Obserwacje są bardzo ważnym elementem procesu uczenia się. Jeżeli otworzysz się na obserwowanie tego, co dzieje się wokół Ciebie, jeżeli będziesz rozglądać się wokoło w poszukiwaniu różnych zależności, nastawiasz radary na nasłuch zamiast nadawanie – masz szansę wyłapać bardzo ciekawe rzeczy z pozornie mało istotnych sytuacji. Trafiłem ostatnio na jedną taką, dość śmieszną rzecz – i postanowiłem Ci o tym dzisiaj opowiedzieć.
Jako rodzic chciałbym, aby moje dzieci jadły zdrowo. Lubię gotować i gdy to robię, staram się przemycać w przygotowywanych potrawach jak najwięcej warzyw. Czasem będzie to kolorowa surówka, innym razem zupa-krem, ale zdarzają się i w postaci pieczonej. Moje dziewczyny jedzą całkiem sporo warzyw, ale wychodzę z założenia, że tego nigdy za dużo. Poza świeżym warzywami, których całe torby przynoszę co środę i sobotę z ukochanego targu, kupuję czasem i mrożone warzywa, aby czekały sobie w zamrażalniku na swoją obiadową kolej. Zazwyczaj w wersji mrożonej mamy szpinak lub buraczki puree – taki standard. I jestem totalnie przyzwyczajony, że moje dziewczyny raczej nie lubią tych dwóch potraw. Na świeży szpinak jeszcze może je namówię, ale na ten w wersji mrożonej – jeszcze chyba mi się nie udało ani razu 🙂.
Jakiś czas temu rozbudowałem nasz zapas mrożonych warzyw o marchewki do gotowania. Takie małe, malutkie, całe – z pewnością nie raz widziałeś je w sklepowej zamrażarce. Nie ukrywam – zachęciło mnie ładne opakowanie i postanowiłem zrobić dzieciakom małą „niespodziankę” na sobotni obiad. Spodziewałem się, jaka będzie pierwsza reakcja, gdy zobaczą, co podajemy: „ja tego napewno nie zjem” – nie trzeba być jasnowidzem, aby to przewidzieć. Tym razem postanowiłem jednak, że namówię je do małej degustacji.
Oczywiście nie pomyliłem się, dziewczyny na sam widok marchewki totalnie się zablokowały. A przynajmniej jedna z nich. Zgodnie jednak ze słowami Douglasa MacArthura: „przygotowanie to klucz do sukcesu i zwycięstwa” – obmyśliłem wcześniej odpowiedni na taką ewentualność plan działania. Poza marchewkami podaliśmy tego dzisiaj najlepszą wersję naszego sobotniego obiadu: pieczony kurczak i frytki – to zdecydowanie ich ulubiony, weekendowy zestaw, który rozpoczynamy wcześniejszym, pysznym rosołkiem. Wprowadzając dziewczyny w dobry nastrój głównymi składnikami obiadu i dodatkowo zachęcając poobiednim deserem (szarlotki), udało mi się przekonać je do spróbowania marchewek. Kluczem do sukcesu okazała się stara, sprawdzona metoda: „nie próbujecie marchewki, nie ma deseru”. Wiem, okropny jestem 🙂. Dziewczyny dostały po trzy miniaturowe marchewki i nawet obyło się bez wielkich protestów. Zadowolenie z ulubionego kurczaka i frytek przełamało pierwszą niechęć do marchewki!
Oczywiście totalnie nie o to chodzi w całej tej historii, najlepsze dopiero za chwilę. Tak w ogóle to wybacz te jedzeniowe tematy – mam nadzieję, że nie czytasz mojego listu przed posiłkiem. Mnie samemu prawie cieknie ślinka, gdy piszę!
Wracając do mojej obiadowej historii, w chwili, gdy z talerza zaczęły znikać pomarańczowe warzywa, usłyszałem od jednej z moich córek bardzo zdanie: „Zapamiętaj tata, dzieci nie lubią marchewki! Ja nie lubię marchewkiii…”.
I w tym momencie ostatnie wyrazy wypowiadanego właśnie przez moją córkę zdania trochę się urwały. Na jej twarzy pojawiło się za to zaciekawienie. Marchewką. Jej smakiem.
Widać było, że jej… smakowało 🙂. Choć przez kolejnych kilka minut nie chciała się jeszcze do tego przyznać. Skończyło się ostatecznie na dwóch (całkowicie dobrowolnych) dokładkach marchewki.
Lubię sytuacje, gdy moje córki zdecydują się wyjść trochę ze strefy swojego komfortu (nawet gdy lekko im w tym pomagam) i okazuje się, że wyjście to bardzo się im opłacało. Coraz częściej też obserwują, że same podejmują podobne „ryzyko” – co sprawia, że są później z siebie bardzo zadowolone.
Jestem aktualnie w trakcie czytania książki Michaela Hyatta, Your Best Year Ever (tylko w języku angielskim) – świetna lektura na końcówkę roku, bardzo Ci polecam sięgnąć po nią, zanim zaczniesz planować 2021 rok. Michael opowiada między innymi o „ograniczających przekonaniach” (limiting beliefs), które mało nie powstrzymały mojej córki przed odkryciem, że… małe marchewki są pyszne 🙂.
Dzisiejsze pytanie do Ciebie (a nawet cała seria): Jakie ograniczające przekonania powstrzymują Cię przed jakimś działaniem, które chciałbyś wykonać? Kiedy największym ograniczeniem są przekonania? Co takiego sprawiają, że nie potrafisz ruszyć do przodu? Być może wystarczy spróbować tej marchewki?
ps. Nagraliśmy jakiś czas temu z Piotrkiem bardzo ciekawy odcinek 🐽 PiG Podcastu, na temat wychodzenia ze strefy komfortu. Dyskutujemy o tym, po co i czy warto to robić. Chyba już raz wspominałem Ci o tym odcinku, ale on tak bardzo tu pasuje… 🙂