Nie wiem o czym pisać
Nie sugeruj się za bardzo tytułem dzisiejszego listu. Doskonale wiem, o czym chcę Ci dzisiaj napisać. A zdanie, które widnieje w nagłówku mojej wiadomości, to ćwiczenie – i do niego będę dzisiaj zmierzał.
Stoicyzm fascynuje mnie od dawna. Pierwszy raz usłyszałem o nim kilka lat temu, podczas jednego z webinarów Andrzeja Tucholskiego. Pamiętam, jak głupio się poczułem w tamtym momencie, ponieważ Andrzej opowiadał o nim jak o jednej z najbardziej oczywistych rzeczy na świecie, a ja… nie do końca wiedziałem, o co w nim chodzi. Pośpiesznie rzuciłem się wtedy na mojego iPhone’a, aby sprawdzić co, to znajomo-, ale mimo wszystko dziwnie-brzmiące słowo, dokładnie oznacza. Zbyt wiele w tamtym momencie się nie dowiedziałem. Wikipedia krzyczała coś o filozofach sprzed dwóch tysięcy lat – przysypiałem z nudów czytając każde kolejne zdanie. Nie mogę powiedzieć, że zakochałem się w stoicyzmie wraz z pierwszą chwilą, w której o nim usłyszałem. Zdecydowanie nie. Odłożyłem ten temat na wysoką półkę.
Z czasem zacząłem słuchać podcastów Radka Budnickiego, który co kilka odcinków przebąkiwał coś o Marku Aureliuszu, Seneca, Epiktecie i innych starożytnych mądralach. Radka tak dobrze mi się słucha, a do tego w każdym odcinku przekazuje on potężną dawkę dobrze oprawionej wiedzy – więc powoli nasiąkałem tym, co miał mi do powiedzenia. Nasiąkałem stoicyzmem, którego Radek sam się uczył. I którym zarażał słuchaczy w każdej kolejnej audycji.
Dwa lata temu, namówiony, już sam nie pamiętam przez kogo, sięgnąłem po moją pierwszą książkę o stoicyzmie. Książkę, która bezpowrotnie odmieniła moje życie: „Stoicyzm na każdy dzień roku: 366 medytacji na temat mądrości i sztuki życia”. Jest to, napisany przez Stephena Hanselmana i Ryana Holidaya, podręcznik, w którym zdanie po zdaniu przetłumaczono na język dzisiejszy to, co 2000 lat temu głosili pierwsi stoicy. Nie jestem tu chyba w stanie opisać, jak bardzo ta książka pomogła mi w ostatnich latach, ile się z niej nauczyłem, ile zrozumiałem. Stoicyzm stał się z czasem dla mnie podręcznikiem fajnego życia, sposobem na wszystko.
Będzie z pewnością jeszcze nie raz chwila, abym opowiedział Ci więcej o stoicyzmie – dziś jednak pędzę dalej, aby dobiec w końcu do wytłumaczenia tytułu dzisiejszego listu.
Od momentu, w którym poważniej zainteresowałem się stoicyzmem, wszystko, co zawierało w sobie nazwę tego nurtu, przyciągało moją uwagę. To chyba zrozumiałe. Oczywiście nie byłbym też sobą, gdybym nie wpisał słowa „stoicyzm” w wyszukiwarce aplikacji w moim iPhonie. Chyba znasz mnie już na tyle, że się temu nie dziwisz, prawda? Wyników takiego wyszukiwania było całkiem sporo. Ludzie próbują zarobić na wszystkim, na czym tylko zarobić się da, więc wykorzystują i ten coraz popularniejszy obecnie temat. Większość aplikacji nie przyciągnęła jednak mojej uwagi – takie tam proste zbieraniny cytatów lub sprytnie zredagowane opisy aplikacji wspomagających medytację. Poza jedną – inną niż wszystkie. Miała czarno-białą, prostą ikonę, zachęcającą i intrygującą nazwę „stoic.” (dokładnie tak pisane – małą literą i z kropką na końcu). Tapnąłem (myszką na komputerze się „klika”, a na telefonie „tapie”, tak?) więc w nią szybko, jakbym się przestraszył, że może mi gdzieś zginąć, i po chwili lektury dość skromnego opisu, zainstalowałem w smartfonie. Aplikacja okazała się połączeniem dziennika, narzędzia do medytacji i zbiorem stoickiej cytatów, ale w bardzo wyjątkowej formie. Opakowana w piękny czarno-biały layout, wypełniona wspaniałymi treściami i ćwiczeniami, a w dodatku w całości po polsku!
I w ten oto sposób dochodzę do wyjaśnienia tematu mojej dzisiejszej wiadomości. „Nie wiem o czym pisać” to nazwa jednego z wielu ćwiczeń aplikacji „stoic.”, które ma pomóc w pisaniu w dzienniku w te trudniejsze dni. Zasada jest bardzo prosta: w momencie, gdy nadchodzi czas pisania, a mi nie przychodzi do głowy nic, o czym mógłbym napisać, siadam i zapisuję tytułowe zdanie:
Nie wiem o czym pisać.
Jeden raz, potem drugi, trzeci, czwarty…
Nie wiem o czym pisać.
Nie wiem o czym pisać.
Nie wiem o czym pisać.
…
I tak do momentu, aż pomysł sam wpadnie do głowy. U mnie zazwyczaj wystarczy kilka linijek…
Zdaję sobie sprawę, że metoda ta przypomina szkolne kary sprzed lat, ale jest zadziwiająco skuteczna. Wiele razy zdarzało się, że siadałem rano czy wieczorem do dziennika (który, nawiasem mówiąc, prowadzę ostatnio właśnie w aplikacji „stoic.”), i nie wiedziałem, co właściwie chcę napisać. Wystarczyło zaledwie kilka minut tego ćwiczenia i temat sam wypływał. Okazuje się, że wystarczy zacząć pisać, aby wprowadzić się w stan „wypluwania” z siebie myśli i… kolejne tematy same się pojawiają.
To tylko jedno z wielu ćwiczeń aplikacji „stoic.” – którą bardzo polecam Ci wypróbować. Znajdziesz ją w sklepie z aplikacjami dla iPhona oraz w tym dla urządzań z Androidem. Co ciekawe, aplikację można ustawić tak, aby zamiast cytatów stoików, pokazywała treści związane z buddyzmem albo chrześcijaństwem. Myślę, że szczególnie ta druga opcja może dla wielu okazać się kusząca.
Mam też pytanie do Ciebie: Prowadzisz dziennik? Dlaczego tak? Albo, dlaczego nie? Po prostu kliknij „odpowiedz” i do mnie napisz 🙂.
Ps. Nagraliśmy już z Piotrkiem 23 odcinki 🐽 PiG Podcastu i całkiem niedawno ukazał się odcinek, który bardzo długo będzie moim ulubionym. Rozmawiamy w nim o minimalizmie. Jeżeli choć trochę interesuje Cię ten temat, zachęcam do przesłuchania naszej rozmowy.