Tag: zakupy

  • Pożegnanie z butami

    Tak się złożyło, że na sam koniec tego roku, musiałem się pożegnać z kilkoma dość istotnymi elementami mojego dotychczasowego życia. Jednak dopiero dzisiaj, żegnając się z najbardziej banalną z tych wszystkich rzeczy – z butami (nie śmiej się!), zrozumiałem, że pożegnania są istotną częścią fajnego życia i tak bardzo ich potrzebuję.

    Nikt nie lubi się żegnać, szczególnie z tym, co lubi. Wręcz mogę pewnie powiedzieć, że pożegnania są jedną z najtrudniejszych rzeczy w życiu. Dlatego siedzimy i oglądamy po nocach kolejne odcinki tego samego serialu, nie mogąc oderwać się od naszego nowego, ulubionego bohatera. Latami nie zmieniamy pracy, jednocześnie marząc o innej, chodzimy do tych samych kawiarni, nudząc się przy kolejnej filiżance tej samej kawy, spotykamy się z tymi samymi ludźmi, choć nie zawsze możemy na nich patrzeć, w kolejne weekendy powtarzamy te same aktywności, mieszkamy w tym samym miejscu… pewnie mógłbym długo tak rozmyślać.

    Łatwo przywiązujemy się do tego, co wokół nas. To dobrze, to pozwala nam budować stabilne otoczenie, z którego wszyscy możemy się cieszyć. Jednak ta sama więź sprawia, że nie potrafimy iść do przodu. Na szczęście z pomocą przychodzi nam los, który lubi zmuszać nas do zmian, a co za tym idzie – pożegnań. Tylko wtedy często zaczynają się łzy…

    Nie chcę opowiadać Ci o tym, z czym w tym roku musiałem się pożegnać, nie o to w tym chodzi. Opowiem Ci za to, w którym momencie zrozumiałem, jak bardzo takie pożegnania są mi potrzebne. A sytuacja była dość… no… co najmniej zabawna.

    Kupiłem dla siebie dzisiaj nowe buty. Nic wielkiego, prawda? Dla mnie był to jednak dość istotny moment. Kupuję buty mniej więcej co pół roku. Dużo chodzę, nawet bardzo dużo, większość z moich dni liczę w pięciocyfrowych liczbach, jeżeli chodzi o liczbę wykonanych kroków. Wygodne buty są więc dla mnie bardzo ważnym elementem codzienności. Od wielu lat wybieram buty sportowe, które praktycznie same niosą mnie w moim szybkim marszu. Nie sięgam jednak po pierwsze lepsze buty ze sklepowej półki, przeciwnie – dość długo i dokładnie wybieram każdą kolejną parę, mam swoje ulubione marki, jednak wygoda jest najważniejszym parametrem, na który zwracam uwagę. Poszukiwania nowej pary trwają czasem i kilka tygodni. Po prostu nie chcę i nie mogę sobie pozwolić na niewygodne buty.

    Pomimo dość rozbudowanego procesu zakupowego, niezbyt często trafiam na buty idealne. W skali od 1 do 10 zazwyczaj kupuję siódemki, może ósemki. A i tak nie jest łatwo mi takie znaleźć. Dziewiątki trafiają się już raczej rzadko. Właściwie, chyba tylko raz udało mi się kupić buty, które mógłbym oznaczyć dziesiątką. Były to moje ostatnie buty, które kupiłem właśnie pół roku temu – były to buty, w których chodziłem każdego dnia, aż do dzisiaj, kiedy to w końcu zdecydowałem się na wymianę tych już lekko podniszczonych i wychudzonych Nike’ów. Nowe (dzisiejsze) buty oceniam mniej więcej na 7, może słabe 8. Dość spory spadek, biorąc pod uwagę, że przez ostatnie miesiące chodziłem w dziesiątce – czyli w naprawdę wygodnych butach. I choć długo przeszukiwałem internet w poszukiwaniu dokładnie takiej samej pary, jak te moje znoszone już Nike’i, to nie udało mi się już trafić na mój rozmiar. Model był widocznie zbyt stary. Trudno. Wybrałem więc w sklepie buty, które – choć dalekie od mojego ideału – są i tak najlepsze, na jakie trafiłem od dłuższego czasu.

    Kupiłem więc. I co dalej?

    W pierwszej chwili pomyślałem, że wyjdę ze sklepu, usiądę na pierwszej lepszej ławce, włożę nowe buty, a stare – razem z pudełkiem nowych – wyrzucę do najbliższego kosza.

    Ale zaraz… przecież to moje ulubione buty. Gdybym był nieco bardziej szalony, użyłbym nawet słowa „ukochane”. Mam je tak po prostu wyrzucić? Ot tak się pozbyć? A gdy będę jeszcze chciał raz, czy dwa, w nich się gdzieś przejść. Tak, są już stare i wymieniam je z ważnego, konkretnego powodu, ale to wciąż TE FAJNE buty.

    W tamtym właśnie momencie uświadomiłem sobie, że tak trudno czasem powiedzieć „żegnaj”. Do ludzi, miejsc, ale często i rzeczy. Nawet tych zabawniejszych – jak buty. Jednak tak bardzo tego potrzebujemy. Ja tego potrzebuję.

    Tak też zrobiłem. Pożegnałem się z tymi głupimi butami, wrzuciłem je do najbliższego kosze i poszedłem dalej, nie oglądając się za siebie. I cieszę się, że potrafiłem to zrobić.

    Opowiadam Ci o butach, ponieważ ich pożegnanie przytrafiło mi się dzisiaj, jednak w ostatnich tygodniach – jak już napisałem wcześniej – musiałem w podobny sposób zostawić kilka innych rzeczy, ludzi, miejsc. Tych ważnych. Były to trudne momenty i emocje z tym związane nie pozwoliły mi odpowiednio spojrzeć na tamte sytuacje. A tu przyszło pożegnanie z butami i dzięki temu mogłem przemyśleć cały proces i sposób pożegnania. Wręcz mogę powiedzieć, że te głupie buty pozwoliły mi pozostawić za sobą wcześniejsze, inne, trudne emocje. Cieszę się, że udało mi się dokonać tych kilku drobnych, ale jak ważnych obserwacji. Cenna lekcja na dalsze fajne życie. Mam nadzieję, że może i Tobie pozwoli trochę inaczej spojrzeć na trudne momenty pożegnania.

  • jak skutecznie ograniczyć wydatki żyjąc w wielkim mieście

    Życie w wielkim mieście, takim jak Warszawa czy Kraków, to często jedna wielka, droga impreza. Różnica w kosztach życia pomiędzy małymi, średnimi i dużymi miastami jest ogromna. Poczynając od najmu mieszkania, gdzie ceny za 50 m2 będą wahać się od 1600 zł – w Poznaniu, Łódzi, 2000 zł – w Krakowie, Wrocławiu i Gdańsku aż do 2800 zł w Warszawie. Do tego dochodzą koszty eksploatacyjne… i szereg innych, codziennych wydatków. Obiad, samochód, popołudniowe ciastko w kawiarni, wieczorny wypad na piwo poprzedzony oczywiście zakupami w galerii handlowej. Brzmi znajomo? Mam nadzieję, że nie 🙂 Żyjąc w dużym mieście łatwo stracić kontrolę nad wydatkami. Warto więc za wczasu zając się ograniczeniem kosztów takiego życia, aby w przyszłości nie odbiło się to czkawką.

    Jak więc obciąć koszty żyjąc w wielkim mieście?

    Szukając w internecie odpowiedzi na to pytanie, trafiam na artykuł Allie w Dumb Little Man:

    The first step is to break down your budget and track your spending. Services like Mint and Acorns provide easy ways to track your spending and save. Planning your budget can help you build up an emergency fund and save for long-term goals like home ownership.

    Spisywanie, kategoryzowanie i planowanie wydatków jest pierwszym krokiem. Jak to robić skutecznie, możesz dowiedzieć się na przykład z blogów Michała Szafrańskiego (polecam cykl Zaplanuj budżet domowy) albo Marcina Iwucia (podobny cykl – Budżet domowy krok po kroku). Ja do śledzenia i planowania wydatków używam aplikacji Money Pro (iOS) – prostą w obsłudze, bardzo ładnie wykonaną i niezwykle skuteczną aplikację dostępną na iOSMAC i smartfony z Androidem. Jeżeli jej nie znasz, a zechcesz sprawdzić, polecam bezpłatną wersję próbną. Mogę również polecić aplikację Money Wiz – której używałem wcześniej a jest tak samo skuteczna, z nawet większą ilością funkcji niż Money Pro, tylko trochę mniej przyjemnym wyglądem. Dużym plusem obydwóch aplikacji jest to, że zostały przetłumaczone na język Polski.

    Wracam jednak do głównego tematu. Allie, autorka artykułu w Dumb Little Men, podsuwa kilka fajnych wskazówek na to jak obniżyć koszty życia w wielkim mieście:

    • Znajdź odpowiednie mieszkanie – ekonomiczne, tanie w utrzymaniu, w „rozsądnej dzielnicy”. Jeżeli nie masz jeszcze swojego własnego lokum i mieszkanie wynajmujesz – warto abyś usiadł i przeanalizował, czy wybrałeś najlepszą z możliwych opcji. Może warto rozejrzeć się za czymś innym? Na przykład trochę dalej od centrum, ale w rozsądniejszej cenie?
    • Kupuj na rynku wtórnym – odwiedzaj sklepy z używanymi rzeczami, z tak zwanej drugiej ręki, lombardy, ale również serwisy aukcyjne jak Allegro – są pełne fajnych i wartościowych przedmiotów, często w bardzo atrakcyjnych cenach.
    • Korzystaj z transportu publicznego – to pozwoli Ci zaoszczędzić nie tylko pieniądze, ale i mnóstwo czasu oraz nerwów. Pamiętam gdy prawie każdego dnia marnowałem kilkadziesiąt minut na znalezienie miejsca do zaparkowania w centrum Warszawy. Okropne czasy. Dziś – staram się korzystać tylko z komunikacji miejskiej a gdy tylko mogę – z miejskich rowerów. To zdecydowanie mój ulubiony środek transportu po Warszawie 🙂
    • Ogranicz jedzenie poza domem – jedzenie „na mieście” nie należy do najtańszych opcji. Warto nauczyć się gotować i przygotowywał posiłki w domu. Dzięki temu nie tylko oszczędzisz pieniądze, ale będziesz wiedział co jesz – w restauracji czy ulicznym barku nie zawsze otrzymasz jedzenie takiej jakości, jakiej byś sobie życzył.
    • Minimalizuj wydatki, maksymalizując rozrywkę – np. zamieniając drogą telewizję cyfrową na jedną z tańszych subskrypcji wideo. Możesz też korzystać z bezpłatnej naziemnej telewizji cyfrowej, która w połączeniu z YouTubem da Ci nieograniczoną chyba dawkę rozrywki. Podobnych możliwości do zamiany znajdziesz w okół siebie wiele.

    Tyle rad od Allie. Myślę, że skoro zasady te są skuteczne w Nowym Jorku, Los Angeles czy Salt Lake City (mieście autorki), sprawdzą się i w naszych mniejszych metropoliach 🙂

    Muszę jednak dodać jeszcze dwa, swoje, ważne punkty do powyższej listy:

    • Zamień zakupy w hipermarkecie na targ, bazarek i małe osiedlowe sklepy.
      Hipermarkety stały się codziennością – szczególnie, gdy mieszkasz w dużym mieście. Galerie handlowe, ogromne sklepy, alejki okazji, półki wypełnione towarami, które kupujemy skuszeni coraz to bardziej wymyślnymi promocjami. W efekcie idąc do „sklepu” po kilogram cukru, wracamy do domu z pełnymi torbami zakupów. A i często w tych torbach nie ma tego cukru, po który do sklepu się wybraliśmy. Rewelacyjnie ilustruje to jeden z odcinków „Pamiętników Florki” – bajki, którą oglądałem kiedyś z córką. Musisz to obejrzeć! W bardzo prosty sposób ilustruje jak działają hipermarkety 🙂
    • Wydawaj tylko zaplanowane wcześniej pieniądze. Budżetuj wydatki. Ta zasada pozwoli Ci zapanować nad finansami – i przyda Ci się niezależnie od tego, czy żyjesz w dużym czy małym mieście. Analizując poniesione wcześniej koszty, możesz sporządzić listę potrzeb i zaplanować przyszłe wydatki. Dzięki temu do sklepu po zakupy pójdziesz nie tylko z konkretną listą zakupów, ale również z wyliczoną na ten cel kwotą.

    Życie w wielkim mieście nie należy do tanich. Jednak trzymając się powyższych zasad i (chyba przede wszystkim) kierując rozsądkiem – będziesz w stanie ograniczyć niepotrzebne wydatki tak, aby żyć bardziej ekonomicznie.

    Chcesz dopisać kolejną radę na ograniczenie kosztów życia w wielkim mieście? Zachęcam do komentowania 🙂