Przez długi czas, nie mogłem znaleźć dla siebie miejsca w mediach społecznościowych. Jakkolwiek głupio to brzmi, to właśnie tak było. Konsumpcja treści była dla mnie zwykłym marnowaniem czasu, a z tworzeniem i dzieleniem się… no… powiedzmy, że nie miałem na to żadnego pomysłu, więc i nie czerpałem z tego też żadnej przyjemności.
W ostatnich tygodniach zaczęło się to zmieniać. Chyba w końcu, pierwszy raz, mogę powiedzieć, że sobie to wszystko jakoś poukładałem i – co ważniejsze – to poukładanie powoli zaczyna działać.
Używam Twittera i Instagrama – jednak staram się powrócić też do Facebooka. Każdy z tych serwisów ma spełniać dla mnie zupełnie inną rolę.
Twittera traktuję trochę jak mój dziennik, notes, może i jakiegoś rodzaju brudnopis. Pomaga mi w prowadzeniu i spisywaniu postępów w drodze do fajnego życia. Publikuję tam przemyślenia i opowiadam o postępach.
Jednak Twitter jest dla mnie również cennym źródłem informacji. Obserwuję całkiem sporo osób, a te codziennie opowiadają o rzeczach, które mnie interesują. Dzięki temu, spędzając niewiele czasu na przeglądaniu Twittera, mogę zaczerpnąć sporo informacji, a i mogę w łatwy sposób znaleźć inspirację, na przykład, by napisać nowy wpis na blogu.
Instagram to zupełnie inna bajka. Jeżeli mogę powiedzieć, że Twitterem karmię mój mózg, to dla Instagramem zasilam serce. Tu najczęściej używanym przeze mnie tagiem jest #bird, którym oznaczam zdjęcia i wideo z papierowymi ptaszkami, które zostawiam w miejscach, które odwiedzam. Tworzę w ten sposób każdego dnia jakąś nową przygodę. I mam z tym całkiem sporo zabawy – rozwijam moją kreatywność, wymyślając przeróżne sytuacje, w których mogę sfotografować kolejnego #bird’a, a i uczę się samej fotografii mobilnej – którą tak lubię – robiąc każdego dnia kilka, czasem i kilkanaście zdjęć na Instagrama.
Jednak podobnie jak Twitter to nie tylko moje publikacje dotyczące drogi do fajnego życia, tak i Instagram to dla mnie coś więcej, niż tylko #bird’y. Gdy moje serce siada, gdy potrzebuję kopa z energią, wtedy czasem sięgam po telefon i zerkam na kolorowe filmy, tworzone przez obserwowanych przeze mnie ludzi na Instagramie. To właśnie z niego czerpię inspirację i motywację do działania, do tego, by, zamiast siedzieć – wstać, by się ruszać, znajduję tam energię do wysiłku, ćwiczeń, pisania, czytania, a czasem śmiechu, czy łez. Instagram potrafi być wyniszczający, ale gdy używamy go świadomie, gdy potrafimy zrobić sobie z niego użyteczne narzędzie – wtedy będzie on działał na naszą korzyść.
Facebook ma być lustrem, ale i jakiegoś rodzaju uzupełnieniem mojego bloga – i zapełnić w ten sposób lukę, której nie wypełniłem pozostałymi dwoma serwisami. Takim trójtorowym działaniem staram się dotrzeć z moim przekazem do jak największej liczby osób, by jeszcze mocniej promować ideę poszukiwania swojej drogi do fajnego życia przez prowadzenie swojego własnego dziennika.
Cieszę się, że potrafiłem znaleźć sobie sposób na używanie mediów społecznościowych właśnie w taki sposób. Czerpię sporo korzyści, będąc zarówno konsumentem, jak i twórcą. A i zabawy mam z tym coraz więcej.
Co myślisz, to tworzysz. Co tworzysz, tym się stajesz. Czym się stajesz, to wyrażasz. Co wyrażasz, tego doświadczasz. Czego doświadczasz, tym jesteś. Czym jesteś, to myślisz. Koło się zamyka.
To cytat z książki Neale Donald Walsch, Rozmowy z Bogiem. Księga trzecia, i to właśnie nim rozpoczynamy 59. odcinek PiG Podcastu. Rozmawiamy z Piotrkiem o blogowaniu i tworzeniu w sieci. Zdradzamy naszych idolów i tych, których podglądaliśmy, gdy zaczynaliśmy nasze przygody z tworzeniem w internecie. Opowiadamy, jak powstają treści, które później publikujemy, skąd czerpiemy pomysły, jak sprawdzamy i poprawiamy teksty, a potem jak je promujemy i dlaczego w ogóle chce nam się tworzyć i dzielić wiedzą.
Druga kategoria antystresowych rozwiązań to zestaw aplikacji, które pomagają w skupieniu się podczas pracy (i nie tylko). Zanim jednak przejdę do samych rozwiązań, opowiem Ci krótko o różnych etapach / rodzajach mojej pracy – dzięki temu lepiej zrozumiesz kryteria doboru:
1. Tworzenie / pisanie.
Dotyczy na przykład procesu powstawania tekstu który czytasz. Pisanie tekstów to rzecz, której nadal się uczę i jest to dla mnie ciągle jedno z tych trudnych zadań (choć daje ogromną satysfakcję). Wymaga sporego skupienia oraz maksymalnej koncentracji. Przynosi ogromną frajdę, ale wymaga wysiłku – więc i specjalnych warunków.
2. Projektowanie.
Dotyczy stron www albo stron czasopism. To moje codzienne zajęcie i główna praca. Zadania z tej grupy przychodzą mi dość łatwo i sprawiają ogromną przyjemność. Zajęcie to wymaga warunków sprzyjających kreatywności – ale takich, które nie będą mnie nie zbytnio rozpraszać.
3. Realizacja.
To cały zestaw codziennych, mniejszych i większych zadań, które ciężko zaliczyć do grupy „twórczych” ale z pewnością zaliczam do „koniecznych”. Każdą zaprojektowaną stronę www trzeba wykonać, wymyśloną stronę czasopisma – złożyć, skończyć i sprawdzić, a napisany tekst – opracować. Wiele z tych zadań jest dość monotonnych, często nudnych – i wymagają one otoczenia które w pewien sposób pomoże mi przez nie przejść.
4. Organizacja.
To cały szereg zadań administracyjnych związanych z utrzymaniem porządku, pilnowaniem planu dnia, planowaniem tygodnia, czy całego roku.
Jaki to ma związek z głównym tematem tego wpisu i dlaczego właściwie opowiadam Ci o mojej pracy? Już wyjaśniam.
Zaryzykuję stwierdzenie, że większość osób podczas pracy słucha muzyki. Dla jednych są to serwisy streamingowe, dla innych radio czy mp3. Mało kto zastanawia się, jak to czego słucha, wpływa na wykonywaną pracę, poziom skupienia i stresu. Postanowiłem to przeanalizować i do odpowiednich zadań, dobrać odpowiednie dźwięki. Wybrałem cztery aplikacje i każdej z nich używam do innej grupy zadań. Analiza moich codziennych obowiązków, skategoryzowanie ich i dobranie odpowiednich pomocników w postaci aplikacji o których za chwilę przeczytasz, pozwoliło mi na łatwiejsze poradzenie sobie z zadaniami jakie mam do wykonania każdego dnia. To z kolei miało ogromny wpływ na zmniejszenie poziomu stresu przy ich wykonywaniu. Gdy piszę teksty używam zupełnie innych narzędzi, niż gdy przygotowuję czasopismo do wysłania do druku. Pierwsze zadanie wymaga maksymalnego skupienia, drugie – mniej twórcze, choć bardzo ważne w mojej pracy zadanie, jest czynnością często dość monotonną i potrzebuję przy nim innego rodzaju pomocnika, aby pozostać skupionym.
Czas przejść do samych aplikacji.
Brain.fm – tworzenie / pisanie
Na pierwszym miejscu muszę opisać aplikację Brain.fm. Jest ona dla mnie wielkim odkryciem 2017 roku i niesamowitym pomocnikiem przy trudnych i wymagających wyjątkowego skupienia pracach. Najogólniej rzecz biorąc, Brain.fm ma za zadnie stymulować pracę naszego mózgu za pomocą odpowiednich dźwięków (zastanawiałeś się skąd nazwa?).
Brain.fm ma 5 trybów pracy:
Focus – skupienie
Meditate – medytacja
Sleep – spanie
Nap – drzemka
Relax – relaks
I każdy z nich zawiera inny rodzaj dźwięków, ubranych w różne sesje, które mają za zadanie ułatwić nam wykonywanie danego zajęcia. Ja wykorzystuję tylko pierwszy dostępnych trybów – Focus, i muszę przyznać, że efekty jego działania przeszły moje najśmielsze oczekiwania.
Każda sesja trybu Focus składa się z 2-godzinnej porcji dźwięków stymulujących. I to właściwie tyle, co chcę napisać o Brain.fm. Jeżeli aplikacja (i sposób jej działania) Cię zaciekawi, możesz zerknąć na na jej stronę: www.brain.fm – gdzie znajdziesz porady dotyczące doboru odpowiednich słuchawek, przygotowania otoczenia i innych wskazówek.
Brain.fm w wersji bezpłatnej pozwala na 5 sesji i streaming dźwięków (bez pobierania na urządzenie), co czasem powoduje problemy z odtwarzaniem. Warto jednak wypróbować i przekonać się, czy tego rodzaju rozwiązania pomagają Ci w wykonywaniu Twojej pracy. Dostępny dla: iPnone’a oraz Androida.
Noizio – projektowanie
Kolejna aplikacja służy do generowania tak zwanych dźwięków tła i jest moim kompanem przy projektowaniu, gdzie również potrzebuję skupienia, ale zupełnie innego, niż przy pisaniu. Projektowaniem zajmuję się na co dzień od wielu lat i zadanie to przychodzi mi z ogromnie większą łatwością niż pisanie. Nie potrzebuję więc do tego narzędzia, takiego jak Brain.fm, które to wyzwala we mnie maksymalny poziom koncentracji – co na dłuższą metę może być bardzo męczące dla mózgu. Dlatego przy projektowaniu używam Noizio.
Noizio jest małą aplikacją, która generuje różne dźwięki otoczenia – do wyboru mamy kombinację dźwięków z pośród:
october rain (wrześniowy deszcz)
coffee house (kawiarnia)
thunderstorm (burza z piorunami)
campfire (ognisko)
winter wind (zimowy wiatr)
sea waves (fale morskie)
river stream (strumień rzeki)
summer night (letnia noc)
sunny day (słoneczny dzień)
deep space (głęboka przestrzeń)
sailing yacht (żeglujący jacht)
inside train (jadący pociąg)
on the farm (na farmie)
wind chimes (dzwonki na wietrze)
blue whales (wieloryby)
oraz dźwięki dodatkowe, płatne – każdy w cenie 4,99 zł. Wśród nich są takie perełki jak odgłos starej maszyny do pisania, odgłosy placu zabaw dla dzieci, ulicy, mruczenia kota, odgłosów bicia serca czy duchów (??!!). Niektóre z nich są baaardzo ciekawe. Dźwięki dodatkowe możemy sprawdzić przed zakupem – polecam więc zajrzeć do tej sekcji w aplikacji 🙂
Tryby możemy ze sobą łączyć, tworząc czasem dość ciekawe połączenia, np. odgłosy farmy i deszcz, albo słonecznego dnia i żeglującego jachtu. Pamiętaj jednak, że niektóre połączenia mogą wywoływać lekki niepokój – na przykład ognisko i burza z piorunami. Mój ulubiony zestaw do pracy twórczej to odgłosy pociągu, padającego deszczu i burzy. To połączenie działa na mnie najlepiej i najczęściej je wybieram.
Bardzo istotny jest fakt, że możemy dostosować głośność poszczególnych dźwięków, przyciszając na przykład odgłosy farmy a zwiększając jednocześnie dźwięk padającego deszczu. Wybrane połączenia możemy zapisać w aplikacji, nadając im swoje nazwy, co ułatwia w późniejszym czasie powrót do sprawdzonych już raz połączeń. Aplikacja ma też funkcję odliczania czasu, dzięki czemu możemy ustawić czas emisji dźwięków.
Noizio jest aplikacją bezpłatną dostępną dla iPhone’a.
Jeżeli używasz telefonu z Androidem, polecam bardzo podobną, jednak już płatną aplikację, Noisli – dostępna na obydwie platformy.
Apple Music – realizacja
Usług streamingowych jest sporo. Apple ma swoją, Google, Amazon, mamy też Spotify, Tidal. Testowałem większość z nich i mój wybór padł właśnie na Apple Music. Z Tidala korzystałem przez wiele miesięcy (z racji promocji w Play – Tidal bezpłatnie przez rok), jednak nigdy nie udało mi się polubić jego interfejsu. Tidal nie podrzucał mi też sam nowych utworów, dzięki którym mógłbym powiększać swoją bibliotekę. Korzystałem również ze Spotify – zaróno w wersji bezpłatnej, jak i Premium. I, pomimo porządnych algorytmów dzięki którym trafiałem na coraz to nowsze piosenki, nie polubiłem się z samą aplikacją. Byłem za to bardzo zadowolony z Google Play Music, szczególnie gdy przez jakiś czas używałem smartfona z Androidem, choć i na iPhonie aplikacja od Google działa bardzo dobrze. Dobór nowej muzyki przez algorytmy Google również był bardzo trafiony w moim przypadku. Właściwie przez prawie cały czas korzystania z usługi Google Play Music, miałem ustawioną jedną playlistę, która non stop sama uzupełniała się o nowe, podobne utwory. To rozwiązanie sprawdzało się dość dobrze. Moje używanie aplikacji sprowadzało się głównie do czterech czynności: odtwarzaj, zatrzymaj, następna i poprzednia. I chyba głównie o to chodzi? Jedyny minus polegał na tym, że takie używanie Google Play Music sprawiał, że nie miałem motywacji do budowania swojej biblioteki utworów. Polegałem na listach od Google. Nie do końca pasowało to do mojego świata (który każdego dnia staram się uporządkować coraz bardziej).
Postanowiłem więc wypróbować Apple Music. Szybko okazało się, że nie ma ona tak rozbudowanych algorytmów polecających nowe utwory (jak Spotify), nie ma tak dynamicznie zmieniających się playlist (jak Google Music Play), nie mogę używać jej bezpłatnie (tak jak Tidala) ale i tak sprawiła, że zostałem z nią na stałe kasując (dosłownie) konkurencję.
Apple wie jak osiągać wysoki poziom zadowolenia swoich klientów. I to pomimo faktu, że sprzęty czy aplikacje z od znaku jabłka, nie są wypakowane po brzegi nowościami i najbardziej zaawansowanymi funkcjami. Apple po prostu robi skuteczne rzeczy – takie, które działają. I tak też jest w przypadku Apple Music. Ciężko jest mi wymienić bezsprzeczne zalety Apple Music w stosunku do konkurencji, ale nie myślałem też ani razu o powrocie. I mojej opinii nie zepsuł nawet fakt, że w pewnym momencie Apple zaczęło podsuwać mi do słuchania niemieckie piosenki (których niestety całkowicie nie trawię) i przez wiele tygodni nie mogłem pozbyć się ich z rekomendacji (każdą z nich zaznaczając jako „nie lubię”).
Usługa szybko i bardzo płynnie wpisała się w mój cotygodniowy workflow. Przyzwyczaiłem się, że we wtorek Apple zaproponuje mi mix z moich ulubionych utworów, w piątek podsunie playlistę z nowymi utworami a na niedzielę przygotuje Chill Mix, czyli składankę utworów na odprężenie po całym tygodniu. Taki pakiet pozwala mi stale rozszerzać moją bibliotekę i być bardzo zadowolonym użytkownikiem aplikacji oraz całej usługi.
Jeżeli tak jak ja używasz iPhone’a, z pewnością docenisz też poziom integracji Apple Music z systemem iOS czy z asystentem głosowym od Aplle – Siri.
Na koniec jeszcze jedna, warta uwagi pozycja, która towarzyszami mi przy wszystkich pracach organizacyjnych – jak planowanie dnia, czy podsumowania tygodnia albo roku. Coffitivity, bo o niej mowa, to mała i zabawna aplikacja, która oferuje tylko jedną funkcjonalność: generuje „dźwięki kawiarni”. Dostajemy do dyspozycji 3 tryby: Morning Murmur, Lunchtime Lounge i University Undertones. Bardzo ciekawy jest fakt, że tryby te tak mocno różnią się od siebie.
Aplikacja pozwala na połączenie z wybranymi usługami muzycznymi. Możemy wybrać muzykę jako nasz główny dźwięk pozwalając aby odgłosy kawiarni szumiały w tle, lub odwrotnie – przyciszyć muzykę kosztem dźwięków rozmów. To wszystko. Warto wypróbować Coffitivity – sprawdza się zadziwiająco dobrze. Aplikacja jest bezpłatna i możesz ją pobrać na iPhone’a, smrtphona z Androidem. Na stronie https://coffitivity.com/premium dostępna jest również wersja Premium (9$ / rok), dzięki której mamy do dyspozycji dodatkowe dźwięki. Ja nie zdecydowałem się na dodatkowy zakup, ale jeżeli miałeś możliwość sprawdzenia wersji Premium, koniecznie napisz mi w komentarzach swoje wrażenia 🙂
I to wszystko na dziś. Cztery aplikacje, które każdego dnia pomagają mi radzić sobie z zadaniami w pracy. Jestem ciekawy czy i Ty dzielisz swoją pracę na podobne etapy? Napisz mi o tym w komentarzu! Używasz podobnych narzędzi co ja? Czy zupełnie innych? Może wiesz jak jeszcze mogę usprawnić moją pracę? Czekam na Twój komentarz 🙂