Tag: kuchnia

  • o jedzeniu

    Gdy pierwszy raz czytałem „Minimalizm” Leo Babauty, stukałem się mocno w czoło, przechodząc przez fragment o minimalistycznej kuchni. Leo probował mnie wtedy przekonać, że jedzenie powinno być głównie paliwem dla naszego ciała, że nie powinniśmy poświęcać zbyt wiele czasu na przygotowywanie posiłków, na „rozpasanie” w kuchni, twierdził, że jedzenie powinno być proste i dostarczać nam potrzebnej energii, choć oczywiście nie zaprzeczał temu, że powinno być ono również smaczne, ale opowiadał o tym w mocno inny sposób, niż ten, który znałem.

    Ogólnie rzecz biorąc, idea minimalizmu szybko zagościła w moim życiu, jednak szerokim łukiem omijałem go, jeżeli chodzi o kuchnię, a właściwie to jedzenie.

    Przecież, ja – wychowany na hasłach „jedzenie to przyjemność” (Orbit), „palce lizać” (KFC), czy nawet „rozpływa się w ustach, a nie w dłoni” (M&M) – przez lata miałem wpajane do głowy, że jedzenie to nie jest żadne paliwo, a rozrywka, relaks, odpoczynek, rozkosz, zabawa, frajda, uciecha, sposób na randkę, stres, problemy, smutki, to spędzanie czasu z najbliższymi, spotkanie z przyjaciółmi, święta, urodziny, czy wesela. Śmiałem się i jednocześnie wkurzałem, czytając słowa Leo, który jednym rozdziałem w książce probował przekreślić większość zasad wpajanych mi przez większość mojego życia.

    Minęło kilka lat… a ja przyznaję Leo rację. A do tego czuję się tak bardzo oszukany – przez społeczeństwo, reklamy, filmy w telewizji, ludzi dookoła…

    To wszystko doprowadziło do tego, że jedzenie wydaje się dla mnie dzisiaj największym, najgorszym, najbardziej podstępnym nałogiem, z jakim miałem kiedykolwiek do czynienia. I potrzebowałem prawie czterdziestu lat życia, by to w końcu zrozumieć.

    Pomysł na ten list przyszedł mi do głowy po rozmowie, którą ostatnio odbyłem ze znajomym. Rozmawialiśmy o rozrywkach, odpoczynku i przyjemnościach w życiu. Mój rozmówca stwierdził, że jedzenie należy właśnie do tej grupy, ba, twierdził, że jest jednym z ważniejszych elementów tego obszaru życia człowieka. Gdy ja z kolei stwierdziłem, że moje przemyślenia ostatnich miesięcy, może nawet lat, prowadzą mnie w totalnie przeciwną stronę, szybko zmienił się ton naszej rozmowy.

    Opowiedziałem, że od dłuższego czasu probuję uwolnić się od pewnych przyzwyczajeń, schematów, które rządzą, albo raczej przez lata rządziły moim życiem. Wiem, i na każdym kroku utwierdzam się w tym przekonaniu, że jedzenie jest i powinno być paliwem, które daje nam energię do ruszania się, działania, życia. Gdy to powiedziałem, zostałem, krótko mówiąc… zaatakowany. Na szczęście tylko słownie (🙂), ale jednak. Mój rozmówca stwierdził, że pozbawiam się bardzo wielu przyjemności w życiu, że zarówno używki (papierosy, alkohol, słodycze), jak i jedzenie, choć nie zawsze zdrowe, potrafi dostarczyć przyjemności i nie powinniśmy z tego rezygnować, wszystko jest dla ludzi. Jego wniosek był taki, że ogólnie rzecz biorąc – odbija mi.

    Hmm. Czy byłem zaskoczony taką reakcją? Totalnie nie. Przypomniałem sobie za to moje pierwsze przemyślenia dotyczące właśnie książki „Minimalizm”. Były podobne. Broniłem wtedy mojego podejścia do życia, i po wielu latach, podczas rozmowy ze znajomym, zobaczyłem dokładnie to samo.

    Czy wielkim zaskoczeniem będzie dla Ciebie, jeżeli napiszę, że do opisywanych tu wniosków dotyczących jedzenia, doszedłem dzięki mojemu dziennikowi? Jakiś czas temu zacząłem śledzić, zapisywać sobie, analizować co i ile jem. Potrzebowałem sprawdzić, jaki wpływ jedzenie ma na moje samopoczucie, kondycję, zdrowie. Wielokrotnie obserwowałem u siebie wahania nastrojów, nagłe wzrosty i spadki chęci do działania, problemy z koncentracją. Były one drobne, czasem bardzo subtelne, ale jednak się pojawiały. Od dawna chciałem dowiedzieć się, jak to wszystko dokładnie działa, co zrobić, aby jeszcze lepiej zapanować nad tym, co dzieje się w mojej głowie. I wiesz co? Okazało się, że to właśnie jedzenie ma na to ogromny wpływ. Przeogromny. Z czasem zauważyłem, że za każdym razem, gdy jednego dnia sięgałem po gorsze, fastfoodowe, czy nawet domowe, ale na przykład bogate w cukier jedzenie – szczególnie wieczorem – następny dzień oznaczał dla mnie nie tylko znaczący spadek formy fizycznej, ale również o wiele gorsze samopoczucie, problemy ze skupieniem, mniejszą chęć do działania. I tak było właściwie za każdym razem. Choć to dość logiczne, niby każdy o tym wie, to jednak jak zobaczysz to czarno na białym, jak na papierze, w Twoim dzienniku, gdy zobaczysz, że to dotyczy właśnie Ciebie – to jest lekki szok.

    W moim słowniku pojawiło się sformułowanie głód emocjonalny, a więc głód związany z emocjami, a nie fizjologią, który nie miał nic wspólnego z głodem fizycznym, a jednak był ogromnie silnym bodźcem, który sprawiał, że dokonywałem złych wyborów jedzeniowych. Spisywanie spalonych i zjedzonych kalorii pozwoliło mi lepiej zrozumieć, jak działa mój ogranizm, co nim kieruje, czego potrzebuje. Choć wiem, że czeka mnie jeszcze długa droga do tego, by całkowicie, w 100% zapanować nad tym, co jem, to widzę, jak już dzisiaj moje podejście do tego jest inne, niż to, które miałem jeszcze kilka lat temu. Momentem przełomowym był ten, w którym zauważyłem problem. A następnie postanowiłem go rozwiązać.

  • Cały mój introwertyczny świat

    Pisanie do Ciebie to jedno z moich ulubionych zajęć z całego tygodnia. Mam jeszcze kilka podobnych perełek: cosobotnie rolki z córką, piątkowe spotkania z przyjaciółmi w naszym kółku angielskich rozmówek, następujące po nich wieczorne oglądnie jednego (czasem dwóch) odcinka jakiegoś fantastycznego serialu z Ewą, uwielbiam też wyskoczyć na targ – porozmawiać ze sprzedającymi, którzy miło uśmiechają się na mój widok o 6 rano w każdą środę i sobotę. To takie moje rytuały, które sprawiają, że jestem szczęśliwy, że mogę mówić o fajnym życiu. Małe skarby mej introwertycznej duszy.

    Opowiadałem ostatnio znajomemu o jednym z ostatnich odcinków 🐽 PiG Podcastu, audycji o produktywności i lepszym życiu, którą nagrywamy razem z Piotrkiem – a konkretnie, mówiłem o odcinku, w którym opowiadaliśmy, jak to jest być introwertykiem. Sam nie wiem, dlaczego jestem tak dumny akurat z tego odcinka – być może dlatego, że po raz kolejny odsłoniłem kawałek mojego skrytego i prywatnego życia, a może po prostu jestem tak samo dumny z każdego kolejnego odcinka, który uda nam się nagrać. W każdym razie – wykorzystałem okazję i pochwaliłem się i tym razem. Osoba, która bardzo uważnie wysłuchała mojej rekomendacji, zadała mi w zamian tylko jedno krótkie pytanie:

    • Grześ, a Ty postrzegasz siebie jako introwertyka?

    Zamurowało mnie.

    • „A co, nie widać?!?!?” – pomyślałem. 

    I w tamtej właśnie chwili uświadomiłem sobie, że być może ostatnio właśnie nie za bardzo to widać… 

    Oczywiście, od razu zaznaczam, nie oznacza nic dobrego, ani złego. Oznacza jedynie zmianę. Tyle ostatnio robię, tak często wychodzę ze swojej strefy komfortu, że być może na pierwszy rzut oka… momentami… nie widać już ile siedzi we mnie introwertyka. I ile pracy kosztuje wykonanie, często dość prostych i oczywistych dla innych, kilku małych kroków.

    Rozmyślam tak sobie dzisiaj o tym wszystkim, bo w ostatni weekend przeżyłem jeden z fajniejszych dni tego roku. Spokojnie przebija on większość stałych perełek, które na co dzień wprawiają mnie w dobry humor. Jeżeli obserwujesz mnie na instagramie, być może domyślasz się, o co chodzi. Calutki dzień spędziłem w kuchni i gotowałem. Przez 8 godzin praktycznie nie usiadłem, ciężko pracowałem, przygotowując wspaniałe dania dla dziesięciu osób. A bawiłem się przy tym, jak nastolatek w wesołym miasteczku (nastolatki jeszcze to lubią? Ja, pamiętam, że uwielbiałem!). Zakazałem Ewie i dzieciakom wstępu do kuchni przez cały dzień – w zamian obiecałem, że przygotuję ich ukochane dania. Ewa (i nasi starsi goście) zajadała się więc całą niedzielę sushi, natomiast dzieciaki jako swój przysmak wybrały frytki z nuggets’ami. Pomimo faktu, że cały poniedziałek odczuwałem później wyraźne zmęczenie weekendem, była to dla mnie świetna zabawa.

    To właśnie takie samotne chwile w kuchni pozwalają mi naładować na długo mój akumulator introwertyka. Nauczyliśmy się z Ewą dzielić obowiązkami w domu, gdy mamy gości. Ja zagarnąłem wszystkie rzeczy związane z gotowaniem, ona z kolei spełnia się, dopieszczając gości. Ja zarządzam piekarnikiem, ona talerzami na stole, ja kroję ciasto, ona podaje kawę. I choć potrzebowaliśmy dziesięciu lat, aby do tego dojść, to cieszę się, że teraz każde z nas wykonuje zadania zgodne z jego duszą. W takich właśnie chwilach cieszę się najbardziej, że jesteśmy z Ewą tak różnymi osobami.

    Moje pytanie do Ciebie: Jesteś introwertyczką/kiem czy ekstrawertyczką/kiem? Jeżeli zechcesz odpowiedzieć mi na to pytanie, wejdź proszę na stronę 🐽 PiG Podcastu i w ankiecie, którą przygotowaliśmy, kliknij swoją odpowiedź – w trzydziestym odcinku podcastu, będziemy z Piotrkiem rozmawiać na temat wyników ankiety. Zapraszam do słuchania 🙂.

  • zrobiłem coś, ze swoim życiem…

    …zmieniłem je

    Dzisiejszy wpis będzie trochę bardziej osobisty niż wcześniejsze. Wielu blogerów zaczyna od takiego właśnie wpisu – ja mogę jednak opublikować go dopiero dzisiaj. Chciałbym Wam trochę opowiedzieć, jak ja zmieniłem i zmieniam swoje życie. Taki mam przecież cel – zmieniać i przekazywać Wam moje doświadczenia oraz rady z tym związane. A w ostatnim czasie zmian u mnie sporo.

    po pierwsze i najważniejsze

    …po wielu latach, rzuciłem palenie papierosów! I muszę przyznać, że wspaniale się z tym czuję. Gdy zacząłem pisać bloga, wiedziałem już, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Wiedziałem, że musi nadejść, aby wszystkie inne zmiany w moim życiu miały sens. I stało się. Przygotowywałem się do tego od dawna. Dzisiaj już wiem, że odniosłem sukces i jestem z siebie dumny! Jeżeli problem palenia papierosów dotyczy również Ciebie, mam nadzieję, że ucieszy Cię fakt, iż za pośrednictwem tego bloga postaram się pokazać Ci, jak wyglądał mój plan pozbywania się nałogu, od czego zaczynałem, kiedy podjąłem decyzję że to właśnie dzisiaj jest ten dzień i jak sobie radziłem przez pierwszy tydzień, miesiąc i później. Dzisiaj wiem, że do takich decyzji i kroków nie można podchodzić bez odpowiedniego planu i przygotowania. Wiele razy próbowałem rzucić palenie, zawsze bezskutecznie. Przeciwnie – za każdym razem gdy rzucałem (i wracałem), tak bardzo tym się denerwowałem, że zaczynałem palić jeszcze więcej. To było straszne. Odpowiedni plan pozwolił mi jednak całkowicie uwolnić się od mojego problemu. Wierzę, że każdy może zrobić podobnie.

    po drugie: poranne wstawanie

    Nauczyłem się wcześnie wstawać. I pisząc wcześnie, mam na myśli godzinę 4 nad ranem. Być może wyda Ci się to szalone, ale dla mnie system wstawania o tej właśnie godzinie jest idealny. A muszę przyznać, że jestem (byłem?) przysłowiowym “śpiochem” i podjęcie takiej decyzji nie było dla mnie łatwe. Bywały dni, że budziki w sypialni dzwoniły u mnie po 20 razy a ja nie potrafiłem wstać. Gdy bywałem sam w domu, bałem się że nie uda mi się rano wstać na umówione wcześniej, poranne spotkanie. Nastawiałem budziki w kilku urządzeniach, w telefonie, tablecie, telewizorze… gdzie tylko się dało. A i tak zdarzało mi się budzić kilka godzin za późno. Ale skończyłem z tym! Teraz budzę się (co najważniejsze: wyspany!) zaraz po pierwszym budziku – i więcej nie muszę ich nastawiać. I każdego ranka mam dzięki termu czas na zaplanowanie mojego dnia, przegląd wiadomości, poranną kawę, stworzenie wszystkim pysznego śniadania, poranne zakupy i przygotowanie się do pracy – zanim wstaną pozostali domownicy. Dzięki temu wszystko jest łatwiejsze. Jak udało mi się to wszystko osiągnąć i w jaki sposób możesz i Ty się tego nauczyć? O tym również dowiesz się, jeżeli zostaniesz ze mną. 

    po trzecie: sport

    Jeszcze niedawno sport oglądałem głównie w telewizji. Na szczęście udało mi się całkowicie zamienić oglądanie telewizji na uprawianie sportu. Mam tutaj na myśli codzienne ćwiczenia a od czasu do czasu pływaniebieganierower i inne okazjonalne aktywności. Sport to wspaniała sprawa i żałuję, że zaprzyjaźniliśmy się dopiero niedawno. Widzę jednak efekty pracy nad moją kondycją a w połączeniu z pozostałymi zmianami – ogólną poprawę jakości mojego życia. Co zrobić, aby i w Twoim życiu pojawił się sport? Małymi kroczkami dojdziemy do tego!

    po czwarte: praca

    Pamiętam jak jeszcze kilka lat temu bylem etatowym pracownikiem agencji reklamowej. To było zupełnie inne życie. Codzienna pogoń za pociągami, autobusami, zadaniami, spotkaniami… Późny powrót do domu i spać. Tylko po to, aby następnego dnia zrobić dokładnie to samo. I pomimo faktu, że moja praca była dość ciekawa, dawała mi sporo satysfakcji i pozwalała tworzyć fajne rzeczy, to nie byłem tam szczęśliwy. Małymi kroczkami przygotowywałem się do przejścia “na swoje”. Najtrudniejsze było podjęcie ostatecznej decyzji – ale zaryzykowałem i podjąłem ją. Przestałem każdego dnia jeździć do biura, zacząłem pracować sam dla siebie. Dzięki temu, że jestem dobry w tym co robię (a przynajmniej mam taką nadzieję! 🙂 ), szybko znalazłem kilku klientów i jakoś poszło. Czy żałuję? Nie zawsze jest kolorowo, ale na pewno nie mogę powiedzieć, że żałuję. Wiem jak trudna jest to droga, ale wiem również, że potrafi przynieść sporo satysfakcji. Wiele się dzięki niej nauczyłem. Wiem też, że dla większości osób droga, którą wybrałem nie jest dobra i nigdy nie będę Cię przekonywał do rezygnacji z pracy. Chciałbym Ci za to pokazać, że Twoja praca może być wspaniała! Musisz tylko znaleźć sposób, aby ją przeorganizować i pokochać. I nie ważne, czy jesteś redaktorem w portalu internetowym, księgową, kierowcą czy mamą na etacie w domu. Jeszcze nie raz będę Ci o tym wszystkim opowiadał 🙂

    piąte: odżywianie

    Czasami myślę, że właśnie zmiana odżywiania jest najtrudniejsza ze wszystkich. Udało mi się zrezygnować z palenia papierosów, z pracy na etacie, z lenistwa przed telewizorem, ale chyba ze zmianą tego co jem było najtrudniej :). Kiedyś bardzo lubiłem pracować w kawiarni, w centrum handlowym, w restauracji. Wiązało się to oczywiście z “ciągłą” kawą, różnymi dziwnymi posiłkami o nieregularnych porach… W drodze do domu pojawiały się fast-foody i inne okazjonalne przekąski. A nawet zakupy do domu nie zawsze były dobre i zdrowe – bardzo często pojawiały się w nich produkty ekspresowe, do przygotowania na szybko. Masakra. Jestem sobie bardzo wdzięczny, że udało mi się przejść przez zmianę odżywiania. Teraz bardzo dużo czasu spędzam w kuchni – a pracy wcale nie mam mniej, niż kiedyś. Kocham gotować i dziwie się sobie, że kiedyś nie potrafiłem znaleźć na to czasu. Zostań ze mną na blogu, a pokażę Ci, jak i Ty możesz pokochać swoją kuchnię, przygotowywanie posiłków i zdrowe jedzenie.

    droga…

    Te pięć punktów to nie wszystko, co zmieniłem w ciągu ostatniego roku w moim życiu, ale na tych właśnie się koncentrowałem. Postawiłem przed sobą pewne cele i udało mi się je osiągnąć.Małymi kroczkami i zgodnie z przygotowanym wcześniej planem – bez tego żadna ze zmian nie miałaby prawa się udać. Oczywiście możesz próbować powiedzieć sobie: od jutra wstaję o 6 rano. Albo: rzucam palenie. I co dalej? To tylko słowa. Tak samo jest z noworocznymi postanowieniami, zazwyczaj przy ich wyznaczaniu kierujemy się emocjami i nie udaje nam się ich dotrzymać. Bez odpowiedniego przygotowania szanse na osiągnięcie sukcesu są małe. Początkowy zapał mija i wtedy nie wiemy co dalej robić, jak sobie poradzić z pierwszymi problemami związanymi ze zmianami, nie potrafimy odnaleźć się w nowej rzeczywistości. A dodatkowo musisz pamiętać, że wokół Ciebie jest Twoja rodzina i przyjaciele, którzy również muszą zaakceptować Twoją zmianę. W swoich planach musisz brać ich pod uwagę – dzięki temu też, pomogą Ci oni w trudnych chwilach przemian.

    Pierwszym krokiem dla Ciebie niech będzie wypowiedzenie zdania: “Chcę coś zmienić w moim życiu!”. To jest właśnie najważniejsze. Jeżeli pozostaniesz ze mną na blogu, postaram się pomóc Ci w przejściu przez Twoją wymarzoną zmianę i postaram się przekonać Cię do innych. Podpowiem co robić, gdy pojawiają się wątpliwości i trudniejsze chwile. Gdy jesteśmy na skraju zrezygnowania. Gdy nasz zmiana wydaje się być bezsensowna.

    Kolejną radą będzie: zacznij prowadzić pamiętnik. Pomimo wsparcia rodziny i bliskich, w naszych przemianach bardzo często czujemy się samotni. Prowadzenie pamiętnika bardzo ułatwia. Muszę Ci powiedzieć, że nie wiem, czy dałbym radę rzucić palenie papierosów, gdybym nie prowadził pamiętnika. W chwilach słabości zawsze mogłem do niego zajrzeć i przeczytać rady jakie sam sobie wcześniej zostawiłem. Mogłem przeczytać swoje notatki o tym dlaczego i dla kogo chciałem pozbyć się nałogu. Mogłem również porozmawiać sam ze sobą. Dzięki temu przetrwałem trudne chwile.

    Jeżeli jeszcze tego nie zrobiłeś/zrobiłaś, zapisz się na mój newsletter. Dzięki temu pozostaniemy w kontakcie i będę mógł na bierząco informować Cię o nowych rzeczach na moim blogu, jak również przesyłać informacje dodatkowe, które nie zawsze się tutaj pojawiają. Pozdrawiam Cię bardzo gorąco i do następnego razu!