Tag: pamiętnik

  • you can dance?

    Centra handlowe w Warszawie to moje ulubione miejsca do pisania, pracy, czytania. Lubię gwar, jaki tu panuje – pod warunkiem tylko, że znajdę sobie spokojne miejsce, z którego mogę ten gwar jedynie obserwować, bez bycia jego uczestnikiem. Pisałem do Ciebie niedawno o trampolinie w Galerii Młociny, dzisiaj piszę z Blue City – innego, warszawskiego miejsca zakupowego. Tak się złożyło, że właśnie dziś, odbywa się tu specjalne wydarzenie, na które trafiłem całkiem przypadkowo, a które tak bardzo pasuje do tematu mojego listu. Okazało się, że chcąc wybrać się na spokojną kawę, trafiłem na sam finał Egurrola Cup – konkursu tanecznego dla dzieciaków.

    Znalazłem tu sobie takie fajne miejsce na pisanie – z jednej strony mogę skupić się, spokojnie pisać, jednak jednocześnie od czasu do czasu zerkam na szaleństwa, jakie odbywają się na scenie. I muszę przyznać, że z każdą kolejną minutą, z każdym kolejnym występem, coraz bardziej żałuję, że siedzę tu z kawą, a nie ruszam się z tymi dzieciakami w rytm lecącej muzyki.

    Kilka miesięcy temu rozpocząłem lekcje tańca i dzisiaj przyszedł ten dzień, kiedy postanowiłem Ci trochę o tym opowiedzieć. Co Ty na to? Nie będzie to jednak list opowiadający o tym, jak fajnym zajęciem jest taniec – jest to oczywiście bardzo subiektywne i nie śmiałbym nawet nikogo próbować nim zarażać. Zamiast tego, chciałbym Ci poopowiadać o tym, w jaki sposób radziłem sobie z tą – niezbyt łatwą dla mnie – pasją, za którą z miliona różnych powodów… nie powinienem się zabierać.

    Na początek więc może trochę tła, z którego – jeżeli czytasz mnie nie od dzisiaj – większość możesz już znać. Mam 40 lat. Przez spory kawałek życia „prowadziłem się”… raczej mało sportowo i chyba niezbyt zdrowo. Siedząca praca przy komputerze, restauracyjno-fastfoodowa dieta, papierosy, godziny spędzane codziennie w samochodzie, jakieś przyjęcia, imprezy. Może nie było aż tak źle, patrząc na to z perspektywy całego naszego społeczeństwa, jest to raczej typowy styl życia, jednak z perspektywy mojego dzisiejszego dnia i moich dzisiejszych standardów – widzę, jak spory był to błąd. Przyszedł na szczęście moment, w którym postanowiłem to wszystko pozmieniać. Naprawić. Proces ten trwa już kilka lat i daleko mi jeszcze do tego, by być w pełni zadowolonym z efektów, z mojego ciała, ale i tak jest o niebo (O NIEBO!) lepiej, niż w momencie startu. Nie raz opowiadałem Ci o różnych sportach, za jakie się zabierałem – i na ogół były to względnie proste, raczej łatwe do nauczenia, przystępne – dla osoby takiej jak ja – aktywności. Rolki, łyżwy, bieganie, rower, pływanie, ping-pong – spokojnie można zacząć uprawiać te sporty, właściwie z dnia na dzień, niezależnie od Twojej wagi, poziomu wysportowania, rozciągnięcia, czy wytrzymałości. Choć pewnie istotne jest tutaj dodanie ważnego założenia: są to względnie przystępne aktywności, w zakresach i na poziomie, w jakich mnie one interesowały. Z tańcem było trochę inaczej. A przynajmniej z rodzajami tańca, za jakie się zabrałem, a co za tym idzie – również celami, jakie sobie wyznaczyłem.

    Moje taneczne początki były dość nieśmiałe. Mając do dyspozycji internet, a w nim YouTube’a, zacząłem wyszukiwać sobie proste lekcje dla początkujących. Ot tak, by sprawdzić, czy tego tak naprawdę szukam, może by trochę przygotować się na to, co – już chyba wtedy wiedziałem – nadejdzie. Szybko zgromadziłem dość potężną bazę filmów z lekcjami idealnymi dla mnie. Każdego ranka brałem się za coś nowego, nieporadnie próbując nadążyć za ruchami pokazywanymi na ekranie. Choć już wtedy nie było łatwo, a moja świadomość tego, co robię (albo raczej próbuję robić) była bardzo mała, to cieszył mnie każdy moment, w którym mogłem poruszać się przy dźwiękach muzyki. Nie potrzebowałem wiele czasu, by dojść do decyzji: jestem gotowy, by iść na prawdziwe zajęcia stacjonarne!

    Oczywiście, mógłbym zapisać się na lekcje tańca towarzyskiego, najlepiej takie dla seniorów, spokojnie uczyć się prostych, niewymagających ogromnego przygotowania, rozciągnięcia czy wytrenowania kroków, jest mnóstwo „bezpiecznych” (fizycznie oraz EMOCJONALNIE) rodzajów lekcji, na które mogłem się zapisać. Ja jednak wiedziałem, że totalnie nie o to mi chodzi. Ukształtowany i zainspirowany programami typu „You Can Dance”, „Taniec z Gwiazdami”, filmami „Dirty dancing”, „Step Up”, czy nawet uwielbianymi przez moje dzieci serialami „Soy Luna” i „Go! Żyj po swojemu” (swoją drogą uwielbiam ten ostatni tytuł! Właśnie za tytuł 🙂) – pragnąłem uczyć się tańca nowoczesnego. Jej, cóż za marzenie! Zacząłem więc poszukiwania odpowiedniej szkoły tańca. I tu – nie wiem, czy będzie to dla Ciebie zaskoczeniem – niespodzianka: jest ich mnóstwo! Tylko właściwie wszystkie dla dzieciaków. Ech…

    Przeciwności losu są jednak dla mnie bardzo dobrym czynnikiem motywującym, więc nie ustałem w poszukiwaniach mojego nowego, ulubionego miejsca. I w końcu udało mi się takie znaleźć. Los sprawił, że znalazłem szkołę tańca, która wystartowała raptem dwa miesiące wcześniej, a oznaczało to, że jeszcze nie zdążyła ukierunkować się wyłącznie na dzieci 🙂.

    Pierwsze, regularne zajęcia, na jakie się zapisałem (ku mojemu własnemu przerażeniu) były zajęciami z modern jazzu. Być może niewiele mówi Ci ta nazwa, więc podrzucam szybko krótką jego charakterystykę:

    Modern jazz łączy w sobie techniki tańca klasycznego, opartego na balecie (!) z zasadami modern i jazzową izolacją. Modern to taniec ruchu. Silne i gwałtowne zmiany są znacząco usprawnione poprzez dobrą technikę baletową w tle. Modern jazz opiera się również na możliwościach ciała i wykonywaniu bardzo naturalnych ruchów. Tancerz w modern jazzie może wyrazić się na wiele sposobów. Korzysta z różnorodnych środków, przez które może pokazać swoją osobowość oraz prawdziwą naturę. Przykład tańca w stylu modern jazz możesz zobaczyć tutaj.

    Drugi styl, po który sięgnąłem (równolegle do tego pierwszego), nazywa się contemporary. Jest to pewnego rodzaju mieszanka jazzu, modern jazzu i tańca współczesnego ze sporą liczbą obrotów, swobodnych przejść w podłodze, po różnego rodzaju inne akrobacje. Przykład tańca w stylu contemporary możesz podejrzeć tutaj.

    Nie poprzestałem jednak na tych dwóch tylko stylach, chciałem dalej eksplorować taniec, poznając inne nowsze techniki, jak również różne podejścia i sposoby nauczania instruktorów. Poszukując swojej drogi, spróbowałem więc również zajęć z hip-hopu, waackingu, czy stylu house. Wymieniam to wszystko, aby pokazać Ci z jednej strony, jak bardzo zaangażowałem się w nową pasję, ale i jak długą, trudną i wymagającą drogę sobie wybrałem. Na większość zajęć, na które uczęszczałem i uczęszczam, przychodzą osoby o połowę ode mnie młodsze i są to praktycznie wyłącznie dziewczyny. A te dwa czynniki wcale nie pomagają, nie dodają skrzydeł i pewności siebie – rzeczy, których tak bardzo potrzebowałem, aby pojawiać się na każdych kolejnych zajęciach.

    Droga była trudna, nawet bardzo – chyba głównie pod względem emocjonalnym. Przejmowałem się wszystkim, czym tylko mogłem: osobami, które razem ze mną chodziły na zajęcia, tym, jak słabo mi na początku szło, opiniami ludzi, instruktorów, nawet moimi własnymi. Niewiarygodnym wsparciem okazały się za to osoby wokół mnie, znajomi, przyjaciele, którzy potrafili powiedzieć kilka prostych słów:

    nie przejmuj się niczym, rób co lubisz.

    Kilka razy usłyszałem to zdanie i z pewnością był to ważny głos wsparcia, szczególnie na początku mojej drogi.

    Drugim i chyba najważniejszym sprzymierzeńcem w drodze do realizacji mojej pasji, był (i nadal jest) mój dziennik – miejsce, w którym mogłem przeżywać każde kolejne zajęcia, w którym mogłem analizować postępy, zmagać się z problemami, opisywać i wylewać emocje, był moim przyjacielem, krytykiem, terapeutą. Dziennik jest narzędziem, które pomogło mi poradzić sobie właśnie z emocjami związanymi z moją nową, trudną pasją. Narzędziem, które pomogło mi zrozumieć co, i dlaczego, właściwie czuję, oraz jak sobie z tym poradzić. Jestem absolutnie przekonany, że przerwałbym tę podróż już dawno temu, gdyby nie pomoc, jaką znalazłem w samym sobie – właśnie za sprawą dziennika.

    I w tym miejscu, mój 🐦 wróbelku, kończy się nasza dzisiejsza podróż. Ten list, o pasji do tańca, jest jednocześnie zaproszeniem do wsparcia mojego bloga i zostania „🪽 niebieskim ptakiem” albo „🪶 papierowym ptakiem”. Na osoby, które wspierają mnie w ramach tych dwóch planów, mogą iść ze mną dalej, przez kolejny, długi wpis zajrzeć do mojego dziennika – który już na nie czeka w skrzynce mailowej i na blogu – i przejrzeć najbardziej prywatne wpisy dotyczące mojej pasji do tańca i tego, jak sobie z nią radziłem, właśnie z pomocą dziennika. To co? Czytasz dalej? Klikaj i czytaj 🙂

    A tymczasem, do zobaczenia za tydzień i fajnego dnia!

  • 🐽 PiG Podcast #4: Wszystko o prowadzeniu dziennika

    W czwartym odcinku PiG Podcastu rozmawiamy z Piotrkiem o prowadzeniu dziennika, w którym zapisujemy najróżniejsze informacje, historie, czy wydarzenia. Kiedyś tę rolę spełniały pamiętniki, teraz zastąpiły je dzienniki, które są w zasadzie tym samym, ale zyskały więcej możliwości i wariantów. Stały się bardziej uniwersalne i dostępne dla szerszego grona.

    Z odcinka dowiesz się:

    • Co to jest dziennik?
    • Po co prowadzić dziennik?
    • Czy warto prowadzić dziennik?
    • Jak prowadzić dziennik?
    • Co pisać w dzienniku?
    • Czy powinniśmy wracać do tego co zapisaliśmy w dzienniku?
    • Czy może zniszczyć dziennik bez czytania?
    • Jakie my prowadzimy i prowadziliśmy dzienniki?

    Tu posłuchasz 🐽 PiG Podcastu

  • #54 Morning Pages. Narysuj swój dzień

    Dzieciaki w przedszkolu dostają czasem zadanie, aby narysować swoją rodzinę, czy dom, ogród albo wakacje. Dzięki temu uczą się koncentrować na konkretnych wydarzeniach, chwilach, poznają i wyrażają emocje, ale stają się też odważniejsze, bardziej kreatywne. To, z pozoru niewinne i proste ćwiczenie, jest niezwykle ważne w kształtowaniu tych młodych umysłów, niesie ze sobą wiele dobrego. A gdyby tak samemu chwycić wieczorem za kredkę albo pędzel i namalować swoje perypetie? Dać upust emocjom, smutkom, troskom, ale i radościom. Stworzyć obraz mijającego dnia, i jednocześnie przemyśleć podjęte działania, poddać się chwili refleksji. Zamiast siedzieć bezmyślnie przed telewizorem cały wieczór. A jeżeli przyjdzie Ci do głowy ta głupia myśl, że chyba nie umiesz malować, to przypomnij sobie, że przecież masz do pokonania jedynie zdolności rysunkowe trzylatka.

  • Pamiętnik i dziennik – czy warto je prowadzić? – podcast Fajne Życie, odcinek 3

    Zapraszam do trzeciego odcinka podcastu Fajne Życie 🙂 Długo tworzyłem ten odcinek, jednak mam nadzieję, że po przesłuchaniu ocenisz, że warto było czekać. Dzisiaj poruszam jeden z najpopularniejszych tematów na moim blogu – prowadzenie dziennika. Czy w dzisiejszych czasach warto jeszcze to robić? Zapraszam ????

    Pomysły na dziennik

    1. Dziennik pokładowy
    2. Morning pages (mój Morning Pages)
    3. Katalog przeczytanych książek
    4. Biblioteczka obejrzanych filmów
    5. Zapamiętywacz prac dzieci
    6. Przeglądnik tygodnia
    7. Dziennik podróży
    8. Planner podróży
    9. Zadaniownik
    10. Archiwum wpisów w social mediach
    11. Pochłaniacz artykułów
    12. Dziennik cytatów
    13. Pomysłownik
    14. Selfiak
    15. Monitor nawyków
    16. Szkicownik
    17. Dziennik złości
    18. Dziennik wdzięczności
    19. Dziennik produktywności

    Przydatne linki

    BONUS – do pobrania

    30-dniowe #FajneWyzwanie: Naucz się prowadzić Dziennik! Pobierz arkusz wyzwania i rozpocznij swój pierwszy, własny dziennik!

  • Morning Pages: Jak? Po co? Dlaczego?

    Od jakiegoś czasu, codziennie rano, publikuję na blogu nowy wpis o tajemniczej nazwie Morning Pages i bieżącą datą. To moje nowe, poranne ćwiczenie, które wykonuję już od ponad miesiąca. Uwielbiam to robić a i wielką radość sprawia mi, gdy mówicie, że lubicie przeglądać te moje zapiski. Postanowiłem więc napisać kilka słów wyjaśnień: o co właściwie w tym chodzi i dlaczego każdego dnia wrzucam je na bloga. Liczę na to, że temat zainteresuje Cię na tyle, że sam zechcesz sięgnąć po tworzenie swoich porannych stron. 

    Morning Pages to ćwiczenie, o którym słyszałem już nie raz – głównie w angielskojęzycznych podcastach. Jest to jedna z form prowadzenia pamiętnika. Pierwszy raz na poważnie zainteresowałem się nią po wysłuchaniu wywiadu z Laurą McClellan z podcastu The Productive Woman. Laura opowiadała, jak każdego dnia rano siada do swojego notatnika i zapisuje w nim trzy strony dowolnym tekstem. Po prostu siada i pisze. Początkowo myślałem, że takie zadanie musi być dość trudne – w końcu nie łatwo jest na zawołanie zacząć pisać, a do tego „produkując” aż trzy strony w notatniku (a może to tylko ja?). Jednak w tym ćwiczeniu nie chodzi o samą treść, tylko o kształtowanie nawyku pisania. Nie ma więc znaczenia temat, tylko fakt, że siedzisz i piszesz, oraz że powtarzasz to ćwiczenie codziennie o tej samej porze. Bo tak właśnie trzeba to traktować – jak ćwiczenie, albo rozgrzewkę – do właściwego pisania. 

    Po wysłuchaniu wywiadu z Laurą, pomysł wdrożenia Morning Pages kiełkował mi w głowie przez dobrych kilka tygodni. Nie bardzo wiedziałem jak zacząć. W końcu od dawna nie używam papierowych notesów – i zdecydowanie nie chcę do nich wracać – a z kolei pisanie tak luźnych tekstów na klawiaturze iPada, czy nawet komputera, jakoś mi nie pasowało. Gdy siadam do klawiatury, zazwyczaj czynię to aby napisać coś konkretnego i raczej przemyślanego – wpis na bloga, maila do klienta, czy nawet krótką wiadomość tekstową. Wszystko to zazwyczaj ubrane jest w konkretną formę, przeczytane i poprawione kilka razy przed publikacją czy wysłaniem. Być może moja niechęć do pisania luźnych i bardzo spontanicznych tekstów w taki sposób ma związek ze sposobem, w jaki pracuje mózg w momencie, gdy piszę na klawiaturze. Nie tworzę wtedy liter, czy wyrazów podczas pisania, ale układam wyrazy w głowie, a następnie wybieram odpowiednie przyciski, które pozwalają mi przelać gotową myśl na ekran urządzenia na którym w danej chwili piszę. Dotyczy to również klawiatury ekranowej w iPhonie – na którym też zdarza mi się pisać. Mój prywatny dziennik, który tworzę w Day One, jest i tak sporym wyzwaniem biorąc pod uwagę, że prowadzę go właśnie przy użyciu klawiatury. Być może dlatego wpisy w nim nie są zbyt długie a i nie każdego dnia mam siłę aby taki wpis stworzyć (choć oficjalnie tłumaczę to brakiem czasu). Pismo odręczne to coś zupełnie innego, totalnie inaczej działą nasz mózg, gdy wykorzystujemy go do tworzenia tekstu. Litery, jak i całe wyrazy, powstają bardziej spontanicznie i to w momencie samego pisania, a nie jak w przypadku klawiatury – krótki moment wcześniej. Wiedziałem więc, że pisanie moich Morning Pages na klawiaturze jest raczej skazane na porażkę w dłuższej perspektywie.

    Zastanawiałem się więc jak zacząć tworzyć moje Morning Pages, a jednocześnie wytrwać. Szukałem sposobu, aby to poranne ćwiczenie sprawiało mi jak największą frajdę – to przecież najlepsza droga do stworzenia i utrwalenia nowego nawyku. I wtedy wpadł mi do głowy prosty, ale jakże genialny pomysł: Apple Pencil. Właściwie nie jest to pomysł, ale urządzenie – rysik od Apple, służący do rysowania i odręcznego pisania na iPadzie. Zmienia on całą filozofię używania iPada – tabletu, który przecież tak lubię używać. Dzięki Apple Pencil, iPad może stać się moim prawie-papierowym notesem, a tego właśnie potrzebowałem: notesu do odręcznego pisma, który jednocześnie nie jest papierowy. „Odkrycie” sposobu na pisanie porannego pamiętnika zbiegło się w czasie z dużą aktualizacją aplikacji Good Notes, czyli mojej ulubionej do tworzenia odręcznych notatek na iPadzie. Stała się ona – w końcu – ładna, a jej używanie zaczęło mi sprawiać radość jeszcze większą niż wcześniej. To ostatecznie przekonało mnie, aby zacząć. Zdecydowałem, że (przynajmniej na początek) będę się starał zapisywać całą jedną stronę notatnika – uznałem że to wystarczająco dużo a i tak może nie zawsze udać mi się zapisać nawet tyle. Pierwszy wpis powstał w lutym 2019 roku. „Poskarżyłem” się w nim samemu sobie, że jestem tak słabo zorganizowany. Był to akurat trudny dla mnie moment, w którym spadło na mnie kilka nowych obowiązków w pracy a drobne problemy domowe skutecznie dezorganizowały mi kolejne dni. Po zapełnieniu całej strony luźnym, niezobowiązującym do niczego tekstem, poczułem ulgę. Towarzyszyły temu też inne emocje niż te, które doświadczam po stworzeniu nowego wpisu w moim regularnym dzienniku (tworzonym w Day One). Był to zupełnie inny rodzaj treści. Odręczne pisanie przynosiło efekty – i nie przeszkadzała ani trochę fakt, że przecież tak na prawdę pisałem jedynie rysikiem po szkle, a nie długopisem po kartce papieru. Czułem też, że rozwijam moje zdolności pisarskie – a na tym przecież również mi zależało. Zobaczyłem w tym prostym ćwiczeniu nowy, wspaniały element moich poranków. Od tamtego momentu, każdego dnia zaraz po śniadaniu i krótkiej medytacji, siadam na kanapie, włączam uspokającą muzykę relaksacyjną, biorę iPada, Apple Pencil i zapisuję kolejną stronę moich Morning Pages, które dalej prowadzę w Good Notes. Temat na dany dzień pojawia się zazwyczaj w momencie, gdy biorę do ręki Apple Pencil, aby napisać pierwsze słowo. Choć zdarza się, że pomysł wpada do głowy na przykład podczas medytacji – wtedy podekscytowanie często przeszkadza w odpowiednim skupieniu 🙂 Jak narazie bardzo chwalę sobie mój nowy pisarski nawyk.

    Pomysł z publikacją Morning Pages na blogu wpadł mi do głowy na początku kolejnego miesiąca. Pomyślałem, że dzięki temu będę czuł jeszcze większe zobowiązanie do regularnego pisania – i narazie to podejście się sprawdza, nie opuściłem ani jednego dnia. I choć wiem, że wcześniej, czy później zdarzy mi się jakaś przerwa (life happens – zawsze lepiej myśleć o tym za wczesu a nie zakładać perfekcyjny, nie do zrealizowania plan), to mam nadzieję, że do tego czasu będę już na tyle zakochany w praktykowaniu Morning Pages, że nie spowoduje ona, stałęgo osłabienia mojego nawyku. Mam też nadzieję, że przy okazji i Wam przydadzą się moje codzienne notatki.

    Notatnik tego typu z założenia powinien służyć jedynie do pisania. Teksty w nim powstałe nie wymagają oceny, czy nawet czytania. Ja jednak postanowiłem jeszcze lepiej wykorzystać to, co rano pojawia się w mojej głowie. Po zapisaniu porannej strony, czytam cały powstały tekst i staram się przeanalizować to, co napisałem. Nie poprawiam, nie zmieniam, tylko analziuję. Wyciągam z tekstu sedno i podkreślam kluczowe stwierdzenia. Tworzę sobie w głowie dodatkowe podsumowanie i wyciągam wnioski z tego co napisałem. Dzieki temu czerpię z mojego ćwiczenia dodatkową korzyść.

    Zachęcam Cię do spróbowania tworzenia Morning Pages. Potrzebujesz do tego jedynie odrobiny ciszy (albo może muzyki relaksacyjnej?), papier i długopis. Tyle. Być może do działania zainspirują Cię moje wpisy, które wrzucam na osobną podstronę bloga Fajne Życie. Jeżeli zapisanie założonej liczby stron Morning Pages okaże się dla Ciebie zbyt trudnym zadaniem, może lepszym rozwiązaniem od ograniczenia ilościowego (liczba stron) będzie dla Ciebie ograniczenie czasowe? Na przykład pisanie przez 15 minut – to bardzo dobre na początek, a z czasem może uda Ci się wypracować odpowiedni nawyk i zapisanie jednej, czy nawet kilku stron, nie będzie już tak dużym wyzwaniem.

  • prowadzenie dziennika i twój smartfon – recenzja Day One

    Prowadzenie dziennika w komórce jest wspaniałym przykładem wykorzystania smartfona do pozbycia się stresu, ostudzenia emocji oraz podsumowania i zamknięcia dnia, tygodnia lub innego, dłuższego okresu w życiu. Idealnie sprawdza się w planowaniu nowego roku, śledzeniu stanu swojego zdrowia czy postępów w odchudzaniu. Sklepy AppStore i Google Play Store oferują cały szereg aplikacji które to umożliwiają, a ja dzisiaj opisze najlepszą z nich – Day One.

    Day One było pierwszą aplikacją do prowadzenia dziennika, która dawno dawno temu zagościła w moim smartfonie. Nasza przyjaźń nie trwała jednak zbyt długo i już po pierwszych kilku dniach, musieliśmy się pożegnać. Po prostu nie przypadliśmy sobie do gustu. Aplikacja była przeładowana funkcjami, wydawała się być dla mnie zbyt profesjonalna a i jej wygląd pozostawiał w mojej ocenie wiele do życzenia. Nie było pomiędzy nami chemii. Szukałem czegoś ładniejszego, sprytniejszego i mniej wymagającego.

    Niedługo potem, w sklepie z aplikacjami dla iPhona, natknąłem się na Grid Diary – i zakochałem się od pierwszego kliknięcia. Przepiękny wygląd, przyjemne animacje i dźwięki, a do tego całkowicie odmienna zasada działania niż Day One. Prowadzenia dziennika sprowadzało się tylko do odpowiadania na pytania. To rozwiązanie było bardzo wygodne dla początkującej osoby, która nie bardzo jeszcze wie po co właściwie chce prowadzić dziennik. Uruchamiałem aplikację, dostawałem listę pytań, odpowiadałem na nie i z głowy. Mało tego, mogłem tak skonfigurować Grid Diary, aby zadawało pytania tak, by moje odpowiedzi sprowadzały się jedynie do krótkiego „tak” albo „nie”. Bez większego wysiłku mogłem w kilka minut stworzyć wpis – i mieć z głowy. Byłem fajnym gościem, który prowadzi dziennik. Choć tak na prawdę nigdy go nie prowadziłem.

    Taka zabawa trwała kilka tygodni – dzisiaj uważam, że i tak wytrwałem dość długo biorąc pod uwagę, że działałem z totalnie źle wyznaczonym celem. Zamiast skupić się na istocie prowadzenia dziennika, skupiałem się na jak najszybszym wykonaniu zadania w postaci stworzenia wpisu. W końcu aplikacja Grid Diary trafiła do kosza (wyleciała z iPhona) i musiałem zastanowić się co dalej.

    Był to bardzo dobry okres dla rozwoju platformy iOS, i w każdym tygodniu powstawało sporo nowych aplikacji, w tym wiele do prowadzenia dziennika. Starałem się przeglądać jak najwięcej z nich, szukałem swojego ideału. Z każdą jednak było coś nie tak. Jedne były słabo zaprojektowane, nie przemyślane, inne nie miały wersji dla iPada (co dla mnie jest dość istotne), jeszcze inna oferowały zbyt ubogi zestaw funkcji. Wyczerpałem wszystkie dostępne opcje. Zostały mi dwa rozwiązania: dziennik w wersji papierowej albo drugie podejście do Day One. Wybrałem obydwie i do dziś skutecznie łącze dziennik papierowy z aplikacją w iPhonie. Dzisiaj jednak opowiem Ci o samym Day One.

    Moje drugie podejście do Day One początkowo niewiele różniło się od pierwszego. Chciałem zacząć prowadzić dziennik i szukałem prostych rozwiązań, a aplikacja zasypywała mnie ogromną liczbą możliwości, powiadomieniami, przypomnieniami… Postanowiłem więc wykorzystać to, co początkowo urzekło mnie w Grid Diary – prostotę dodawania wpisów, dzięki odpowiadaniu na pytania. Przygotowałem sobie kilka takich, które miały zainspirować mnie do pisania (w odróżnieniu od pytań z Grid Diary, które zastępowały mi pisanie), zaciskałem zęby i uruchamiałem Day One. Takie prowadzenie dziennika wplotłem w moją poranną i wieczorną rutynę. Z czasem zamieniłem poranne pytania na czystą „kartkę” aplikacji i po prostu pisanie – wtedy wiedziałem już, że w końcu zaskoczyło 🙂

    Zrozumiałem, że ten pamiętnikowy kombajn jest najlepszym, co mogłem spotkać na swojej drodze dziennikarza (bo jak inaczej nazwać osobę, która prowadzi swój dziennik?). I może nie jest to aplikacja, która w prosty sposób pomaga w rozpoczęciu przygody z pamiętnikiem, z pewnością jest najlepszym wyborem dla kogoś, kto taką przygodę już rozpoczął.

    [Tweet „Day One jest najlepszym, co mogłem spotkać na mojej drodze małego dziennikarza”]

    Wśród użytkowników Day One, panuje ogólna opinia, że aplikacja ta jest piękna. Ja niestety nie mogę się pod tym podpisać. Jest ładna, w niektórych miejscach nawet bardzo ładna, ale to tyle. Jej wygląd jest po prostu ok, nie przeszkadza, ale i nie zachwyca. W skali od 1 do 10, dałbym jej nie więcej niż 6,5. Prawdziwa siła tkwi w funkcjach.
    Musisz wiedzieć, że jedynie 30% moich wpisów w Day One wprowadzanych jest bezpośrednio przez aplikację. Pozostałe 70% to wpisy, które wpadają tam automatycznie, lub za pośrednictwem innych aplikacji. Ale po kolei.

    W Day One możemy prowadzić kilka niezależnych dzienników. Każdy z nich synchronizowany jest z serwerem Day One, co z jednej strony jest fajnym zabezpieczeniem danych w przypadku utraty telefonu, a z drugiej pozwala na prowadzenie tych samych dzienników na kilku urządzeniach. Każdy prowadzony w Day One dziennik ma swoją nazwę i przewodni kolor. To ostatnie bardzo pomaga, gdy prowadzimy kilka dzienników – kolory, lepiej niż nazwy, pomagają odróżnić dzienniki. Synchronizowany dziennik możemy zabezpieczyć, aby na serwerze była przechowywana jego zaszyfrowana wersja możliwa do odczytania jedynie na naszych urządzeniach (poprzez klucz deszyfrujący). Również sama aplikacja może zostać zabezpieczona hasłem, bez którego nie będziemy w stanie jej uruchomić. Kolejnym ciekawym rozwiązaniem jest to, że możemy włączyć synchronizację jedynie dla wybranych dzienników. Wszystko to sprawia, że chyba nawet najbardziej wymagające w kwestii bezpieczeństwa danych osoby, dobiorą odpowiednią dla siebie konfigurację.

    Aplikację można połączyć z kilkoma profilami w mediach społecznościowych (Twitter, Facebook, Instagram, Foursquare) – dzięki temu Day One będzie śledził naszą aktywność i przypomni o niej przy wprowadzaniu nowego wpisu. Możemy również włączyć śledzenie naszej lokalizacji, kalendarza oraz zrobionych zdjęć. To wszystko w założeniu ma pomóc przypomnieć nam, co danego dnia robiliśmy,

    Po uruchomieniu Day One, widzimy nasz ostatnio używany na danym urządzeniu dziennik – funkcja ostatnio otwartego dziennika nie podlega synchronizacji. Oznacza to, że możesz prowadzić ich kilka – jeden z iPhona, drugi z iPada, i na każdym z tych urządzeń będzie otwierać się domyślnie tylko ten ostatnio na nim użyty. W moim przypadku to wygodne rozwiązanie, ponieważ na iPadzie, w ramach cyklicznych przeglądów, otwieram różne dzienniki, natomiast w iPhonie zawsze mam otwarty tylko jeden i ten sam, i po uruchomieniu aplikacji nie muszę zastanawiać się, czy jestem akurat we właściwym miejscu.

    Gdy już przełączymy się na interesujący nas dziennik, na głównym ekranie widzimy podzielony na dwie części ekran – góra w kolorze dziennika, dół z listą ostatnich wpisów. W części kolorowej są dwa duże przyciski: z ikoną aparatu, pozwalającą na zrobienie i dodanie do dziennika zdjęcia, oraz druga, z dużą ikoną „+” – co, jak się pewnie domyślasz, pozwala na szybkie rozpoczęcie tworzenia nowego wpisu w dzienniku. Pomiędzy tymi ikonami a listą wpisów, widzimy statystyki aplikacji – ile łącznie wpisów zostało wprowadzonych do danego dziennika, ile obejmują dni, ile jest dodanych zdjęć, oraz ile wpisów zostało dodanych w dniu dzisiejszym i całym tygodniu. Pod listą wpisów znajduje się jeszcze małe menu z pięcioma opcjami – cztery z nich dotyczą trybów przeglądania wpisów, a jedna (mały znak „+” na środku) dodawania. W odróżnieniu do opcji z górnej części ekranu, która po wybraniu przełącza nas od razu do trybu pisania nowego wpisu, wybranie znaku „+” z dolnego paska, powoduje otarcie menu dodawania wpisu. Możemy z niego wybrać jedną z czterech opcji:

    Activity Feed – to lista naszych aktywności z całego dnia (tweety, posty na Facebooku, zdjęcia zrobione smartfonem lub dodane do instagrama, lokalizacje, wydarzenia z kalendarza). Chronologiczna lista skutecznie przypomni co dzisiaj robiliśmy. Każdy z jej elementów możemy powiązać z nowo tworzonym wpisem.

    Zdjęcie – opcja ta powoduje przełączenie Day One w tryb aparatu. Możemy wykonać zdjęcie lub zdjęcia i na tej podstawie szybko utworzyć nowy wpis

    Bibliotek zdjęć – podobnie jak opcja powyżej, pozwala na stworzenie nowego wpisu na podstawie zdjęcia lub zdjęć. Różnica polega na tym, że tu wybieramy z biblioteki zdjęć smartfona.

    Ostatnia opcja to „Text” – czyli włączenie dokładnie tego samego trybu pisania, który uruchamia się po kliknięciu na znak „+” w kolorowej, górniej części okna głównego aplikacji.

    Day One oferuje również kilka ciekawych trybów przeglądania dodanych wcześniej wpisów. Domyślnie otwierany jest widok listy, gdzie znajdziemy wpisy – jeden pod drugim – w kolejności według daty. W drugim trybie możemy przeglądać wszystkie dodane do naszego dziennika zdjęcia z podziałem na daty. Kolejny tryb to mapa, na której zaznaczone są miejsca dodawania wpisów – przydatne, gdy podróżujemy i chcemy dotrzeć do wpisów wprowadzonych podczas konkretnych wyjazdów. Ostatni tryb to widok kalendarza, gdzie czarno na białym (właściwie to w wiodącym dla danego dziennika kolorze) skontrolujemy jak często dodajemy wpisy.

    Każdy nowy wpis ma kilka podstawowych parametrów:

    • datę dodania,
    • miejsce dodania – uzupełniane automatycznie za pomocą danych lokalizacyjnych smartfona lub wprowadzone ręcznie,
    • z danymi dotyczącymi miejsca powiązana jest również dodawana automatycznie pogoda,
    • urządzenie z jakiego wpis zostaje dodany,
    • liczba wpisów jakie zostały już dodane danego dnia, ale również tych dodanych tego samego dnia w poprzednich latach,
    • dziennik do którego wpis zostaje dodany,
    • tagi,
    • gwiazdka (możemy oznaczyć nasz wpis jako ulubiony),
    • ID wpisu (dzięki któremu możliwe jest zidentyfikowanie go na przykład w systemach do automatyzacji),
    • i inne powiązane dane (np. aktywność, liczba kroków, muzyka).

    Każdy wpis może zostać wyeksportowany albo usunięty.

    Gdy w końcu zaczniemy pisać, dostajemy całą gamę możliwości dotyczących formatowania tekstu – na szczęście, tak samo jak parametry samego wpisu, również i te „udogodnienia” są w miarę ukryte, więc nie przeszkadzają zbytnio w procesie tworzenia. Możemy używać boldowań, kursywy, wypunktowań, cytatów, wcięć, różnej wielkości nagłówków – wszystko co tylko będzie nam potrzebne. Każdy wpis może być również wyposażony w zdjęcia.

    Sporo jak na aplikację do prostego prowadzenia dziennika, prawda? Może przyprawić o zawrót głowy? Aplikacja jest jednak zrobiona na tyle fajnie, że możemy bez problemu przede wszystkim pisać, nie zwracając uwagi na wszystkie pozostałe opcje.

    Day One ma bardzo rozbudowany system powiadomień i przypomnień. Aplikacja, co chyba jest dość oczywiste, może nam przypominać o dodaniu nowego wpisu. Możemy ustawić, aby o wybranej porze dnia przypominała nam o dodanych tego samego dnia ale w poprzednich latach wpisach. Obydwa opisane powiadomienia mogą pojawiać się o ustalonej porze dnia (rano, południe, popołudnie), albo losowo wybranej godzinie.
    Kolejny moduł powiadomień dotyczy odwiedzonych miejsc. Day One może przypomnieć nam o dodaniu nowego wpisu za każdym razem gdy opuścimy dane miejsce – tak, aby można było od razu je opisać w dzienniku. Możemy również ustawić, aby powiadomienie wyskoczyło po odwiedzeniu 3 lub 5 miejsc albo o konkretnej godzinie informując nas jednoczenie ile miejsc danego dnia odwiedziliśmy. Możemy również tworzyć nowe powiadomienia z własną treścią, o ustalonym czasie, dotyczącą wybranego dziennika, z wybranym tagiem i szablonem.

    Prowadzę w Day One kilka dzienników, jeden z nich nazwałem „Społecznościowy” i nigdy nie uzupełniała go ręcznie. Jest on uzupełniany przez aplikację zewnętrzną – choć powinienem właściwie powiedzieć: usługę zewnętrzną. Day One integruje się bowiem z IFTTT (If This Than Than – usługa do automatyzacji), dzięki czemu możliwe jest dodawania do niej całkowicie automatycznych wpisów. Moje przykłady wykorzystania IFTTT:
    – Każdy mój tweet wpada jako nowy wpis do Day One. Bardzo fajną funkcją jest pobieranie tagów jakimi oznaczony jest tweet i dodawania ich jako tagów do wpisu w Day One.
    – Również każdy polubiono przeze mnie tweet zostanie zapisany w dzienniku.
    – Tak jak w przypadku Twittera, tak i każdy mój wpis na profilu prywatnym na Facebooku wpada automatycznie do Day One jako nowy wpis
    – Gdy dodaję artykuł do mojej listy czytania w Instapaper, informacja o tym (tytuł, link, data) wpada jako nowy wpis do dziennika „Społecznościowy”
    – Codziennie pod koniec dnia, gdy mój zegarek FitBit zsynchronizuje się z iPhonem, podsumowanie aktywności zostanie przesłane jako nowy wpis do Day One. Mam więc całe archiwum danych takich jak liczba wykonanych kroków, zdobytych pięter, spalonych kalorii, osiągniętych wysokości, pokonanych odległości, minuty spoczynku czy małej i wysokiej aktywności.
    – Za każdym razem, gdy dodam wagę do mojego iPhona, wpis z nią wpada również do Day One
    – Również moje tygodniowe podsumowanie snu umieszczane jest automatycznie jako nowy wpis
    Dzięki takiej liście, mój dziennik „Społecznościowy” powstaje w sposób całkowicie zautomatyzowany. Nic w nim nie zmieniam, nie kasuję, nie dodaję ręcznie – robię tylko jego przeglądy aby dane które wpadły przeanalizować i wyciągnąć odpowiednie wnioski.

    Powtórzę to, co napisałem na początku: Day One to prawdziwy kombajn do prowadzenia dziennika. Taki ogrom funkcji w żaden sposób nie przeszkodził twórcom w zaprojektowaniu dość skromnego interfejsu. Aplikacja jest nieskomplikowana, a wszystkie dodatkowe funkcje są w sprytny sposób ukryte, aby zbytnio nie przeszkadzały w tym, do czego aplikacja powinna służyć w pierwszej kolejności – czyli do pisaniu.

    [Tweet „Day One to prawdziwy kombajn do prowadzenia dziennika.”]

    Mój opis Day One dotyczy wersji dostępnej na iPhonie, jednak aplikację znajdziemy również na smartfony z Androidem. Występują pomiędzy nimi bardzo drobne różnice w wyglądzie i działaniu – wynikające ze specyfiki samych systemów operacyjnych i działania smartfonów.

    Podstawowa wersja Day One jest bezpłatna i polecam z niej na początku skorzystać. Gdy jednak nasze „dziennikarstwo” nabierze rozpędu, warto zastanowić się nad wykupieniem opcji Premium, która znacząco rozszerza możliwości aplikacji. Pobierz Day One:

     

    A Ty prowadzisz dziennik? Być może w klasycznej, papierowej formie? Podziel się swoimi doświadczeniami w tym temacie w komentarzu – może dzięki temu i ja usprawnię moje prowadzenie dziennika.

    Interesuje Cię temat prowadzenia dziennika, aplikacji takich jak Day One i moich rozwiązań w zakresie automatyzacji? Daj znać, czy chcesz czytać więcej takich wpisów 🙂

  • zrobiłem coś, ze swoim życiem…

    …zmieniłem je

    Dzisiejszy wpis będzie trochę bardziej osobisty niż wcześniejsze. Wielu blogerów zaczyna od takiego właśnie wpisu – ja mogę jednak opublikować go dopiero dzisiaj. Chciałbym Wam trochę opowiedzieć, jak ja zmieniłem i zmieniam swoje życie. Taki mam przecież cel – zmieniać i przekazywać Wam moje doświadczenia oraz rady z tym związane. A w ostatnim czasie zmian u mnie sporo.

    po pierwsze i najważniejsze

    …po wielu latach, rzuciłem palenie papierosów! I muszę przyznać, że wspaniale się z tym czuję. Gdy zacząłem pisać bloga, wiedziałem już, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Wiedziałem, że musi nadejść, aby wszystkie inne zmiany w moim życiu miały sens. I stało się. Przygotowywałem się do tego od dawna. Dzisiaj już wiem, że odniosłem sukces i jestem z siebie dumny! Jeżeli problem palenia papierosów dotyczy również Ciebie, mam nadzieję, że ucieszy Cię fakt, iż za pośrednictwem tego bloga postaram się pokazać Ci, jak wyglądał mój plan pozbywania się nałogu, od czego zaczynałem, kiedy podjąłem decyzję że to właśnie dzisiaj jest ten dzień i jak sobie radziłem przez pierwszy tydzień, miesiąc i później. Dzisiaj wiem, że do takich decyzji i kroków nie można podchodzić bez odpowiedniego planu i przygotowania. Wiele razy próbowałem rzucić palenie, zawsze bezskutecznie. Przeciwnie – za każdym razem gdy rzucałem (i wracałem), tak bardzo tym się denerwowałem, że zaczynałem palić jeszcze więcej. To było straszne. Odpowiedni plan pozwolił mi jednak całkowicie uwolnić się od mojego problemu. Wierzę, że każdy może zrobić podobnie.

    po drugie: poranne wstawanie

    Nauczyłem się wcześnie wstawać. I pisząc wcześnie, mam na myśli godzinę 4 nad ranem. Być może wyda Ci się to szalone, ale dla mnie system wstawania o tej właśnie godzinie jest idealny. A muszę przyznać, że jestem (byłem?) przysłowiowym “śpiochem” i podjęcie takiej decyzji nie było dla mnie łatwe. Bywały dni, że budziki w sypialni dzwoniły u mnie po 20 razy a ja nie potrafiłem wstać. Gdy bywałem sam w domu, bałem się że nie uda mi się rano wstać na umówione wcześniej, poranne spotkanie. Nastawiałem budziki w kilku urządzeniach, w telefonie, tablecie, telewizorze… gdzie tylko się dało. A i tak zdarzało mi się budzić kilka godzin za późno. Ale skończyłem z tym! Teraz budzę się (co najważniejsze: wyspany!) zaraz po pierwszym budziku – i więcej nie muszę ich nastawiać. I każdego ranka mam dzięki termu czas na zaplanowanie mojego dnia, przegląd wiadomości, poranną kawę, stworzenie wszystkim pysznego śniadania, poranne zakupy i przygotowanie się do pracy – zanim wstaną pozostali domownicy. Dzięki temu wszystko jest łatwiejsze. Jak udało mi się to wszystko osiągnąć i w jaki sposób możesz i Ty się tego nauczyć? O tym również dowiesz się, jeżeli zostaniesz ze mną. 

    po trzecie: sport

    Jeszcze niedawno sport oglądałem głównie w telewizji. Na szczęście udało mi się całkowicie zamienić oglądanie telewizji na uprawianie sportu. Mam tutaj na myśli codzienne ćwiczenia a od czasu do czasu pływaniebieganierower i inne okazjonalne aktywności. Sport to wspaniała sprawa i żałuję, że zaprzyjaźniliśmy się dopiero niedawno. Widzę jednak efekty pracy nad moją kondycją a w połączeniu z pozostałymi zmianami – ogólną poprawę jakości mojego życia. Co zrobić, aby i w Twoim życiu pojawił się sport? Małymi kroczkami dojdziemy do tego!

    po czwarte: praca

    Pamiętam jak jeszcze kilka lat temu bylem etatowym pracownikiem agencji reklamowej. To było zupełnie inne życie. Codzienna pogoń za pociągami, autobusami, zadaniami, spotkaniami… Późny powrót do domu i spać. Tylko po to, aby następnego dnia zrobić dokładnie to samo. I pomimo faktu, że moja praca była dość ciekawa, dawała mi sporo satysfakcji i pozwalała tworzyć fajne rzeczy, to nie byłem tam szczęśliwy. Małymi kroczkami przygotowywałem się do przejścia “na swoje”. Najtrudniejsze było podjęcie ostatecznej decyzji – ale zaryzykowałem i podjąłem ją. Przestałem każdego dnia jeździć do biura, zacząłem pracować sam dla siebie. Dzięki temu, że jestem dobry w tym co robię (a przynajmniej mam taką nadzieję! 🙂 ), szybko znalazłem kilku klientów i jakoś poszło. Czy żałuję? Nie zawsze jest kolorowo, ale na pewno nie mogę powiedzieć, że żałuję. Wiem jak trudna jest to droga, ale wiem również, że potrafi przynieść sporo satysfakcji. Wiele się dzięki niej nauczyłem. Wiem też, że dla większości osób droga, którą wybrałem nie jest dobra i nigdy nie będę Cię przekonywał do rezygnacji z pracy. Chciałbym Ci za to pokazać, że Twoja praca może być wspaniała! Musisz tylko znaleźć sposób, aby ją przeorganizować i pokochać. I nie ważne, czy jesteś redaktorem w portalu internetowym, księgową, kierowcą czy mamą na etacie w domu. Jeszcze nie raz będę Ci o tym wszystkim opowiadał 🙂

    piąte: odżywianie

    Czasami myślę, że właśnie zmiana odżywiania jest najtrudniejsza ze wszystkich. Udało mi się zrezygnować z palenia papierosów, z pracy na etacie, z lenistwa przed telewizorem, ale chyba ze zmianą tego co jem było najtrudniej :). Kiedyś bardzo lubiłem pracować w kawiarni, w centrum handlowym, w restauracji. Wiązało się to oczywiście z “ciągłą” kawą, różnymi dziwnymi posiłkami o nieregularnych porach… W drodze do domu pojawiały się fast-foody i inne okazjonalne przekąski. A nawet zakupy do domu nie zawsze były dobre i zdrowe – bardzo często pojawiały się w nich produkty ekspresowe, do przygotowania na szybko. Masakra. Jestem sobie bardzo wdzięczny, że udało mi się przejść przez zmianę odżywiania. Teraz bardzo dużo czasu spędzam w kuchni – a pracy wcale nie mam mniej, niż kiedyś. Kocham gotować i dziwie się sobie, że kiedyś nie potrafiłem znaleźć na to czasu. Zostań ze mną na blogu, a pokażę Ci, jak i Ty możesz pokochać swoją kuchnię, przygotowywanie posiłków i zdrowe jedzenie.

    droga…

    Te pięć punktów to nie wszystko, co zmieniłem w ciągu ostatniego roku w moim życiu, ale na tych właśnie się koncentrowałem. Postawiłem przed sobą pewne cele i udało mi się je osiągnąć.Małymi kroczkami i zgodnie z przygotowanym wcześniej planem – bez tego żadna ze zmian nie miałaby prawa się udać. Oczywiście możesz próbować powiedzieć sobie: od jutra wstaję o 6 rano. Albo: rzucam palenie. I co dalej? To tylko słowa. Tak samo jest z noworocznymi postanowieniami, zazwyczaj przy ich wyznaczaniu kierujemy się emocjami i nie udaje nam się ich dotrzymać. Bez odpowiedniego przygotowania szanse na osiągnięcie sukcesu są małe. Początkowy zapał mija i wtedy nie wiemy co dalej robić, jak sobie poradzić z pierwszymi problemami związanymi ze zmianami, nie potrafimy odnaleźć się w nowej rzeczywistości. A dodatkowo musisz pamiętać, że wokół Ciebie jest Twoja rodzina i przyjaciele, którzy również muszą zaakceptować Twoją zmianę. W swoich planach musisz brać ich pod uwagę – dzięki temu też, pomogą Ci oni w trudnych chwilach przemian.

    Pierwszym krokiem dla Ciebie niech będzie wypowiedzenie zdania: “Chcę coś zmienić w moim życiu!”. To jest właśnie najważniejsze. Jeżeli pozostaniesz ze mną na blogu, postaram się pomóc Ci w przejściu przez Twoją wymarzoną zmianę i postaram się przekonać Cię do innych. Podpowiem co robić, gdy pojawiają się wątpliwości i trudniejsze chwile. Gdy jesteśmy na skraju zrezygnowania. Gdy nasz zmiana wydaje się być bezsensowna.

    Kolejną radą będzie: zacznij prowadzić pamiętnik. Pomimo wsparcia rodziny i bliskich, w naszych przemianach bardzo często czujemy się samotni. Prowadzenie pamiętnika bardzo ułatwia. Muszę Ci powiedzieć, że nie wiem, czy dałbym radę rzucić palenie papierosów, gdybym nie prowadził pamiętnika. W chwilach słabości zawsze mogłem do niego zajrzeć i przeczytać rady jakie sam sobie wcześniej zostawiłem. Mogłem przeczytać swoje notatki o tym dlaczego i dla kogo chciałem pozbyć się nałogu. Mogłem również porozmawiać sam ze sobą. Dzięki temu przetrwałem trudne chwile.

    Jeżeli jeszcze tego nie zrobiłeś/zrobiłaś, zapisz się na mój newsletter. Dzięki temu pozostaniemy w kontakcie i będę mógł na bierząco informować Cię o nowych rzeczach na moim blogu, jak również przesyłać informacje dodatkowe, które nie zawsze się tutaj pojawiają. Pozdrawiam Cię bardzo gorąco i do następnego razu!

  • dlaczego musisz zacząć pisać pamiętnik?

    Z czym kojarzy Ci się pisanie pamiętnika lub dziennika? Z dzieciństwem i podstawówką? Wiele osób tak właśnie postrzega spisywanie wspomnień – jak szkolną zabawę. Tymczasem jest to jedna z najlepszych metod przyspieszenia swojego rozwoju i porządkowania siebie! Pozwala na przełamanie schematu codziennego myślenia i analizę myśli – dzięki niej łatwiej można docenić to co udało się już osiągnąć. Zarówno dziennik, jak i pamiętnik, pozwalają złapać dystans do codziennych spraw i ostudzić buzujące po całym dniu emocje. Szkoda, że większość z nas porzuca pisanie pamiętnika razem ze szkołą.

    Na czym polega różnica?

    W teorii pamiętnik i dziennik różnią się mocno. Pamiętnik, jest zbiorem zapisanych myśli, które chcielibyśmy zapamiętać (ha – nazwa mówi sama za siebie). Dziennik natomiast z założenia jest szeregiem uporządkowanych chronologicznie zapisów prowadzonych regularnie z dnia na dzień. Również forma zapisu jest różna – w pamiętniku piszemy w formie pierwszo- lub drugoosobowej, zwracając się jak do innej osoby, często też komentujemy opisywane zdarzenia. Dziennik jest bardziej formalny, uporządkowany i wymaga regularności i konsekwencji a forma zazwyczaj jest pierwszoosobowa.

    Żadna z opisanych form nie była jednak dla mnie wystarczająca i odpowiednia – lub inaczej: moja wizja opisywania dnia, nie mieściła się w żadnej z tych ram. Prowadzę więc coś w rodzaju dzienniko-pamiętnika 🙂 czyli tworu pomiędzy dziennikiem a pamiętnikiem. Zaczerpnięta z dziennika regularność i powtarzalna forma, wraz ze swobodą, rodzajem treści i formą narracji, jakie mieszczą się w ramie pamiętnika, tworzy dla mnie idealną, prostą do uzupełniania formę, którą (przy odrobinie chęci) każdy da radę utrzymać. Mój osobisty notes jest więc raz pamiętnikiem a innym razem dziennikiem – z tego też powodu, używam jak widzisz w tym wpisie obydwu nazw.

    Dlaczego warto?

    Jedno chciałbym Ci uświadomić: prowadzenie dziennika lub pamiętnika jest absolutnie dla każdego – bez względu na wiek, płeć, stan materialny czy wykształcenie. Jeżeli uda mi się namówić Cię do spisywania swoich myśli, zobaczysz jak bardzo pozytywnie wpłynie to na Twoje życie – poprawi jego jakość i sprawi, że poczujesz się szczęśliwszy. Nauczysz się:

    Spostrzegawczości

    Opisując miniony dzień w pamiętniku, przeżywasz wszystkie wydarzenia raz jeszcze. Po jakimś czasie zauważysz, że zapamiętujesz coraz więcej szczegółów, stajesz się bardziej spostrzegawczy/a, zaczynasz dostrzegać zarówno pozytywne jak i negatywne strony każdej sytuacji.

    Otwierać i zamykać każdy dzień

    Czytałeś mój wpis o tym jak ważne jest odpowiednie przygotowanie snu? Jeżeli nie, możesz przejść do niego o tu. Każdego dnia przez naszą głowę przechodzi tysiące myśli i emocji. Czasem na koniec dnia czujemy niepokój, jesteśmy zdenerwowani, smutni, przygnębieni – i nie potrafimy znaleźć żadnego konkretnego powodu takiego stanu. Wieczorne spisywanie myśli w pamiętniku to wspaniała możliwość zamknięcia dnia, odłożenia go na bok i przygotowanie się do snu.

    Równie cenne będzie sięganie do pamiętnika zaraz po przebudzeniu – poranne przemyślenia przelane na papier (lub klawiaturę – jak wolisz), pomogą Ci przygotować się do nowego dnia. Dzięki temu uda Ci się nakreślić małe cele które chcesz i jesteś w stanie osiągnąć.

    Wyrażać emocje

    Tak wiele osób ma problem z wyrażaniem emocji. Codzienne próby opisania swoich uczuć w pamiętniku, pozwalają nie tylko sięgać coraz dalej w głąb siebie, określać przyczyny stanu w jakim się znajdujesz ale również uczą Cię rozmawiać ze sobą, o sobie. Zadanie to może wydawać się na pożor proste, lecz w praktyce okazuje się często ciężką do pokonania barierą. Jeżeli jednak uda Ci się ją sforsować, odkryjesz w sobie nowe pokłady energii i siły do dalszego działania.

    Spisywać swoją historię

    Czy zdarza Ci się czasami powiedzieć „kiedyś z pewnością napiszę o tym książkę!”? Zastanów się jednak, czy dajesz sobie jakąkolwiek na to szansę? (Zakładam, że nie prowadzisz jeszcze swojego dziennika.) Czy w przyszłości będziesz mógł opowiedzieć swojemu dziecku jakie były Twoje uczucia przed egzaminem, ślubem albo zaraz po jego narodzeniu? Prowadząc regularnie pamiętnik albo dziennik, możesz nie tylko tworzyć, ale i spisywać historię swojego życia.

    W jakiej formie i gdzie?

    Musisz zadać sobie to pytanie i szczerze na nie odpowiedzieć. Forma w jakiej będziesz pisać swój pamiętnik jest niezwykle ważna – będzie Cię ona motywowała albo zniechęcała do dalszego pisania. Pamiętaj, aby nie wybierać rozwiązania które chciałbyś używać, tylko takie, które możesz użyć. Twoim dziennikiem może być zarówno papierowy zeszyt, jak i smartphone, tablet albo komputer. Możesz również pisać na małych karteczkach i wkładać je do jednego pudełka. Liczy się systematyczność – formę dobierz odpowiednią dla siebie.

    Dla mnie najlepszym rozwiązaniem na pisanie w pamiętniku okazała się aplikacja w iPhone – jest zawsze przy mnie, a gdy wstaję rano i załatwię swoje poranne czynności toaletowe, wstawiam wodę na kawę i siadam z nim przy stole spisując poranne myśli i przygotowując się psychicznie do nadchodzącego dnia. Wieczorem, po rodzinnej kolacji, chowam się na 15 minut w pokojach moich córek (które w tym samym czasie oglądają zazwyczaj bajki na dobranoc) i spokojnie przystępuję z iPhonem do analizy mojego dnia.

    Używam do tego aplikacji Grid Diary (strona wwwApp Store), którą zainstalowałem zarówno w iPhonie, jak i iPadzie. Wszystkie moje myśli przechowywane są w chmurze i synchronizują się pomiędzy urządzeniami. Aplikacja dostępna jest tylko i wyłącznie na urządzenia mobilne Apple.

    Mogę Ci również polecić dość popularną aplikację Day One (strona wwwApp StoreMac App Store), dostępną dla iPhonea, iPada i Maca. Zarówno Grid Diary, jak i Day One, są aplikacjami płatnymi, jednak z mojej perspektywy, korzyści jaki przyniosły (używałem wcześniej Day One, więc musiałem zakupić obydwie) spowodowały że zakup z czasem stał się bardzo opłacalny.

    Jeżeli używasz urządzeń z systemem Android, ciekawym rozwiązanie będzie dla Ciebie z pewnością aplikacja Journey – Diary, Journal (Strona wwwGoogle Play Store). Dostępna jest również wersja online i dedykowana aplikacja dla komputerów Mac (aplikacja dla systemów Windows jest podobno w drodze). Jeżeli chcesz używać jej tylko i wyłącznie na smartphonie i nie przeszkadzają Ci (rozpraszające!) reklamy, to możesz używać wersji darmowej. Jeżeli jednak chcesz faktycznie zaangażować się w pisanie dziennika lub pamiętnika, będziesz prawdopodobnie musiał zainwestować.

    Alternatywnym rozwiązaniem dla urządzeń z systemem Android, może być użycie aplikacji Diaro (strona wwwGoogle Play Store). Diaro oferuje także możliwość zarządzania swoim pamiętnikiem z poziomu strony www.

    Bardzo ciekawe podejście do prowadzenia dziennika dają nam aplikacje nie do końca do tego przeznaczone, jak Microsoft OneNote czy Evernote. Obydwa programy teoretycznie przeznaczone są do zapisywania w nich notatek, jednak w praktyce, idealnie sprawdzają się jako środowisko do prowadzenia pamiętnika lub dziennika. Co więcej – obydwie są bezpłatne (Evernote posiada też rozszerzone, płatne pakiety, ale na potrzeby pamiętnika wersja podstawowa jest wystarczająca) i dostępne są na większości platform mobilnych i systemów operacyjnych. Dodatkowo, i Evernote, i Microsoft OneNote oferują dostęp do notesów z poziomu strony www – możemy więc pisać na każdym komputerze podłączonym do internetu, bez konieczności instalowania aplikacji. Bardzo ciekawą opcją opisywanych dwóch usług jest możliwość dodawania notatek poprzez wysłanie ich w treści wiadomości e-mail na specjalny adres. Taka wiadomość zamienia się automatycznie w nową notatkę i trafia bezpośrednio do Evernote lub OneNote. Pomyśl – możesz pisać swój dziennik poprzez pisanie wiadomości – to prawie jak rozmowa, tyle, że z samym sobą.

    Warto również rozważyć rozwiązania jakie oferują nam serwisy internetowe przeznaczone do prowadzenia dzienników i pamiętników. Jednym z nich jest serwisów LifeTile – polecam Ci abyś obejrzał krótki film promocyjny na stronie www, inspiruje do pisania.

    Jeżeli nie potrafisz zaufać chmurze, serwisom online, czy aplikacji na smartphona, pamiętaj, że do pisania pamiętnika, wystarczy Ci zwykły notatnik w komputerze, program Word, czy klient poczty e-mail. Możesz przecież założyć sobie specjalny adres e-mail, na który będziesz mógł/mogła pisać do siebie wiadomości ze wspomnieniami – na przykład pamietnikgrzegorza@gmail.com. I już. Siadasz co wieczór i wysyłasz maila, które porządkują się same według dat i czekają tylko na przeczytanie w przyszłości.

    Mój system

    Długo szukałem odpowiedniej dla siebie drogi do prowadzenia pamiętnika. Zaczynałem dawno temu, korzystając z Evernote, przez długi czas próbowałem też używać (masowo chwalonej w internecie) aplikacji DayOne, jednak efekty mojej pracy były mizerne. Opracowany przeze mnie system nie motywował mnie do pisania i często zdarzało mi się pominąć jeden, czy kilka wpisów.

    Dopiero aplikacja Grid Diary pozwoliła mi poprowadzić mój pamiętnik w sposób dla mnie odpowiedni. Czym mnie urzekła?

    Po pierwsze, aplikacja sama przypomina mi, gdy spóźniam się z pisaniem. Robi to w bardzo fajny sposób – wysyłając mi komunikaty informujące, że dodanie kolejnego wpisu nie zajmie mi przecież więcej niż 5 minut. Takie upomnienie często bardzo pomaga. Po drugie, gdy otwieram aplikację, nie dostaję pustej kartki (tak najczęściej jest w przypadku większości tego typu usług), tylko siatkę składającą się z 8 pól. W każdym polu znajduje się jedno pytanie pomagające zacząć pisać. Pytania te można oczywiście ustalić sobie samemu. Moje prowadzenie dziennika polega więc na odpowiadaniu na pytania. Czy to nie jest proste? 🙂

    Ustawione przeze mnie w aplikacji pytania dotyczą między innymi tego za co jestem wdzięczny po dzisiejszym dniu lub co chciałbym poprawić jutro. Mogę odpowiadać jednym wyrazem, zdaniem albo rozpisywać długie wywody. Aplikacja pomaga mi być systematycznym i ułatwia prowadzenie dziennika – a najczęściej nie mam na to tyle czasu, ile chciałbym poświęcić każdego dnia. Jeżeli jesteś posiadaczem iPhonea, polecam również Tobie sprawdzenie tej aplikacji. Jeżeli używasz smartphona z systemem Android, koniecznie sprawdź opisaną aplikację Journey – Diary, Journal.

    Jak zacząć?

    Tu i teraz! Weź kartkę i długopis, albo komputer czy telefon i zacznij pisać! Właśnie ta chwila jest najlepsza aby zacząć. I nie przejmuj się, jeżeli za pierwszym razem napiszesz tylko jedno „Dzień dobry pamiętniku”. Ważne jest, aby udało Ci się zaglądać do niego każdego dnia – z czasem zobaczysz że zaczną się w nim pojawiać coraz dłuższe myśli. Napisz proszę w komentarzach, czy moje przemyślenia pomogły Ci w rozpoczęciu Twojej przygody z pamiętnikiem lub dziennikiem.

    Życzę Ci powodzenia!