Wokół mnie jest tak wiele obszarów, które nie są zorganizowane na poziomie, jaki by mnie zadowalał. Są to obszary mojego życia, z którymi nie zawsze daję sobie radę tak dobrze, jak bym chciał… Gdy zaczynam je sobie wyliczać w głowie, to aż mi włosy dęba stają.
Newsletter
Pożegnanie z butami
Tak się złożyło, że na sam koniec tego roku, musiałem się pożegnać z kilkoma dość istotnymi elementami mojego dotychczasowego życia. Jednak dopiero dzisiaj, żegnając się z najbardziej banalną z tych wszystkich rzeczy – z butami (nie śmiej się!), zrozumiałem, że pożegnania są istotną częścią fajnego życia i tak bardzo ich potrzebuję.
Życie jest jak…
Ludzie od wieków zadają sobie przeróżne pytania na temat życia, jego celu, sensu… I choć ludzkość ma już za sobą tak długą historię, nikomu nie udało się udzielić na nie jednoznacznej odpowiedzi. To nasze życie… do czego ono nie było już porównywane? Wystarczy spędzić kilka minut w Googlu, by znaleźć setki sentencji, które spokojnie wystarczą na dziesiątki minut czytania, a i kolejne wiele godzin przemyśleń. Albert Einstein porównał kiedyś życie do jazdy na rowerze, podpowiadał, że aby utrzymać równowagę, musisz być w ciągłym ruchu, Marlan Coben porównywała je do rzeki, przypominając, że gdy zmieniamy kierunek, jesteśmy odpowiedzialni za to, dokąd pójdzie. Życie było już lustrem (które przecież samo się do Ciebie nie uśmiechnie), książką (której nie powinieneś zamykać, gdy dzieje się coś złego, a jedynie przewracać stronę), a nawet włosami (które zawsze układają się nie tak jak chcemy). Nie mogę też pominąć tak znanego z Foresta Gumpa porównania życia do pudełka czekoladek (w którym to nigdy nie wiesz, na co trafisz).
Zagubiony Książę
– „Skąd ty bierzesz te piosenki?” – usłyszałem, przesyłając ostatnio komuś tytuł utworu, który leciał akurat u mnie w słuchawkach. W mojej głowie momentalnie uruchomiło się jakieś sto dwanaście myśli. Pierwsza z nich: o czym jest piosenka, którą przed chwilą poleciłem, skoro w odpowiedzi otrzymałem takie pytanie?
Smutni ludzie, czy smutne miejsce?
Nie można mieć wszystkiego?
Próbowałaś, próbowałeś kiedyś stworzyć swój własny opis? Na Twittera, Instagrama, Facebooka, Tindera, czy jakiekolwiek inne miejsce w sieci (lub poza nią?), które zachęca, aby taki opis wstawić. Jeżeli nie, polecam Ci, abyś takie ćwiczenie wykonała, wykonał. Zobaczysz – nie jest to wcale takie proste, jak mogłoby się wydawać. Opisać siebie w kilku zdaniach, by było to coś innego, niż: „jestem, jaki jestem”.
O niczym i o oknie…
Lubię czasem stanąć w kuchni przy oknie i patrzeć na toczące się za szybą życie. To okno jest moim telewizorem, a to, co za nim – filmem dokumentalnym. A przynajmniej z taką nadzieją patrzę. A może to jedynie film inspirowany prawdziwymi wydarzeniami? Ubarwiony, aby ładniej wyglądał dla oglądającego? Może ten przejeżdżający właśnie samochód, wcale nie jest prawdziwy i jedzie tylko dlatego, że ja patrzę? Może ktoś specjalnie wysłał tego chłopczyka na spacer z psem? Oglądam to, niczym serial na Netflixie, z nadzieją, że jest w tym choć trochę prawdy.
Wszystko się zmienia
Zmiana wisi w powietrzu. Czuję to. Choć w tym roku ja sam nie zmieniam się tak bardzo, to widzę, że wszystko naokoło pędzi ku zmianom. To aż nieprawdopodobne, ale gdzie się ostatnio nie obejrzę, następują zmiany, każdy coś poprawia, usprawnia.
Życie jak sen
Gdy byłem mały, w telewizji leciał taki śmieszny serial, „Życie jak sen” (org. „Dream on”) – uwielbiałem go oglądać. Opowiadał on o przygodach (dość duże słowo w kontekście bohatera serialu, chyba lepiej powiedzieć „codzienności”) Martina Tuppera, książkowego redaktora, rozwodnika, ojca nastoletniego chłopca. Niby nic nadzwyczajnego, prawda? Ot, takie tam zwykłe perypetie, zwykłego człowieka. Nic ciekawego. Była jednak jedna rzecz, która wyróżniała ten serial spośród innych, jeden szczegół, który sprawiał, że prawie z wypiekami siadałem do każdego kolejnego odcinka. Martin, w dzieciństwie oglądał sporo filmów. Wiemy to z czołówki serialu, w której widać jak mama sadza Martina – niemowlaka – przed telewizorem i zaczyna zajmować się domowymi sprawami. Martin z zaciekawieniem ogląda kolejne czarno-białe filmy i seriale. Z tej sceny wynika, że właśnie tak wyglądała spora część dzieciństwa Martina. I „dzięki” temu, nasz bohater – już jako dorosły człowiek – postrzega swoją codzienność, przez pryzmat scenek ze starych filmów, tych, które kiedyś obejrzał. Co chwilę przypominał sobie jakiś fragment filmu, który jest odzwierciedleniem tego, co aktualnie dzieje się w jego życiu. W praktyce, dla nas – widzów – oznacza to, że co kilka minut na ekranie naszego telewizora, pojawia się fragment starego, czarno-białego filmu. W doskonały i komediowy sposób ubarwia to każdą sytuację, w jakiej znajduje się Martin i sprawia, że serial jest ciekawy i zabawny.
Skasowałem Facebooka
Kilka tygodni temu skasowałem Facebooka. I Instagrama. Wprawdzie chodzi tylko o aplikacje w telefonie, a nie o konta w tych serwisach, ale może i do tego drugiego w końcu kiedyś dojrzeję.
Od dawna już o tym myślałem. Obydwa serwisy, a szczególnie Instagram, zaczęły zajmować mi ostatnio za dużo czasu. Coraz mniej tam publikowałem (z bardzo różnych względów – na opowiedzenie tej historii pewnie przyjdzie czas) a coraz więcej chłonąłem. Przeszedłem z trybu twórcy, w tryb konsumenta. Algorytmy coraz lepiej uczyły się tego, co lubię i coraz śmielej podrzucały mi “mięsne kąski”, którym coraz trudniej było mi odmawiać. Kiedyś dziwiłem się ludziom, którzy opowiadają, jak to potrafią zniknąć na godzinę scrollując Instagrama, czy TikToka.
Jaki masz odkurzacz?
Przeprowadziłem ostatnio bardzo ciekawy, acz totalnie nieplanowany eksperyment społeczny. Jego wynik, jak i sam przebieg, totalnie mnie zaskoczyły. Pokazał też, że czasem z pozoru proste i niewinne pytanie, potrafi sprawić sporo trudności naszej głowie. Moim eksperymentem było pytanie: jaki masz odkurzacz?