Tag: komunikacja miejska

  • o chłopcu, który jeździł autobusami

    Zrobiłem ostatnio mały test w mediach społecznościowych – zapytałem ludzi, z czym kojarzy im się komunikacja miejska.

    Pytając, od razu założyłem, że większość osób raczej nie będzie przychylnie patrzyła na poruszanie się autobusami… i byłem w błędzie, co zostało mi wiele razy wypomniane. Z resztą, polecam Ci poprzeglądać odpowiedzi na moje pytanie (z uwagi na moje zniknięcie z większości mediów społecznościowych, wpis nie jest już dostępny) – wspaniale było poczytać, jak różnie ludzie do tego podchodzą. Ucieszył mnie fakt, że sporo ponad 100 osób postanowiło opowiedzieć mi o swoich odczuciach związanych z podróżowaniem komunikacją miejską. Choć wiele osób odpowiadało, że kojarzy im się ona z bezdomnymi, smrodem, emerytami, tłokiem, walką o miejsce, to jednak ogromna część pisała o wolności, niezależności, spokoju, czasie na czytanie. Fajnie, że nie tylko ja lubię taki sposób podróżowania po mieście. Zresztą, sam nie wiem, dlaczego zakładałem, że jest inaczej. Dla mnie przemieszczanie się w ten sposób to wolność, niezależność i, co chyba najważniejsze, fajna dawka ruchu. Rozumiem jednak tych, którzy nie są zbytnio zainteresowani takim rodzajem transportu i zależy im tylko na codziennym dotarciu z punktu A do punktu B. Najłatwiejszym dla nich rozwiązaniem jest wybranie samochodu. Ale tak naprawdę, nie o tym dzisiaj.

    Poza poruszaniem się komunikacją miejską po Warszawie, ostatnio zacząłem robić tak samo w Grodzisku – w którym mieszkam. Odkryłem, że daje mi to… wolność, niezależność i jeszcze więcej ruchu 😉😂.

    Poruszając się w ten sposób po moim małym miasteczku, zacząłem od czasu do czasu zauważać młodego chłopaka – tak na oko 11-12 lat, który dość często jeździł autobusami po Grodzisku. Nie podróżuje on, by dostać się z jednego miejsca do drugiego, ale by jeździć. Zazwyczaj siedzi obok samego kierowcy. Obok, tak trochę, jak pasażer w samochodzie osobowym, z resztą od razu widać, że zna wszystkich prowadzących autobusy i cały czas z nimi rozmawia. Widać było, że jeździ tak całymi dniami, gdy tylko może – nie od dzisiaj, ani nie od wczoraj. Zresztą podsłuchując, o czym rozmawia z kierowcami, usłyszałem, jak z podekscytowaniem opowiadał, o kilku prawie całonocnych „podróżach” po Grodzisku. Takie hobby?

    Gdy pierwszy raz zorientowałem się, że nie jest on zwykłym pasażerem, zrobiło mi się trochę smutno, było mi go… żal. Pomyślałem:

    chłopaku, przestań jeździć tymi autobusami, marzyć o tak marnej przyszłości, weź się za coś innego, coś, co ma w życiu sens!

    Jej, jak bardzo głupi byłem myśląc w ten sposób, sam z resztą nie wiem, skąd taka reakcja z mojej strony. Po kilku szczegółowych obserwacjach uświadomiłem sobie, jak poważnie się myliłem. W tym chłopaku było tak wiele pasji. On nie tylko sam cieszył się z jazdy, ale sprawiał, że i kierowca, z którym akurat jechał i rozmawiał, czerpał przyjemność ze swojej pracy. Zarażał swoją pasją! Jadąc, wspólnie się śmiali, opowiadali przeróżne historie, rozglądali się po drodze, każdy przechodzący jeż, czy biegająca po drzewie wiewiórka były przygodą, razem pozdrawiali kierowców innych autobusów, podróżowali w najlepszy możliwy sposób.

    Fajnie, było patrzeć na tego chłopaka. Cieszył fakt, że te głupie autobusy sprawiały mu tak wiele radości. Że miał pasję, że udało mu się ją odkryć. Już, tak szybko. Pasję, którą potrafił zarazić innych. Sprawiał, że nie tylko jego codzienność była lepsza.

    Trochę mi głupio, że początkowo tak źle to oceniłem.

    Czy trzeba marzyć o ogromnych rzeczach? Gonić za milionami, sławą, wielkim domem, luksusowym samochodem? Może jednak w życiu wystarczy być szczęśliwym kierowcą głupiego autobusu?