Tag: porządek

  • Ballada o skarpetkach

    Wokół mnie jest tak wiele obszarów, które nie są zorganizowane na poziomie, jaki by mnie zadowalał. Są to obszary mojego życia, z którymi nie zawsze daję sobie radę tak dobrze, jak bym chciał… Gdy zaczynam je sobie wyliczać w głowie, to aż mi włosy dęba stają. 

    Choć w ostatnich latach poczyniłem ogromne postępy związane z moim rozwojem, to w wielu aspektach wciąż jestem z tyłu, bywa, że czuję się przytłoczony, wiem, że popełniam mnóstwo błędów. Najlepszym przykładem jest mój system do notowania – właściwie jestem wiecznie z niego niezadowolony i chcę / potrzebuję coś w nim usprawniać. Nie podoba mi się mój sposób radzenia sobie z notatkami, ich sposobu przechowywania, nawet sam program, którego używam do przechowywania notatek, bardzo często mnie denerwuje. I w sumie jest to ok, w końcu chęć poprawiania, ulepszania – sama w sobie nie jest zła. Niezadowolenie jest pierwszym krokiem do zmiany. Jednak szczerze mówiąc, nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się dojść do momentu, w którym akurat z tego obszaru będę zadowolony. I podobnie jest z wieloma innymi obszarami w moim życiu – życiu, które nie jest idealnie, wszędzie widzę miejsce na zmiany i poprawki.

    Ale! Jest kilka obszarów, z którymi doszedłem do ładu. I o jednym z nich chciałbym Ci dzisiaj opowiedzieć. Choć mój przykład może Ci się wydać śmieszny, to jeżeli skupisz się na tym, co tu napisałem, być może – tak jak ja – dojdziesz do wniosku, że w rozwiązaniu mojego „problemu” kryje się wiele uniwersalnych patentów, które można przełożyć na inne obszary życia.

    To stało się trochę ponad rok temu, postanowiłem wtedy maksymalnie uprościć jeden z obszarów mojego otoczenia – choć słowo „obszar” jest chyba tutaj zbyt duże. Porozmawiajmy więc o… skarpetkach.

    Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że będę pisał do ciebie list właśnie na taki temat… W końcu to (z pozoru) błaha, wręcz banalna sprawa, prawda? Ale prawda jest taka, że to właśnie ze skarpetkami radzę sobie w życiu najlepiej (brawo ja! 😊) i „system”, jaki zastosowałem do poradzenia sobie z nimi, staram się przenosić również na inne obszary mojego życia.

    Ale po kolei.

    Nie wiem, jak to wygląda u Ciebie, ale u mnie kiedyś miejscem na skarpetki był wiklinowy kosz. Skarpety, po wypraniu, trafiały tam w wersji zwiniętej lub luzem, czyli pojedynczo. Gdy miałem czas na ich „parowanie” i zwijanie w kłębek, wtedy mój kosz wypełniała sterta bawełnianych kulek. Gdy czasu (lub raczej chęci) brakowało, wrzucałem luzem cały stos czystych, różnokolorowych skarpet, pilnując jedynie, aby nie wpadły tam jakieś kobiece odmiany tej części garderoby (należące do pozostałych domowników OFC 😉). 

    Ponieważ miałem wiele różnych rodzajów i kolorów skarpet, nie zawsze znajdowałem czas na zabawę w domino i układanie ich w pary, co później dość mocno mnie denerwowało (będąc precyzyjnym: denerwowałem się sam na siebie). Lubię porządek, choć nie zawsze chce mi się go wprowadzać i utrzymywać.

    Przyszedł jednak kiedyś dzień, w którym postanowiłem coś z tym zrobić. Ze skarpetkami. Po pierwsze zmieniłem miejsce ich przechowywania. Wiklinowy kosz, który dotychczas spełniał to zadanie… no… właśnie nie spełniał go jak należy. Nie pozwalał na skuteczne porządkowanie zawartości. Wszystko w nim po prostu leżało w tak zwanej „kupie”. Wiedziałem, że zamiana tego kosza na coś innego to pierwszy, właściwy krok. Znalazłem więc niewielką szufladę, do której powędrowały wszystkie skarpety. Choć tak właściwie to właśnie nie wszystkie – szuflada była niewielka i nie dawała rady pomieścić całej zawartość kosza. I był to świetny moment do tego, aby – już na samym początku – pozbyć się części skarpet. W pierwszej chwili pomyślałem, że wyrzucę te najstarsze i zniszczone – jeżeli takie będą. Jednak po chwili zmieniłem zdanie i postanowiłem pozbyć się tych, które są w najlepszym stanie. Wyszedłem z założenia, że to właśnie tych skarpet nie (z)noszę. To o wiele lepsze rozwiązanie, ponieważ pozbywając się tych najstarszych i najbardziej zniszczonych, pozbawiłbym się prawdopodobnie par, w których najczęściej chodzę (ponieważ to właśnie one powinny nosić najwięcej śladów użytkowania), i zostałbym z tymi, których używam najmniej (w końcu powinny wyglądać prawie jak nowe). Pozbyłem się więc tych najmniej lubianych, z myślą, że te, które pozostały, będą stopniowo wymieniane na nowe. 

    Czy tylko ja mam talk emocjonalny stosunek do skarpet? 🙂 Pisząc ten list, czuję się trochę jak wariat, który odkrywa przed lekarzem skalę swojego szaleństwa 😉 Naprawdę nadal czytasz? 🙂

    Po zbadaniu skali mojego problemu i przefiltrowaniu zawartości kosza, okazało się, że w mojej nowej, małej szufladzie, jest całkiem sporo miejsca. Szybko wyszło na jaw, że nie za wiele było par, które faktycznie lubiłem i zakładałem. Szkoda mi było pozbywać się tych, którym nie udało się awansować do nowego, skarpetowego domu, jednak wiedziałem, że są to pary, których i tak nie lubię i raczej nie mam zamiaru nigdy nosić (a przynajmniej nosić z przyjemnością). 

    Po szybkiej ocenie zapasów przyszedł czas na ich uzupełnienie. Idąc za przykładem Stave’a Jobs’a i Marka Zuckenberga, postanowiłem zaopatrzyć się w tylko jeden rodzaj skarpet – tak, bym nie musiał już nigdy więcej zastanawiać się rano, które z nich chcę założyć. I to była arcyważna decyzja. Po dość krótkich poszukiwaniach, znalazłem skarpety, które spełniały moje oczekiwania dotyczące materiału, jakości wykonania i ceny, a następnie zacząłem stopniowo proces zapełniania szuflady. Choć ostatecznie wybrałem dwa rodzaje skarpet (sportowe i do codziennego chodzenia), to ograniczenie, jakie na siebie nałożyłem, okazało się wręcz przełomowe w tym małym obszarze mojego życia. 95% mojej szuflady stanowią te same, codzienne (i sportowe) skarpety. Tak proste, a tak skuteczne.

    Gdy zawartość mojej szuflady dzieliła się już na trzy wyraźne części (identyczne skarpety codzienne – 40%, identyczne skarpety sportowe – 50%, i inne, wizytowe, okazjonalne itp. – 10%), okazało się, że bardzo łatwo było nad całą tą zgrają zapanować. Dobieranie skarpet w pary stało się procesem wręcz niezauważalnym, który następował już przy zdejmowaniu ubrań z suszarki – po prostu zbierałem je na dwa małe stosiki. Z takiego punktu wyjścia, zwinięcie skarpet w „kulki” (choć właściwie już tego nie potrzebowałem, to nadal lubiłem je przechowywać właśnie w takiej formie) było już procesem banalnym i niewymagającym zbyt dużych zasobów mojej głowy. Skarpety właściwie same się porządkowały, albo raczej: przestały wymagać świadomego porządkowania.

    Ostatnim ważnym elementem całej tej dziwnej układanki, był sposób przechowywania, a właściwie układania, zawartości szuflady. Niczym w arkuszu kalkulacyjnym Excela, włączyłem odpowiednie sortowanie skarpetowych komórek i całość ułożyła się w niezwykle przyjemny i satysfakcjonujący dla mnie sposób. Jedną część szuflady zajęły skarpety codzienne, drugą – te sportowe. Pozostałe 10%, tych „innych”, powędrowało sobie w kąt tak, by na co dzień nie burzyły powstałego porządku.

    Teraz gdy wstaję rano, nie zastanawiam się nad tym, co trafi na moje stopy. Podchodzę do szuflady, biorę dwie pary skarpet: jedne na dzień, drugie na trening i… koniec. Proste, prawda?

    Choć cały ten list może Ci się wydać zabawny, niegodny uwagi, może nawet bzdurny, to mnie, cały proces dochodzenia do ładu ze skarpetami, pozwolił zrozumieć kilka niezwykle istotnych rzeczy:

    • jeżeli czegoś nie lubię, to tego nie lubię i nie muszę lubić
    • wolę cenić jakość zamiast ilości
    • ograniczenia mi tak bardzo służą
    • im mniej decyzji muszę podejmować każdego dnia, tym lepiej dla mnie i na korzyść dla tych decyzji
    • porządek wprowadza spokój w moje życie
    • skarpetki mogą odzwierciedlać całe życie 😉

    To co? Opowiesz mi, z czym Ty sobie radzisz w życiu? Może przebijesz moje skarpetki? 😉

  • sprzedam gitarę

    Życie to sztuka wyboru – jakie to banalne. A jednak – tak mocno prawdziwe. Zawsze, gdy próbuję oszukać ten brutalny slogan… ponoszę porażkę. Mało tego, jeżeli tylko zaczynam walczyć, wmawiając sobie, że dam radę bez dokonywania wyborów, bez rezygnowania, bez podejmowania trudnych decyzji, że pogodzę wszystko na raz – słowo „porażka” staje się codziennością.

    W moim domu nie ma ostatnio wielu rzeczy. Minimalizm ewidentnie na mnie wpłynął. Przynajmniej pozornie. Wysprzątałem mieszkanie, ale w głowie pozostał bałagan – i zaczynam czuć zmęczenie.

    Dawno nie pisałem na blogu. To właśnie efekt całego tego bałaganu. Szumu – tak, to chyba lepsze słowo. W mojej głowie jest pełno szumu. Sam go sobie funduję od kilku miesięcy. Łatwiej jest wtedy działać, iść do (jakiegoś) przodu. Szum pomaga nie myśleć o drodze, być jak nakręcona zabawka.

    Odnalazłem minimalizm. Odnalazłem przestrzeń. I zacząłem ją wypełniać. A to jest błąd.

    Tak dawno do Ciebie nie pisałem, że trochę zapomniałem już jak to się robi. List ten wydaje mi się być chaotycznym zbiorem myśli. No właśnie – szumem. Reprezentuje to, co dzieje się ostatnio w mojej głowie. Ciężko mi się skupić na tym, co trzeba, na tym, na czym chcę się skupiać. I skaczę z jednej myśli na drugą – nie tylko w tym liście. Wszędzie dookoła, w każdym obszarze mojego życia. Tak właśnie wyglądają u mnie ostatnie miesiące. Czy to źle? Nie do końca. Choć doszedłem do miejsca, w którym widzę już, że chcę coś zmienić, poprawić, to wiem też, że szum, jaki mnie otacza, jaki mam w głowie, pomógł mi. Sprawił, że zacząłem myśleć w inny sposób, korygować obrany wcześniej kierunek, weryfikować założenia, dodawać i usuwać elementy. Zacząłem przepakowywać walizkę życia. Jakkolwiek śmiesznie to brzmi, jest w tym wiele sensu. A ta walizka – są w niej rzeczy, które chcę zabrać w dalszą podróż. Ostatnie miesiące traktuję jak przystanek w tej podróży. Zatrzymałem się i nocuję. W hotelu. Wynająłem pokój i zacząłem zwiedzać. Wybrałem się również na zakupy. A teraz dochodzę do punktu, w którym trzeba się ponownie spakować i ruszyć dalej, w dalszą podróż. Pozostaje pytanie: co spakować, a co zostawić?

    Gitara. Piękna, drewniana zabawka. Jest ze mną chyba od roku. Gdy ją dostałem, była w kiepskim stanie. Naprawiłem, wyczyściłem, przytuliłem, porozmawiałem, znalazłem dla niej miejsce, oddałem kawałek ramienia, życia – chciałem, aby wyruszyła ze mna w podróż. Choć jest duża, nieporęczna i zajmuje mnóstwo miejsca w walizce, to miałem plan, aby ją ze sobą wozić. Mimo tego, że wiedziałem, że to nie do końca moja bajka.

    Od jakiegoś czasu stoi jednak i zbiera kurz. Mój fajny plan, aby nauczyć się grać, nie do końca wypalił. To był przypadkowy pomysł, zachcianka, zabawka. Trochę jak taki bardziej elegancki serial na Netflixie. Zamęt.

    Właśnie ta gitara stała się symbolem. Odzwierciedla cały ten szum. Jest zobowiązaniem, którego nie mogę, nie powinienem i nie chcę kontynuować – do niczego mnie nie prowadzi. Odciąga od tego, na czym chcę się skupiać, co chcę, aby było dla mnie ważne. I z jednej strony od kilku miesięcy tłumaczę sobie, że przecież nic mnie nie kosztuje to, że stoi sobie spokojnie w domu, że ładnie wygląda, że ma swoje miejsce, że nie muszę jej używać codziennie, że może kiedyś zechcę kontynuować grę, to jednak wiem, że aby iść dalej, aby ruszyć w dalszą podróż – muszę się jej pozbyć. Wiem, że jeżeli tego nie zrobię, nie będzie miejsca na inne rzeczy. Na to, co już od dawna jest w mojej walizce – ta przecież ma ograniczoną pojemność. Jeżeli ja nie dokonam wyboru, z czego chcę zrezygnować, życie samo za mnie zdecyduje. Walizka się rozpruje i wszystko wyleci. W najmniej odpowiedniej chwili. A ja nie zdążę tego pozbierać. I może się okazać, że jedyne, co uda mi się wtedy złapać, będzie właśnie ta gitara – i zostanę tylko z nią. A tego przecież nie chcę.

    Jest taka fajna zasada, która głosi, że jeżeli coś nie jest na „tak, TAK TAKKK!!!!!”, jeżeli myślenie o tym czymś nie przyprawia nas o wypieki na twarzy, nie wzbudza ogromnych emocji – to znaczy, że jest na „nie”. Aby brać w życiu tylko to, czego jesteśmy pewni na 120%. A wszystko, poniżej tego pułapu – niewarte jest naszej uwagi. Tak właśnie jest z tą gitarą. Ona nie zarobiła nawet mojego 100-procentowego „tak”. Jest gdzieś na poziomie 60%, może 65%. A to chyba najgorszy z możliwych wyników. Oznacza, że ta rzecz stała się w moim życiu śmieciem, którego nigdy już nie użyję, a którego nie do końca wiem jak się pozbyć.

    Wydawało mi się, że zrobiłem wokół siebie porządek – ale w gruncie rzeczy poupychałem po kątach to i owo. Między innymi gitarę. I dzisiaj właśnie postanowiłem – sprzedaję ją.

    Nie będę tęsknił, nie będę żałował. Wyruszę dalej z lżejszą walizką. Z nadzieją, że nie wypełnię jej za szybko kolejnymi 60-procentowymi zabawkami. Gitara idzie więc pod młotek.

    Może Tobie się przyda? 😉

  • 8 rzeczy, których pozbycie się poprawi Twoje życie

    Kto z nas nie chciałby mieć fajnego życia? Każdy szuka swojego lepszego jutra. Choć nie jest to proste – szczególnie w tym, ogarniętym pandemią, roku – to robiąc małe kroczki, można osiągnąć szczęście. Kluczem do tego nie jest jednak dodawanie rzeczy do naszego świata, a eliminacja. Przez pozbycie się kilku drobiazgów z życia, możemy znacząco poprawić jego jakość! Oto moje podpowiedzi, co warto wyrzucić ze swojej codzienności.

    Zemstę

    Ile razy dziennie chcemy się na kimś odegrać? Jak często w Twojej głowie pojawia się myśl: „ja mu dam!”, „ja jej pokażę!”. Wpadamy na ten „genialny” pomysł za każdym razem, gdy ktoś zajedzie nam drogę na ulicy, wepchnie się przed nami do kolejki, czy przechodząc obok w pracy, zaleje nas kawą… Wtedy najpierw pojawia się złość, a chwilę potem chęć dokonania zemsty!

    Ale tak naprawdę myśląc w ten sposób, największą krzywdę robimy sobie. Pragnienie zemsty ciągnie nas w dół, sprawia, że nie potrafimy skupić się na własnym szczęściu. Lepiej odpuścić i uwolnić się od chęci zemsty.

    Winę

    Nie łatwo pogodzić się ze swoją przeszłością, prawda? Zapomnieć o błędach, przyjąć konsekwencję własnych czynów, pogodzić się z porażkami. Ale właśnie ta trudna droga, jest jednocześnie najlepszą do spokojnego umysłu i prawdziwego szczęścia. Zbyt długie poczucie winy wpycha nas często do klatki nieszczęścia i depresji. Powoduje, że nie jesteśmy w stanie naprawić naszych błędów. Nie pozwól, abyś był więźniem własnych wyobrażeń – uwolnij się z klatki winy, daj sobie kolejną szansę.

    Toksycznych znajomych

    Masz takich w swoim otoczeniu? Ludzi, którzy ciągną Cię w dół? Którzy potrafią jedynie krytykować, narzekać i się złościć? Twoi znajomi powinni być dla Ciebie wsparciem, inspirować Cię do działania, pomagać, powinieneś móc na nich liczyć. Jeżeli nie możesz powiedzieć tego o ludziach, którzy Cię otaczają – pozbądź się ich, raz na zawsze. Zobaczysz, ile spokoju wprowadzi to w Twoje życie.

    Bałagan

    Bałagan w łazience, bałagan na biurku, bałagan w kuchni – nie ważne, z którym z nich masz największy problem, pozbądź się każdego. Uporządkujesz swoje życie, zaczynając od porządku w Twoim otoczeniu. Zadbaj o ład w domu i w pracy. Przedmioty z naszego otoczenia potrafią w łatwy sposób zabierać życiową energię i obniżać poziom skupienia. Nie pozwól na to! Większość z tych rzeczy i tak jest przecież bezużyteczna…

    Czekanie

    Fajne rzeczy nie przytrafiają się tym, którzy na nie czekają, fajne rzeczy przychodzą do tych, którzy wyciągają do nich ręce. Przestań w końcu czekać, aż Twoje szczęście samo przyjdzie do Ciebie, weź sprawy w swoje ręce i zacznij coś robić, aby samemu na nie zapracować.

    Oceny

    Jesteśmy mistrzami w przyznawaniu ocen, a najbardziej lubimy oceniać innych, prawda? Nie mamy wpływu na to, czy inni będą nas oceniać, czy nie – mało tego, im bardziej będziemy się starać, aby tego nie robili, tym częściej będziemy oceniani. I tym mocniej to odczujemy. Jedyne co więc możemy zrobić, to przestać się przejmować ocenami, jakie dostajemy i przestać je też przyznawać innym. 

    Zmartwienia

    W geny człowieka wpisanie jest martwienie się. O pieniądze, pracę, zdrowie, rodzinę… martwimy się, o co tylko możemy. Najśmieszniejsze jest to, że właściwie w każdym przypadku – totalnie bezpodstawnie. Nasze zamartwianie się nic nie pomaga, do niczego nie prowadzi, nie rozwiązuje żadnych problemów – co najwyżej potrafi przyprawić nas o siwe włosy.

    Skoro zamartwianie się w żadnym stopniu nie zmieni Twojej sytuacji – zmień swoje nastawienie i przestań się w końcu martwić.

    Wysokie oczekiwania

    Najczęściej doprowadzają nas do wyrzutów sumienia, rozczarowania i frustracji. Zamiast stawiać przed sobą (i innymi) zbyt wysokie oczekiwania, lepiej czasem wziąć na siebie plan minimum i w razie czego pozytywnie się na końcu zaskoczyć. Przy planowaniu wyzwań, lepiej być realistą, niż niepoprawnym optymistą – dzięki temu łatwiej o spokojny sen w nocy i uśmiech w ciągu dnia.

    Zastosuj te kilka wskazówek, a Twoje życie z pewnością stanie się fajniejsze. Daj znać w komentarzach, która z moich porad będzie najtrudniejsza do wprowadzenia – ja mam swój typ, ciekawe, czy myślimy podobnie 😉.

  • #63 Morning Pages. Wakacje, spokój i porządek

    No i mamy wakacje. Pomimo wszystkich oczywistych plusów tego wspaniałego okresu, dla wielu jest to niestety również czas sporego bałaganu, hałasu i zamętu. A przynajmniej taki może być – i w wielu domach z pewnością taki właśnie będzie. A ja w tym roku bym chciał, aby wakacje były jednak chwilą spokoju, porządku, układania, reguł i monotonii. Chciałbym również, aby nie były aż tak bardzo wyjątkowym czasem w stosunku do reszty roku, tylko kolejnymi miesiącami życia, takim zwykłym, kolejnym okresem. Chcę uniknąć huśtawki nastrojów w ciągu całego roku – i od stonowania lata i wakacji zacznę. Wiem, że nie jest to proste zadanie, ale spróbuję. Muszę tylko każdego dnia przypominać sobie o tym celu, o ładzie i porządku, o zasadach, jakie mnie do tego doprowadzą. Kto jest ze mną?

  • magia prostej listy zadań

    Używasz w swojej pracy lub w domu list zadań? Elektronicznej? Papierowej? Być może GTD? Lub innego systemu opartego o listy? Jeżeli nie, w takim razie powinieneś/powinnaś spróbować. Rozpisanie dużego projektu na drobne zadania i wykonywanie ich jeden po drugim znacznie ułatwia załatwienie dużych spraw. Jeżeli dobrze się zastanowisz, zobaczysz na jak wielu płaszczyznach można używać list i jak dużo korzyści z tego wynika. Gdy idziesz na zakupy z listą, nie tylko nie zapomnisz kupić tego po co wybierasz się do sklepu, ale nie kupisz również niczego, co nie jest Ci potrzebne (zakładam, że bezwzględnie trzymasz się swojej listy). Gdy chcesz ugotować nową zupę albo upiec ciasto, zerkniesz do przepisu i najpierw zgromadzisz wszystkie składniki wypisane na jednej liście a potem będzie je dodawać do siebie, mieszać i przyrządzać według drugiej. Gdy szykujesz się na wakacje i pakujesz ubrania na kilka dni, tworzysz (na papierze albo w swojej głowie, choć polecam ten pierwszy sposób) listę rzeczy do zabrania, dzięki której nie będziesz chodzić w jednych spodniach całe lato. Korzystanie z różnego rodzaju list znacznie usprawnia życie w bardzo wielu sytuacjach. Ich używania powinniśmy się uczyć już jako dzieci. A jeżeli jesteś rodzicem, to właśnie na Twoich barkach spoczywa obowiązek nauczenia Twojego dziecka korzystania z listy. Kiedyś Ci za to podziękuje.

    Chciałbym Ci dzisiaj przedstawić fajny i prosty sposób na świadome wykorzystanie przez Twoje dziecko listy zadań. Pomoże to również rozwiązać jeszcze jeden odwieczny problem każdego rodzica – bałaganu w pokoju dziecka. Dla wytrwałych czytelników przygotowałem na sam koniec specjalną niespodziankę, która z pewnością przyda się w każdym domu.

    Porządek w pokoju moich córek od zawsze stanowił problem który ciężko było rozwiązać. Na różne sposoby próbowałem zachęcić, głównie Alicję – moją starszą córkę, do posprzątania w pokoju, a następnie do utrzymania tego porządku. Bezskutecznie. Okazuje się, że przychodzi taki moment, gdy bałagan staje się dla dziecka problemem, z którym nie wie jak sobie poradzić i od czego w ogóle zacząć. Pomyśl o tym, gdy kolejny raz powtórzysz: idź posprzątać w pokoju. Oczywiście zawsze mogłem sam posprzątać wszystkie zabawki – moje córki z radością przyjęły by takie rozwiązanie. Do czego to jednak prowadzi na dłuższą metę? Bałagan szybko wróci do pokoju a dziecko nadal nie wie jak się z nim uporać.

    Zamiast omijać problem, zacząłem więc szukać rozwiązania. I nie chodzi mi tutaj o sam bałagan w pokoju Ali, ale problem niemocy na którą napotyka. Chciałem pomóc jej na tyle, aby potrafiła sama przeanalizować problem i poszukać rozwiązania. Moje dzieciaki wiele razy będą napotykać na różne przeszkody, które z pozoru będą je przerastały. Od kogo nauczą się je pokonywać? To właśnie jest moje zadanie jako rodzica. Postanowiłem wykorzystać do tego celu narzędzie jakim sam posługuję się na co dzień i które pomaga mi w realizacji nawet najbardziej skomplikowanych projektów – listę zadań.

    Przygotowania

    Cel jest prosty: pokazać Twojemu dziecku, że potrafi i jest w stanie samo posprzątać w pokoju.

    Warto uczyć dobrym przykładem. Przygotuj więc dla siebie zadanie podobne do tego które ma wykonać Twoje dziecko. Postaraj się, aby wybrać taką czynność, którą możesz wykonać w podobnym czasie co sprzątanie pokoju. Ważne też jest aby Twoje zajęcie miało początek i zakończenie. Dzięki temu po skończonej pracy razem będzie mogli razem cieszyć się z jej efektów. Możesz dla siebie zaplanować przygotowanie obiadu, sprzątanie w szafie lub upieczenie ciasta, którym później będziecie mogli się razem delektować w posprzątanym pokoju. Chcesz zamienić sprzątanie w projekt – więc przygotowując dla siebie podobne zajęcie, dasz dziecku przykład i będziesz mógł/mogła swoim zachowaniem i działaniem podsuwać różne drobne wskazówki przy sprzątaniu.

    Omówcie plan działania

    Przyszedł czas na rozpisanie planu działania. Przygotujcie czystą kartkę – papier może być trochę lepszy niż taki zwykły na którym na co dzień rysuje Twoje dziecko. Niech wie, że mamy do czynienia z czymś dużym i ważnym – robimy plan! Ta lekcja może stać się bardzo cennym doświadczeniem dla Twojego dziecka – pokażesz mu jak ma radzić sobie z problemem które je przerasta. Nie pomijaj więc żadnego z elementów przygotowań.

    Istotne są rekwizyty. To właśnie one tworzą całą otoczkę i sprawiają, że magia naszego rozwiązania działa. Sama kartka to mało, potrzebny też będzie clipboard (lub jakieś inne podłoże) i długopis. Nie dziecięca kredka czy flamaster, ma być długopis, poważne narzędzie do pisania w poważnej sprawie. Clipboard, taki z opcją do postawienia i powieszenia sprawi, że elementy naszego planu nie zniszczą się i nie rozlecą po całym pokoju.

    Spisanie grup

    Kolejny krok to analiza bałaganu. Siadamy z dzieckiem przy biurku i rozglądając się po pokoju spisujemy grupy porozrzucanych przedmiotów. W naszym przypadku na liście znalazły się:

    – ubrania
    – klocki lego
    – klocki kolorowe
    – papiery
    – kredki, flamastry
    – łóżko
    – klocki do pociągów
    – lalki Barbie
    – misie
    – książki
    – inne zabawki

    Pozwól dziecku samemu wybrać nazwy – dla Ciebie „klocki Lego”, „klocki kolorowe” i „klocki do pociągów” mogą być jednym i tym samym, ale Twoje dziecko może widzieć 3 różne grupy zabawek. Nawet jeżeli na podłodze leżą pluszowe pieski, ale Twoje dziecko chce nazwać je „misie”, to nie poprawiaj tego. To jego bałagan, jego zabawki i jego lista. Ty tylko podpowiadasz. Przypilnuj tylko dwóch rzeczy:

    1. grupy nie mogą być za duże. Podpowiadaj dziecku aby wybierało jak najmniejsze grupy zabawek, by łatwiej zakończyć każdy z punktów.
    2. na końcu zbierzcie wszystkie pozostałe drobiazgi w punkt „inne” albo „pozostałe”, żeby nie okazało się, że lista Twojego dziecka ma 30 punktów a te na samym dole to „dwie gumki do ścierania”, „jedna temperówki”, „cztery zabawki z zabawki z Kinder Niespodzianek” itd.

    Zamiana listy zabawek w listę działań

    Czas zamienić grupy bałaganu w listę zadań. Pokaż dziecku że to ważny krok – grupy nabałagnionych zabawek zamienią się w listę zadań, powstanie poukładany plan sprzątania pokoju. W tym celu przed każdym punktem z naszej kartki dostawiamy pusty prostokąt, czyli okienko w którym będzie można odznaczyć zakończony etap sprzątania. Tak przygotowaną listę wstawiamy do clipboarda i wieszamy na ścianie (w zasięgu ręki dziecka) albo kładziemy na biurku.

    Ustalamy zasady

    Kolejny krok to ustalenie zasad sprzątania. Postaw się tutaj w roli nauczyciela który tłumaczy jak powinien wyglądać ten etap, ale bierz również pod uwagę to co mówi Twoje dziecko. Opowiedz, że w ten sposób pracują dorośli i dzięki takim rozwiązaniem lepiej radzą sobie z dużymi projektami (możesz użyć słowa projekt – ale nie zapomnij wytłumaczyć dziecku co to oznacza) – jakim w tym wypadku jest sprzątanie.

    Organizuj przerwy

    Potraktuj sprzątanie jak grę – nie używaj jednak tego słowa, niech wymyślony plan będzie czymś więcej. Zaproponuj przerwy – na przykład co 3 albo 4 punkty, dzięki temu lista podzieli się na jeszcze krótsze etapy co znacząco ułatwi realizację planu. Ustalcie wspólnie co ile punktów będzie przerwa i co będziecie podczas niej robić. Możesz przygotować Wasze ulubione ciastka – po jednym na każdą przerwę. Fajnym pomysłem może też być włączenie ulubionej piosenki i wspólne tańco-wygłupy. Dzięki temu przerwa będzie trwała określony czas, będzie miała początek i koniec i nie będzie przeciągania o „kolejną minutę”.

    Wymyśl nagrodę

    Dzieci kochają nagrody, a my – rodzice – powinniśmy nagradzać nasze dzieci za dobrze wykonane czynności. I w tym przypadku wymyśl jakąś nagrodę którą dziecko otrzyma po wykonaniu całego zadania (posprzątania pokoju). Na początku (na etapie tworzenia listy) dziecku wystarczy samo podekscytowanie faktem, że robicie coś ważnego jednak po drugiej przerwie może przydać się dodatkowa motywacja w postaci super-nagrody na koniec. Może to być wspólne wyjście na rolki, sanki czy rower a może być to również ulubiona bajka w TV. Myślę, że dobrze znasz swoje dziecko i wiesz co sprawi mu radość.

    Bądź konsekwentny

    Pamiętaj że dziecko to tylko dziecko i w pewnym momencie może znudzić mu się „zabawa” w sprzątanie. Z każdą kolejną przerwą może być trudniej powrócić do pracy i w pewnym momencie szala może przechylić się na niewłaściwą stronę. Trudno będzie wtedy przekonać do dalszego sprzątania – nawet jeżeli zostały już tylko dwa punkty z listy. Ostatnia przerwa będzie najtrudniejsza. Nie zapomnij więc chwalić za wykonane punkty, podkreślaj samodzielność i zaangażowanie. Pokaż że koniec listy jest już bliski. Gdy jednak zorientujesz się, że nic już nie pomaga, możesz zaproponować abyście razem dokończycie sprzątanie trzymając się przygotowanej listy. Traktuj to jednak jako ostateczność i zaznacz, że skoro Ty pomagasz w zadaniu Twojego dziecka, to Twoje dziecko chyba powinno pomóc Ci potem w dokończeniu Twojego zadania.

    Na koniec

    Gdy wszystkie pozycje na liście zadań zostaną odznaczone a w pokoju zrobi się czysto i ładnie, usiądźcie wspólnie przy stole i podsumujcie dotychczasowe działania. Zapytaj czy spisanie listy zadań okazało się pomocne. Wytłumacz, że bałagan w pokoju to nie jedyny problem przy rozwiązaniu którego pomocna może być lista zadań. Pokaż inne przykłady jej wykorzystania. Może warto spróbować zrobić listę zadań na sprzątanie szafy? Albo na codzienne, poranne czynności, w której znajdą się pozycje takie jak: „sprzątanie łóżka”, „mycie twarzy”, czy „wypicie szklanki wody”? Być może przy pomocy listy zadań uda Ci się osiągnąć coś, co do tej pory ciężko Ci było wyegzekwować? Jeżeli Twoje dziecko ma jakieś pozaszkolne czy pozaprzedszkolne zajęcia dodatkowe, to warto pomyśleć o wprowadzeniu listy do pakowania się na nie. Moja córka dwa razy w tygodniu ma naukę tańca – i trochę pakowania przed każdymi zajęciami, musimy spakować strój, wodę, buciki, dzienniczek… Z pewnością lista zadań w tym przypadku się sprawdzi. Tego typu działania mogą okazać się bardzo ważne dla Twojego dziecka. Pokazujesz przecież jak radzić sobie ze skomplikowanymi i złożonymi problemami. Postaraj się więc, aby z cierpliwością i spokojem, próbować przekazać dziecku jak najwięcej dobrych rad przy okazji nauki sposobu z listą zadań.

    Powyżej podrzucam kilka zdjęć z moich ćwiczeń z Alą – na szczęście udanych 🙂
    Mimo wszystko, może się okazać, że mój sposób nie sprawdzi się w Twoim przypadku. Bardzo ważne jest Twoje podejście. Pamiętaj o dwóch sprawach:

    1. Nic na siłę

    Jeżeli się nie udaje – to nie. Nie naciskaj aby Twoje dziecko wykonywało zadania z przygotowanej listy jeżeli tego bardzo nie chce. Możesz zachęcać, ale nie zmuszaj. Nie chcesz przecież, aby Twoja pociecha zraziła się zarówno do rozwiązywania dużych problemów w ten sposób, jak i do samego sprzątania.

    2. Bądź przykładem

    Prawda jest taka, że sposób z listą zadań jest bardzo uniwersalny i może powinien na stałe zagościć w Twoim domu? Listy ułatwiają życie. Z listą idziesz na zakupy, jedziesz z nią na wakacje, możesz z nią sprzątać, pracować, pisać rysować… Niech Twoje dziecko widzi, że na co dzień z nich korzystasz i że ułatwiają one wykonanie skomplikowanych projektów. Możesz pokazać jak można wykorzystywać listę zadań w szkole, lub zasugerować jej wprowadzenie w przedszkolnej grupie.

    Temat wykorzystania list przez dzieci jest być tak samo długi jak w przypadku używania ich przez dorosłych. W wielu przypadkach lista może okazać się wspaniałym rozwiązaniem trudnych problemów. Może podpowiesz kolejne sposoby na wykorzystanie listy zadań przez dzieci? Być może rozwiązały one u Ciebie inny ciekawy problem? Mam nadzieję, że podzielisz się kolejnymi sposobami w komentarzach pod tym wpisem.

    Niespodzianka

    Pomyślałem sobie, że skoro udało Ci się dotrzeć tak daleko, to należy Ci się nagroda 🙂 Być może trochę ułatwi Ci ona wprowadzenie listy zadań w Twoim domu. Przygotowałem specjalnie dla Ciebie szablony list zadań do wydrukowania i włożenia w clipboard albo do przyczepienia na lodówce obok Kalendarza Celu 2017 (nie wiesz jeszcze czym jest Kalendarz Celu? Zatem koniecznie zapisz się do mojego newslettera i nie przegap kolejnej edycji bezpłatnego Kalendarza Celu!). Szablony możesz pobrać całkowicie bezpłatnie klikając przycisk pod wpisem. Mam nadzieję, że będą przydatne. Czekam na Twój komentarz i miłego sprzątania! 🙂