Tag: lekcje

  • 10 dni emocji: uwielbiam się mylić… chyba…

    dzień 1: zaskoczenie

    Kurna, znowu się nie udało. Klapa. Myślałem, że to będzie łatwiejsze, a tu nagle – zonk! No do diabła! Jak to możliwe, że w ciągu chwili wszystko się wali? Staram się nie panikować, próbuję przyjąć, że to nie koniec świata. Kolejna pieprzona lekcja? Ile jeszcze??

    dzień 2: frustracja

    Tak, spieprzyłem to. Dziś, dla odmiany, przyszła frustracja. Dlaczego, do cholery, ciągle mi nie wychodzi? Czuję, jak złość we mnie narasta, chce mi się wyć. Serio, jak trudno w końcu przestać popełniać błędy? Mam dosyć.

    dzień 3: wstyd

    Siedzę od rana ze spuszczoną głową. Nie bardzo mam ochotę otwierać oczy. Kolejny dzień przyniósł paniczny wstyd. Co pomyślą inni? Tak bardzo przytłaczające uczucie. Muszę się bronić! Przed światem, ludźmi. Cholera, czuję się taki mały i niepewny.

    dzień 4: rozczarowanie

    Rozczarowanie to kolejny ciężar. Przecież miałem to wszystko dobrze zaplanowane! Kurczę, czuję, że moje kolejne marzenie oddala się… jak kończący się sen… umyka… Każdy krok do przodu wydaje się kończyć potknięciem.

    dzień 5: strach

    Pojawił się strach. No kurna, zaczynam się bać. Boję się znów zawieść, wpaść w pułapkę własnych błędów. To mnie paraliżuje, mam ochotę zamknąć się w sobie jeszcze bardziej i uciec od wszystkiego. Co, jeśli nigdy tego nie naprawię? Nie udźwignę?

    dzień 6: ciekawość

    Nagle… bez zapowiedzi… w mojej głowie zakiełkowała ciekawość. Dlaczego tak wcześniej zareagowałem? Skąd tyle negatywnych emocji z powodu tak małego zdarzenia. A może… ten błąd… to jednak szansa? By coś odkryć? Zaczynam zadawać sobie pytania: Co mogę z tego wyciągnąć? Co przyniesie mi ta lekcja? Otwieram oczy. Na nowe możliwości. Zaczynam korzystać z mojej porażki…

    dzień 7: nadzieja

    Czy to możliwe, że każda taka pomyłka, porażka, niepowodzenie… prowadzą mnie do czegoś lepszego? Uświadamiam sobie, że nawet te chwile niepewności mogą być mega cenne. Otwieram się, wychodzę z zamknięcia. Nie chowam głowy w piasek. W końcu moja porażka to nowe perspektywy, możliwości, szanse. Jak mogłem tego wcześniej nie widzieć??

    dzień 8: wdzięczność

    No proszę! Życie przyniosło mi kolejną lekcję. Dzisiaj to widzę i zaczynam czuć… wdzięczność. Każdy błąd to… dar! Nawet jeżeli czasem sprawia, że mam dość. Zaczynam doceniać… drogę. Tę, którą przeszedłem. Oraz to, że mogę się rozwijać. Dzięki własnym potknięciom.

    dzień 9: motywacja

    Kolejny dzień przynosi uczucie silnej motywacji. Chcę podejmować nowe wyzwania, mimo że strach przed porażkami wciąż jest obecny. Błędy to część mojej drogi, a każda z nich zbliża mnie do lepszego MNIE. Uwielbiam się mylić – zapisuję w dzienniku wdzięczności. Życie to nieustanna nauka, a ja jestem gotowy na wszystko, co przyniesie jutro.

    dzień 10: koniec drogi

    Wygląda na to, że ponownie odkryłem, że błędy są nieodłączną częścią życia i rozwoju. Każdy dzień przynosi nowe emocje – od zaskoczenia, przez frustrację, aż po wstyd i strach. Jednak, w miarę jak się otwieram, uczę – z moich potknięć, błędów, porażek – zaczynam dostrzegać wartość w każdej nieudanej próbie. Ciekawość i nadzieja otwierają przede mną nowe perspektywy, a wdzięczność za lekcje, które przynoszą, pozwala mi patrzeć na błędy jak na dary. To ostatecznie tylko wzmaga moją motywację. Do działania. Do odjęcia kolejnej proby. A ja się uczę. Że życie to nieustanna nauka. Uwielbiam się mylić, bo każda pomyłka zbliża mnie do lepszego jutra. Do boju!

  • 9 rzeczy, których nauczyła mnie moja 2-letnia córeczka (Made in Cosmos)

    Two years ago I gave birth to the most wonderful person on this planet. Every day she brings a huge smile on my face and opens my eyes to so many things I was previously missing. Before she was born I thought it would be my job to teach her everything about the world. As it turns out, there are equally many things that I get to learn now from her.

    Wydaje mi się… że, jeżeli tylko zechcemy, to my – dorośli – możemy nauczyć się więcej (cennych rzeczy) od dzieci, niż one od nas. Myślę, że wręcz powinniśmy się od nich uczyć. Powinni otworzyć szkoły dla dorosłych i pozwolić wykładać tam dwulatkom. Pewnie ciężko by im było znaleźć tak małego nauczyciela – dzieci są zbyt mądre, by wpakować się w takie tarapaty, ale nam dorosłym, takie lekcje by się przydały. I oczywiście nie mówię tu tych bzdurnych umiejętnościach, które my dorośli tak bardzo cenimy, jak gotowanie, czytanie, pisanie, czy rozwiązywanie łamigłówek matematycznych – tego nie nauczy nas dwulatek. Mam na myśli prawdziwie cenne rzeczy – podejście do życia.

    Patrzę na moje córki i widzę, jak wiele dziwactw pochłonęły już z tego świata, każdego dnia obserwuję, jak zanika ich dziecięca beztroska i przedziwne wartości, jakimi kierują się maluchy, jak otoczenie wymusza od nich przystosowanie się do tego, co potrzebne, by poradzić sobie wśród ludzi.

    Pamiętam, jak jedna z moich córek, gdy była sporo mniejsza niż teraz, chodziła i powtarzała wszystkim uśmiechnięta od ucha do ucha: „najważniejsze w życiu jest życie”. Mówiła to w taki słodki, dziecięcy sposób i wiem, że sama w to wierzyła. To było dla niej naturalne. Dziś już nie pytam, co jest w życiu ważne, nie mówiąc już o tym, co najważniejsze. Pewnie jeszcze nie zdziwiłbym się odpowiedzią, ale jednak nie chcę ryzykować tego, że za którymś razem mogę usłyszeć: „trend na tik-toku”.

    Bardzo fajnie czytało mi się artykuł z bloga Made nie Cosmos – dlatego pomyślałem, że i Tobie go podrzucę, weź sobie jedną z tych dziecięcych mądrości i pochodź z nią przez najbliższe kilka dni, zobaczysz, jak będzie miło.

    Przeczytaj cały artykuł na Made in Cosmos.

  • Obiecanki cacanki

    Tydzień temu, pełen podekscytowania, napisałem Ci, że udało mi się osiągnąć coś bardzo dla mnie ważnego i dużego, pamiętasz? Przebiegłem pięćdziesiąt kilometrów w 30 dni. Właściwie to w momencie, gdy moja wiadomość leciała do Ciebie internetowymi kabelkami, ja dobijałem do mety tej wspaniałej podróży. Przycisk „wyślij” kliknąłem, gdy wychodziłem z domu z licznikiem 49 km. Więc wypada mi chyba potwierdzić – tak, udało mi się! Nic się po drodze nie wydarzyło i przebiegłem ten ostatni kilometr 🙂 Dawno nie byłem z siebie tak dumny!

    Miałem Ci dzisiaj opowiedzieć o tym, jak wyglądała cała ta podróż, jednak zmieniłem zdanie. Jeszcze przyjdzie czas na marudzenie, jak ciężką sprawą jest biegania. Pomyślałem, że chciałbym Ci dzisiaj opowiedzieć o czymś innym – o dwóch lekcjach, jakie dały mi wrzesień i mój mały maraton. O pierwszej z nich zacząłem w poprzednim paragrafie, przy słowach „dumny”. Ważne właściwie jest całe zdanie: „Dawno nie byłem z siebie tak dumny”. Trochę skłamałem – często bywam z siebie dumny, jednak nie zawsze się tym chwalę – i może to jest błąd.

    Pewnie już z milion razy pisałem Ci, że lubię swoją pracę – głównie za to, że mogę w niej tworzyć nowe, fajne rzeczy. Buduję strony internetowe, projektuję strony w czasopismach, tworzę szatę graficzną projektów, firm – i jestem z siebie dumny za każdym razem, gdy ktoś powie: „o, ładne”.

    Często też zdarza się, że mam do rozwiązania problemy, z którymi przychodzą do mnie klienci, na przykład takie natury informatycznej, ze stronami www. Prawda jest taka, że nie zawsze od razu wiem jak te problemy rozwiązać. Czasem nad drobnymi rzeczami, wręcz bzdurami, siedzę godzinami… i zawsze, gdy uda mi się dojść samemu do rozwiązania, jestem z siebie mega dumny. Jednak nie tylko praca sprawia, że tak się czuję: gdy ugotuję coś smacznego, gdy uda mi się opublikować nowy wpis na blogu, gdy wyjdę rano pobiegać – w tak wielu sytuacjach jestem z siebie dumny. A wrzesień przypomniał mi o tym, że powinienem częściej o tym mówić, dzielić się moją dumą.

    Druga lekcja, jaką wyniosłem z mojego wrześniowego wyzwania, jest jeszcze cenniejsza. Napisałem Ci o niej już tydzień temu:

    Dla każdego, kto biega, przebiegnięcie 50-ciu kilometrów w miesiąc nie jest pewnie jakimś wielkim wyczynem, dla mnie jednak było ważne i bardzo trudne. Fakt, że mi się udało, sprawia, że czuję się świetnie. Przypomniałem sobie, że mogę wszystko! Jednocześnie uświadomiłem sobie, że zadania proste do wykonania dla jednych, mogą być mega trudne dla innych – najcenniejsza lekcja z całego września.

    Gdy opublikowałem w mediach społecznościowych informację o tym, że udało mi się przebiec 50 km, pod jednym z postów pojawił się komentarz:

    Co tak mało?

    I jestem bardzo zadowolony, że ktoś napisał właśnie to zdanie, wręcz na nie czekałem. Nie wiem, czy było to szczere pytanie, i osoba, która je umieściła faktycznie uważa, że to mało, czy chodziło jedynie o zaczepkę – nieistotne. Ważne jest, że mam piękne potwierdzenie mojej drugiej wrześniowej lekcji – coś, co jest łatwe dla Ciebie, może okazać się bardzo trudne dla kogoś innego. Zawsze, gdy ktoś naśmiewa się z dokonań innych, przypominają mi się czasy szkoły. Pamiętasz swoją szkołę? Pamiętasz, jaką rolę odgrywałaś, albo odgrywałeś, w klasie? Może prymusa? Takiego, który niczym Hermiona Granger siedzi w pierwszej ławce i podnosi rękę, gdy tylko usłyszy pytanie nauczyciela? A może, zamiast się uczyć, wolałeś grać w okręty z kolegą w przedostatniej ławce i co roku ledwo udawało Ci się przejść do kolejnej klasy? Te dwie, bardzo kontrastowe, grupy dzieciaków w szkole zazwyczaj nie specjalnie się lubią. Ale prawda jest taka, że bardzo często ci, którzy błyszczą na matematyce i języku polskim, mają trochę więcej problemów na WFie, i odwrotnie. Ja, w szkole, należałem do trzeciej grupy uczniów: średniaków. Nie błyszczałem ani w klasie, ani poza nią. Nie raz jednak widzialnem, jak grupa szkolnych mięśniaków (nie wiem jak ich inaczej nazwać), wyśmiewa się z „kujonów”, gdy Ci ostatni nie dają rady przebiec jednego kilometra na WFie. A dla tych pierwszych nie było to wielkim wyzwaniem. Role odwracały się, gdy wracaliśmy do sali na chemię i był czas na odpowiadanie na pytania nauczyciela – wtedy Ci „powolniejsi” fizycznie triumfowali. Właśnie te sceny ze szkoły stanęły mi przed oczami, gdy dobiegłam do pięćdziesiątego kilometra.

    Pytanie: Czego Ty nauczyłaś, lub nauczyłeś, się we wrześniu? Śmiało, kliknij „odpowiedz” i napisz do mnie.

    Ps. Tym razem już obiecuję, że za tydzień napiszę więcej o moim bieganiu – tak bardzo chcę Ci o tym opowiedzieć. Powiem też, co wymyśliłem sobie na październik – no, chyba że wcześniej z tego zrezygnuję ☺️

    Fajnego dnia!