Maciek Korneluk w mambiznes.pl:
Pięć bezzałogowych statków Starship ma w ciągu najbliższych dwóch lat zostać wystrzelone na Marsa. Ich sukces będzie warunkiem uruchomienia misji załogowych na tę planetę. […] Musk zaznaczył, iż to właśnie od powodzenia tych pięciu misji zależy dalszy rozwój programu lotów SpaceX na Marsa. W przypadku ich sukcesu pierwsze misje załogowe na tę planetę wystartują już za cztery lata. Jeśli jednak wystąpią problemy, termin ten zostanie przesunięty o dwa lata.
Bez względu na powodzenie powyższych projektów SpaceX zamierza znacząco zwiększyć liczbę systemów Starship, które zostaną wysłane na powierzchnię Marsa. Ma ona wzrastać wykładniczo, by w ciągu 20 lat była możliwa budowa na Marsie samowystarczalnego miasta.
Jednym z głównych celów startupu pozostaje umożliwienie lądowania na twardej powierzchni każdego z obiektów Układu Słonecznego.
Przeczytałem ten artykuł jak jakąś bajkę. Czy to naprawdę możliwe, że jeszcze za moich czasów uda się zrealizować załogową wyprawę na Marsa? Nie jestem wielkim miłośnikiem, pasjonatem, czy nawet obserwatorem wypraw kosmicznych, ba, sam, za żadne skarby, nie chciałbym się w taką wybrać. Jednak plany Elona Muska robią na mnie ogromne wrażenie. Niezależnie od tego, czy ktoś popiera jego działania, czy nie, z pewnością nie można odmówić mu tego, że zapisuje się (już nawet samymi planami) na kartach historii świata. Widać wyraźnie, że Ambicje Muska sięgają daleko poza granice naszej planety.
Wizja Elona Muska może budzić skrajne emocje. Z jednej strony jego plany brzmią jak scenariusz science fiction. Przypominają mi (moją ulubioną) książkę Andy’ego Weira – „Marsjanin”, w której główny bohater walczy o przetrwanie na Czerwonej Planecie, wykorzystując swoje umiejętności inżynierskie i nieograniczoną pomysłowość. Z drugiej strony, Musk udowodnił już niejednokrotnie, że to, co wydaje się niemożliwe, można zmienić w rzeczywistość. Dzięki SpaceX podróże kosmiczne stały się bardziej dostępne, a jego Falcon 9 jako pierwszy rakietowy system wielokrotnego użytku zmienił zasady gry na rynku lotów kosmicznych.
Kto wie, być może historia, która rozgrywa się na kartach „Marsjanina”, rzeczywiście będzie miała szansę wydarzyć się naprawdę. Oczywiście, to nie stanie się z dnia na dzień. Wyzwań jest mnóstwo: od technicznych aspektów lądowania na Marsie, po zapewnienie załodze wystarczających zapasów tlenu, wody i jedzenia. Ale w końcu, czy nie o to chodzi w marzeniach – aby sięgać tam, gdzie wcześniej nikt nie miał odwagi? Zresztą… już samo to, że snute są takie plany, że została wytyczona ścieżka podboju Marsa – jest już niesamowite.
Patrząc na obecne tempo rozwoju technologii i odwagę Elona Muska, jak i całego zespołu SpaceX, zaczynam wierzyć, że za kilka dekad nie będziemy już mówić o Marsie jako „Czerwonej Planecie”, ale jako o… jednym z kolejnych domów ludzkości?
Wyobrażenie sobie pierwszych kroków człowieka na Marsie – kto wie, może w symbolicznym hołdzie dla tych na Księżycu – rozbudza wyobraźnię. Nawet jeśli sam nie zamierzam ruszać się z Ziemi, śledzenie tego wyścigu ma w sobie coś fascynującego. Być może patrzymy właśnie na narodziny nowej ery odkryć, w której granicą nie będzie już nieznany ląd na Ziemi, lecz bezkres kosmosu. Fajnie by było móc to oglądać 🙂