Dziś temat, który wpadł mi do głowy dość przypadkowo, a doprowadził mnie do bardzo ciekawych wniosków. Jednak pozwól, że zacznę od początku i od motywów, jakie mną pokierowały do napisania dzisiejszego listu.
Słuchałem ostatnio podcastu ATP (Accidental Tech Podcast), odcinka 599, w którym jednym z prowadzących jest Marco Arment, twórca aplikacji Overcast do słuchania podcastów. Choć sam jej nie używam, to cenię Marco za jego kreatywność i precyzję jako dewelopera. Overcast od lat cieszy się dużą popularnością wśród osób słuchających podcasty, zwłaszcza w środowisku związanym z technologią i produktami firmy Apple (Overcast jest dostępny jedynie na urządzeniach z logiem jabłuszka). Marco od dłuższego czasu pracował nad całkowitą zmianą swojej aplikacji, napisał ją od nowa, zmieniając jednocześnie wygląd aplikacji. I tu pojawia się problem, ponieważ… ludzie – w całkiem sporej większości – nie lubią zmian, nie lubią nowego, szczególnie w obszarach życia, w których nie są nastawieni na rozwój. A tych ostatnich często nie mamy zbyt wiele. Drugi przypadek, w którym nie lubimy zmian, to taki, gdy zmiana nie idzie w parze z kierunkiem rozwoju, na jaki jesteśmy nastawieni – tu poza samą niechęcią do zmiany może też pojawić się początkowo silniejszy opór, jednak z uwagi na to, że już i tak jesteśmy otwarci na zmiany w tym obszarze, z czasem łatwiej dajemy się przekonać do pomysłu osoby, która zmianę wprowadza.
Przykład przebudowy Overcast dobrze to ilustruje. Po wprowadzeniu nowej wersji Overcast otrzymał sporo negatywnych opinii i ocen w sklepie z aplikacjami – tylko dlatego, że w ulubionej aplikacji wielu osób nastąpiły jakiekolwiek zmiany. Oczywiście większość użytkowników oceniła zmianę pozytywnie, ale najbardziej interesujące są właśnie te oceny negatywne. Aplikacje w sklepie Apple można oceniać przyznając im gwiazdki – od jednej (totalne dno), do pięciu (kocham to!) oraz dodawać opinie tekstowe, a więc zwyczajnie napisać, co Ci się w aplikacji podoba, a co nie. Swoje oceny można później zmieniać, to znaczy, można najpierw ocenić aplikację na 5 gwiazdek, a potem zmienić tę ocenę na 3 gwiazdki itd. Marco poskarżył się w podcaście, że ludzie, zamiast zabierać mu (aplikacji) na przykład jedną gwiazdkę i dodać w opinii informację tekstową skąd taka zmiana i co nie podoba się w nowej wersji, zmieniali oceny z 5 gwiazdek na 1 albo 2 i pisali, że zmiana wyglądu to po prostu „tragedia” i koniec.
Historia, którą opowiedział Marco, sprawiła, że usiadłem do mojego dziennika i zacząłem szukać. Zastanawiałem, się jak ja podchodzę do tego typu nowości. Wydawało mi się do tej pory, że jestem dość tolerancyjny i otwarty na zmiany, że wręcz je lubię, czekam na nie i ich oczekuję, a często i pożądam…
Fajnym przykładem jest tu awaria samochodu, która przytrafiła mi się w pierwszej połowie tego roku. Ponieważ i tak planowałem od dawna, że będzie to dla mnie rok zmiany samochodu, więc uznałem, że nie będę się już bawić w naprawę tego starego (gdy się zepsuł). Nawet pomimo faktu, że awaria być może nie była duża (nie wiem, ponieważ nie chciałem nawet sprawdzać) a do tego nastąpiła dość niespodziewanie. Pozbyłem się starego samochodu najszybciej jak mogłem, a z zakupem nowego totalnie się nie spieszyłem, delektując się nowym, głównie pieszym, stylem życia. Cała ta historia mogła się wydarzyć, ponieważ byłem mocno nastawiony na rozwój w obszarze codziennej aktywności fizycznej. Niespodziewana awaria samochodu stała się okazją do eksplorowania tej dziedziny na zupełnie innym poziomie, takim, którego się totalnie nie spodziewałem. Starałem się nawet pogłębiać tę zmianę, coraz bardziej ustawiając moje życie na bycie poza domem, mikro podróże po mieście i sprawdzanie jak jeszcze fajniej można to wszystko zorganizować. Sprawdzałem nowe plecaki, torby, różne alternatywne środki codziennego transportu, pisałem o tym na blogu, rozmawiałem w mediach społecznościowych, ze znajomymi… zbudowałem cały, duży rozdział w moim życiu wokół tej jednej, narzuconej mi przez los zmiany.
Inny przykład, który odnalazłem w moim dzienniku, to zamknięcie Wrotkarni w Warszawie – miejsca, w którym do końca 2022 roku spędzałem bardzo dużo czasu. Wręcz mogę powiedzieć, że była to większość z moich wolnych chwil. Mocno związałem się z tym miejscem, w pewnym momencie stało się ono dla mnie sposobem na stres, miejscem, gdzie mogę odpocząć, rozwijać się (fizycznie), osiągać nowe rzeczy, uczyć się i pokazywać to, czego się nauczyłem. Chyba nie jestem nawet w stanie teraz opisać, jak ważne było to dla mnie miejsce. Aż tu przyszedł nagle komunikat, że w ciągu dwóch tygodni zostanie ono bezpowrotnie zamknięte. Z jednej strony SZOK, strach, łzy. Byłem tak mocno związany z tym miejscem, że jego zamknięcie było dla mnie o wiele większą i trudniejszą zmianą, niż ta związana z rezygnacją z samochodu wiele miesięcy później. Wiedziałem, że tracę miejsce, w którym spędzałem ogromną część prawie każdego dnia, ludzi, których znałem i tak często tam spotykałem, możliwość rozwijania się w jednym z moich obszarów. A jednak jeszcze tego samego dnia, w którym dowiedziałem się, że Wrotkarnia zostanie zamknięta, wieczorem, napisałem w dzienniku:
Cieszę się, że zamykają Wrotkarnię.
Jeżeli mam być całkiem szczery, to sam byłem wtedy w lekkim szoku – że tak właśnie myślę, że właśnie TO piszę w moim dzienniku. Pisałem te słowa z łzami w oczach, ale wiedziałem, że taka zmiana wyjdzie mi bardzo na dobre.
Znalazłem jeszcze jeden, chyba nawet ciekawszy wpis, który powstał raptem kilka dni po tym, jak Wrotkarnia została już zamknięta:
Chciałbym, aby zamknięcie Wrotkarni było dla mnie jakimś nowym otwarciem się na rzeczy, o których śnię. Tak długo czekałem, aby móc robić to, co kocham i chcę to w końcu robić. Rolki były jedną z wizji mojej przyszłości, fajnych wizji, ale czeka na mnie coś innego – wiem to i chcę tego.
Dzisiaj tak dobrze się czuję, z plecakiem, ale bez rolek, bez tego bagażu. Rolki zostały tam, gdzie powinny – w samochodzie. I choć nie chcę, aby tak było codziennie, to cieszę się, że dzisiaj mogę cieszyć się taką wolnością.
Ta historia jest o wiele dłuższa i z pewnością doczeka się osobnego rozdziału na moim blogu, jednak dziś będzie tylko przykładem mojego podejścia do zmian. Zresztą, obydwie historie, są dobrymi przykładami narzuconych mi zmian, które przyjąłem od losu z wielkim zaufaniem i radością. Mam kilka innych, mniejszych przypadków takich nowości. Na przykład, w podobny sposób reaguję na każdą zmianę w aplikacjach z mojego systemu produktywności – testuję od jakiegoś czasu nową, jeszcze niedostępną publicznie funkcję w aplikacji Craft, która od jakiegoś czasu jest moim centrum produktywności. Pomimo faktu, że zmiana ta (o której opowiem, gdy tylko będę mógł) jest ogromna i całkowicie zmienia mój sposób zarządzania treściami w aplikacji, to już jestem w niej zakochany. Tak samo reaguję na każdą zmianę choreografii na zajęciach z tańca, czy tych na siłowni – ze smutkiem żegnam stare, ale z o wiele większą ekscytacją witam to, co nowe. Ostatnio dowiedziałem się też, że serwis, którego używam do hostowania moich podcastów, kończy swoją działalność, jednak zamiast być zły na taką sytuację, uznałem, że to dobra okazja do jeszcze szybszego rozwoju i przyjąłem ją z wdzięcznością (pisałem o tym w lipcowym 🗞️ Co słychać?), szybko organizując sobie zastępstwo. Długo mógłbym mnożyć podobne przykłady. Wspólnym ich mianownikiem jest właśnie słowo rozwój. Jestem otwarty na zmiany, w obszarach, w których jestem nastawiony na rozwój i zgodnie z kierunkiem mojego rozwoju.
Jednak, dzięki mojemu dziennikowi, odkryłem też, że nie zawsze tak jest. W niektórych tematach reaguję na zmiany całkiem inaczej – właśnie, gdy zmiana nie idzie w parze z kierunkiem rozwoju, na jaki jestem nastawiony. I tu, jako wspaniały przykład, drobiazg: zmiana papierowych toreb (z białych na kartonowo-brązowe) i pudełek (na cieńszy plastik), w których dostaję codziennie jedzenie od firmy cateringowej… no powiedzmy, że bardziej mnie zdenerwowała, niż utrata samochodu. Co może wydawać się dość dziwne. Jednak po głębszej analizie tego problemu, zorientowałem się, że zwyczajnie ekologia (która, razem z optymalizacją kosztów firmy cateringowej, jest głównym powodem wprowadzenia obydwu zmian) nie jest obszarem mojego życia, w którym aktualnie jestem nastawiony na rozwój. Podobnie było ze zmianą nakrętek do butelek, które zaczęły być przytwierdzone do samych butelek… początkowo te dwie, niby drobne, ale w jakiś dziwny sposób dla mnie znaczące zmiany, wprawiły mnie w dużo gorszy i dłużej trwający zły nastrój, niż wszystkie wcześniej opisane dziś zmiany. Obydwie dostały ode mnie po jednej gwiazdce. I choć w końcu i te dwie nowości przyjąłem ze zrozumieniem i znalazłem w nich pole do własnego rozwoju, to jednak takie drobiazgi urosły w dwóch krótkich chwilach do rangi problemów. Dziś patrzę na to, jak na dwie fajne okazje do rozwoju – w obszarach, których do tej pory nawet nie starałem się rozwijać.
Jakże jednak mógłbym dostrzec te wszystkie zależności, gdybym nie prowadził dziennika? Skąd miałbym pamiętać, że wkurzały mnie nakrętki do butelek, czy plastikowe opakowania na jedzenie, gdybym kiedyś sobie tego nie zapisał? Kto opowiedziałby mi, jaką walkę w sobą stoczyłem, gdy zamykali Wrotkarnię? Dziennik to potężne, być może nawet najpotężniejsze narzędzie, do zrozumienia siebie, do rozwoju, do zmian i poprawy. Dzięki niemu wiem już, że jeżeli jakaś zmiana wywołuje mój gniew, strach, niepokój, złość, zamiast w ataku szału dawać mu jedną gwiazdkę, lepiej jest usiąść, napisać o tym i znaleźć obszar, który taka zamiana może pomóc mi rozwinąć.