mam słuchawki, które chciałem mieć, telefon, wszystko co mi się tylko zachce. teraz czas na samochód, już raz kupiłem sobie taki, jaki mi się wymarzył, miałem autko, które mi się spodobało. teraz czas na kolejny. mogę mieć wszytko, co zależy ode mnie. ale właśnie tylko to, co zależy ode mnie. dlatego, unikam innych przy spełnianiu marzeń, mogę liczyć na siebie. tylko.

      Ten wpis pięknie pokazuje, jak prowadzenie dziennika stało się dla mnie narzędziem, które pozwala nie tylko śledzić postępy w realizacji celów, ale także oceniać i doceniać moje osiągnięcia. Uświadomienie sobie, że mogę spełniać swoje marzenia, jest niezwykle motywujące i potwierdza, że warto prowadzić dziennik jako codzienny kompas w drodze do własnych sukcesów.

    • 📗 uwolnić Wronę

      Dzielę się dziś w dziennikach niesamowicie intrygującym snem, który skłonił mnie do kilku refleksji. Sen ten obfitował w emocje i pełen był nietypowych symboli, które przeniosły mnie w świat wewnętrznych konfliktów i delikatnych odlotów wyobraźni. Główną rolę w nim odegrała… zniewolona wrona. A może ona wcale nie była zniewolona? Może miała symbolizować coś zupełnie innego? Czy historia z tego snu mogła oznaczać wsparcie, czy może jednak ograniczenie? Czy szukanie przeze mnie sposobu, aby pomóc wronie, jest odzwierciedleniem moich wewnętrznych pragnień i lęków? Świadomość, że tak dziwny i pozornie nieistotny sen może zawierać w sobie tyle znaczeń, zawsze mnie fascynowała. A może to wszystko to czysty przypadek? Pisząc w dzienniku szukam odpowiedzi na te pytania.

      📅 wpis z 9 czerwca 2024 r.

      miałem sen. bardzo intrygujący i jednocześnie pełen dziwnych emocji. pojawiła się w nim… wrona – co wydaje mi się dość pokręcone. dlaczego akurat ona? ze względu na moje papugi..? śniło mi się, że ta wrona mieszkała w moim domu, ale jakoś tak inaczej niż papugi. najdziwniejsze było to, że ta wrona miała założoną jakąś niepokojącą, plastikową blokadę, coś w rodzaju wspomagania, co z jednej strony jej pomagało, a z drugiej przeszkadzało. ta plastikowa konstrukcja była jej potrzebna, ponieważ kiedy się urodziła, miała jakiś problem zdrowotny (nie wiem, skąd ja o tym wiedziałem w tym śnie), który wymagał tego rodzaju wsparcia. dziwne. co to może symbolizować? pomoc? czy raczej ograniczenie?

      i ta wrona, w przeciwieństwie do moich papug, przyszła do mnie, szukając… bliskości i ciepła. chciała się przytulić, oczekiwała, że ją pogłaszczę, co było niezwykle wzruszające. totalnie odwrotnie, niż papugi. przez ten gest, poczułem do niej jakieś dziwne przywiązanie, ale i współczucie – ze względu na to dziwne, plastikowe urządzenie, które nosiła. było mi jej żal, że ma to coś. i chciałem ją od tego uwolnić. w tej chwili pojawił się… mój tata, który – jak się okazało – był tam ze mną. to właśnie jego zapytałem, czy mogę jakoś usunąć tę plastikową blokadę, czy mogę uwolnić wronę od tego dziwacznego czegoś. tata odpowiedział, że tak, że mogę. i gdy już przymierzałem się, by to zrobić, obudziłem się…

      ale dziwny, pokręcony sen. ale jednocześnie był taki realny. czuję, że nałożyło się w nim kilka historii z mojej głowy.

      Podsumowując ten sennikowy zapis, dochodzę do wniosku, że prowadzenie dziennika to nie tylko sposób na uchwycenie myśli i emocji, lecz także narzędzie do głębszego zrozumienia samego siebie. Dzięki zapisaniu i analizie tak osobistych doświadczeń, jakimi są sny, mogę lepiej zrozumieć swoje reakcje, lęki i pragnienia. Zupełnie jakbym czytał książkę napisaną przez moją podświadomość. A to daje mi moc i pomaga lepiej radzić sobie z codziennością.

    • jak wygląda pierwsza godzina mojego dnia? –📗 dzienniki

      Poniższy wpis jest dodatkiem i moją odpowiedzią na pytanie zawarte w siódmym odcinku podcastu Fajne Życie.

      Sporo ostatnio myślałem o moich porankach. To zabawne, ale one potrafią być tak bardzo różne. Mogę chyba wydzielić ich trzy rodzaje. Zupełnie, jakby siedziały we mnie trzy różne osoby, choć wcale tego tak nie traktuję. Myślę, że potrafię dostosować je – te poranki – do sytuacji, w jakiej się akurat znajduję, że o poranku potrzebuję pewnego rodzaju stabilizacji, powtarzalności. I właśnie, jak spojrzę na to jeszcze raz – to i w moich porankach jest dużo powtarzalności, pomimo całej – pozornej – różnorodności. I to właśnie jest dla mnie zabawne. Nie jestem przywiązany do godziny, do zegarka, ale mam nawyki, których się trzymam, które pomagają mi codziennie rano.

      Tak w ogóle, to lubię spać. Kiedyś niezbyt lubiłem – wydawało mi się to okropną stratą czasu. To chyba normalne, prawda? Moje dzieci dzisiaj tak właśnie uważają – że najlepiej byłoby w ogóle nie spać. A ja dzisiaj już lubię. Wręcz uwielbiam. Stąd może i poranki, a właściwie to sam moment przebudzenia się – jest fajny. Dziś otwieram oczy z takim spokojem. Otwieram je i leżę, delektuję się chwilą. Zastanawiam się, kiedy odnalazłem ten spokój poranków, to uczucie, że „świat poczeka, poczeka, aż zechcę wstać”. To ogromny komfort, że udało mi się do takiego myślenia dojść, a może dojrzeć? To kwestia przemyśleń i dojrzałości? Czy decyzji życiowych? Pewnie jedno wynika z drugiego.

      A więc otwieram oczy. Kiedyś od razu sprawdzałbym aktualną godzinę, dziś już tak nie robię. W zależności od tego, czy poprzedniego dnia miałem do późna trening, bawiłem się z dziećmi, czy położyłem się wcześnie, może być 4 nad ranem, albo i 9:30 – i to nie jest najważniejsze. Staram się zawsze celować, by spać nie dłużej, nie krócej, niż 7 godzin. To taka moja optymalna ilość snu, do której doszedłem po wielu latach. Kiedyś było to 6,5 godziny, ale zwiększenie liczby codziennych treningów sprawiło, że zacząłem potrzebować tych dodatkowych 30 minut odpoczynku w nocy.

      Gdy już zdecyduję, by w końcu wykonać jakiś ruch, chwytam telefon, by wyłączyć budzik – często po przebudzeniu nie pamiętam, czy już dzwonił, czy dopiero ma za chwilę zadzwonić. A jeżeli nie dzwonił – nie chcę, by się odzywał. Wolę myśleć, że tym razem go pokonałem i ma się w związku tym nie pokazywać mi na oczy. Czasem zastanawiam się, czy mógłbym całkowicie z niego zrezygnować. Nie wiem, czy ufam sobie aż tak bardzo, by to zrobić. Traktuję budzik trochę, jak takie koło zapasowe – szczególnie, że są wieczory, w które kładę się spać mocno zmęczony po bardzo aktywnym dniu. Boję się, że mógłbym wtedy spać i spać. I, choć nie widzę niczego złego, albo raczej niczego, co wymaga zmiany, w tym, że dzwoni budzik, to jednak kusi mnie, by sprobować go odstawić. Sam nie do końca wiem dlaczego, być może to taki kolejny krok, może ten budzik w mojej głowie jest jakimś dodatkowym symbolem podporządkowania, brakiem wolności.

      Wstałem. Zawsze po tym idę do okna, odsłaniam żaluzję, by sprawdzić, czy jest już jasno. Zazwyczaj i tak wiem, czego się spodziewać, w końcu chwilę wcześniej trzymałem w ręku telefon i – oczywiście – sprawdziłem, która jest godzina. Jeżeli jest jasno, odsłaniam wszystkie żaluzje. Jeżeli panuje jeszcze mrok – zostawiam je zasłonięte. Potem przypominam sobie, że za drzwiami czekają pewnie na mnie dzisiejsze pudełeczka z posiłkami na cały dzień (dieta pudełkowa) – idę więc sprawdzić, czy przypadkiem ktoś z sąsiadów nie postanowił sobie zagarnąć mojego jedzonka. Już od ponad roku zamawiam w ten sposób jedzenie i na szczęście jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby cokolwiek zniknęło. Brawo sąsiedzi? Czy powinienem być wdzięczny za to, że nikt mnie do tej pory nie okradł? 🙂 Hmm…

      Następnym punktem poranka jest kuchnia. To właśnie ona jest moim miejscem, gdzie spędzam sporą część czasu rano. Nie mam w niej stolika, nie mam tam krzeseł, fotela, ale jest duży parapet, na którym ustawiłem sobie coś w rodzaju biurka stojącego. Wykorzystałem do tego łóżkowy stoliczek, taki, który kiedyś, dawno temu, wykorzystywałem, by zjeść sobie coś w łóżku. Brr, mroczne czasy, w których dużo bardziej ceniłem w życiu bezruch, niż ruch. Śmieszne – zamieniłem jeden z największych symbolów lenistwa w centralny punkt mojego dzisiejszego poranka – który tak bardzo jest inny, niż ten sprzed lat. Po drodze do biurka sięgam jeszcze po szklankę i wodę. Nauczyłem moje ciało, że po nocy dostanie sporo płynów, i dziś już ciężko by mi było z tego zrezygnować. To pozwala mi też się mocniej obudzić. Podchodzę potem do mojego prowizorycznego biureczka, staję przy nim i – na przygotowanym poprzedniego wieczoru iPadzie – otwieram mój dziennik. Jeżeli tylko pamiętam, co mi się w nocy śniło – zapisuję ten sen, razem z przemyślaniami na jego temat. Mam ich już zapisanych wiele dziesiątek. Zabawne rzeczy potrafią mi się śnić, czasem łapię się za głowę, spisując historię, którą przeżyłem w nocy. Musi to być jedna z pierwszych rzeczy, jakie robię po przebudzeniu, inaczej zapomnę. Staram się tego pilnować, choć sam nie wiem, dlaczego to dla mnie takie ważne. Być może dopatruję w tym źródeł moich podświadomych lęków, nadziei, pragnień, tego, co siedzi głęboko w mojej głowie, choć często w mocno zagmatwanej i pokolorowanej przeróżnymi barwami, niejasnej formie. Nawet nie wiem, czy mam rację. Jednak traktuję te sny jak część mnie, więc je zapisuję.

      Gdy moje pierwsze – często krótkie – spotkanie z dziennikiem mam za sobą, lecę do łazienki, by tam załatwić poranne czynności – siku, szybkie mycie, zęby. Wystarczy na początek.
      Czas na najfajniejszy moment poranka – kawa.
      Tak, kawa to ten ulubiony moment. Nie samo jej parzenie, ale smak. Uwielbiam mój poranny kubek kawy. Ta część poranka kręci się już u mnie właściwie wyłącznie w kuchni. Na prowizorycznym biurku–parapecie stoi iPad, często wykorzystuję ten moment – gdy piję kawę – do pisania w dzienniku. A rano mnóstwo myśli się pojawia i lubię „przelać je na papier” (elektroniczny), by pozbyć się ich z głowy, by oczyścić umysł. To ważna część mojego poranka – czasem trwa 5 minut, gdy nie mam za wiele z siebie do wyrzucenia, ale bywa, że stoję przy iPadzie i godzinę – tak dużo mam sobie do opowiedzenia. Czasem powstają w ten sposób wpisy na bloga, czasem newsletter – poranek to mój najbardziej kreatywny czas i chcę to zawsze jak najlepiej wykorzystać, a ponieważ uwielbiam pisać – więc i wydłużam tę czynność tak bardzo, jak tylko mogę.

      IPad to również moje narzędzie do planowania dnia. Gdy moja głowa jest już wolna od różnych rzeczy, której się po niej po nocy przewijają, mogę podjeść do wymyślenia, jak bym chciał, aby nadchodzący dzień wyglądał. Staram się zawsze zaczynać planować moje dni od aktywności fizycznych, na jakie mogę sobie danego dnia pozwolić. Lekcje tańca mam od poniedziałku do czwartku, a przed nimi wkładam przynajmniej godzinę zajęć na siłowni, czasem uda mi się upchnąć jeszcze z godzinkę rolek w taki szalony dzień. Wkładam w mój plan dnia tyle sportu, ile tylko zdołam, i czasem zastanawiam się, czy aby nie przesadzam trochę 🙂 Jednak wiem, że jak uda mi się zrealizować taki niewiarygodny plan, to będę z siebie bardzo zadowolony, jak będę probował doczołgać się wieczorem do łóżka. Nie lubię pozbyć się całej energii podczas jednego treningu, ale lubię być zmęczony, rozciągnięty i wypompowany po kilku mniejszych, mniej intensywnych. Sport stał się tak ważną częścią życia – uwzględniam to przy porannym planowaniu dnia.

      Gdy jestem już całkowicie zaplanowany, to jest to dobra chwila na odrobinę medytacji, skupienia, czy choćby posiedzenia w ciszy – w zależności od mojego humoru i nastroju.
      Mój poranek zbliża się powoli do końca. I w tym momencie zastanawiam się, czy „ja to mam dzisiaj rano ochotę na odrobinę rozciągania, rozgrzewki, delikatnych ćwiczeń?”. Był czas w moim życiu, gdy bardzo cisnąłem, aby każdego dnia zrobić jakąś partię porannych ćwiczeń. Jednak teraz, gdy wiem, że mój kalendarz jest wypakowany minimum 2-3 godzinami zorganizowanych, mocnych treningów – wiem, że mogę sobie odpuścić poranne rozciągania, a i tak osiągnę poziom aktywności, na jakim mi każdego dnia zależy. Niemniej jednak, czasem zdarza mi się jeszcze wykonać przynajmniej kilkuminutowy zestaw ćwiczeń rozciągających. Dni, które zacznę właśnie z tym pakietem ćwiczeń, zawsze są lepsze. Choć przyznaję – często mi się nie chce 🙂

      Kolejna chwila to czas decyzji – czy mam ochotę na śniadanie. W ostatnich miesiącach uczyłem się jak zerwać z nawykiem jedzenia nawykowego, to znaczy posiłków, które mam tylko dlatego, że naszedł czas śniadania, obiadu, czy kolacji. Teraz przed zjedzeniem czegokolwiek pytam siebie, czy faktycznie jestem głodny (i jak bardzo), czy raczej to zegarek podpowiada mi, że to pora śniadania, ale wcale nie jestem jeszcze na ten posiłek gotowy i nie jest mi on potrzebny. W praktyce zjadam śniadanie rano tak co drugi dzień. W pozostałe zostawiam sobie to na późnej – i szczerze mówiąc, chyba wolę te dni, w które śniadanie przekładam. Zresztą, takie podejście bardzo pomogło mi w wyregulowaniu tego, co jem i kiedy jem. Jedzenie tak łatwo może stać się nałogiem, a najadanie się, czy nawet przejadanie – codziennością.

      Zostają mi już tylko dwa elementy poranka. Pierwszy to wybranie ubrania, a właściwie to – ze względu na treningi – kompletów ubrań.
      Musi być ich kilka. Ta część potrafi mi się rozciągnąć w czasie o wiele mocniej, niż bym tego chciał. Bywają dni, w które biorę sobie nawet i 3 duże treningi w ciągu dnia, a przed dwoma z nich jeszcze robię dość intensywną rozgrzewkę. Wtedy muszę mieć ze sobą cztery pełne komplety ubrań plus dwie dodatkowe koszulki. Co w sumie sprawia, że szykuję na taki dzień 6 koszulek, 3 pary skarpetek, 3 pary bokserek, 3 pary spodni i bluzę. A ponieważ nie lubię niespodzianek w ciągu dnia, więc najczęściej zabieram jeszcze jeden komplet – awaryjny. Także często wychodzę z domu z kompletem ubrań, jaki niektórzy zabierają ze sobą na wielodniowe wakacje 🙂 Wychodzi z tego później dużo prania 🙂

      Gdy uporam się z ubraniami, czas na poranną kąpiel. Ach, ta ostatnia – kąpiel – to również czas na krótkie czytanie. I tu zabieram ze sobą iPhone’a, w którym sięgam zazwyczaj po jedną z dwóch aplikacji:

      • Readwise, w której gromadzę wycinki różnych ciekawych książek i artykułów z internetu, a która codziennie podrzuca mi 5 z tych wybranych wcześniej wycinków. Jedne są dłuższe, inne to raptem 1-2 zdania. Czytam każdy z nich – to fajny czas przemyśleń – ewentualnie dorzucam brakujące tagi, czasem coś poprawiam lub uzupełniam, dodaję własne notatki. Buduję w ten sposób moją bazę wiedzy, a wszystkie te wycinki pięknie synchronizują się z aplikacją do notowania, której używam – Reflect Notes.
      • druga to Readwise Reader. Aplikacja tych samych twórców, ale poprzednia, jednak w odróżnieniu od zwykłej appki Readwise, tu dostaję artykuły, których wcześniej nie czytałem, ale znalazłem w internecie i zdecydowałem, że będę chciał przeczytać w przyszłości. Taka przechowalnia rzeczy do przeczytania. Poza artykułami mogę w Readwise Reader przeglądać newslettery, do których jestem zapisany, a nawet czytać dodane tam e-booki. Krótko mówiąc – to mój kombajn do czytania wszystkiego. W każdej czytanej tam rzeczy mogę zaznaczać fragmenty, które mi się spodobają, i które uznam, że może będę chciał kiedyś jeszcze wykorzystać. Wycinki te trafiają automatycznie do zwykłej aplikacji Readwise i z pewnością w ciągu kolejnych dni, tygodni, może miesięcy, zobaczę je w Readwise, podczas codziennych przeglądów (Daily Review) – uzupełnię wtedy tagi, może przetłumaczę taki fragment na język polski (jeżeli jest po angielsku), a może skasuję, gdy uznam, że jednak dany fragment mi się nie przyda.
        Wyjście z kąpieli to taki już oficjalny moment zakończenia mojego porannego rytuału i rozpoczęcie normalnego dnia. Jeżeli zostaję w domu, zabieram się za zaplanowane zadania, jeżeli dzień spędzam poza domem, następuje szybkie pakowanie – ubrań, rzeczy do pracy i jedzenia – i wychodzę, by przeżyć dalej dzień.

      I tu, muszę chyba uderzyć się w pierś. Miała być pierwsza godzina dnia, a moje poranki – te, które opisałem – to czasem dwie godziny, a bywa, że i jeszcze trochę dłużej. I choć zdarza się, że lekko (albo i mocniej) je modyfikuję, na przykład w dni, kiedy moje córki są u mnie, to staram się, aby zawsze mieć czas na porządne przygotowanie się do dnia i przejście przez wszystkie ważne dla mnie elementy poranka. Prawda jest taka, że uwielbiam ten czas, więc i dlatego tak bardzo rozciągam go w czasie. Po dobrym poranku cały dzień jest fajny. I chcę, aby moje właśnie takie były.

      Cieszę się, że usiadłem do tego podsumowania, że opowiedziałem – trochę patrząc z boku – o moich porankach. Zrozumiałem, jak bardzo mi pomagają, jak skrupulatnie przechodzę każdego dnia przez wszystkie ich elementy, ale widzę również, że często modyfikuję cały ten proces. Myślę, że mogę powiedzieć, iż na bieżąco dostosowuję poranki do mojego życia. Lubię je. I nie mogę się doczekać kolejnego 🙂

    • droga do pasji, droga do tańca – 📗 dzienniki

      Opowiadałem w listach o wspanialej podróży, w jaką w tym roku wyruszyłem i wpis, który teraz czytasz, jest kontynuacją tamtego listu. Mam oczywiście na myśli moją przygodę z tańcem. Jest ona piękna, ale i niezwykle trudna. Kosztowała mnie dość dużo – nerwów i emocji – o czym za chwilę będziesz mogła, mógł się przekonać.

      Dzisiaj pisze mi się (już) o tym dużo łatwiej. Pasja do tańca sprawia, że słowa praktycznie same się wypisują, ale emocje, które towarzyszyły początkom mojej drogi, były trudne, nawet bardzo. Były one też i w tamtym czasie mega ciężkie do opisania. Jednak to właśnie o nich chciałbym, abyś dziś mogła, mógł poczytać.

      Chcę Ci pokazać to, co przeżywałem podczas pierwszych tygodni i miesięcy mojej nauki, dam Ci spojrzeć do najbardziej prywatnej szuflady z zapiskami, jaką mam – do mojego dziennika. Poniżej możesz przeczytać fragmenty moich wpisów z ostatnich miesięcy, które dotyczyły właśnie lekcji tańca. Są to oryginalne 24 fragmenty mojego dziennika, które pokazują, co przeżywałem, zapisując się, a potem uczęszczając na zajęcia.

      Niezwykle przyjemnie jest mi sięgać po te zapiski po tak długim czasie – wiem, że gdybym kiedyś nie spisał moich emocji związanych z rozpoczęciem nauki, dziś z pewnością bym o nich nie pamiętał. I nie mógłbym napisać tego listu. Chciałbym, abyś dzięki temu zobaczyła, zobaczył, jak ogromnie wartościowe jest prowadzenie dziennika, opisywanie czegoś tak ulotnego i zmiennego – jak emocje. Jeżeli do tej pory nie próbowałaś, nie próbowałeś spisać swoich myśli, emocji, wrażeń – niech będzie to dla Ciebie lekcja i zachęta – by spróbować.

      Zapraszam do przejścia przez historię mojej nauki tańca.

      📅 wpis w dzienniku, 19 kwietnia 2023 – 5 dni do pierwszej lekcji

      No dobra, zrobiłem jakiś mały kroczek, wysłałem maila do studia tańca w sprawie lekcji baletu i wybrałem się do (drugiej) szkoły – Revolution Dance Center. Choć w to drugie miejsce nie wszedłem – było zamknięte i już nie wystarczyło mi odwagi, by dziś czekać, to zadzwoniłem tam i idę jutro! 🙂 Kurde, mam nadzieję, że się nie wygłupię za bardzo……….. 🙂

      Przeżywałem dość mocno sam fakt zapisania się na zajęcia.

      📅 wpis w dzienniku, 20 kwietnia 2023 – 4 dni do pierwszej lekcji

      Szukam swojej drogi. Śpiewać nie potrafię i… chyba nie chcę się uczyć. Rolki są piękne, ale nie dlatego, że to rolki, tylko dlatego, że mam muzykę i… praktycznie na nich tańczę. I chyba właśnie z tym tańcem chcę spróbować. Bez rolek. I spróbuję!

      Dość długo dochodziłem do tego, co lubię i chcę robić. Dzisiaj aż ciężko mi uwierzyć, że jeszcze rok temu nie było tych lekcji w moim życiu. Dziś są – kilka razy w tygodniu. I sprawiają, że czuję się coraz bardziej spełniony.

      📅 wpis w dzienniku, 22 kwietnia 2023 – 2 dni do pierwszej lekcji

      Boję się poniedziałku i pierwszej lekcji modern jazzu. I nawet nie o to chodzi, że ktoś mnie wyśmieje – choć taka obawa również istnieje. Największą obawą jest to, że… nie będę się nadawał. I wtedy co? Czy zrezygnuję? Czy zmotywuje mnie to do jeszcze większej pracy? Podświadomie czuję, że to może być otwarcie dla mnie nowe drzwi, albo zamknięcie ich na długo. Próbuję, aby nie wiem czy dam radę. W sumie to nie wiem, czy chcę poznać odpowiedź na pytanie: CZY SIĘ NADAJĘ?

      📅 wpis w dzienniku, 23 kwietnia 2023 – 1 dzień do pierwszej lekcji

      Boję się pierwszej lekcji tańca. Nie dlatego (że myślę), że sobie nie poradę, a przynajmniej nie tylko. Boję się, że nie będę się nadawał. I nawet nie o to chodzi, że powiedzą, że się nie nadaję, boję się, że sam tak stwierdzę, że się poddam. Że zwątpię w moje marzenia, że one legną w gruzach. A tego mogę nie przeżyć. To marzenia utrzymują mnie na powierzchni. Póki wierzę, że mogę je zrealizować, wstaję rano i robię co mogę, aby się do nich przybliżyć. Co będzie, jak przestanę wierzyć? Jednak z drugiej strony, muszę w końcu zacząć, ruszyć. Rolki odpuściłem, ponieważ nie chciałem się iść w stronę, w którą mogłem pójść, wiem też dziś, że to nie była moja droga. I to dobrze, one nie dałyby mi pełnego szczęścia. Tylko częściowe. To jest tym, czego pragnę. Z rolkami, czy bez. Teraz muszę tylko dobrać go odpowiednio – hiphop chyba nie jest w 100% tym, czego szukam… choć jeszcze go przecież nawet nie spróbowałem. Modern jazz, contemporary… tak nieśmiało zerkam z tę stronę. Daj z siebie wszystko – wiem, że możesz i potrafisz!

      Przed pierwszymi zajęciami emocje sięgały zenitu. Obawy i niepewności mnożyły się dość szybko.

      📅 wpis w dzienniku, 24 kwietnia 2023 – pierwszy dzień

      Pierwsza lekcja.
      To było ż-e-n-u-j-ą-c-e. Ja byłem żenujący.
      Ale kurna, podobało mi się tak bardzo.
      To był . No, może jeszcze nie do końca w moim wykonaniu. Ale w sumie jednak!
      Ale
      Sam nie wiem co dalej. Widzę jak daleko jestem, ile pracy przede mną.
      Boooooooże, co ja robię?
      To co? Postanowione? Taniec full-opcja? Zamiana rolek i innych aktywności na taniec?
      Sam nie wiem…
      Same dziewczyny. I ja jeden.
      Moje rozciągnięcie: poziom „dno”
      Moja koordynacja ruchowa: poziom „żaden”
      Spięcie (ciała): poziom „max”
      CO JA ROBIĘ?!?
      To co?
      Robimy to?
      To zmienia wszystko.
      WSZYSTKO.
      Chcesz tego?
      Będzie:
      a) żenująco
      b) bolało (oj będzie wszystko bolało)
      c) trudno
      d) ciężko
      e) duuużo wyrzeczeń
      f) beznadziejnie przez długi czas
      Matko, myślałem, że coś tam może umiem, że ostatnie lata ćwiczeń dadzą jakieś efekty, że będzie łatwiej. A nie jest.
      Ale decyzję już i tak podjąłem.

      Wyrzucenie wszystkiego z głowy i z serca (do dziennika) po pierwszych zajęciach dało tak wielką ulgę!

      📅 wpis w dzienniku, 26 kwietnia 2023

      You can’t dance
      Dzisiaj były pierwsze zajęcia z Contemporary. Oj nie było dobrze. Dzisiaj to myślałem, że ktoś mnie zaraz zapyta, czy nie pomyliłem sali.
      W poniedziałek byłem po zajęciach podekscytowany, lekko (mocno) zażenowany, ale patrzyłem z nadzieją. Dzisiaj jest inaczej.
      Nie wiem, czy na sali był ktoś powyżej 20 roku życia. Poza mną oczywiście.
      Chyba dotarło do mnie jak bardzo się ośmieszam.

      📅 wpis w dzienniku, 27 kwietnia 2023

      Czy ośmieszać się dalej? Może to nie jest to, czym jeszcze mogę się zajmować w życiu?

      Dziennik jest tak dobrym miejscem na wątpliwości. Dzięki temu zostają one na papierze, a nie w mojej głowie. Podzieliłem się nimi, a potem poszedłem dalej.

      📅 wpis w dzienniku, 28 kwietnia 2023

      Boli kolano. Wstałem i noga trochę boli. Nie dość, że kolana mnie bolały od wczoraj po PRÓBIE tańca, to jeszcze doszedł sam staw. Niemniej jednak było fajnie wczoraj.

      Drobne kontuzje, choć nie powstrzymały mnie przed dalszymi zajęciami, były dość uciążliwe. Z czasem nauczyłem się jednak, jak ich unikać.

      📅 wpis w dzienniku, 16 maja 2023

      Wczoraj jedna z dziewczyn na zajęciach powiedziała mi, że podziwia mnie za to, że przychodzę, że wracam, że nie poddaję się. I że jest o niebo lepiej, niż było na początku. Co pokazuje tylko, że choć idzie mi słabo, to są jakieś tam efekty :))

      📅 wpis w dzienniku, 17 maja 2023

      Dzisiaj, pierwszy raz, poziom zadowolenia z zajęć był wyższy, niż poziom zażenowania i uczucie porażki. I to o wiele lepszy! Mimo że dzisiaj nie mam za dobrego dnia ogólnie i nawet zastanawiałem się, czy przypadkiem nie zrezygnować dzisiaj z zajęć. Jak dobrze, że tego nie zrobiłem!
      Było naprawdę dobrze, a J(…) jest bardzo dobrym nauczycielem. Czuję, że bardzo dobrze dobrałem sobie zajęcia…

      📅 wpis w dzienniku, 31 maja 2023

      Hip-hop. Pozytywne emocje opadają. Nie jest dobrze. Hip-hop okazuje się być dla mnie o wiele trudniejszy niż ten pieprzony modern jazz czy contemporary. S(…) – instruktor – nie była chyba też zadowolona z tych zajęć, dla niej również nie było to dobre doświadczenie. Czy wrócę? Na szczęście wykupiłem PRZEZ PRZYPADEK karnet na ten miesiąc, więc wrócę 🙂 Czy bym wrócił, gdyby nie karnet? Nie wiem. Ale być może nie.

      📅 wpis w dzienniku, 7 czerwca 2023

      Drugi hip-hop. I już było o wiele lepiej. Jest ciężko, ale lepiej. Drugie zajęcia o wiele bardziej mi się podobało. A contemporary? Super, jak zawsze.

      📅 wpis w dzienniku, 14 czerwca 2023

      Środa. Wracam z tańców. Boże, jakie to są emocje. Nie mogę ochłonąć. Nie chcę ochłonąć! Ale mi z tym dobrze. Jestem Harrym Potterem 🙂 zupełnie jak on chodzę do szkoły czarodziejstwa i magii. Ale tak cholernie się boję… Że ktoś mi powie: obudź się, pora wstawać. I skończy się ten piękny sen. Sen, z którego nie chcę, nie mogę się obudzić… To jest to jedno zajęcie, o którym zawsze marzyłem. Ja tańczę! TAŃCZĘ! 🙂 Nadal nie mogę w to uwierzyć.

      Dziennik to idealne miejsce na to, by poszukać i opisać swoje emocje.

      📅 wpis w dzienniku, 15 czerwca 2023

      Boli. Nogi dzisiaj dość mocno bolą… wspaniałe uczucie :)) Środa, jak widać, staje się dla mnie festiwalem tańca. Wspaniały dzień, a biorąc pod uwagę, że w poniedziałek zajęcia zostały odwołane, i cholera wie, czy dalej tak się nie będzie działo, może trzeba będzie na maxa zakochać się w tej środzie.

      📅 wpis w dzienniku, 22 czerwca 2023

      Wczoraj musiałem wyjść ze swojej strefy komfortu dwa razy podczas lekcji tańca. Po pierwsze, na Contemporary tańczyliśmy bez skarpetek – niby drobiazg, ale to taka kolejna mała cegiełka. I to była ta łatwiejsza sprawa. Na hip-hop było dotykanie, ćwiczenia z udziałem drugiej osoby 🙂 I to było już dziwniejsze doświadczenie.

      📅 wpis w dzienniku, 27 czerwca 2023

      Wdzięczność. Jestem wdzięczny za to, że jeszcze nie jestem za stary na spełnianie marzeń, za to, że mam sprawne nogi, że mam silne ręce, że potrafię się przełamać pomimo śmieszności mojej sytuacji.

      Praktykowanie wdzięczności jest dla mnie bardzo ważnym elementem przy uzupełnianiu mojego dziennika. Staram się dość regularnie tworzyć podobne wpisy. To cenne ćwiczenie.

      📅 wpis w dzienniku, 27 czerwca 2023

      Momentami myślę, że mi odbija. Co ja właściwie robię i sobie myślę? W wieku 40 lat zaczynam tańczyć? Z 20-latkami? W szkole tańca? Nawet nie wiem, czy robię to z właściwych powodów. Myślę, że z tych szczerych, z zakochania w muzyce, ale pewności nie mam.

      📅 wpis w dzienniku, 3 lipca 2023

      Czwartki to teraz moje ulubione dni. Nie środy, ale właśnie czwartki. W środę jeszcze nie zdaję sobie sprawy z tego, że już za chwilę taniec tak bardzo poprawi mi humor. Choć jestem najsłabszym elementem na wszystkich zajęciach, to jednak daje mi to ogromną satysfakcję… Dzisiaj zaspałem i nie mam z tym problemu. Zostaję w domu i również nie mam z trym problemu.

      📅 wpis w dzienniku, 18 lipca 2023

      Wczorajsze lekcje tańca dały mi tyyyyle radości. Choć byłem potwornie zmęczony, to było świetnie. Choć jestem w tym tak bardzo nieudolny, to było świetnie. Choć jestem za stary, to było świetnie. Czy ja jestem w stanie być w tym dobry? Może… czasem zaczynam w to wierzyć.

      📅 wpis w dzienniku, 24 lipca 2023

      Nie jestem dobry w tańcu. Właściwie to jestem beznadziejny. Ale głównie dlatego, że jestem za gruby i za mało rozciągnięty. A jedno i drugie można przecież poprawić.

      Huśtawka emocji, ale też dochodzenie do nowych wniosków – analiza wpisów z dziennika dużo mi daje.

      📅 wpis w dzienniku, 9 sierpnia 2023

      Nie ma dróg na skróty.

      📅 wpis w dzienniku, 11 sierpnia 2023

      Wczoraj były kolejne zajęcia contemporary z F(…). Było ok, choć muszę przyznać, że ciężko z nim mam, a to dlatego, że sam jestem słaby. W ogóle często czuję się w tej szkole tańca jak taki niepełnosprawny umysłowo chłopaczek, który przyszedł się pobawić. I tak właśnie często mi to wychodzi. Ale i tak się cieszę, że tam chodzę. Tak po cichu spełniam swoje marzenia, nawet jeżeli wygląda to śmiesznie dla innych.

      📅 wpis w dzienniku, 16 sierpnia 2023

      Bolą mnie plecy. Znowu. Kolano przestaje boleć, a plecy są nie do wytrzymania. Starość? Nigdy. Awaria, kontuzja, źle wykonywane rzeczy. Tyle. Nie poddam się.

      I na koniec jeszcze jeden, nieco dłuższy fragment, który jest pewnego rodzaju podsumowaniem tego kawałka drogi, zbiorem przemyśleń po pierwszych kilku miesiącach zajęć, a jednocześnie deklaracją przed samym sobą i prognozą na przyszłość.

      📅 wpis w dzienniku, 17 sierpnia 2023

      Taniec poprawia mi humor i mnie jako całość – fizycznie. Sprawia, że nie jestem stary. Jestem młodszy, niż faktycznie jestem. Wow.
      Dawno nie mialem tak dobrego dnia. Taniec dał mi na prawdę mnóstwo radości dzisiaj. I nie, nie chodzi o same ćwiczenia, to taniec. Kurna, jak żałuję, że zwlekałem z tym tyle lat. Mogłem już od 40 lat tańczyć. Plus jest taki, że mogę tańczyć kolejne 40 lat i nikt i nic mi w tym nie przeszkodzi. Tak dobrze się z tym czuję, aż mi się mordka śmieje.
      Czy ja boję się starości? Nie, ja po prostu jej nie akceptuję. Nie przyjmuję do wiadomości, że się zbliża. Nie chcę i nie mogę tego akceptować. Za każdym razem, gdy coś zaboli, znajomi tłumaczą, że tak będzie coraz częściej, że taka jest kolei rzeczy i trzeba pogodzić się z tym, że lepiej już nie będzie. Ja w takich sytuacjach tłumaczę sobie: „kontuzja, przejdzie”. Wierzę, że zrobiłem po prostu coś nie tak i muszę zmienić moje postępowanie, by więcej nie nabawić się podobnych rzeczy. Biorę odpowiedzialność za ból!
      Ostatnie miesiące, być może nawet lata, obudziły we mnie jakąś nową świadomość. Po latach zaniedbywania mojego ciała wziąłem się za siebie. Najpierw powoli, nieśmiało, zacząłem małymi kroczkami – chyba nie do końca wierząc, że w życiu coś można zmienić. Ale z każdym kroczkiem, okazywało się, że nie tylko można iść dalej, ale ścieżka, po której podążam, jest coraz szersza, ciekawsza i coraz bardziej wciągająca. Inaczej rzecz ujmując: spodobało mi się. I zapragnąłem więcej. Znajomi w moim wieku coraz częściej zaczęli przebąkiwać o tym, że tu boli, tam strzyka, że tego już nie mogą, tamtego im się nie chce, a ja… ja sięgałem po coraz to nowsze i fajniejsze zajęcia, przekraczałem kolejne bariery, które do niedawna wydawały mi się nie do pokonania. A w miarę jedzenia apetyt rośnie.
      Niezwykle ważna okazała się w tej sytuacji praca nad wizją mojego życia. Musiałem dowiedzieć się, czego chcę, aby nie robić wielu fajnych, ale na dłuższą metę nie do końca mnie zadowalających rzeczy. Dzięki temu potrafiłem zrezygnować z wielu ciekawych, ale nie do końca „moich” zajęć.
      Siedzę teraz w poczekalni. Gra muzyka, siedzę na bosaka. Skończyłem jedne zajęcia i czekam na kolejne. Jestem tu dzisiaj jedynym facetem. Jestem tu też dzisiaj jednym prawie 40-latkiem. Jestem też jedyną osobą, która ma więcej niż 30 lat. Pewnie też nawet jedyną z niewielu osób, które mają więcej, niż 20 lat. To w sumie nie jest aż takie ważne, ale dla mnie jednak było dość potężną barierą do pokonania, gdy się tu pierwszy raz zapisywałem. Jestem w szkole tańca.
      Nawet sobie nie wyobrażasz, ile odwagi musiałem w sobie zebrać, aby zapisać się tu na pierwsze zajęcia. Robiłem kilka podejść, najpierw zbadałem okolicę, przyjechałem zapytać o same zajęcia, zobaczyć szkołę… i pewnego razu po prostu się zapisałem. Pewnie wiele osób nie miałoby z tym takiego problemu, ja jednak długo ze sobą walczyłem.
      Dzisiaj dziękuję sobie za tamten krok.

      Cieszę się, że ten ostatni wpis pojawił się w moim dzienniku – jest on tak dobrym podsumowaniem kawałka drogi, jaką przebyłem. Moja przygoda trwa oczywiście dalej. Minęło kilka miesięcy, emocje opadają, a zadowolenie tylko rośnie. Podobnie z resztą, jak moje umiejętności.

      Dałem Ci dzisiaj zerknąć w przegląd moich myśli, emocji, uczuć związanych z nauką tańca – chyba jednego z trudniejszych zajęć, za jakie się zabrałem w życiu. Dostałaś, dostałeś moje najbardziej prywatne rzeczy – fragmenty z dziennika. I – skoro czytasz te słowa – udało Ci się przez nie przebrnąć.

      Mam nadzieję, że ta historia naładuje Cię odwagą do brania się za podobnie trudne tematy, do sięgania po największe i najbardziej absurdalne marzenia, ale i jednocześnie zachęci Cię do dokumentowania Twojej drogi w dzienniku. Z nim jest o wiele łatwiej.

    • wdzięczność

      Praktykowanie wdzięczności pomaga mi pozbyć się negatywnych uczuć oraz wielu – najczęściej nieuzasadnionych – obaw. Dzięki wdzięczności mogę skupiać się w większym stopniu na tych wspaniałych apsektach mojej codzienności – tych, które dość często umykają w natłoku wrażeń i przepływie uczuć.

      Praktykując wdzięczność, mogę:

      • zmienić perspektywę, spojrzeć na codzienność z innego punktu widzenia,
      • poprawić nastrój, dzięki innemu spojrzeniu na codzienne, drobne problemy,
      • poczuć się spokojniejszym w obliczu wielkich wyzwań.

      Jednak praktykowanie wdzięczności pomaga również zmniejszyć ryzyko wpadnięcia w stany depresyjne, wystąpienia zaburzeń lękowych, jak i walki z uzależnieniami, jest cennym sprzymierzeńcem w przeciwdziałaniu procesom samo-wyniszczającym. Blokuje toksyczne emocje, takie jak zazdrość, zawiść, gniew, niechęć, chciwość, czy żal, które mogą tak łatwo zniszczyć szczęście. Niemożliwe jest przecież jednoczesne odczuwanie zazdrości i wdzięczności.

      Potężna ta wdzięczność, prawda? 💪

      Jaki jest mój sposób na taką praktykę? Dziennik! A w nim codzienne zapiski na temat tego, co piękne, wartościowe i pomocne w moim życiu. Nie liczy się struktura, liczy się rozmowa. Z samym sobą.