Tag: samochód

  • nowości na jedną gwiazdkę ⭐️

    Dziś temat, który wpadł mi do głowy dość przypadkowo, a doprowadził mnie do bardzo ciekawych wniosków. Jednak pozwól, że zacznę od początku i od motywów, jakie mną pokierowały do napisania dzisiejszego listu.

    Słuchałem ostatnio podcastu ATP (Accidental Tech Podcast), odcinka 599, w którym jednym z prowadzących jest Marco Arment, twórca aplikacji Overcast do słuchania podcastów. Choć sam jej nie używam, to cenię Marco za jego kreatywność i precyzję jako dewelopera. Overcast od lat cieszy się dużą popularnością wśród osób słuchających podcasty, zwłaszcza w środowisku związanym z technologią i produktami firmy Apple (Overcast jest dostępny jedynie na urządzeniach z logiem jabłuszka). Marco od dłuższego czasu pracował nad całkowitą zmianą swojej aplikacji, napisał ją od nowa, zmieniając jednocześnie wygląd aplikacji. I tu pojawia się problem, ponieważ… ludzie – w całkiem sporej większości – nie lubią zmian, nie lubią nowego, szczególnie w obszarach życia, w których nie są nastawieni na rozwój. A tych ostatnich często nie mamy zbyt wiele. Drugi przypadek, w którym nie lubimy zmian, to taki, gdy zmiana nie idzie w parze z kierunkiem rozwoju, na jaki jesteśmy nastawieni – tu poza samą niechęcią do zmiany może też pojawić się początkowo silniejszy opór, jednak z uwagi na to, że już i tak jesteśmy otwarci na zmiany w tym obszarze, z czasem łatwiej dajemy się przekonać do pomysłu osoby, która zmianę wprowadza.

    Przykład przebudowy Overcast dobrze to ilustruje. Po wprowadzeniu nowej wersji Overcast otrzymał sporo negatywnych opinii i ocen w sklepie z aplikacjami – tylko dlatego, że w ulubionej aplikacji wielu osób nastąpiły jakiekolwiek zmiany. Oczywiście większość użytkowników oceniła zmianę pozytywnie, ale najbardziej interesujące są właśnie te oceny negatywne. Aplikacje w sklepie Apple można oceniać przyznając im gwiazdki – od jednej (totalne dno), do pięciu (kocham to!) oraz dodawać opinie tekstowe, a więc zwyczajnie napisać, co Ci się w aplikacji podoba, a co nie. Swoje oceny można później zmieniać, to znaczy, można najpierw ocenić aplikację na 5 gwiazdek, a potem zmienić tę ocenę na 3 gwiazdki itd. Marco poskarżył się w podcaście, że ludzie, zamiast zabierać mu (aplikacji) na przykład jedną gwiazdkę i dodać w opinii informację tekstową skąd taka zmiana i co nie podoba się w nowej wersji, zmieniali oceny z 5 gwiazdek na 1 albo 2 i pisali, że zmiana wyglądu to po prostu „tragedia” i koniec.

    Historia, którą opowiedział Marco, sprawiła, że usiadłem do mojego dziennika i zacząłem szukać. Zastanawiałem, się jak ja podchodzę do tego typu nowości. Wydawało mi się do tej pory, że jestem dość tolerancyjny i otwarty na zmiany, że wręcz je lubię, czekam na nie i ich oczekuję, a często i pożądam…

    Fajnym przykładem jest tu awaria samochodu, która przytrafiła mi się w pierwszej połowie tego roku. Ponieważ i tak planowałem od dawna, że będzie to dla mnie rok zmiany samochodu, więc uznałem, że nie będę się już bawić w naprawę tego starego (gdy się zepsuł). Nawet pomimo faktu, że awaria być może nie była duża (nie wiem, ponieważ nie chciałem nawet sprawdzać) a do tego nastąpiła dość niespodziewanie. Pozbyłem się starego samochodu najszybciej jak mogłem, a z zakupem nowego totalnie się nie spieszyłem, delektując się nowym, głównie pieszym, stylem życia. Cała ta historia mogła się wydarzyć, ponieważ byłem mocno nastawiony na rozwój w obszarze codziennej aktywności fizycznej. Niespodziewana awaria samochodu stała się okazją do eksplorowania tej dziedziny na zupełnie innym poziomie, takim, którego się totalnie nie spodziewałem. Starałem się nawet pogłębiać tę zmianę, coraz bardziej ustawiając moje życie na bycie poza domem, mikro podróże po mieście i sprawdzanie jak jeszcze fajniej można to wszystko zorganizować. Sprawdzałem nowe plecaki, torby, różne alternatywne środki codziennego transportu, pisałem o tym na blogu, rozmawiałem w mediach społecznościowych, ze znajomymi… zbudowałem cały, duży rozdział w moim życiu wokół tej jednej, narzuconej mi przez los zmiany.

    Inny przykład, który odnalazłem w moim dzienniku, to zamknięcie Wrotkarni w Warszawie – miejsca, w którym do końca 2022 roku spędzałem bardzo dużo czasu. Wręcz mogę powiedzieć, że była to większość z moich wolnych chwil. Mocno związałem się z tym miejscem, w pewnym momencie stało się ono dla mnie sposobem na stres, miejscem, gdzie mogę odpocząć, rozwijać się (fizycznie), osiągać nowe rzeczy, uczyć się i pokazywać to, czego się nauczyłem. Chyba nie jestem nawet w stanie teraz opisać, jak ważne było to dla mnie miejsce. Aż tu przyszedł nagle komunikat, że w ciągu dwóch tygodni zostanie ono bezpowrotnie zamknięte. Z jednej strony SZOK, strach, łzy. Byłem tak mocno związany z tym miejscem, że jego zamknięcie było dla mnie o wiele większą i trudniejszą zmianą, niż ta związana z rezygnacją z samochodu wiele miesięcy później. Wiedziałem, że tracę miejsce, w którym spędzałem ogromną część prawie każdego dnia, ludzi, których znałem i tak często tam spotykałem, możliwość rozwijania się w jednym z moich obszarów. A jednak jeszcze tego samego dnia, w którym dowiedziałem się, że Wrotkarnia zostanie zamknięta, wieczorem, napisałem w dzienniku:

    Cieszę się, że zamykają Wrotkarnię.

    Jeżeli mam być całkiem szczery, to sam byłem wtedy w lekkim szoku – że tak właśnie myślę, że właśnie TO piszę w moim dzienniku. Pisałem te słowa z łzami w oczach, ale wiedziałem, że taka zmiana wyjdzie mi bardzo na dobre.

    Znalazłem jeszcze jeden, chyba nawet ciekawszy wpis, który powstał raptem kilka dni po tym, jak Wrotkarnia została już zamknięta:

    Chciałbym, aby zamknięcie Wrotkarni było dla mnie jakimś nowym otwarciem się na rzeczy, o których śnię. Tak długo czekałem, aby móc robić to, co kocham i chcę to w końcu robić. Rolki były jedną z wizji mojej przyszłości, fajnych wizji, ale czeka na mnie coś innego – wiem to i chcę tego.

    Dzisiaj tak dobrze się czuję, z plecakiem, ale bez rolek, bez tego bagażu. Rolki zostały tam, gdzie powinny – w samochodzie. I choć nie chcę, aby tak było codziennie, to cieszę się, że dzisiaj mogę cieszyć się taką wolnością.

    Ta historia jest o wiele dłuższa i z pewnością doczeka się osobnego rozdziału na moim blogu, jednak dziś będzie tylko przykładem mojego podejścia do zmian. Zresztą, obydwie historie, są dobrymi przykładami narzuconych mi zmian, które przyjąłem od losu z wielkim zaufaniem i radością. Mam kilka innych, mniejszych przypadków takich nowości. Na przykład, w podobny sposób reaguję na każdą zmianę w aplikacjach z mojego systemu produktywności – testuję od jakiegoś czasu nową, jeszcze niedostępną publicznie funkcję w aplikacji Craft, która od jakiegoś czasu jest moim centrum produktywności. Pomimo faktu, że zmiana ta (o której opowiem, gdy tylko będę mógł) jest ogromna i całkowicie zmienia mój sposób zarządzania treściami w aplikacji, to już jestem w niej zakochany. Tak samo reaguję na każdą zmianę choreografii na zajęciach z tańca, czy tych na siłowni – ze smutkiem żegnam stare, ale z o wiele większą ekscytacją witam to, co nowe. Ostatnio dowiedziałem się też, że serwis, którego używam do hostowania moich podcastów, kończy swoją działalność, jednak zamiast być zły na taką sytuację, uznałem, że to dobra okazja do jeszcze szybszego rozwoju i przyjąłem ją z wdzięcznością (pisałem o tym w lipcowym 🗞️ Co słychać?), szybko organizując sobie zastępstwo. Długo mógłbym mnożyć podobne przykłady. Wspólnym ich mianownikiem jest właśnie słowo rozwój. Jestem otwarty na zmiany, w obszarach, w których jestem nastawiony na rozwój i zgodnie z kierunkiem mojego rozwoju.

    Jednak, dzięki mojemu dziennikowi, odkryłem też, że nie zawsze tak jest. W niektórych tematach reaguję na zmiany całkiem inaczej – właśnie, gdy zmiana nie idzie w parze z kierunkiem rozwoju, na jaki jestem nastawiony. I tu, jako wspaniały przykład, drobiazg: zmiana papierowych toreb (z białych na kartonowo-brązowe) i pudełek (na cieńszy plastik), w których dostaję codziennie jedzenie od firmy cateringowej… no powiedzmy, że bardziej mnie zdenerwowała, niż utrata samochodu. Co może wydawać się dość dziwne. Jednak po głębszej analizie tego problemu, zorientowałem się, że zwyczajnie ekologia (która, razem z optymalizacją kosztów firmy cateringowej, jest głównym powodem wprowadzenia obydwu zmian) nie jest obszarem mojego życia, w którym aktualnie jestem nastawiony na rozwój. Podobnie było ze zmianą nakrętek do butelek, które zaczęły być przytwierdzone do samych butelek… początkowo te dwie, niby drobne, ale w jakiś dziwny sposób dla mnie znaczące zmiany, wprawiły mnie w dużo gorszy i dłużej trwający zły nastrój, niż wszystkie wcześniej opisane dziś zmiany. Obydwie dostały ode mnie po jednej gwiazdce. I choć w końcu i te dwie nowości przyjąłem ze zrozumieniem i znalazłem w nich pole do własnego rozwoju, to jednak takie drobiazgi urosły w dwóch krótkich chwilach do rangi problemów. Dziś patrzę na to, jak na dwie fajne okazje do rozwoju – w obszarach, których do tej pory nawet nie starałem się rozwijać.

    Jakże jednak mógłbym dostrzec te wszystkie zależności, gdybym nie prowadził dziennika? Skąd miałbym pamiętać, że wkurzały mnie nakrętki do butelek, czy plastikowe opakowania na jedzenie, gdybym kiedyś sobie tego nie zapisał? Kto opowiedziałby mi, jaką walkę w sobą stoczyłem, gdy zamykali Wrotkarnię? Dziennik to potężne, być może nawet najpotężniejsze narzędzie, do zrozumienia siebie, do rozwoju, do zmian i poprawy. Dzięki niemu wiem już, że jeżeli jakaś zmiana wywołuje mój gniew, strach, niepokój, złość, zamiast w ataku szału dawać mu jedną gwiazdkę, lepiej jest usiąść, napisać o tym i znaleźć obszar, który taka zamiana może pomóc mi rozwinąć.

  • 🗞️ co słychać? – lipiec 2024

    Z radością witam Cię w newsletterze 🗞️ Co słychać? – miejscu, w którym raz na jakiś czas (w tej chwili planuję nie częściej niż raz w miesiącu) będę dzielił się z Tobą aktualizacjami, najnowszymi wydarzeniami z drogi do fajnego życia oraz inspirującymi i praktycznymi przemyśleniami związanymi z tematyką mojego bloga. Treści będą krótkie, w formie drobnych aktualizacji, zapowiedzi, przypomnień i powiadomień.

    Celem tego newslettera jest uporządkowanie mojej codzienności, krótkie update’y oraz dostarczenie Ci wartościowych treści, które nie zawsze mieszczą się w długich artykułach na blogu. W ten sposób będę mógł na bieżąco opowiadać o wszystkich ciekawych rzeczach, które robię, ale o których jeszcze nie miałem okazji napisać bardziej szczegółowo. Będę także informował o opublikowanych artykułach – które nie zawsze przychodzą do Ciebie w formie osobnego newslettera.

    Znajdziesz tu zapowiedzi i podsumowania moich nowych projektów – tych większych, jak i tych całkiem małych, refleksje na temat dążenia do fajnego życia oraz praktyczne wskazówki dotyczące prowadzenia dziennika. Czasem wrócę do tematów poruszanych na blogu, rozwijając je i pokazując, jak idą moje postępy. Mam nadzieję, że będziesz śledził, śledziła moje zmagania i czerpał, czerpała z nich inspirację do poeksperymentowania i poprawiania własnego życia.

    dwa tygodnie bez diety (z pudełka)

    Choć nie zdążyłem na blogu jeszcze napisać o mojej przygodzie z dietą pudełkową (z której korzystam od półtora roku!), to już wyciągam z niej ważne wnioski i zaczynam eksperymentować ze zmianami. Aktualnie kończy się okres mojej dwutygodniowej, zaplanowanej przerwy od „pudełek”. Pierwsza tak długa przerwa, od kiedy zacząłem jadać w ten sposób. I oczywiście mam garść nowych przemyśleń. Chyba zbliża się moment, w którym dość szczegółowo będę mógł napisać o mojej przygodzie z dietą pudełkową, oraz tym, czy dwutygodniowa przerwa od niej sprawiła, że będę ją kontynuował, czy raczej rezygnował. Może masz jakieś pytania związane z życiem na diecie pudełkowej? Z przyjemnością na nie odpowiem w artykule, ktory tworzę, także śmiało pisz!

    spanie na podłodze

    Skoro już jesteśmy przy eksperymentach, dwa tygodnie temu porzuciłem wygodne i mięciutkie łóżko i postanowiłem zacząć sypiać na podłodze, a konkretnie na cienkiej macie do jogi.

    Pierwsza noc była dziwna, ale potem…… no cóż, zostawię to na osobny artykuł. W każdym razie eksperyment trwa, a ja dalej każdego wieczoru kładę się spać na podłodze. Mały spoiler: jest dobrze.

    spotify na dłużej

    nawiązując do listu:

    Z przyjemnością donoszę, że mój inny, mały eksperyment, z przejściem do Spotify, okazał się całkiem sporym sukcesem. Choć miał on trwać pełne trzy miesiące, to po kilkunastu dniach już wiedziałem, że to strzał w dziesiątkę. Co ciekawe, uwolnienie się od Apple Music sprawiło, że przetestowałem też kilka innych rozwiązań, w tym na przykład YouTube Music, do którego dostęp posiadam z racji subskrypcji YouTube Premium (YouTube bez reklam) – a który okazał się bardzo ciekawym serwisem do streamowania muzyki! Jego ogromną zaletą jest niewątpliwie powiększona o treści z całego YouTube’a baza muzyki. Znalazłem tam więc sporo utworów, których na próżno szukać w Spotify, czy Apple Music. Jednak aktualnie, zauroczony ekosystemem, fajnym wyglądem i wspaniałymi rekomendacjami, zostaję ze Spotify.

    moje trzy podcasty

    Ach, ubolewam na tym, że w tym roku tak bardzo zaniedbałem moje podcasty. Szczególnie że przecież uwielbiam je nagrywać! Ostatnio wydarzyło się jednak coś, co sprawiło, że musiałem na nowo je przemyśleć i podjąć jakieś decyzje z nimi związane. Brytyjski serwis, którego używałem do przechowywania plików moich podcastów (hostowania), ogłosił, że z końcem sierpnia kończy swoją działalność i, krótko mówiąc, mam się wynosić. Stanąłem więc przed decyzją: co dalej? Po krótkim przemyśleniu sytuacji, zakasałem rękawy i przeniosłem wszystkie moje trzy audycje do… Spotify. Jak ładnie to wpisuje się w moją filozofię korzystania z jak najmniejszej liczby narzędzi 🙂.

    Od Twojej strony – słuchacza – nie wiele się zmieniło, wszystkie zmiany dzieją się pod maską, jednak ten moment sprawił, że musiałem na nowo przemyśleć to, czy i jak chcę nagrywać nowe odcinki. Mam nadzieję, że nie zapomniałaś, nie zapomniałeś jeszcze mojego głosu. A jeżeli tak – postaram się Ci go niebawem przypomnieć.

    https://fajne.life/tag/podcasty

    system produktywności w ciągłej (prze)budowie

    Temat idealny na 🐽 PiG Podcast. Ciągłe zmiany i poszukiwania – tak mniej więcej od lat wygląda moja przygoda z budowaniem systemu produktywności. Czuję jednak, że w końcu udało mi się zbudować coś trwałego i działającego. Coś, co spełnia moje oczekiwania i – mam nadzieję – zostanie ze mną na dłużej.

    Od dawna jestem zwolennikiem aplikacji do tak zwanego „ogarniania życia” i staram się, jak tylko mogę, ograniczyć do jednej tylko aplikacji (do zadań, artykułów, dziennika, notatek, list, przypomnień, rachunków itd.). Próbowałem kiedyś wdrożyć to w aplikacji Evernote, próbowałem też z OneNote, Moleskine Journey, Logseq, NotePlan, Reflect Notes i wieloma innymi. Dzisiaj moją bazę wiedzy, dziennik, zadania, listy zakupów, przemyślenia i artykuły do bloga trzymam w aplikacji Craft – i nie planuję (na razie) zmian w tym zakresie. Choć nie jest to aplikacja idealna (bo i takiej nie ma), to jednak rozwiązuje ona najwięcej najważniejszych dla mnie problemów z systemem produktywności. W końcu czuję się jak w domu. Jednak to zasługa nie (tylko) samej aplikacji, ale też systemu, który udało mi się wdrożyć i z którego korzystam. A ten znalazłem w kursie…… chyba zostawię to jednak na osobny artykuł (albo podcast).

    znalezione w notesie

    Skoro już wspomniałem o moim systemie produktywności (w którym zapisuję wszystko, co dla mnie cenne), to chciałbym się podzielić z Tobą jednym z fajnych zapisków, jaki w nim ostatnio znalazłem. Dotyczy postępów, rezultatów i efektów (tak przynajmniej otagowalem sobie tę myśl w moim notesie):

    Trzy powody, dla których nie widzisz rezultatów (jeszcze)
    1. Jest za wcześnie
    2. Podejmujesz niewłaściwe działania
    3. Nie robisz tego, co mówisz lub myślisz, że robisz (jesteś rozproszony w momencie działania lub nie pojawiasz się konsekwentnie)
    Jeśli 1: wtedy to kwestia cierpliwości. Nie rezygnuj.
    Jeśli 2: wtedy to kwestia strategii. Wypróbuj coś nowego i zmierz swoje wyniki.
    Jeśli 3: wtedy to kwestia koncentracji. Śledź swoje działania i nie ulegaj rozproszeniom.

    Mnie dało do myślenia. A Tobie?

    samochód

    Muszę też opowiedzieć Ci o jeszcze jednym eksperymencie, jaki sobie kilka miesięcy temu zafundowałem – choć wcale nie był zaplanowany. Mogę nazwać go bardzo prosto: 100 dni bez samochodu (o! Tak pewnie nazwę artykuł na ten temat na blogu). Jak zapewne się domyślasz, na ponad 3 miesiące z mojego życia zniknął samochód – trochę z nie mojego wyboru, ale jednak. Jednocześnie praktycznie każdego dnia pokonywałem nie mniej niż 100 km – mój test totalnie nie miałby sensu, gdybym przesiedział ten okres w domu. Mam garść przemyśleń i na ten temat. Eksperyment się jednak zakończył i znalazłem sobie swój nowy, ulubiony samochodzik.

    Również i zmiana w tę stronę dała mi bardzo dużo do myślenia, doprowadziła do bardzo zaskakujących i nieoczywistych wniosków na temat codziennego poruszania się po mieście. Jednym z nich jest to, że samochód nie jest totalnie potrzebny do szczęścia i potrafi być niezłym gwoździem do trumny. Z drugiej jednak strony, potrafi dać wiele radości i być pomocnym narzędziem. Musiałem jednak na kilka miesięcy pożyć bez niego, by do tych wniosków dojść. Ciekawe było też spojrzenie społeczeństwa (a więc po prostu innych ludzi) na osobę, która przez lata poruszała się samochodem, a nagle przestała. Poza tym chyba znalazłem swoją odpowiedź na pytanie, czy samochód jest mi potrzebny do szczęścia. Jesteś zainteresowany, zainteresowana artykułem na ten temat?

    na obiad maczek?

    Taki oto horror wpadł mi w łapki na Instagramie – na mnie działa i przypomina o dokonywaniu właściwych wyborów. Każdego dnia. Materiał obowiązkowy, niezależnie od tego, ile masz lat.

    na imię mu Boguś

    nawiązując do listu:

    Uwaga, po raz kolejny będzie o odkurzaczach. Wygląda na to, że są one ważną częścią fajnego życia 😄. Chciałbym tylko zawiadomić, że (już kilka miesięcy temu) kupiłem sobie odkurzacz… A skoro napisałem kiedyś wpis o odkurzaczu (o dziwo, tak pozytywnie przez Was przyjęty), to pomyślałem, że warto napisać mały update na ten temat. A więc mój stary (choć przecież całkiem młody) odkurzacz, zastąpił Boguś – automatyczny, sprytny robocik sprzątający, w którym jestem całkowicie zakochany. Uwielbiam nasze wspólne sprzątania i porządek, jaki po nich (nas) jest w domu!

    po prostu uwielbiam…

    Stworzyłem na micro blogu wątek, w którym wypisuję rzeczy, które lubię (uwielbiam!) w moim życiu, taki mój 📗 dziennik wdzięczności.

    Dziennik ten prowadzę również na Bluesky.

    fajna muzyka 🎵 na sierpień

    🗞️ Co słychać? będzie też miejscem, w którym będę podrzucał link do nowej playlisty z fajną muzyką na kolejny miesiąc (mój📗 dziennik muzyczny). Łap więc poniżej link do sierpniowej playlisty – być może jeszcze pustej, jeżeli czytasz ten newsletter wcześnie rano. Myślę jednak, że szybko się zapewni 😊

    do następnego razu!

    Ach! Całkiem długi wyszedł mi ten numer 🗞️ Co słychać?, jednak to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że takie właśnie podsumowania są mi potrzebne. W końcu to kolejny rodzaj mojego własnego 📗 dziennika, którym mogę się z Tobą dzielić i do którego prowadzenia również Ciebie zachęcam.

  • Jestem człowiek z księżyca. Co jest po drugiej stronie?

    Siedzę w samochodzie. Jest wieczór, ciemno. Latarnie i przejeżdzające samochody oświetlają delikatnie ulicę. 

    Włączam lampkę, potem muzyka, nalewam sobie gorącej herbaty. iPad już czeka, naładowany i gotowy – kładę go na kolanach i zaczynam pisać. Mój cotygodniowy rytuał. W ten sposób bardzo często powstają listy do Ciebie, w każdy poniedziałek, o 18:15 – dokładnie o tej godzinie moja córka zaczyna lekcje tańca, a ja mam godzinę na pisanie. Nie zawsze udaje mi się skończyć w tym czasie, ale powstaje tu zawsze zdecydowana większość listu – mogę dokończyć go następnego dnia rano. Wcześniej pisałem w kawiarni – miałem już nawet takie jedno, ulubione miejsce (pamiętasz jak wspominałem, że lubię obserwować ludzi?), ale… niestety jest zamknięta. Wszystko jest zamknięte. I muszę przyznać – chwilami nawet mi to pasuje.

    To nie będzie długi list, opowiem Ci dzisiaj o moim wiernym towarzyszu, którego ze mną mnie ostatnio dużo – czyli o… samochodzie. A dokładniej chodzi o miejsce, jakie potrafiłem sobie w nim zaaranżować.

    Siedzę z tyłu, na miejscu pasażera. Raz na środkowym fotelu, innym razem z boku – mogę wtedy swobodnie wyciągnąć nogi na całej kanapie – prawie jak salonie przy kominku. Klawiatura iPada pozwala wygodnie pisać w takiej pozycji. Nad głową wisi lampka – taka turystyczna, niewielka, którą kupuje się do namiotu na wakacje – idealnie się tu sprawdza. Wisi na specjalnie przymocowanej pod sufitem, zbudowanej z dwóch kijków, półce, zaraz obok mikrofonu, którego używam, gdy nagrywam w samochodzie podcast. Całość tworzy śmieszną konstrukcję, której nie spotkasz w żadnym innym samochodzie. Pomiędzy lampką i mikrofonem, przymocowany jest jeszcze głośnik – mały, czarny, bezprzewodowy. Dzięki niemu dokładnie w tej chwili mogę słuchać spokojnej, relaksującej muzyki, która swoim rytmem narzuca klimat tej wiadomości. Nie przeszkadza mi już nawet, że od czasu do czasu zagląda tu jakiś ciekawy przechodzień 🙂.

    Tytuł dzisiejszego listu jest fragmentem piosenki, której często tu słucham. Zapętlam ją czasem – pomogła mi w niejednej wiadomości do Ciebie. To właśnie ona zainspirowała mnie do tego, aby opowiedzieć Ci dzisiaj o moim małym, samochodowym świecie. Choć muszę Ci się przyznać, że nie łatwo mi jest odsłaniać rzeczy, które wiem, że mogą wydać się dziwne. Zresztą odsłanianie dziwactw – a każdy swoje ma – nigdy nie jest proste. Jednak to na tyle cenne ćwiczenie, że staram się powtarzać je co jakiś czas. Poza tym, po to chyba jest ten blog? I Ty po to też tu jesteś, prawda? Aby o tych dziwactwach czytać, i może wynieść z nich coś cennego dla siebie?

    Od kiedy pozamykali wszystkie kawiarnie, ten – przekształcony na mini-studio, mini-salon – samochód, to moje miejsce, gdzie piszę listy, gdzie powstają wpisy na bloga, gdzie czasem pracuję. Są dni, gdy spędzam tu po kilka godzin. Dzisiaj jest tu za mną termos z herbatą, ale bywają i kanapki, czasem cały obiad. Mam tu stoliczek – idealny do pracy, ale przydatny też, gdy chcę wygodnie zjeść. Miejsca jest całkiem sporo, a i ja przyzwyczaiłem się do takich warunków. Dzięki temu mogę pracować: w lesie, na parkingu, właściwie w dowolnym miejscu. Ten samochód pozwala mi na bycie niezależnym, pozwala planować wspaniałe rzeczy, zachęca do przekraczania granic. Mam sporo związanych z nim planów. Pisałem już o tym – pamiętasz Szwecję? Choć nie jest to dobry czas na podróżowanie, to idealny na przygotowania. I próby. A gdy przyjdzie czas… zobaczymy 🙂.

    Moje dzisiejsze pytanie do Ciebie: Masz wokół siebie rzeczy, miejsca, które inspirują Cię i motywują do działania? Opowiesz mi o nich? Dla mnie jedną z takich rzeczy jest samochód. Dzięki niemu mogę snuć plany, przekraczać kolejne granice – również, a może i przede wszystkim, te w głowie. Dla Ciebie to może być coś zupełnie innego, drobnego, niepozornego. To może być miejsce, rzecz, a nawet osoba. Co to jest?

    ps. „Czasem śmieję się sam z siebie” – Tak zaczynam wpisy i listy, w których nie jestem zbyt pewny siebie. To takie zdanie, które wypowiadam, aby to, co za chwilę napiszę w newsletterze, na blogu czy w social mediach, nie brzmiało tak absurdalnie jakie wydaje mi się, że w rzeczywistości jest. Abym w razie czego, jak nie spodoba Ci się to, co piszę, sam mógł to trochę obśmiać i powiedzieć, że to faktycznie jest dziwne i śmieszne, a w ogóle to nic takiego. Pewność siebie to trudny temat. Cieszę się, że tym razem to zauważyłem i mogłem wykasować to zdanie z początku wiadomości.

    ps. 2 Nagraliśmy z Piotrem niedawno odcinek 🐽 PiG Podcastu na temat wychodzenia ze strefy komfortu – o czym dzisiaj całkiem sporo pisałem. Zachęcam Cię do przesłuchania, myślę, że znajdziesz tam kilka wartościowych rzeczy 🙂.