Czas zajrzeń do naszych plecaków, toreb, torebek i biurek. To jeden z krótszych ostatnio odcinków, ale za to wypełniony sprzętem i technologicznymi gadżetami związanymi z przemieszczaniem się i pracą.
W tym odcinku opowiadamy z Piotrkiem, co mamy w biurkach oraz co nosimy w plecakach i torbach, gdy wybieramy się do pracy. To ciekawe, jak różne mamy podejścia nie tylko do tego, co ze sobą zabieramy, ale też do tego, jak o tym opowiadamy i jak podchodzimy do rzeczy, które ze sobą nosimy.
Smartfon, według wielu badań jedno z naszych najbardziej intymnych i skrywanych przed innymi miejsc. Wielu ludzi niechętnie dzieli się zawartością ekranu swojego smartfona i niezbyt otwarcie mówi o aplikacjach, jakich używa na co dzień. A my idziemy w tym odcinku na przekór temu wszystkiemu i dzielimy się tym, co mamy na telefonach. Opowiadamy o naszych telefonach, o ulubionych aplikacjach i różnych doświadczeniach z nimi. Mówimy też, do czego najczęściej wykorzystujemy nasze telefony.
Do tego po raz kolejny, wychodzi na światło dzienne coś, co nas najbardziej różni, czyli podejście do technologii.
Gry jako sposób na pozbycie się stresu? Tak! I piszę to, pomimo faktu, że staram się omijać je szerokim łukiem. Po części dlatego, że wiem jak bardzo są skuteczne w odwracaniu uwagi od codziennych spraw. Preferuję inne formy spędzania wolnego czasu. Znalazły się jednak w mojej biblioteczce z aplikacjami pozycje, które chciałbym Wam polecić – właśnie z kategorii gry. Zabrały one kilka cennych godzin mojego życia i nie żałuję żadnej z nich!
Limbo
Kto lubi chodzić do kina ręka w górę. Ja uwielbiam. A pierwsza z gier, które dla Ciebie wybrałem jest jak najlepszy film w kinie.
Zazwyczaj nie szukam i nie instaluję gier na iPhonie – przeciwnie, unikam ich. Nie przeglądam zakładki „gry” w App Store, nie patrzę na nowe promocje tych pozycji, nie słucham recenzji. Totalnie nie mam więc pojęcia co skłoniło mnie do instalacji Limbo – być może ciekawa ikona, przypadkowo obejrzany film promocyjny w App Store? Faktem jest, że zainstalowałem Limbo i… zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Jej, jak ta gra jest dobrze zrobiona! Przepiękna, z doskonałym klimatem. Każdy dźwięk, obraz, postać, animacja, fabuła.. wszystko pasuje. Jak w najlepszych filmach Mela Gibsona. Gra okazała się wielkim sukcesem (na moim iPhonie) i wiele razy pozwoliła zapomnieć (się) na dłuższą chwilę o codziennych problemach.
Przygotowując się do tego wpisu, szukałem w internecie, co właściwie oznacza słowo „Limbo”. Odpowiedź znalazłem w serwisie Gry Online i nieco mnie ona zaskoczyła. Pasuje jednak jak ulał 🙂
Limbo: w teologii katolickiej otchłań, pustka, będąca częścią piekła, w której przebywają dusze osób zmarłych przed ukrzyżowaniem Jezusa i dzieci, które zmarły przed przyjęciem chrztu.
I niech zachętą do wypróbowania będzie dalsza część recenzji gry:
Uruchamiając po raz pierwszy Limbo, mniej więcej wiedziałem, czego się spodziewać, jednak nie byłem przygotowany na aż tak ciężki i brutalny klimat gry. Czarno-biała tonacja, pulsująca czerń w rogach ekranu, niczym na podniszczonej taśmie celuloidowej, rozmyte plany, czarna postać dziecka z odcinającą się od reszty ciała bielą oczu, niemal całkowity brak muzyki. Jedynie ciemny las i wydobywające się z głośników ambientowe dźwięki. Żadnego wprowadzenia, żadnego wyjaśnienia przyczyn znalezienia się w tym nieprzyjaznym i nieprzyjemnym miejscu. Po prostu jestem.
Powyższy opis bardzo dobrze oddaje klimat całej gry. A ja uzupełnię go jeszcze trailerem:
Musisz sprawdzić Limbo! I koniecznie napisz mi w komentarzach o swoich wrażeniach.
PLAYDEAD’s Inside
Nie wiem jaki mechanizm zadziałał na mnie w momencie, gdy instalowałem Limbo, ale bardzo podobna rzecz stała wiele miesięcy póżniej, gdy instalowałem Inside. Jakie było moje zdziwienie, gdy zorientowałem się (po dłuższej chwili), że mam do czynienia z grą firmy Playdead – czyli tej samej, która wcześniej zrobiła Limbo!
Na 10 trylionów gier w App Store, zainstalowałem drugą z nich.
W tym przypadku istotny był jeszcze jeden element: marzyłem, by znaleźć grę tak dobrą jak Limbo. Z podobnym klimatem, jakością wykonania, muzyką, fabułą… I w jakiś dziwny sposób udało się. Przypadek? Chyba nie. Playdead’s Inside pod wieloma względami jest podobna do Limbo. Z pewnością tak samo zachwyca, trzyma w napięciu i zaskakuje. Zadania przed jakimi staje główny bohater są ciekawe i nie zawsze oczywiste. Gra wymaga uwagi, refleksu a często i sprytu. Po skończeniu całej gry czułem jeszcze większy niedosyt niż po Limbo.
W Inside przenosimy się do świata, który przywodzi na myśl sceny opisane w „1984” lub innych dystopijnych tytułach. Widzimy więc szare, wysokie budowle, żołnierzy strzelających do bezbronnych cywilów, a także ogromne obiekty przemysłowe. Nie oznacza to jednak, że duńscy deweloperzy zrezygnowali z elementów fantastycznych. Te są obecne i świetnie wpisują się w klimat gry.
To początek recenzji Jacka Zięby z MyApple. Jeżeli polubiłeś Limbo, z pewnością tak jak ja zakochasz się w Inside.
Duńska firma Playdead już dawno dołączyła do grona tych, na których nowe produkty czekam z niecierpliwością. Na chwilę obecną, gra nie jest niestety dostępna dla smartfonów z Androidem. Jeżeli jednak jesteś posiadaczem iPhona – do dzieła!
Memorando
Kolejna pozycja na mojej liście jest totalnie inna od wcześniejszych dwóch. Nie ma fabuły, mrocznych postaci, pięknych scenerii, czy nastrojowej muzyki. Ma za to przesłanie od autorów: „Sprawny umysł zapewnia lepsze życie”.
Memorando – nie jest typową grą, ale zestawem wielu krótkich gier, które pomogą nie tylko się odprężyć, ale również poprawić funkcjonowanie Twojego mózgu. Memorando to zestaw gier do treningu umysłu. Znajdziesz tu szereg prostych (hmm… nie zawsze takich prostych) zadań, które mogą zarówno postawić Cię na nogi, jak i pozbyć się nadmiaru stresu po ciężkim dniu.
Przy pierwszym uruchomieniu, otrzymasz do wypełnienia krótki test. Ma on na celu ustalenie czego właściwie oczekujesz od aplikacji, które elementy funkcjonowania Twojego mózgu chciałbyś poprawić. Następnie aplikacja dobierze odpowiedni dla Ciebie indywidualny plan treningowy.
Gry są różne. Ale z pewnością każda z nich wymaga pewnego wysiłku umysłowego. Zaczynasz zawsze od poziomu łatwego, stopniowo przechodząc do coraz trudniejszych etapów. Dzięki temu z każdym dniem będziesz czuł wyraźny postęp. Zapamiętywanie stanie się łatwiejsze, a kojarzenie faktów szybsze.
Po wykonaniu dziennej dawki ćwiczeń, warto również wykonać, dostępne w aplikacji, ćwiczenie relaksacyjne. Dzięki temu Twój umysł odpocznie po wcześniejszych, wymagających wytężonej pracy, zadaniach.
Co jakiś czas otrzymasz możliwość wykonania tak zwanego Testu Umysłu. Dzięki niemu sprawdzisz jakie robisz postępy z aplikacją. Każdy kolejny wynik (punkty BQ) porównasz z wcześniejszym oraz poziomem przeciętnego użytkownika Memorando.
W aplikacji możesz zdefiniować swoje tygodniowe cele – liczbę dni w tygodniu, w których będziesz ćwiczyć umysł, oraz liczbę dni w których wysłuchasz relaksacyjnych sesji dźwiękowych.
Memorando oferuje bezpłatny oraz płatny dostęp. W wersji darmowej mamy do dyspozycji ograniczoną liczbę gier i funkcjonalności. Dla mnie – to w zupełności wystarcza. Jeżeli jednak uznasz, że chcesz więcej – Memorando jest bardzo przystępne cenowo w porównaniu do innych aplikacji tego typu.
Aplikacja dostępna jest w całości po Polsku, co znacznie ułatwia obsługę i rozwiązywanie dostępnych zadań.
Alto’s Adventure
Na koniec jeszcze jedna pozycja w mojej biblioteczce. Relaksująca, przepięknie wydana gra studia Snowman o przygodach pasterza-snowboardzisty – Alto’s Adventures.
Głównym jej atutem jest wspaniała oprawa graficzna i dźwiękowa. Gra sama w sobie nie jest ani bardzo wciągająca, ani angażująca (już słyszę sprzeciw wielu z Was), jednak efekty dźwiękowe i wizualne sprawiają, że często uruchamiam ją i odkładam telefon na bok – tylko po to, aby usłyszeć w słuchawkach przepiękną muzykę i odgłosy padającego deszczu czy śpiewu ptaków. Pod tym kątem Alto’s Adventures to prawdziwe arcydzieło. Gdy dołożę do tego cudowną grafikę – audiowizualna perełka.
Gra ma bardzo proste zasady. Alto jest pasterzem, który na desce snowboardowej podąża przez góry w poszukiwaniu swoich lam. Musi jedynie przeskakiwać napotkane po drodze przeszkody. To tyle jeżeli chodzi o fabułę 🙂
Mamy do dyspozycji dwa tryby: normalny i ZEN. Pierwszy z nich polega na pokonaniu jak najdłuższej trasy, osiąganiu kolejnych poziomów poprzez wykonywanie zadań i zebraniu określonej liczby lam. Gdy Alto się przewróci – gra się kończy. I gdyby twórcy udostępnili tylko ten jeden tryb – Alto’s Adventures z pewnością zniknęła by z mojego iPhona już po pierwszych pięciu minutach od uruchomienia. Na szczęście dostępny jest również wariant ZEN, czyli trym relaksacyjny. Nie ma tu ani poziomów, ani zadań, a Alto po przewróceniu się, wstaje i jedzie dalej. Wyłączony został element rywalizacji – pozostała niekończąca się przyjemność, przepiękna muzyka i nastrojowe krajobrazy.
Do obsługi gry wystarczy jeden palec – poprzez dotknięcie ekranu sprawiamy, że Alto podskakuje i pokonuje w ten sposób przeszkody albo wykonuje akrobacje.
Sam zobacz:
Przepiękne obrazy i wspaniała muzyka – te dwa elementy sprawiły, że Alto’s Adventures trafił i (co ważniejsze) pozostał w moim iPhonie na stałe. Polecam Wam spróbować.
To tyle na dziś. Cztery pozycje w kategorii gry, które często pomagają mi pokonać codzienne problemy i stres. Pozwalają odprężyć się i zrelaksować. Mam nadzieję, że pomogą i Tobie. A może zechcesz dołożyć do mojej listy jeszcze jedną grę? Pole „komentarze” czeka właśnie na Ciebie 🙂 Zachęcam Cię również abyś dopisał się do mojej listy na którą wysyłam newsletter. Dzięki temu pozostaniemy w kontakcie!
Czytanie jest domeną ludzkości. Rozrywką i wiedzą. Przyjemnością. Zaniedbaną i niedocenianą?
Jak wynika z raportu Biblioteki Narodowej, stan czytelnictwa w Polsce z roku na rok, jest na coraz niższym, coraz bardziej żenującym poziomie. Na początku wieku, ponad połowa z nas czytała więcej niż jedną książkę rocznie, a prawie jedna czwarta – nie mniej niż siedem. Dzisiaj niewiele ponad 1/3 Polaków w ciągu całego roku sięga po jedną książkę, tylko co dziesiąty z nas przeczyta ich 7 lub więcej. (AKTUALIZACJA: na stronie Biblioteki Narodowej ukazała się zapowiedź raportu dotyczącego czytelnictwa w 2017 roku. Dane są bardzo podobne do tych z przed roku. Pełny raport dostępny będzie w maju 2108 roku.)
Z drugiej strony, pomimo słabych wyników czytelnictwa, rynek wydawniczy w Polsce rozwija się w całkiem nieźle. Jeszcze 15 lat temu, liczba wydawanych rocznie tytułów była na poziomie ok. 20 tys., dzisiaj jest to już prawie 35 tys. Gdzie więc leży problem?
Arnaud Nourry, CEO Hachette Live Group – jednego z największych wydawnictw we Francji – w wywiadzie dla portalu scroll.in stwierdził, że przyczyną słabego poziomu czytelnictwa oraz wszelkich problemów branży wydawniczej są ebooki. Według niego są one niezbyt udanym produktem ukazującym wręcz nieudolność wydawnictw, które nie potrafiły wykorzystać początków cyfrowej ery. Nourry uważa, że tanie ebooki są powodem problemów rynku wydawniczego i zabijają nie tylko infrastrukturę wydawniczą, ale także księgarnie, supermarkety oraz przychody autorów. Co więcej – Nourry twierdzi, że większość czytelników nie przekona się do elektronicznych książek.
Ebook to głupi produkt. To dokładnie to samo, co papier, tylko elektroniczny. Nie ma w nim nic kreatywnego, ulepszonego i brakuje mu rzeczywistego cyfrowego doświadczenia. Jako wydawcy, nie spisaliśmy się dobrze. Próbowaliśmy ulepszonych ebooków – nie zadziałało. Próbowaliśmy aplikacji, witryn z treścią – odnieśliśmy może ze dwa sukcesy, pośród setek porażek. Mówię o całej branży. Nie udało nam się. (…) Wydawcy i redaktorzy przyzwyczajeni są do tworzenia projektów na płaskiej stronie. Nie znają potencjału technologii 3D i formatów cyfrowych.
W opozycyjny sposób podchodzi do tematu Krzysztof Zemczak, z portalu eCzytelnik – jego komentarz jest z pewnością warty uwagi:
Wyczuwam tutaj małe kombinacje i próby ulepszenia czegoś, co działa dobrze, w sposób, który nie interesuje aktualnych eCzytelników – czy chodzi tutaj o przegapienie swojej szansy? (…) Książki elektroniczne mają więcej zalet, niż Nourry’emu się wydaje. I właśnie ebooki w takiej formie, z jaką obcujemy w dniu dzisiejszym, ludzi do nich przekonuje i dlatego możemy mówić o chociaż tych 20% rynku książki na zachodzie, a nie 2%. (…)
O eCzytelnictwie jest coraz głośniej, a rynek ebooków wciąż się rozwija. Ludzie coraz chętniej czytają w tej formie, zatem nie możemy mówić o stagnacji lub o spadku jej popularności.
Kto ma rację? W całym „sporze” to chyba właśnie Krzysztof jest bliżej prawdy, choć sprawa dotyczy chyba trochę szerszego podwórka, niż tylko ebooki.
Czas pędzi do przodu, pojawiają się nowe technologie a my nie przestajemy czytać. Zmieniają się jedynie narzędzia, które nam to umożliwiają. Dzisiaj książka ciągle jeszcze wielu kojarzy się z papierowym przedmiotem, który po przeczytaniu odkładamy na drewnianą półkę w domu. Inni mają już na myśli ebooki czytane na plastikowych czytnikach. Ja idę dalej. Czytamy przecież cały czas. Artykuły w przeglądarce internetowej, aplikacji na smartfonie, dokumenty na tablecie, czy ebooki na czytniku. Artykuły na stronach www potrafią sięgać wielu tysięcy znaków i słów. Czym taka treść różni się zatem od książki? Stylem? Poziomem? Oprawą…? A jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że każdy artykuł w internecie możemy przerobić we własnym zakresiena ebooka, którego bez problemu prześlemy na czytnik elektroniczny – to mamy już do czynienia z książką czy jeszcze nie? Czytając taki artykuł podwyższamy czy obniżamy poziom czytelnictwa w naszym kraju? A jeżeli autor ze swojego długiego artykułu sam wykona ebooka i udostępni go czytelnikom? Gdzie dzisiaj, w dobie internetu, leży granica pomiędzy książką a artykułem? Czy obszerne recenzje nowych wersji systemu IOS, które co roku przygotowuje Federico Viticci, nazwiemy artykułami czy już książkami? Artykuł ten (ponieważ jest publikowany w internecie, na stronie www – więc artykuł, tak?) ma okładkę, rozdziały, spis treści, jest dłuższy niż niejedna książka, dopracowany, wielokrotnie sprawdzony, poddany szczegółowej korekcie, na bardzo dobrym poziomie stylistycznym, mocno merytoryczny. Czy taką pozycję zaliczymy już do książek? Co odróżnia książkę od artykułu? Numer ISBN?
Moje myślenie na temat książek i czytania już dawno uległo zmianie. Od lat nie przeczytałem papierowej książki czy drukowanego artykułu np. w czasopiśmie – choć sam na co dzień zajmuję się projektowaniem książek i czasopism. Nie znaczy, że nie czytam, przeciwnie… Zmieniłem jednak nośnik tekstu.
Doskonale pamiętam pierwszą książkę, którą przeczytałem na telefonie komórkowym. Urządzenie to nie nazywało się jeszcze nawet smartphone’em – bo i niewiele miało z nim wspólnego. Książką był Folwark Zwierzęcy a urządzeniem – Siemens S55. Było to jeszcze długo przed erą elektronicznych czytników. Amazon dopiero kilka lat później zaprezentował pierwszego Kindle’a. W tamtym czasie Siemens S55 był szczytem techniki. Proste aplikacje napisane w języku Java, kolorowy wyświetlacz, pojemna na ówczesne czasy pamięć, oszałamiające dzwonki… byłem zachwycony. Szukałem dla niego coraz to nowszych zastosowań. Jednym z nich okazało się… właśnie czytanie książek.
Czytałem na tym niewielkim urządzeniu podczas codziennych podróży pociągiem. W tamtym czasie wydawało mi się to bardzo wygodne – zamiast papierowej, sporych rozmiarów książki, mogłem trzymać jedynie malutki telefon. Nie straszny był mi tłok, miejsce stojące, czy brak oświetlenia w pociągu. Nie przeszkadzało mi, że malutki ekran Siemensa, mieścił nie więcej niż jedno krótkie zdanie. Byłem tak podekscytowany faktem, że mogę wykorzystać telefon komórkowy do czytania książki, że nie widziałem żadnych minusów tego rozwiązania. Musisz wiedzieć, że były to czasy, gdy praktycznie nikt nie gapił się jeszcze całymi godzinami w telefon, jak ma to miejsce dzisiaj. Nie było powodu ani sensu. Internet w telefonie właściwie nie istniał, nie było jeszcze multimedialnych urządzeń, filmów online. Telefony nie miały nawet aparatów do robienia zdjęć. Wyobraź więc sobie miny ludzi którzy, nieprzyzwyczajeni do takiego widoku, obserwowali mnie i dziwili się po co przez godzinną podróż pociągiem wpatruję się z wypiekami na twarzy w mały ekran telefonu. A ja byłem akurat myślami na zebraniu, wśród buntujących się zwierząt lub uciekałem przed kolejną zjawą, jaką wymyślił mi Stephen King (jak ja uwielbiałem jego książki!).
Minęło wiele lat, a ja do dzisiaj nie mogę się nadziwić jak to się stało, że byłem w stanie przeczytać cokolwiek na tak mikroskopijnym ekranie. Mimo wszystko zapamiętałem, że było to doświadczenie bardzo pozytywne. Czasy się jednak zmieniły. Dzisiaj widok osoby czytającej książkę czy nawet przeglądające strony www z komórki jest całkiem normalny. Możemy się z tym nie zgadzać, sprzeciwiać się i walczyć. Albo sami wykorzystać fakt, że nosimy w kieszeni, właściwie nieograniczoną niczym, skarbnicę wiedzy.
Czytanie może nastawiać Cię pozytywnie każdego dnia, gdy jedziesz do pracy, pozwoli też obniżyć poziom stresu po całym dniu, gdy z niej wracasz. I możesz wykorzystać do tego smartfona. Zobacz jak ja to robię.
Kindle
Ten wpis powstaje w ciekawym dla mnie momencie – otóż dwa miesiące temu kupiłem swojego pierwszego Kindle’a i powoli wsiąkam w jego świat. Do tej pory używałem, kupionego przed laty w Empiku, czytnika Trekstor i w pełni zaspokajał on moje potrzeby. Poza wyświetlaniem tekstu nie miał zbyt wielu funkcji, spełniał jednak swoje podstawowe zadanie. Używałem go w połączeniu z Calibre, bardzo fajną aplikacją do zarządzania biblioteką ebooków dla Maca. Calibre ma jedną, wspaniałą funkcję, której bardzo często używałem – zerkała co kilka dni na moją wirtualną półkę z artykułami w Instapaper (więcej o tym a chwilę), pobierała z niej wszystkie nowe artykuły, konwertowała do formatu ebook i wrzucała na czytnik. WSPANIAŁE!
Pewnie nie zdecydowałbym się na zmianę, gdyby nie fakt, że Trestorek zaczął mnie niepokojąco często straszyć komunikatem „bateria rozładowana”. I gdy pewnego razu wyłączył mi się w środku bardzo ciekawego rozdziału książki, mocno wkurzony wygarnąłem mu co myślę o takim traktowaniu i musieliśmy się pożegnać. Wszedłem na Amazona i… nastała era Kindle’a.
Mój wpis dotyczy czytania na smartfonie, więc możesz zastanawiać się co ma z tym wspólnego fizyczny czytnik? Odpowiedź jest jedna: Kindle. I nie mam na myśli czytnika, ale całą usługę, którą wraz z nim udostępnia Amazon. Kindle to coś o wiele więcej niż tylko czytnik – to również aplikacje na komputery, tablety, smartfony, jak i chmura Amazon’a, która pozwala synchronizować i czytać te same treści na każdym z naszych urządzeń. Dodane do biblioteki książki synchronizują się pomiędzy urządzeniami. Mam więc zawsze przy sobie całą moją biblioteczkę.
Synchronizacji podlega również postęp w czytaniu, czyli kończąc książkę na danej stronie na czytniku, mogę chwycić iPhone’a, odpalić aplikację Kindle i czytać dalej. Bardzo wygodne rozwiązanie. Nie zawsze mam pod ręką plastikowego Kindle’a – a zdarza się, że muszę chwilę postać w kolejce w sklepie czy poczekać na mrozie na autobus. Mam nie więcej niż 10 minut – wyciągam smartfona i czytam. Gdy wieczorem chwycę Kindle’a, będę mógł kontynuować czytanie od miejsca, w którym skończyłem na iPhonie.
Kindle, pozornie prosta aplikacja do czytania, to potężny kombajn napakowany przeróżnymi funkcjami. Wystarczy wspomnieć, że zarówno czytniki, jak i smartfonowe aplikacje, zintegrowane są z Goodreads – siecią społecznościową dla czytających książki, którą Amazon kupił w 2013 roku – oraz z Audible – serwisem do zakupu i słuchania audiobooków oczywiście również od Amazon’a. Chmura Kindle synchronizuje notatki i wycinki tekstu pomiędzy zarejstrowałem urządzeniami – dzięki temu mogę w wygodny sposób na komputerze odczytać zapisane w smartfonie czy czytniku notatki i wycinki książek. Aplikacja oferuje możliwość tworzenia kolekcji, czyli wirtualnych półek do grupowania książek i dokumentów.
Kindle w wersji smartfonowej daje nam dostęp do wszystkich tych funkcji już od samego początku – ponieważ aby używać aplikacji, trzeba zalogować się do swojego konta Amazon. Aby jednak korzystać z tych samych dobrodziejstw na czytniku, musimy zarejestrować go w serwisie Amazon. Bez rejestracji, będzie on pełnił jedynie funkcję zwykłego czytnika – bez możliwości synchronizacji czy dodatkowych integracji. Po instrukcję rejestracji Kindle’a odsyłam do bloga eCzytelnik.
Za pośrednictwem fizycznego Kindle’a, możemy też kupić nowe książki w sklepie Amazona. Każda zakupiona książka (zarówno przez czytnik, jak i stronę Amazona), wyląduje od razu na wszystkich naszych urządzeniach.
Na koniec zostawiłem jeszcze jedną, najciekawszą chyba funkcję, wisienkę na torcie. Amazon każdemu swojemu użytkownikowi udostępnia dedykowany adres e-mail w domenie @kindle.com. Przesyłając na niego dowolnego ebooka, dodamy go automatycznie do naszej biblioteki Kindle i umieścimy w ten sposób na wszystkich zarejestrowanych urządzeniach. Nie musimy więc podłączać czytnika do komputera – zakupionego w dowolnym sklepie ebooka, bez problemu wyślemy mailem zarówno na czytnik, jak i do smartfona. Ale to nie koniec! Poza typowym ebookiem, na ten dedykowany adres e-mail, możemy również wysłać inne dokumenty: PDF, DOC czy HTML. Zostaną one przekonwertowane przez serwery Amazona do odpowiedniego formatu i również dodane do biblioteki! Wspaniała funkcja, która daje szereg nowych możliwości wykorzystania czytników. Aby jej używać, w ustawieniach konta Amazon musimy podać wszystkie nasze adresy e-mail, z których chcemy przesyłać książki na urządzenia (dzięki temu nikt obcy nie zacznie nam wysyłać reklam do naszej półki z książkami ☺️ ).
Aplikacja Kindle dostępna jest na urządzenia z iOS oraz z Androidem.
Instapaper
Internet to kopalnia wiedzy. I największy na świecie bank treści. Lepszych i gorszych. Trafiamy na nie każdego dnia, przeglądamy setki stron a na każdej kolejnej spędzamy coraz mniej czasu. W pociągu, autobusie, w drodze do pracy czy przerwie na lunch. Ciągle w biegu. Nawet gdy trafimy na wartościowy artykuł – najczęściej nie mamy czasu, aby go w danym momencie przeczytać. Z pomocą przychodzi Instapaper, który – w największym skrócie – jest aplikacją pozwalającą na odkładanie do przeczytania na później znalezionych w internecie artykułów. O ile Kindle jest moim wyborem w przypadku książek, Instapaper to miejsce do którego trafia każdy warty mojej uwagi artykuł.
W momencie, gdy dodam do Instapaper link www, pobierana jest z niego treść artykułu strony i zapisywana w aplikacji. Znikają reklamy, paski menu, banery i różne inne rozpraszające elementy stron www. Instapaper wyciąga i podaje czystą esencję. Zamiast kolorowej strony www, dostaję ładnie ułożony tekst na odpowiednim tle (białym, lekko żółtawym, szarym lub czarnym – w zależności od wybranego motywu).
Wygląd tekstów można dostosować zmieniając rodzaj czcionki, jej wielkość, odstępy pomiędzy wierszami i szerokość tekstu. To tak, jakbyśmy projektowali własną, idealną książkę z artykułami.
Dodawanie treści do Instapaper jest niezwykle proste. Gdy natrafię w internecie na ciekawy artykuł, niezależnie od tego, czy będzie to na smartfonie, tablecie czy komputerze, klikam ikonę udostępnienia i wybieram Instapaper. To wszystko. Artykuł po chwili czeka w aplikacji, w wygodnej do czytania formie. Instapaper jest moim centrum i bazą treści. Trafia do niego wszystko, co wymaga dłuższego niż minutę czytania. Dodaję tam artykuły znalezione na stronach www, Twitterze, Facebooku czy dłuższe newslettery (takie, które mogę otworzyć w przeglądarce internetowej). Dodane treści można grupować w katalogi, oznaczać jako ulubione oraz udostępniać dalej – na przykład znajomym. Usługa zintegrowana jest również z usługą IFTTT i dzięki temu możliwe jest wykonywanie pewnych automatycznych zadań. Ja mam ma przykład ustawione, aby każdy dodany do Instapaper artykuł, pojawiał się automatycznie również w moim dzienniku Społecznościowym w Day One, a gdy oznaczę artykuł jako ulubiony, link do niego zostanie dodany do mojej listy zadań w Things – dzięki temu mogę oznaczać dla siebie treści, do których chcę później wrócić na komputerze.
Archiwum przeczytanych artykułów jest dodatkowym atutem. Jeżeli będę w przyszłości chciał odnaleźć konkretny artykuł, wiem gdzie szukać.
Wszystkie artykuły w Instapaper są oczywiście synchronizowane. Mogę więc czytać na iPhonie, iPadzie oraz na komputerze, za pośrednictwem strony www.
Instapaper jest aplikacją bezpłatną, dostępną zarówno na telefony z iOS, jak i z Androidem.
Prowadzenie dziennika w komórce jest wspaniałym przykładem wykorzystania smartfona do pozbycia się stresu, ostudzenia emocji oraz podsumowania i zamknięcia dnia, tygodnia lub innego, dłuższego okresu w życiu. Idealnie sprawdza się w planowaniu nowego roku, śledzeniu stanu swojego zdrowia czy postępów w odchudzaniu. Sklepy AppStore i Google Play Store oferują cały szereg aplikacji które to umożliwiają, a ja dzisiaj opisze najlepszą z nich – Day One.
Day One było pierwszą aplikacją do prowadzenia dziennika, która dawno dawno temu zagościła w moim smartfonie. Nasza przyjaźń nie trwała jednak zbyt długo i już po pierwszych kilku dniach, musieliśmy się pożegnać. Po prostu nie przypadliśmy sobie do gustu. Aplikacja była przeładowana funkcjami, wydawała się być dla mnie zbyt profesjonalna a i jej wygląd pozostawiał w mojej ocenie wiele do życzenia. Nie było pomiędzy nami chemii. Szukałem czegoś ładniejszego, sprytniejszego i mniej wymagającego.
Niedługo potem, w sklepie z aplikacjami dla iPhona, natknąłem się na Grid Diary – i zakochałem się od pierwszego kliknięcia. Przepiękny wygląd, przyjemne animacje i dźwięki, a do tego całkowicie odmienna zasada działania niż Day One. Prowadzenia dziennika sprowadzało się tylko do odpowiadania na pytania. To rozwiązanie było bardzo wygodne dla początkującej osoby, która nie bardzo jeszcze wie po co właściwie chce prowadzić dziennik. Uruchamiałem aplikację, dostawałem listę pytań, odpowiadałem na nie i z głowy. Mało tego, mogłem tak skonfigurować Grid Diary, aby zadawało pytania tak, by moje odpowiedzi sprowadzały się jedynie do krótkiego „tak” albo „nie”. Bez większego wysiłku mogłem w kilka minut stworzyć wpis – i mieć z głowy. Byłem fajnym gościem, który prowadzi dziennik. Choć tak na prawdę nigdy go nie prowadziłem.
Taka zabawa trwała kilka tygodni – dzisiaj uważam, że i tak wytrwałem dość długo biorąc pod uwagę, że działałem z totalnie źle wyznaczonym celem. Zamiast skupić się na istocie prowadzenia dziennika, skupiałem się na jak najszybszym wykonaniu zadania w postaci stworzenia wpisu. W końcu aplikacja Grid Diary trafiła do kosza (wyleciała z iPhona) i musiałem zastanowić się co dalej.
Był to bardzo dobry okres dla rozwoju platformy iOS, i w każdym tygodniu powstawało sporo nowych aplikacji, w tym wiele do prowadzenia dziennika. Starałem się przeglądać jak najwięcej z nich, szukałem swojego ideału. Z każdą jednak było coś nie tak. Jedne były słabo zaprojektowane, nie przemyślane, inne nie miały wersji dla iPada (co dla mnie jest dość istotne), jeszcze inna oferowały zbyt ubogi zestaw funkcji. Wyczerpałem wszystkie dostępne opcje. Zostały mi dwa rozwiązania: dziennik w wersji papierowej albo drugie podejście do Day One. Wybrałem obydwie i do dziś skutecznie łącze dziennik papierowy z aplikacją w iPhonie. Dzisiaj jednak opowiem Ci o samym Day One.
Moje drugie podejście do Day One początkowo niewiele różniło się od pierwszego. Chciałem zacząć prowadzić dziennik i szukałem prostych rozwiązań, a aplikacja zasypywała mnie ogromną liczbą możliwości, powiadomieniami, przypomnieniami… Postanowiłem więc wykorzystać to, co początkowo urzekło mnie w Grid Diary – prostotę dodawania wpisów, dzięki odpowiadaniu na pytania. Przygotowałem sobie kilka takich, które miały zainspirować mnie do pisania (w odróżnieniu od pytań z Grid Diary, które zastępowały mi pisanie), zaciskałem zęby i uruchamiałem Day One. Takie prowadzenie dziennika wplotłem w moją poranną i wieczorną rutynę. Z czasem zamieniłem poranne pytania na czystą „kartkę” aplikacji i po prostu pisanie – wtedy wiedziałem już, że w końcu zaskoczyło 🙂
Zrozumiałem, że ten pamiętnikowy kombajn jest najlepszym, co mogłem spotkać na swojej drodze dziennikarza (bo jak inaczej nazwać osobę, która prowadzi swój dziennik?). I może nie jest to aplikacja, która w prosty sposób pomaga w rozpoczęciu przygody z pamiętnikiem, z pewnością jest najlepszym wyborem dla kogoś, kto taką przygodę już rozpoczął.
[Tweet „Day One jest najlepszym, co mogłem spotkać na mojej drodze małego dziennikarza”]
Wśród użytkowników Day One, panuje ogólna opinia, że aplikacja ta jest piękna. Ja niestety nie mogę się pod tym podpisać. Jest ładna, w niektórych miejscach nawet bardzo ładna, ale to tyle. Jej wygląd jest po prostu ok, nie przeszkadza, ale i nie zachwyca. W skali od 1 do 10, dałbym jej nie więcej niż 6,5. Prawdziwa siła tkwi w funkcjach. Musisz wiedzieć, że jedynie 30% moich wpisów w Day One wprowadzanych jest bezpośrednio przez aplikację. Pozostałe 70% to wpisy, które wpadają tam automatycznie, lub za pośrednictwem innych aplikacji. Ale po kolei.
W Day One możemy prowadzić kilka niezależnych dzienników. Każdy z nich synchronizowany jest z serwerem Day One, co z jednej strony jest fajnym zabezpieczeniem danych w przypadku utraty telefonu, a z drugiej pozwala na prowadzenie tych samych dzienników na kilku urządzeniach. Każdy prowadzony w Day One dziennik ma swoją nazwę i przewodni kolor. To ostatnie bardzo pomaga, gdy prowadzimy kilka dzienników – kolory, lepiej niż nazwy, pomagają odróżnić dzienniki. Synchronizowany dziennik możemy zabezpieczyć, aby na serwerze była przechowywana jego zaszyfrowana wersja możliwa do odczytania jedynie na naszych urządzeniach (poprzez klucz deszyfrujący). Również sama aplikacja może zostać zabezpieczona hasłem, bez którego nie będziemy w stanie jej uruchomić. Kolejnym ciekawym rozwiązaniem jest to, że możemy włączyć synchronizację jedynie dla wybranych dzienników. Wszystko to sprawia, że chyba nawet najbardziej wymagające w kwestii bezpieczeństwa danych osoby, dobiorą odpowiednią dla siebie konfigurację.
Aplikację można połączyć z kilkoma profilami w mediach społecznościowych (Twitter, Facebook, Instagram, Foursquare) – dzięki temu Day One będzie śledził naszą aktywność i przypomni o niej przy wprowadzaniu nowego wpisu. Możemy również włączyć śledzenie naszej lokalizacji, kalendarza oraz zrobionych zdjęć. To wszystko w założeniu ma pomóc przypomnieć nam, co danego dnia robiliśmy,
Po uruchomieniu Day One, widzimy nasz ostatnio używany na danym urządzeniu dziennik – funkcja ostatnio otwartego dziennika nie podlega synchronizacji. Oznacza to, że możesz prowadzić ich kilka – jeden z iPhona, drugi z iPada, i na każdym z tych urządzeń będzie otwierać się domyślnie tylko ten ostatnio na nim użyty. W moim przypadku to wygodne rozwiązanie, ponieważ na iPadzie, w ramach cyklicznych przeglądów, otwieram różne dzienniki, natomiast w iPhonie zawsze mam otwarty tylko jeden i ten sam, i po uruchomieniu aplikacji nie muszę zastanawiać się, czy jestem akurat we właściwym miejscu.
Gdy już przełączymy się na interesujący nas dziennik, na głównym ekranie widzimy podzielony na dwie części ekran – góra w kolorze dziennika, dół z listą ostatnich wpisów. W części kolorowej są dwa duże przyciski: z ikoną aparatu, pozwalającą na zrobienie i dodanie do dziennika zdjęcia, oraz druga, z dużą ikoną „+” – co, jak się pewnie domyślasz, pozwala na szybkie rozpoczęcie tworzenia nowego wpisu w dzienniku. Pomiędzy tymi ikonami a listą wpisów, widzimy statystyki aplikacji – ile łącznie wpisów zostało wprowadzonych do danego dziennika, ile obejmują dni, ile jest dodanych zdjęć, oraz ile wpisów zostało dodanych w dniu dzisiejszym i całym tygodniu. Pod listą wpisów znajduje się jeszcze małe menu z pięcioma opcjami – cztery z nich dotyczą trybów przeglądania wpisów, a jedna (mały znak „+” na środku) dodawania. W odróżnieniu do opcji z górnej części ekranu, która po wybraniu przełącza nas od razu do trybu pisania nowego wpisu, wybranie znaku „+” z dolnego paska, powoduje otarcie menu dodawania wpisu. Możemy z niego wybrać jedną z czterech opcji:
Activity Feed – to lista naszych aktywności z całego dnia (tweety, posty na Facebooku, zdjęcia zrobione smartfonem lub dodane do instagrama, lokalizacje, wydarzenia z kalendarza). Chronologiczna lista skutecznie przypomni co dzisiaj robiliśmy. Każdy z jej elementów możemy powiązać z nowo tworzonym wpisem.
Zdjęcie – opcja ta powoduje przełączenie Day One w tryb aparatu. Możemy wykonać zdjęcie lub zdjęcia i na tej podstawie szybko utworzyć nowy wpis
Bibliotek zdjęć – podobnie jak opcja powyżej, pozwala na stworzenie nowego wpisu na podstawie zdjęcia lub zdjęć. Różnica polega na tym, że tu wybieramy z biblioteki zdjęć smartfona.
Ostatnia opcja to „Text” – czyli włączenie dokładnie tego samego trybu pisania, który uruchamia się po kliknięciu na znak „+” w kolorowej, górniej części okna głównego aplikacji.
Day One oferuje również kilka ciekawych trybów przeglądania dodanych wcześniej wpisów. Domyślnie otwierany jest widok listy, gdzie znajdziemy wpisy – jeden pod drugim – w kolejności według daty. W drugim trybie możemy przeglądać wszystkie dodane do naszego dziennika zdjęcia z podziałem na daty. Kolejny tryb to mapa, na której zaznaczone są miejsca dodawania wpisów – przydatne, gdy podróżujemy i chcemy dotrzeć do wpisów wprowadzonych podczas konkretnych wyjazdów. Ostatni tryb to widok kalendarza, gdzie czarno na białym (właściwie to w wiodącym dla danego dziennika kolorze) skontrolujemy jak często dodajemy wpisy.
Każdy nowy wpis ma kilka podstawowych parametrów:
datę dodania,
miejsce dodania – uzupełniane automatycznie za pomocą danych lokalizacyjnych smartfona lub wprowadzone ręcznie,
z danymi dotyczącymi miejsca powiązana jest również dodawana automatycznie pogoda,
urządzenie z jakiego wpis zostaje dodany,
liczba wpisów jakie zostały już dodane danego dnia, ale również tych dodanych tego samego dnia w poprzednich latach,
dziennik do którego wpis zostaje dodany,
tagi,
gwiazdka (możemy oznaczyć nasz wpis jako ulubiony),
ID wpisu (dzięki któremu możliwe jest zidentyfikowanie go na przykład w systemach do automatyzacji),
i inne powiązane dane (np. aktywność, liczba kroków, muzyka).
Każdy wpis może zostać wyeksportowany albo usunięty.
Gdy w końcu zaczniemy pisać, dostajemy całą gamę możliwości dotyczących formatowania tekstu – na szczęście, tak samo jak parametry samego wpisu, również i te „udogodnienia” są w miarę ukryte, więc nie przeszkadzają zbytnio w procesie tworzenia. Możemy używać boldowań, kursywy, wypunktowań, cytatów, wcięć, różnej wielkości nagłówków – wszystko co tylko będzie nam potrzebne. Każdy wpis może być również wyposażony w zdjęcia.
Sporo jak na aplikację do prostego prowadzenia dziennika, prawda? Może przyprawić o zawrót głowy? Aplikacja jest jednak zrobiona na tyle fajnie, że możemy bez problemu przede wszystkim pisać, nie zwracając uwagi na wszystkie pozostałe opcje.
Day One ma bardzo rozbudowany system powiadomień i przypomnień. Aplikacja, co chyba jest dość oczywiste, może nam przypominać o dodaniu nowego wpisu. Możemy ustawić, aby o wybranej porze dnia przypominała nam o dodanych tego samego dnia ale w poprzednich latach wpisach. Obydwa opisane powiadomienia mogą pojawiać się o ustalonej porze dnia (rano, południe, popołudnie), albo losowo wybranej godzinie. Kolejny moduł powiadomień dotyczy odwiedzonych miejsc. Day One może przypomnieć nam o dodaniu nowego wpisu za każdym razem gdy opuścimy dane miejsce – tak, aby można było od razu je opisać w dzienniku. Możemy również ustawić, aby powiadomienie wyskoczyło po odwiedzeniu 3 lub 5 miejsc albo o konkretnej godzinie informując nas jednoczenie ile miejsc danego dnia odwiedziliśmy. Możemy również tworzyć nowe powiadomienia z własną treścią, o ustalonym czasie, dotyczącą wybranego dziennika, z wybranym tagiem i szablonem.
Prowadzę w Day One kilka dzienników, jeden z nich nazwałem „Społecznościowy” i nigdy nie uzupełniała go ręcznie. Jest on uzupełniany przez aplikację zewnętrzną – choć powinienem właściwie powiedzieć: usługę zewnętrzną. Day One integruje się bowiem z IFTTT (If This Than Than – usługa do automatyzacji), dzięki czemu możliwe jest dodawania do niej całkowicie automatycznych wpisów. Moje przykłady wykorzystania IFTTT: – Każdy mój tweet wpada jako nowy wpis do Day One. Bardzo fajną funkcją jest pobieranie tagów jakimi oznaczony jest tweet i dodawania ich jako tagów do wpisu w Day One. – Również każdy polubiono przeze mnie tweet zostanie zapisany w dzienniku. – Tak jak w przypadku Twittera, tak i każdy mój wpis na profilu prywatnym na Facebooku wpada automatycznie do Day One jako nowy wpis – Gdy dodaję artykuł do mojej listy czytania w Instapaper, informacja o tym (tytuł, link, data) wpada jako nowy wpis do dziennika „Społecznościowy” – Codziennie pod koniec dnia, gdy mój zegarek FitBit zsynchronizuje się z iPhonem, podsumowanie aktywności zostanie przesłane jako nowy wpis do Day One. Mam więc całe archiwum danych takich jak liczba wykonanych kroków, zdobytych pięter, spalonych kalorii, osiągniętych wysokości, pokonanych odległości, minuty spoczynku czy małej i wysokiej aktywności. – Za każdym razem, gdy dodam wagę do mojego iPhona, wpis z nią wpada również do Day One – Również moje tygodniowe podsumowanie snu umieszczane jest automatycznie jako nowy wpis Dzięki takiej liście, mój dziennik „Społecznościowy” powstaje w sposób całkowicie zautomatyzowany. Nic w nim nie zmieniam, nie kasuję, nie dodaję ręcznie – robię tylko jego przeglądy aby dane które wpadły przeanalizować i wyciągnąć odpowiednie wnioski.
Powtórzę to, co napisałem na początku: Day One to prawdziwy kombajn do prowadzenia dziennika. Taki ogrom funkcji w żaden sposób nie przeszkodził twórcom w zaprojektowaniu dość skromnego interfejsu. Aplikacja jest nieskomplikowana, a wszystkie dodatkowe funkcje są w sprytny sposób ukryte, aby zbytnio nie przeszkadzały w tym, do czego aplikacja powinna służyć w pierwszej kolejności – czyli do pisaniu.
[Tweet „Day One to prawdziwy kombajn do prowadzenia dziennika.”]
Mój opis Day One dotyczy wersji dostępnej na iPhonie, jednak aplikację znajdziemy również na smartfony z Androidem. Występują pomiędzy nimi bardzo drobne różnice w wyglądzie i działaniu – wynikające ze specyfiki samych systemów operacyjnych i działania smartfonów.
Podstawowa wersja Day One jest bezpłatna i polecam z niej na początku skorzystać. Gdy jednak nasze „dziennikarstwo” nabierze rozpędu, warto zastanowić się nad wykupieniem opcji Premium, która znacząco rozszerza możliwości aplikacji. Pobierz Day One:
A Ty prowadzisz dziennik? Być może w klasycznej, papierowej formie? Podziel się swoimi doświadczeniami w tym temacie w komentarzu – może dzięki temu i ja usprawnię moje prowadzenie dziennika.
Interesuje Cię temat prowadzenia dziennika, aplikacji takich jak Day One i moich rozwiązań w zakresie automatyzacji? Daj znać, czy chcesz czytać więcej takich wpisów 🙂
Z czym kojarzy Ci się pisanie pamiętnika lub dziennika? Z dzieciństwem i podstawówką? Wiele osób tak właśnie postrzega spisywanie wspomnień – jak szkolną zabawę. Tymczasem jest to jedna z najlepszych metod przyspieszenia swojego rozwoju i porządkowania siebie! Pozwala na przełamanie schematu codziennego myślenia i analizę myśli – dzięki niej łatwiej można docenić to co udało się już osiągnąć. Zarówno dziennik, jak i pamiętnik, pozwalają złapać dystans do codziennych spraw i ostudzić buzujące po całym dniu emocje. Szkoda, że większość z nas porzuca pisanie pamiętnika razem ze szkołą.
Na czym polega różnica?
W teorii pamiętnik i dziennik różnią się mocno. Pamiętnik, jest zbiorem zapisanych myśli, które chcielibyśmy zapamiętać (ha – nazwa mówi sama za siebie). Dziennik natomiast z założenia jest szeregiem uporządkowanych chronologicznie zapisów prowadzonych regularnie z dnia na dzień. Również forma zapisu jest różna – w pamiętniku piszemy w formie pierwszo- lub drugoosobowej, zwracając się jak do innej osoby, często też komentujemy opisywane zdarzenia. Dziennik jest bardziej formalny, uporządkowany i wymaga regularności i konsekwencji a forma zazwyczaj jest pierwszoosobowa.
Żadna z opisanych form nie była jednak dla mnie wystarczająca i odpowiednia – lub inaczej: moja wizja opisywania dnia, nie mieściła się w żadnej z tych ram. Prowadzę więc coś w rodzaju dzienniko-pamiętnika 🙂 czyli tworu pomiędzy dziennikiem a pamiętnikiem. Zaczerpnięta z dziennika regularność i powtarzalna forma, wraz ze swobodą, rodzajem treści i formą narracji, jakie mieszczą się w ramie pamiętnika, tworzy dla mnie idealną, prostą do uzupełniania formę, którą (przy odrobinie chęci) każdy da radę utrzymać. Mój osobisty notes jest więc raz pamiętnikiem a innym razem dziennikiem – z tego też powodu, używam jak widzisz w tym wpisie obydwu nazw.
Dlaczego warto?
Jedno chciałbym Ci uświadomić: prowadzenie dziennika lub pamiętnika jest absolutnie dla każdego – bez względu na wiek, płeć, stan materialny czy wykształcenie. Jeżeli uda mi się namówić Cię do spisywania swoich myśli, zobaczysz jak bardzo pozytywnie wpłynie to na Twoje życie – poprawi jego jakość i sprawi, że poczujesz się szczęśliwszy. Nauczysz się:
Spostrzegawczości
Opisując miniony dzień w pamiętniku, przeżywasz wszystkie wydarzenia raz jeszcze. Po jakimś czasie zauważysz, że zapamiętujesz coraz więcej szczegółów, stajesz się bardziej spostrzegawczy/a, zaczynasz dostrzegać zarówno pozytywne jak i negatywne strony każdej sytuacji.
Otwierać i zamykać każdy dzień
Czytałeś mój wpis o tym jak ważne jest odpowiednie przygotowanie snu? Jeżeli nie, możesz przejść do niego o tu. Każdego dnia przez naszą głowę przechodzi tysiące myśli i emocji. Czasem na koniec dnia czujemy niepokój, jesteśmy zdenerwowani, smutni, przygnębieni – i nie potrafimy znaleźć żadnego konkretnego powodu takiego stanu. Wieczorne spisywanie myśli w pamiętniku to wspaniała możliwość zamknięcia dnia, odłożenia go na bok i przygotowanie się do snu.
Równie cenne będzie sięganie do pamiętnika zaraz po przebudzeniu – poranne przemyślenia przelane na papier (lub klawiaturę – jak wolisz), pomogą Ci przygotować się do nowego dnia. Dzięki temu uda Ci się nakreślić małe cele które chcesz i jesteś w stanie osiągnąć.
Wyrażać emocje
Tak wiele osób ma problem z wyrażaniem emocji. Codzienne próby opisania swoich uczuć w pamiętniku, pozwalają nie tylko sięgać coraz dalej w głąb siebie, określać przyczyny stanu w jakim się znajdujesz ale również uczą Cię rozmawiać ze sobą, o sobie. Zadanie to może wydawać się na pożor proste, lecz w praktyce okazuje się często ciężką do pokonania barierą. Jeżeli jednak uda Ci się ją sforsować, odkryjesz w sobie nowe pokłady energii i siły do dalszego działania.
Spisywać swoją historię
Czy zdarza Ci się czasami powiedzieć „kiedyś z pewnością napiszę o tym książkę!”? Zastanów się jednak, czy dajesz sobie jakąkolwiek na to szansę? (Zakładam, że nie prowadzisz jeszcze swojego dziennika.) Czy w przyszłości będziesz mógł opowiedzieć swojemu dziecku jakie były Twoje uczucia przed egzaminem, ślubem albo zaraz po jego narodzeniu? Prowadząc regularnie pamiętnik albo dziennik, możesz nie tylko tworzyć, ale i spisywać historię swojego życia.
W jakiej formie i gdzie?
Musisz zadać sobie to pytanie i szczerze na nie odpowiedzieć. Forma w jakiej będziesz pisać swój pamiętnik jest niezwykle ważna – będzie Cię ona motywowała albo zniechęcała do dalszego pisania. Pamiętaj, aby nie wybierać rozwiązania które chciałbyś używać, tylko takie, które możesz użyć. Twoim dziennikiem może być zarówno papierowy zeszyt, jak i smartphone, tablet albo komputer. Możesz również pisać na małych karteczkach i wkładać je do jednego pudełka. Liczy się systematyczność – formę dobierz odpowiednią dla siebie.
Dla mnie najlepszym rozwiązaniem na pisanie w pamiętniku okazała się aplikacja w iPhone – jest zawsze przy mnie, a gdy wstaję rano i załatwię swoje poranne czynności toaletowe, wstawiam wodę na kawę i siadam z nim przy stole spisując poranne myśli i przygotowując się psychicznie do nadchodzącego dnia. Wieczorem, po rodzinnej kolacji, chowam się na 15 minut w pokojach moich córek (które w tym samym czasie oglądają zazwyczaj bajki na dobranoc) i spokojnie przystępuję z iPhonem do analizy mojego dnia.
Używam do tego aplikacji Grid Diary (strona www, App Store), którą zainstalowałem zarówno w iPhonie, jak i iPadzie. Wszystkie moje myśli przechowywane są w chmurze i synchronizują się pomiędzy urządzeniami. Aplikacja dostępna jest tylko i wyłącznie na urządzenia mobilne Apple.
Mogę Ci również polecić dość popularną aplikację Day One (strona www, App Store, Mac App Store), dostępną dla iPhonea, iPada i Maca. Zarówno Grid Diary, jak i Day One, są aplikacjami płatnymi, jednak z mojej perspektywy, korzyści jaki przyniosły (używałem wcześniej Day One, więc musiałem zakupić obydwie) spowodowały że zakup z czasem stał się bardzo opłacalny.
Jeżeli używasz urządzeń z systemem Android, ciekawym rozwiązanie będzie dla Ciebie z pewnością aplikacja Journey – Diary, Journal (Strona www, Google Play Store). Dostępna jest również wersja online i dedykowana aplikacja dla komputerów Mac (aplikacja dla systemów Windows jest podobno w drodze). Jeżeli chcesz używać jej tylko i wyłącznie na smartphonie i nie przeszkadzają Ci (rozpraszające!) reklamy, to możesz używać wersji darmowej. Jeżeli jednak chcesz faktycznie zaangażować się w pisanie dziennika lub pamiętnika, będziesz prawdopodobnie musiał zainwestować.
Alternatywnym rozwiązaniem dla urządzeń z systemem Android, może być użycie aplikacji Diaro (strona www, Google Play Store). Diaro oferuje także możliwość zarządzania swoim pamiętnikiem z poziomu strony www.
Bardzo ciekawe podejście do prowadzenia dziennika dają nam aplikacje nie do końca do tego przeznaczone, jak Microsoft OneNote czy Evernote. Obydwa programy teoretycznie przeznaczone są do zapisywania w nich notatek, jednak w praktyce, idealnie sprawdzają się jako środowisko do prowadzenia pamiętnika lub dziennika. Co więcej – obydwie są bezpłatne (Evernote posiada też rozszerzone, płatne pakiety, ale na potrzeby pamiętnika wersja podstawowa jest wystarczająca) i dostępne są na większości platform mobilnych i systemów operacyjnych. Dodatkowo, i Evernote, i Microsoft OneNote oferują dostęp do notesów z poziomu strony www – możemy więc pisać na każdym komputerze podłączonym do internetu, bez konieczności instalowania aplikacji. Bardzo ciekawą opcją opisywanych dwóch usług jest możliwość dodawania notatek poprzez wysłanie ich w treści wiadomości e-mail na specjalny adres. Taka wiadomość zamienia się automatycznie w nową notatkę i trafia bezpośrednio do Evernote lub OneNote. Pomyśl – możesz pisać swój dziennik poprzez pisanie wiadomości – to prawie jak rozmowa, tyle, że z samym sobą.
Warto również rozważyć rozwiązania jakie oferują nam serwisy internetowe przeznaczone do prowadzenia dzienników i pamiętników. Jednym z nich jest serwisów LifeTile – polecam Ci abyś obejrzał krótki film promocyjny na stronie www, inspiruje do pisania.
Jeżeli nie potrafisz zaufać chmurze, serwisom online, czy aplikacji na smartphona, pamiętaj, że do pisania pamiętnika, wystarczy Ci zwykły notatnik w komputerze, program Word, czy klient poczty e-mail. Możesz przecież założyć sobie specjalny adres e-mail, na który będziesz mógł/mogła pisać do siebie wiadomości ze wspomnieniami – na przykład pamietnikgrzegorza@gmail.com. I już. Siadasz co wieczór i wysyłasz maila, które porządkują się same według dat i czekają tylko na przeczytanie w przyszłości.
Mój system
Długo szukałem odpowiedniej dla siebie drogi do prowadzenia pamiętnika. Zaczynałem dawno temu, korzystając z Evernote, przez długi czas próbowałem też używać (masowo chwalonej w internecie) aplikacji DayOne, jednak efekty mojej pracy były mizerne. Opracowany przeze mnie system nie motywował mnie do pisania i często zdarzało mi się pominąć jeden, czy kilka wpisów.
Dopiero aplikacja Grid Diary pozwoliła mi poprowadzić mój pamiętnik w sposób dla mnie odpowiedni. Czym mnie urzekła?
Po pierwsze, aplikacja sama przypomina mi, gdy spóźniam się z pisaniem. Robi to w bardzo fajny sposób – wysyłając mi komunikaty informujące, że dodanie kolejnego wpisu nie zajmie mi przecież więcej niż 5 minut. Takie upomnienie często bardzo pomaga. Po drugie, gdy otwieram aplikację, nie dostaję pustej kartki (tak najczęściej jest w przypadku większości tego typu usług), tylko siatkę składającą się z 8 pól. W każdym polu znajduje się jedno pytanie pomagające zacząć pisać. Pytania te można oczywiście ustalić sobie samemu. Moje prowadzenie dziennika polega więc na odpowiadaniu na pytania. Czy to nie jest proste? 🙂
Ustawione przeze mnie w aplikacji pytania dotyczą między innymi tego za co jestem wdzięczny po dzisiejszym dniu lub co chciałbym poprawić jutro. Mogę odpowiadać jednym wyrazem, zdaniem albo rozpisywać długie wywody. Aplikacja pomaga mi być systematycznym i ułatwia prowadzenie dziennika – a najczęściej nie mam na to tyle czasu, ile chciałbym poświęcić każdego dnia. Jeżeli jesteś posiadaczem iPhonea, polecam również Tobie sprawdzenie tej aplikacji. Jeżeli używasz smartphona z systemem Android, koniecznie sprawdź opisaną aplikację Journey – Diary, Journal.
Jak zacząć?
Tu i teraz! Weź kartkę i długopis, albo komputer czy telefon i zacznij pisać! Właśnie ta chwila jest najlepsza aby zacząć. I nie przejmuj się, jeżeli za pierwszym razem napiszesz tylko jedno „Dzień dobry pamiętniku”. Ważne jest, aby udało Ci się zaglądać do niego każdego dnia – z czasem zobaczysz że zaczną się w nim pojawiać coraz dłuższe myśli. Napisz proszę w komentarzach, czy moje przemyślenia pomogły Ci w rozpoczęciu Twojej przygody z pamiętnikiem lub dziennikiem.