Tag: czas

  • bilet miesięczny

    Od kilku lat słowo „zmiana” często mi towarzyszy. Wiele razy opowiadałem tu, na blogu, na przykład o rzuceniu palenia. Ta jedna z pierwszych większych zmian, była wręcz punktem zwrotnym w moim życiu. Jednak przez te wszystkie lata, było ich sporo więcej: od założenia bloga, po rozpoczęcie podcastu, zmiany diety, treningi, lekcje tańca, po wiele, wiele innych.

    Pomyślałem jednak dzisiaj o innej zmianie, o której chciałbym wspomnieć. Zmianie, która może wydawać się nieco mniejsza, ale z pewnością jest mocno symboliczna, i bardzo pomaga mi w codziennym podejmowaniu właściwych decyzji. A chodzi o… zakup biletu miesięcznego na komunikację miejską.

    Samochód przez lata był powodem tego, że niewiele się ruszałem. Albo raczej pretekstem do tego, by się nie ruszać. Woził mnie wszędzie skurczybyk, powoli, ale bardzo skutecznie przyczyniając się do zakodowania w mojej głowie tej destrukcyjnej myśli: nogi służą człowiekowi do wciskania pedałów w samochodzie, nie do poruszania się.

    Proces zmiany takiego myślenie trwał u mnie dość długo. W końcu podróżowanie – a używając tego słowa mam również na myśli wyprawy na zakupy czy do pracy – wydaje się tak bardzo łatwiejsze, gdy mamy do dyspozycji cztery kółka, które nas wszędzie zawiozą.

    Właśnie… „łatwiejsze”. Chyba lepiej nawet użyć słowa „wygodniejsze”.

    Jednak wygoda nie zawsze idzie w parze z korzyściami dla zdrowia i samopoczucia. Zrozumienie tego faktu i decyzja o zakupie (pierwszego) biletu miesięcznego na komunikację miejską, zamiast codziennego korzystania z samochodu, stało się dla mnie symbolem zmiany podejścia do własnego zdrowia i aktywności fizycznej. Ta drobna zmiana jednocześnie otworzyła i uwolniła moją głowę od wielu ograniczeń. Sam fakt, że nie ciągnę za sobą tego bagażu, który trzeba zaparkować, zatankować, umyć, odkurzyć, o który trzeba się martwić, by nie został zarysowany, uszkodzony, czy skradziony – jest mocno uwalniający. Jednak korzyści jest tak wiele więcej:

    • Oszczędność pieniędzy. Nie namawiam Cię do całkowitego pozbycia się samochodu (choć nie twierdzę, że nie byłoby to ciekawym rozwiązaniem), to zachęcam do ograniczenia jego używania. Choć nie znikają wtedy koszty związane z ubezpieczeniem, czy przeglądami, ale zdecydowanie rzadziej wymagane jest tankowanie, naprawy, czy koszty parkowania „na mieście”. A z czasem może się również okazać, że tak naprawdę nie wcale nie potrzeba mieć aż tak drogiego samochodu, jaki do tej pory wydawało się, że warto mieć.
    • Podróżowanie komunikacją miejską przyczynia się do zmniejszenia ruchu na drogach i emisji spalin, co poprawia jakość powietrza i zmniejsza negatywny wpływ na środowisko. Tak, wiem, oklepany slogan. Ale to przecież najświętsza prawda! 🙂
    • Podróżowanie komunikacją miejską to również… czas! Poruszanie się autobusem daje możliwość lepszego wykorzystania go w trakcie podróżowania. Nie trzeba skupiać się na prowadzeniu samochodu, a można np. poczytać książkę, porozmawiać przez telefon ze znajomymi lub po prostu odpocząć. Jadąc autobusem do pracy, znajdziesz czas na przeczytanie książki, posłuchanie audiobooka lub podcastu. Możesz ten czas wykorzystać również na skupieniu i pracy ze swoim oddechem – a więc medytacji. Przyda się tu zakup małego, lekkiego czytnika ebooków, i można jeździć!
    • Jeżeli mieszkasz w dużym mieście – choć pewnie tych mniejszych również to może dotyczyć – komunikacja miejska pomoże Ci również odzyskać część ulatującego czasu za sprawą o wiele szybszego podróżowania po zatłoczonych ulicach. Autobusy mają często wydzielone specjalne pasy, by nie stały w korkach, metro i tramwaje również nie muszą stać w długich, miejskich kolejkach. Choć może, gdy tylko polubisz się z komunikacją miejską – tak jak mnie – zawsze będzie Ci brakowało jeszcze kilku dodatkowych minut podróż na dokończenie kolejnego rozdziału książki, czy odcinka ulubionego podcastu.
    • Być może wydaje Ci się, że podróżowanie własnym samochodem jest pewniejszym rozwiązaniem – w końcu można wszędzie dojechać, nawet gdy coś się akurat dzieje na drodze. Na przykład, w przypadku ogromnych opadów śniegu, deszczu, czy jakiegoś rodzaju awarii. Pamiętaj jednak, że samochody poruszają się po tych samochodach (zalanych, czy zasypanych) drogach, co autobusy. Jednak różnica polega na tym, że w przypadku gdy coś się wydarzy, raczej nie porzucisz swojego samochodu, by kontynuować swoją podróż w inny sposób, co oczywiście możesz zrobić podróżując komunikacją miejską. Gdy coś się zepsuje, to nie będzie na Twojej głowie. To ograniczenie odpowiedzialności było właśnie jedną z najbardziej uwalniających elementów zmiany, którą dziś opisuję.
    • I na koniec, krótko, podróżowanie autobusami jest bezpieczniejsze, niż swoim własnym samochodem. Z danych statystycznych wynika, że w Polsce więcej osób ginie w wypadkach samochodowych niż w wypadkach komunikacji miejskiej.

    Wszystko to składa się na obraz zmiany, która, choć na pierwszy rzut ok może wydawać się malutka, w rzeczywistości przynosi ogrom korzyści. Nie tylko pomogła mi w codziennych, drobnych sprawach, ale stała się także motorem dla zmiany globalnej – przyczyniła się do poprawy mojego zdrowia oraz… samopoczucia. Zrozumiałem, że wygoda nie zawsze jest najważniejsza, a i częściej myliłem ją ze zwykłym przyzwyczajeniem.

    Zmiana te stała się również kolejnym symbolem innego podejścia do życia, deklaracją – czymś, co jest niezwykłe istotne w budowaniu. Była kolejną cegiełką w zwiększaniu aktywności fizycznej w moim życiu. Otworzyła moją głowę na nowe możliwości i uwolniła od wielu ograniczeń. Zmiana, która pomogła mi zrozumieć, że czasami warto zrobić coś, co na początku może wydawać się nielogiczne, trudne, może niewygodne, ale w dłuższej perspektywie nabiera ogromnego sensu. I słowo „wygoda” nabiera zupełnie innego znaczenia.

    Zachęcam Cię do poszukiwania takich małych zmian, które mogą przynieść wiele korzyści. Może to być coś tak prostego, jak zakup biletu miesięcznego na komunikację miejską, ale może to być także coś innego, co pomoże Ci poprawić Twoje zdrowie, samopoczucie, a nawet jakość życia. Pamiętaj, że zmiana zaczyna się od małych kroków, a każdy krok, nawet najmniejszy, może być krokiem w dobrym kierunku.

  • strategia trzech godzin w procesie odnajdywania swojej pasji

    Szukaliśmy ostatnio z Piotrem w 🐽 PiG Podcaście sposobu na odkrycie swojego wymarzonego hobby. Już po nagraniu odcinka, trafiłem na blogu Edyty Zając na bardzo fajny sposób poszukiwań ulubionego dla siebie zajęcia. Edyta nazwała to strategią trzech godzin i myślę, że to może być ciekawy sposób na zaspokojenie wewnętrznych potrzeb związanych z kreatywnością, niezależnie od tego, czy poszukujesz swojej życiowej pasji, czy nie. Strategia ta, jak sama nazwa wskazuje, polega na zarezerwowaniu sobie trzech godzin, i wykorzystaniu każdej z nich na rozwój nieco innego obszaru, pobudzanie innych zmysłów:

    godzina piękna – to czas, w którym wychodzisz ze świata, w którym rządzi umysł, emocje i cała Twoja codzienna praca. Najczęściej to porządny, męczący trening i czas na zatrzymanie się, zauważenie swojego ciała, sygnałów, jakie wysyła.⁣⁣⁣ To zauważenie tego, co dzieje się z Twoim ciałem.
    godzina ekscytacji – to chwila, którą wypełniać ma energia. Idealnie byłoby, gdybyś wtedy zajmowała się czymś nowym, nieznanym. Czasem wystarczy jeśli odstawisz na bok obowiązki i spędzisz beztroski czas robiąc coś nowego.
    godzina spokoju – to czas samotności i ciszy, które ładują Twoje baterie. Daj sobie taką chwilę wieczorem – regeneracja, zapiski w dzienniku, oczyszczanie myśli – to jest nie do przecenienia.)

    Jeżeli nie wiesz, od czego zacząć poszukiwania, jeżeli nie wiesz, co lubisz, być może sposób Edyty otworzy Ci oczy. Myślę, że nawet jeżeli masz już swoje hobby, to stworzenie sobie – na przykład raz w tygodniu, czy miesiącu – takiego bloku składającego się z godziny piękna, godziny ekscytacji i godziny spokoju, może być bardzo pożyteczne. Te trzy, proste elementy, zaspokajają w końcu potrzeby, które posiada każdy z nas.

    Cały artykuł na edytazajac.pl

  • Uwiązane nawyki

    Obiecałem sobie jakiś czas temu, że będę do Ciebie pisał list w każdy wtorek. Właściwie to zazwyczaj piszę go wcześniej – w poniedziałki, gdy zawożę córkę na lekcje tańca i mam prawie półtorej godziny na przeanalizowanie ostatnich dni, wyciągnięcie wniosków i spisanie tego wszystkiego w wiadomości do Ciebie, we wtorek jedynie go wysyłam. Dzisiaj jest wtorek – a ja jestem bez listu do wysłania. W związku z obostrzeniami wprowadzonymi w całym kraju nie mogłem usiąść w ulubionej kawiarni przy filiżance przepysznej herbaty i napisać tego, co mi siedzi w głowie. Moje stałe miejsce, w którym spędzam poniedziałkowe popołudnia, jest zamknięte i zamiast pisać, zwyczajnie zmarnowałem te półtorej godziny.

    Wyłapałem ostatnio bardzo ważne zdanie w jednym z podcastów, które słucham – aby nauczyć się oddzielać nawyki od miejsc, czasu i rzeczy. Od razu zwróciłem uwagę na tę myśl, jednak potrzebowałem chwili, aby uzmysłowić sobie jej wagę. Moje nawyki są w większości bardzo mocno przywiązane do miejsc, czasu i rzeczy. I gdy tylko zmieniam choć jeden z tych elementów pobocznych, nawyk zaczyna zanikać. Znalazłem całkiem sporo takich przypadków:

    • Mój cotygodniowy przegląd (weekly review) wykonuję zazwyczaj w niedzielne popołudnia, na ławce w parku, z użyciem iPada. To bardzo mocne przywiązanie. Wystarczy gorsza pogoda, nienaładowany iPad, czy obiad u teściowej – i z przeglądu nici. Bardzo rzadko udaje mi się oddzielić ten, jakże ważny dla mnie nawyk, od miejsca, czasu czy nawet urządzenia, które w jego wypełnieniu mi pomaga. A idzie zima i o dobrą pogodę będzie coraz trudniej.

    • Biegam rano i/lub wieczorem – zawsze ze słuchawkami na uszach, zazwyczaj słuchając podcastu albo muzyki. Wybieram te same trasy, co jakiś czas powiększając je jedynie o dodatkowe pół kilometra. Gdy tydzień temu spędziłem kilka dni poza domem, na sześć możliwych wyjść na pobieganie, biegałem tylko raz. Był to jednocześnie mój najkrótszy dystans w tym miesiącu.
    • Poranne planowanie dnia odbywa się u mnie zawsze w ten sam sposób: godzina 5 rano, kanapa, kawa, iPad, słuchawki, muzyka (ta sama playlista). Wystarczy zmiana choć jednej z tych rzeczy i nici z przygotowania dnia – a to niestety zdarza się dość często.
    • W marcu tego roku, gdy do Polski zawitał koronawirus, postanowiłem kupić do domu mały rowerek treningowy. Był to również czas, kiedy zaczęliśmy w domu oglądać codziennie w telewizji wieczorne informacje z kraju i ze świata (aby wiedzieć choć trochę, co się dzieje) i te dwa nawyki pięknie się ze sobą połączyły. Zamiast siedzieć na kanapie, mogłem te pół godziny jechać na domowym rowerku i jednocześnie spoglądać co wydarzyło się tego dnia na świecie. Szybko jednak przypomniałem sobie, jak destrukcyjne jest oglądanie żerujących na emocjach wiadomości (niezależnie od kanału, na którym je oglądaliśmy) i szybko zrezygnowałem z takiej formy spędzania czasu. Chyba domyślasz się, co w takiej sytuacji stało się z moim nawykiem jazdy na rowerze treningowym?
    • Napisałem też na początku o tym kiedy piszę do Ciebie te wiadomości – to kolejne silne osadzenia nawyku w czasie i miejscu. Nawet brak herbaty może spowodować, że nie powstanie kolejny list.

    Podobnych sytuacji mógłbym wypisać znacznie więcej. Tak często przywiązuję nawyki do miejsc, sytuacji czy rzeczy. A to spory błąd. Od kiedy sobie uświadomiłem mechanizm takiego przywiązania, staram się go zmieniać. Dlatego tym razem nie piszę w poniedziałek. I choć czuję lekki dyskomfort z tym związany – wiem, że wcale nie jestem spóźniony (wbrew temu, co chwilami podpowiada mi głowa). Po prostu oderwałem ten nawyk od czasu i miejsca, a to pewnego rodzaju wyjście ze strefy komfortu. Z innymi spróbuję zrobić to samo. Być może dzięki tej zmianie, uda mi się zbudować i utrzymać kilka nawyków więcej.

    Domyślasz się pewnie, jakie mam dzisiaj pytanie do Ciebie: Które z Twoich nawyków są silnie związane z miejscem, czasem czy rzeczami?

    Ps. Wspomniałem o wyjściu ze strefy komfortu – będzie to temat najnowszego odcinka 🐽 PiG Podcastu – audycji o produktywności i budowaniu lepszego życia, który razem z Piotrem Szostakiem nagrywamy i publikujemy w każdą środę. A przynajmniej staramy się dotrzymywać tego terminu! 🙂 W odcinku z poprzedniego tygodnia rozmawiamy o 7 nawykach skutecznego działania – wspanialej idei, wymyślonej i opisanej przez Stephena Coveya. Zapraszam Cię bardzo serdecznie do posłuchania naszej rozmowy. Link znajdziesz tutaj. I nie zapomnij zajrzeć tam również jutro – nasza rozmowa o wychodzeniu ze strefy komfortu ukaże się już w środę, 28 października 🙂.

  • #62 Morning Pages. Nie marnuj mojego czasu

    Od kiedy uświadomiłem sobie, że mój czas tutaj na ziemi jest mocno ograniczony, jak z resztą każdego z nas, bardzo denerwuje mnie, gdy ktoś mi go marnuje. A jeszcze bardziej, gdy sam to sobie robię. Staram się przeliczać każdy dzień, godzinę, minutę, które minęły – zastanawiać się, czy warto było spędzać ją na tym, co właśnie zrobiłem? Czy mogłem wykorzystać je lepiej? Czy pisanie i nagrywanie morning pages ma sens? Czy zajmowanie się blogiem to mądre zajęcie? Praca? Wyjście na rolki, basen? Jak oceniać co warto robić a czego unikać? Od czego wręcz uciekać? Moja metoda jest taka, aby każde wykonywane zajęcie uzasadnić, zapytać samego siebie o jego cel, co nam daje? Jeżeli masz dobrze poukładane w głowie – to wystarczy.

  • #59 Morning Pages. Wakacje

    Kończy się kolejny sezon, wakacje za pasem, idzie taki bardzo długi weekend – to trochę tak, jakby właśnie kończył się rok. Dla wielu nadchodzi czas odpoczynku, dla niektórych planowania, być może przemyśleń. Dla mnie to chyba najważniejszy okres, gdy podejmuję decyzje dotyczące przyszłości, rozpoczynam nowe rzeczy. W końcu to w wakacje rzuciłem palenie, opublikowałem pierwszy wpis na blogu… A w głowie już kłębią się kolejne rzeczy. Czekają tylko na uporządkowanie. Lato to ważny czas. 

    Ale co mają teraz zrobić Ci, którzy przez totalny bałagan w życiu zorientują się zaraz, że znowu zaspali? Że minął kolejny rok, a oni nadal nie wiedzą w którą stronę iść? Znam takie osoby. Dla nich to szok, obudzić się i nie wiedzieć co dalej, co ze sobą zrobić. I jedyną nadzieją jest to, że te upragnione, wyczekane wakacje szybko się skończą i będą mogli powrócić do swojej bezsensownej i znienawidzonej gonitwy.

  • #27 Morning Pages. Ciekawe czasy

    Fajnie jest żyć w tak ciekawych czasach. Obserwować jak rodzi się tak wiele rzeczy – bo niewątpliwie są to czasy, w których powstaje coraz więcej. I choć domyślam się, że po latach, dzień dzisiejszym nie będzie wyróżniał się niczym szczególnym, to jednak przyjemne to uczucie, myśleć, że żyjemy w czasach przełomowych. Będąc jednak tylko małą kropką w całej książce historii ludzkości, ciężko jest oczekiwać, że łączysz coś więcej niż tylko dwa krótkie zdania. Domyślam się, że za sto lat, dzień dzisiejszy będzie wręcz tą nudną kartą całego biegu ludzkości. Z wieloma nic nie znaczącymi latami. Dla mnie jednak to jest ten czas, ten moment. Drugiej szansy nie będzie.

  • 🌱 morning pages – maraton

    Znam wiele osób, które robiąc cokolwiek nowego, oczekują natychmiastowych efektów. Ja sam taki byłem.

    Nawet tworząc bloga, po cichu spodziewałem się szybkiego sukcesu. Oczywiście tak się nie stało. Na wszystko potrzeba czasu, niektórych rzeczy po prostu nie da się przyspieszyć i, co ważniejsze, nie powinniśmy nawet próbować. To najczęściej droga do naszego celu sprawia, że jesteśmy na niego gotowi. Życie to maraton a nie sprint. A podczas maratonu nie da się oszukać. Trzeba być za to przygotowanym, skupionym i z rozwagą pokonywać kolejne przeszkody. Stawiając pierwszy, i każdy kolejny krok, trzeba pamiętać, że nie jest on ostatni i musimy mieć siłę na kolejne ich tysiące.

  • nie spiesz się, nie oszukuj, skutecznie osiągnij cel

    Jeżeli regularnie uprawiasz sport, to wiesz że pewnych etapów określonego planu nie da się przyspieszyć, przeskoczyć czy ominąć. Próby oszukiwania czasu i swojego organizmu często kończą się przykrą kontuzją. Niezwykle istotne jest, aby przygodę ze spotrem dokłądnie zaplanować. Początkującym biegaczom zaleca się stopniowe przyzwyczajanie organizmu do tego typu wysiłku poprzez regularne, długie spacery. Przywyknąć muszą przecież nie tylko nasze mięśnie, stawy czy kości, ale i umysł. Odpowiedzialny sportowiec wie, że odpowiedni plan to podstawa dobrego treningu. Planowanie dotyczy oczywiście każdego jednego biegu czy ćwiczenia, które masz zamiar wykonać. Jeżeli podczas biegania wyznaczasz sobie małe cele, na przykład określony dystans do przebiegnięcia, wiesz że od samego początku musisz planować całą trasę i nie możesz zacząć od zbyt mocnego startu. Do sukcesu dochodzi się małymi kroczkami. Jeżeli wyznaczysz sobie drobny cel, na przykład określony dystans do przebiegnięcia, nie zniechęcisz się zbyt szybko i nie zaczniesz od zbyt mocnego startu. Sił musi wystarczyć do samego końca. Wiesz również że przed biegiem potrzebujesz rozgrzewki – bez niej możesz nie ukończyć biegu. Wszystko to składa się na plan – w tym przypadku treningowy. A każdy jego punkt jest na wagę złota.

    Sport jest idealnym przykładem tego jak ważne jest planowanie i co może się stać gdy spróbujesz pominąć etap przygotowań. Z łatwością wyobrazisz sobie, jakie mogą być konsekwencje przeskoczenia jednego czy dwóch punktów wyznaczonego planu. Droga na skróty może okazać się drogą do urazu, a w konsekwencji porażki. Jeżeli chcesz schudnąć, nie zrobisz tego w tydzień. Zaczynasz od przygotowania diety rozłożonej na długie tygodnie, a czasem i miesiące. Doskonale wiesz, że musisz konsekwentnie trzymać się wyznaczonego planu aby dieta przyniosła efekty. Każdego dnia musisz walczyć z samym sobą aby zrealizować kolejną część Twojego planu. Możesz próbować oszukiwać – są przecież różne fat burnery, suplementy… Przez pewien czas mogą dawać Ci złudne poczucie, że szybciej chudniesz czy mniej się męczysz. Jaką masz jednak pewność, że substancje czynne które mają w swoim składzie, nie zniszczą Twojego zdrowia?

    Przykładów mógłbym podać wiele ale myślę, że wiesz co chcę Ci przekazać. Droga do sukcesu to maraton a nie sprint. Musisz więc biec spokojnie i rozłożyć siły na całą trasę. Pośpiech często sprawia, że nadajesz zbyt wysokie tempo i przychodzi moment gdy brakuje sił – wtedy rezygnujesz.

    Najważniejsze, abyś na samym początku przyjął realny do wykonania plan i trzymał się go, nie próbując spieszyć się i oszukiwać. Jedynie taka droga doprowadzi Cię do upragnionego celu.

    Zdarza Ci się oszukiwać samego siebie? Nie musisz odpowiadać, ja i tak znam odpowiedź. To ludzka rzecz i nawet najlepszym z nas zdarzają się chwile słabości. Ważne jest, aby umieć dostrzec własne błędy i potrafić z nimi walczyć. Nikt z nas nie idzie wyznaczoną do celu drogą bez zbaczania z kursu. Bo i nikt z nas nie jest idealny. Gdy zdasz sobie z tego sprawę – znajdziesz drogę powrotu na właściwą ścieżkę. Powodzenia w szczerej rozmowie z samym sobą!