blog

  • nowości na jedną gwiazdkę ⭐️

    Dziś temat, który wpadł mi do głowy dość przypadkowo, a doprowadził mnie do bardzo ciekawych wniosków. Jednak pozwól, że zacznę od początku i od motywów, jakie mną pokierowały do napisania dzisiejszego listu.

    Słuchałem ostatnio podcastu ATP (Accidental Tech Podcast), odcinka 599, w którym jednym z prowadzących jest Marco Arment, twórca aplikacji Overcast do słuchania podcastów. Choć sam jej nie używam, to cenię Marco za jego kreatywność i precyzję jako dewelopera. Overcast od lat cieszy się dużą popularnością wśród osób słuchających podcasty, zwłaszcza w środowisku związanym z technologią i produktami firmy Apple (Overcast jest dostępny jedynie na urządzeniach z logiem jabłuszka). Marco od dłuższego czasu pracował nad całkowitą zmianą swojej aplikacji, napisał ją od nowa, zmieniając jednocześnie wygląd aplikacji. I tu pojawia się problem, ponieważ… ludzie – w całkiem sporej większości – nie lubią zmian, nie lubią nowego, szczególnie w obszarach życia, w których nie są nastawieni na rozwój. A tych ostatnich często nie mamy zbyt wiele. Drugi przypadek, w którym nie lubimy zmian, to taki, gdy zmiana nie idzie w parze z kierunkiem rozwoju, na jaki jesteśmy nastawieni – tu poza samą niechęcią do zmiany może też pojawić się początkowo silniejszy opór, jednak z uwagi na to, że już i tak jesteśmy otwarci na zmiany w tym obszarze, z czasem łatwiej dajemy się przekonać do pomysłu osoby, która zmianę wprowadza.

    Przykład przebudowy Overcast dobrze to ilustruje. Po wprowadzeniu nowej wersji Overcast otrzymał sporo negatywnych opinii i ocen w sklepie z aplikacjami – tylko dlatego, że w ulubionej aplikacji wielu osób nastąpiły jakiekolwiek zmiany. Oczywiście większość użytkowników oceniła zmianę pozytywnie, ale najbardziej interesujące są właśnie te oceny negatywne. Aplikacje w sklepie Apple można oceniać przyznając im gwiazdki – od jednej (totalne dno), do pięciu (kocham to!) oraz dodawać opinie tekstowe, a więc zwyczajnie napisać, co Ci się w aplikacji podoba, a co nie. Swoje oceny można później zmieniać, to znaczy, można najpierw ocenić aplikację na 5 gwiazdek, a potem zmienić tę ocenę na 3 gwiazdki itd. Marco poskarżył się w podcaście, że ludzie, zamiast zabierać mu (aplikacji) na przykład jedną gwiazdkę i dodać w opinii informację tekstową skąd taka zmiana i co nie podoba się w nowej wersji, zmieniali oceny z 5 gwiazdek na 1 albo 2 i pisali, że zmiana wyglądu to po prostu „tragedia” i koniec.

    Historia, którą opowiedział Marco, sprawiła, że usiadłem do mojego dziennika i zacząłem szukać. Zastanawiałem, się jak ja podchodzę do tego typu nowości. Wydawało mi się do tej pory, że jestem dość tolerancyjny i otwarty na zmiany, że wręcz je lubię, czekam na nie i ich oczekuję, a często i pożądam…

    Fajnym przykładem jest tu awaria samochodu, która przytrafiła mi się w pierwszej połowie tego roku. Ponieważ i tak planowałem od dawna, że będzie to dla mnie rok zmiany samochodu, więc uznałem, że nie będę się już bawić w naprawę tego starego (gdy się zepsuł). Nawet pomimo faktu, że awaria być może nie była duża (nie wiem, ponieważ nie chciałem nawet sprawdzać) a do tego nastąpiła dość niespodziewanie. Pozbyłem się starego samochodu najszybciej jak mogłem, a z zakupem nowego totalnie się nie spieszyłem, delektując się nowym, głównie pieszym, stylem życia. Cała ta historia mogła się wydarzyć, ponieważ byłem mocno nastawiony na rozwój w obszarze codziennej aktywności fizycznej. Niespodziewana awaria samochodu stała się okazją do eksplorowania tej dziedziny na zupełnie innym poziomie, takim, którego się totalnie nie spodziewałem. Starałem się nawet pogłębiać tę zmianę, coraz bardziej ustawiając moje życie na bycie poza domem, mikro podróże po mieście i sprawdzanie jak jeszcze fajniej można to wszystko zorganizować. Sprawdzałem nowe plecaki, torby, różne alternatywne środki codziennego transportu, pisałem o tym na blogu, rozmawiałem w mediach społecznościowych, ze znajomymi… zbudowałem cały, duży rozdział w moim życiu wokół tej jednej, narzuconej mi przez los zmiany.

    Inny przykład, który odnalazłem w moim dzienniku, to zamknięcie Wrotkarni w Warszawie – miejsca, w którym do końca 2022 roku spędzałem bardzo dużo czasu. Wręcz mogę powiedzieć, że była to większość z moich wolnych chwil. Mocno związałem się z tym miejscem, w pewnym momencie stało się ono dla mnie sposobem na stres, miejscem, gdzie mogę odpocząć, rozwijać się (fizycznie), osiągać nowe rzeczy, uczyć się i pokazywać to, czego się nauczyłem. Chyba nie jestem nawet w stanie teraz opisać, jak ważne było to dla mnie miejsce. Aż tu przyszedł nagle komunikat, że w ciągu dwóch tygodni zostanie ono bezpowrotnie zamknięte. Z jednej strony SZOK, strach, łzy. Byłem tak mocno związany z tym miejscem, że jego zamknięcie było dla mnie o wiele większą i trudniejszą zmianą, niż ta związana z rezygnacją z samochodu wiele miesięcy później. Wiedziałem, że tracę miejsce, w którym spędzałem ogromną część prawie każdego dnia, ludzi, których znałem i tak często tam spotykałem, możliwość rozwijania się w jednym z moich obszarów. A jednak jeszcze tego samego dnia, w którym dowiedziałem się, że Wrotkarnia zostanie zamknięta, wieczorem, napisałem w dzienniku:

    Cieszę się, że zamykają Wrotkarnię.

    Jeżeli mam być całkiem szczery, to sam byłem wtedy w lekkim szoku – że tak właśnie myślę, że właśnie TO piszę w moim dzienniku. Pisałem te słowa z łzami w oczach, ale wiedziałem, że taka zmiana wyjdzie mi bardzo na dobre.

    Znalazłem jeszcze jeden, chyba nawet ciekawszy wpis, który powstał raptem kilka dni po tym, jak Wrotkarnia została już zamknięta:

    Chciałbym, aby zamknięcie Wrotkarni było dla mnie jakimś nowym otwarciem się na rzeczy, o których śnię. Tak długo czekałem, aby móc robić to, co kocham i chcę to w końcu robić. Rolki były jedną z wizji mojej przyszłości, fajnych wizji, ale czeka na mnie coś innego – wiem to i chcę tego.

    Dzisiaj tak dobrze się czuję, z plecakiem, ale bez rolek, bez tego bagażu. Rolki zostały tam, gdzie powinny – w samochodzie. I choć nie chcę, aby tak było codziennie, to cieszę się, że dzisiaj mogę cieszyć się taką wolnością.

    Ta historia jest o wiele dłuższa i z pewnością doczeka się osobnego rozdziału na moim blogu, jednak dziś będzie tylko przykładem mojego podejścia do zmian. Zresztą, obydwie historie, są dobrymi przykładami narzuconych mi zmian, które przyjąłem od losu z wielkim zaufaniem i radością. Mam kilka innych, mniejszych przypadków takich nowości. Na przykład, w podobny sposób reaguję na każdą zmianę w aplikacjach z mojego systemu produktywności – testuję od jakiegoś czasu nową, jeszcze niedostępną publicznie funkcję w aplikacji Craft, która od jakiegoś czasu jest moim centrum produktywności. Pomimo faktu, że zmiana ta (o której opowiem, gdy tylko będę mógł) jest ogromna i całkowicie zmienia mój sposób zarządzania treściami w aplikacji, to już jestem w niej zakochany. Tak samo reaguję na każdą zmianę choreografii na zajęciach z tańca, czy tych na siłowni – ze smutkiem żegnam stare, ale z o wiele większą ekscytacją witam to, co nowe. Ostatnio dowiedziałem się też, że serwis, którego używam do hostowania moich podcastów, kończy swoją działalność, jednak zamiast być zły na taką sytuację, uznałem, że to dobra okazja do jeszcze szybszego rozwoju i przyjąłem ją z wdzięcznością (pisałem o tym w lipcowym 🗞️ Co słychać?), szybko organizując sobie zastępstwo. Długo mógłbym mnożyć podobne przykłady. Wspólnym ich mianownikiem jest właśnie słowo rozwój. Jestem otwarty na zmiany, w obszarach, w których jestem nastawiony na rozwój i zgodnie z kierunkiem mojego rozwoju.

    Jednak, dzięki mojemu dziennikowi, odkryłem też, że nie zawsze tak jest. W niektórych tematach reaguję na zmiany całkiem inaczej – właśnie, gdy zmiana nie idzie w parze z kierunkiem rozwoju, na jaki jestem nastawiony. I tu, jako wspaniały przykład, drobiazg: zmiana papierowych toreb (z białych na kartonowo-brązowe) i pudełek (na cieńszy plastik), w których dostaję codziennie jedzenie od firmy cateringowej… no powiedzmy, że bardziej mnie zdenerwowała, niż utrata samochodu. Co może wydawać się dość dziwne. Jednak po głębszej analizie tego problemu, zorientowałem się, że zwyczajnie ekologia (która, razem z optymalizacją kosztów firmy cateringowej, jest głównym powodem wprowadzenia obydwu zmian) nie jest obszarem mojego życia, w którym aktualnie jestem nastawiony na rozwój. Podobnie było ze zmianą nakrętek do butelek, które zaczęły być przytwierdzone do samych butelek… początkowo te dwie, niby drobne, ale w jakiś dziwny sposób dla mnie znaczące zmiany, wprawiły mnie w dużo gorszy i dłużej trwający zły nastrój, niż wszystkie wcześniej opisane dziś zmiany. Obydwie dostały ode mnie po jednej gwiazdce. I choć w końcu i te dwie nowości przyjąłem ze zrozumieniem i znalazłem w nich pole do własnego rozwoju, to jednak takie drobiazgi urosły w dwóch krótkich chwilach do rangi problemów. Dziś patrzę na to, jak na dwie fajne okazje do rozwoju – w obszarach, których do tej pory nawet nie starałem się rozwijać.

    Jakże jednak mógłbym dostrzec te wszystkie zależności, gdybym nie prowadził dziennika? Skąd miałbym pamiętać, że wkurzały mnie nakrętki do butelek, czy plastikowe opakowania na jedzenie, gdybym kiedyś sobie tego nie zapisał? Kto opowiedziałby mi, jaką walkę w sobą stoczyłem, gdy zamykali Wrotkarnię? Dziennik to potężne, być może nawet najpotężniejsze narzędzie, do zrozumienia siebie, do rozwoju, do zmian i poprawy. Dzięki niemu wiem już, że jeżeli jakaś zmiana wywołuje mój gniew, strach, niepokój, złość, zamiast w ataku szału dawać mu jedną gwiazdkę, lepiej jest usiąść, napisać o tym i znaleźć obszar, który taka zamiana może pomóc mi rozwinąć.


  • 🗞️ co słychać? – lipiec 2024

    Z radością witam Cię w newsletterze 🗞️ Co słychać? – miejscu, w którym raz na jakiś czas (w tej chwili planuję nie częściej niż raz w miesiącu) będę dzielił się z Tobą aktualizacjami, najnowszymi wydarzeniami z drogi do fajnego życia oraz inspirującymi i praktycznymi przemyśleniami związanymi z tematyką mojego bloga. Treści będą krótkie, w formie drobnych aktualizacji, zapowiedzi, przypomnień i powiadomień.

    Celem tego newslettera jest uporządkowanie mojej codzienności, krótkie update’y oraz dostarczenie Ci wartościowych treści, które nie zawsze mieszczą się w długich artykułach na blogu. W ten sposób będę mógł na bieżąco opowiadać o wszystkich ciekawych rzeczach, które robię, ale o których jeszcze nie miałem okazji napisać bardziej szczegółowo. Będę także informował o opublikowanych artykułach – które nie zawsze przychodzą do Ciebie w formie osobnego newslettera.

    Znajdziesz tu zapowiedzi i podsumowania moich nowych projektów – tych większych, jak i tych całkiem małych, refleksje na temat dążenia do fajnego życia oraz praktyczne wskazówki dotyczące prowadzenia dziennika. Czasem wrócę do tematów poruszanych na blogu, rozwijając je i pokazując, jak idą moje postępy. Mam nadzieję, że będziesz śledził, śledziła moje zmagania i czerpał, czerpała z nich inspirację do poeksperymentowania i poprawiania własnego życia.

    dwa tygodnie bez diety (z pudełka)

    Choć nie zdążyłem na blogu jeszcze napisać o mojej przygodzie z dietą pudełkową (z której korzystam od półtora roku!), to już wyciągam z niej ważne wnioski i zaczynam eksperymentować ze zmianami. Aktualnie kończy się okres mojej dwutygodniowej, zaplanowanej przerwy od „pudełek”. Pierwsza tak długa przerwa, od kiedy zacząłem jadać w ten sposób. I oczywiście mam garść nowych przemyśleń. Chyba zbliża się moment, w którym dość szczegółowo będę mógł napisać o mojej przygodzie z dietą pudełkową, oraz tym, czy dwutygodniowa przerwa od niej sprawiła, że będę ją kontynuował, czy raczej rezygnował. Może masz jakieś pytania związane z życiem na diecie pudełkowej? Z przyjemnością na nie odpowiem w artykule, ktory tworzę, także śmiało pisz!

    spanie na podłodze

    Skoro już jesteśmy przy eksperymentach, dwa tygodnie temu porzuciłem wygodne i mięciutkie łóżko i postanowiłem zacząć sypiać na podłodze, a konkretnie na cienkiej macie do jogi.

    Pierwsza noc była dziwna, ale potem…… no cóż, zostawię to na osobny artykuł. W każdym razie eksperyment trwa, a ja dalej każdego wieczoru kładę się spać na podłodze. Mały spoiler: jest dobrze.

    spotify na dłużej

    nawiązując do listu:

    Z przyjemnością donoszę, że mój inny, mały eksperyment, z przejściem do Spotify, okazał się całkiem sporym sukcesem. Choć miał on trwać pełne trzy miesiące, to po kilkunastu dniach już wiedziałem, że to strzał w dziesiątkę. Co ciekawe, uwolnienie się od Apple Music sprawiło, że przetestowałem też kilka innych rozwiązań, w tym na przykład YouTube Music, do którego dostęp posiadam z racji subskrypcji YouTube Premium (YouTube bez reklam) – a który okazał się bardzo ciekawym serwisem do streamowania muzyki! Jego ogromną zaletą jest niewątpliwie powiększona o treści z całego YouTube’a baza muzyki. Znalazłem tam więc sporo utworów, których na próżno szukać w Spotify, czy Apple Music. Jednak aktualnie, zauroczony ekosystemem, fajnym wyglądem i wspaniałymi rekomendacjami, zostaję ze Spotify.

    moje trzy podcasty

    Ach, ubolewam na tym, że w tym roku tak bardzo zaniedbałem moje podcasty. Szczególnie że przecież uwielbiam je nagrywać! Ostatnio wydarzyło się jednak coś, co sprawiło, że musiałem na nowo je przemyśleć i podjąć jakieś decyzje z nimi związane. Brytyjski serwis, którego używałem do przechowywania plików moich podcastów (hostowania), ogłosił, że z końcem sierpnia kończy swoją działalność i, krótko mówiąc, mam się wynosić. Stanąłem więc przed decyzją: co dalej? Po krótkim przemyśleniu sytuacji, zakasałem rękawy i przeniosłem wszystkie moje trzy audycje do… Spotify. Jak ładnie to wpisuje się w moją filozofię korzystania z jak najmniejszej liczby narzędzi 🙂.

    Od Twojej strony – słuchacza – nie wiele się zmieniło, wszystkie zmiany dzieją się pod maską, jednak ten moment sprawił, że musiałem na nowo przemyśleć to, czy i jak chcę nagrywać nowe odcinki. Mam nadzieję, że nie zapomniałaś, nie zapomniałeś jeszcze mojego głosu. A jeżeli tak – postaram się Ci go niebawem przypomnieć.

    https://fajne.life/tag/podcasty

    system produktywności w ciągłej (prze)budowie

    Temat idealny na 🐽 PiG Podcast. Ciągłe zmiany i poszukiwania – tak mniej więcej od lat wygląda moja przygoda z budowaniem systemu produktywności. Czuję jednak, że w końcu udało mi się zbudować coś trwałego i działającego. Coś, co spełnia moje oczekiwania i – mam nadzieję – zostanie ze mną na dłużej.

    Od dawna jestem zwolennikiem aplikacji do tak zwanego „ogarniania życia” i staram się, jak tylko mogę, ograniczyć do jednej tylko aplikacji (do zadań, artykułów, dziennika, notatek, list, przypomnień, rachunków itd.). Próbowałem kiedyś wdrożyć to w aplikacji Evernote, próbowałem też z OneNote, Moleskine Journey, Logseq, NotePlan, Reflect Notes i wieloma innymi. Dzisiaj moją bazę wiedzy, dziennik, zadania, listy zakupów, przemyślenia i artykuły do bloga trzymam w aplikacji Craft – i nie planuję (na razie) zmian w tym zakresie. Choć nie jest to aplikacja idealna (bo i takiej nie ma), to jednak rozwiązuje ona najwięcej najważniejszych dla mnie problemów z systemem produktywności. W końcu czuję się jak w domu. Jednak to zasługa nie (tylko) samej aplikacji, ale też systemu, który udało mi się wdrożyć i z którego korzystam. A ten znalazłem w kursie…… chyba zostawię to jednak na osobny artykuł (albo podcast).

    znalezione w notesie

    Skoro już wspomniałem o moim systemie produktywności (w którym zapisuję wszystko, co dla mnie cenne), to chciałbym się podzielić z Tobą jednym z fajnych zapisków, jaki w nim ostatnio znalazłem. Dotyczy postępów, rezultatów i efektów (tak przynajmniej otagowalem sobie tę myśl w moim notesie):

    Trzy powody, dla których nie widzisz rezultatów (jeszcze)
    1. Jest za wcześnie
    2. Podejmujesz niewłaściwe działania
    3. Nie robisz tego, co mówisz lub myślisz, że robisz (jesteś rozproszony w momencie działania lub nie pojawiasz się konsekwentnie)
    Jeśli 1: wtedy to kwestia cierpliwości. Nie rezygnuj.
    Jeśli 2: wtedy to kwestia strategii. Wypróbuj coś nowego i zmierz swoje wyniki.
    Jeśli 3: wtedy to kwestia koncentracji. Śledź swoje działania i nie ulegaj rozproszeniom.

    Mnie dało do myślenia. A Tobie?

    samochód

    Muszę też opowiedzieć Ci o jeszcze jednym eksperymencie, jaki sobie kilka miesięcy temu zafundowałem – choć wcale nie był zaplanowany. Mogę nazwać go bardzo prosto: 100 dni bez samochodu (o! Tak pewnie nazwę artykuł na ten temat na blogu). Jak zapewne się domyślasz, na ponad 3 miesiące z mojego życia zniknął samochód – trochę z nie mojego wyboru, ale jednak. Jednocześnie praktycznie każdego dnia pokonywałem nie mniej niż 100 km – mój test totalnie nie miałby sensu, gdybym przesiedział ten okres w domu. Mam garść przemyśleń i na ten temat. Eksperyment się jednak zakończył i znalazłem sobie swój nowy, ulubiony samochodzik.

    Również i zmiana w tę stronę dała mi bardzo dużo do myślenia, doprowadziła do bardzo zaskakujących i nieoczywistych wniosków na temat codziennego poruszania się po mieście. Jednym z nich jest to, że samochód nie jest totalnie potrzebny do szczęścia i potrafi być niezłym gwoździem do trumny. Z drugiej jednak strony, potrafi dać wiele radości i być pomocnym narzędziem. Musiałem jednak na kilka miesięcy pożyć bez niego, by do tych wniosków dojść. Ciekawe było też spojrzenie społeczeństwa (a więc po prostu innych ludzi) na osobę, która przez lata poruszała się samochodem, a nagle przestała. Poza tym chyba znalazłem swoją odpowiedź na pytanie, czy samochód jest mi potrzebny do szczęścia. Jesteś zainteresowany, zainteresowana artykułem na ten temat?

    na obiad maczek?

    Taki oto horror wpadł mi w łapki na Instagramie – na mnie działa i przypomina o dokonywaniu właściwych wyborów. Każdego dnia. Materiał obowiązkowy, niezależnie od tego, ile masz lat.

    na imię mu Boguś

    nawiązując do listu:

    Uwaga, po raz kolejny będzie o odkurzaczach. Wygląda na to, że są one ważną częścią fajnego życia 😄. Chciałbym tylko zawiadomić, że (już kilka miesięcy temu) kupiłem sobie odkurzacz… A skoro napisałem kiedyś wpis o odkurzaczu (o dziwo, tak pozytywnie przez Was przyjęty), to pomyślałem, że warto napisać mały update na ten temat. A więc mój stary (choć przecież całkiem młody) odkurzacz, zastąpił Boguś – automatyczny, sprytny robocik sprzątający, w którym jestem całkowicie zakochany. Uwielbiam nasze wspólne sprzątania i porządek, jaki po nich (nas) jest w domu!

    po prostu uwielbiam…

    Stworzyłem na micro blogu wątek, w którym wypisuję rzeczy, które lubię (uwielbiam!) w moim życiu, taki mój 📗 dziennik wdzięczności.

    Dziennik ten prowadzę również na Bluesky.

    fajna muzyka 🎵 na sierpień

    🗞️ Co słychać? będzie też miejscem, w którym będę podrzucał link do nowej playlisty z fajną muzyką na kolejny miesiąc (mój📗 dziennik muzyczny). Łap więc poniżej link do sierpniowej playlisty – być może jeszcze pustej, jeżeli czytasz ten newsletter wcześnie rano. Myślę jednak, że szybko się zapewni 😊

    do następnego razu!

    Ach! Całkiem długi wyszedł mi ten numer 🗞️ Co słychać?, jednak to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że takie właśnie podsumowania są mi potrzebne. W końcu to kolejny rodzaj mojego własnego 📗 dziennika, którym mogę się z Tobą dzielić i do którego prowadzenia również Ciebie zachęcam.


  • każda wersja mojej przyszłości

    Ktoś zadał mi jakiś czas temu pytanie o moją przyszłość, jak bym chciał, aby wyglądała. Zacząłem się zastanawiać…

    Mam w końcu swoje plany, dążenia, marzenia, ale tak wiele razy myślałem przecież, że właśnie to, co robię w tej chwili, jest tą jedną rzeczą, którą chcę robić przez kolejne lata – jutro, za tydzień, za dwa miesiące. I to za każdym razem się zmieniało. Początkowo nie było mi z tym dobrze, przeciwnie, nie jest to prosta droga i był czas, że męczyłem się z nią. Zastanawiałem się, dlaczego ciągnie mnie w tak różne kierunki. Ciekawość? Strach przed nudą? A może chęć rozwoju?

    Trafiłem kiedyś na termin, który chyba dość dobrze opisuje moje podejście do życia:

    „Życiowe ADHD” to potoczne określenie, które nie odnosi się bezpośrednio do medycznej diagnozy ADHD (Attention Deficit Hyperactivity Disorder, czyli Zespół Nadpobudliwości Psychoruchowej z Deficytem Uwagi). Zamiast tego używa się go, by opisać osoby, które wydają się mieć trudności z koncentracją na jednym zadaniu przez dłuższy czas, są bardzo aktywne, łatwo się nudzą i często zmieniają zainteresowania lub projekty.
    Osoby z „życiowym ADHD” mogą:
    – Być bardzo kreatywne i pomysłowe.– Często zaczynać nowe projekty, ale mieć trudności z ich zakończeniem.– Szybko się nudzić rutynowymi zadaniami.– Wykazywać dużą energię i entuzjazm.– Mieć tendencję do podejmowania wielu różnych aktywności jednocześnie.Chociaż termin ten nie jest uznawany w psychologii czy medycynie, odzwierciedla on pewne cechy, które mogą być typowe dla osób z prawdziwym ADHD, ale w kontekście codziennego życia i bez formalnej diagnozy.

    Hmm… nie brzmi za dobrze? Pewnie posiadam wiele cech, które idealnie pasują do powyższego opisu, być może nawet wszystkie. Przyszedł jednak w końcu moment, w końcu pogodziłem się z taką codziennością. Choć nie, stwierdzenie „pogodziłem się” jest tu bardzo nie na miejscu. Ja się w niej zakochałem! W takim stylu życia.

    Słuchałem kiedyś podcastu Lepiej Teraz, w którym Radek Budnicki opowiadał o tym, jak w ciągu swojego życia zmieniał pracę ponad 20 razy. Urzekły mnie jego przygody. Tak, dla mnie to przygody, choć wierzę, że dla wielu będzie to tułaczka w poszukiwaniu jakiegoś głębszego sensu, drogi. Zapisałem sobie ten odcinek podcastu do powtórnego przesłuchania na później, jako taką perełkę, mój Skarb. Nie każdy to zrozumie, dla wielu byłby to największy koszmar, takie poszukiwania, niestabilność, wędrówka przez zawody, można powiedzieć „niezdecydowanie”, ale ja dostrzegłem w tym coś wspaniałego – możliwość próbowania wielu różnych żyć. Wspaniała sprawa – choć być może tylko dla mnie. To jak iść do restauracji i móc nie tylko spróbować każdego dania z karty, ale mieć również możliwość ugotowania każdego z nich. Bardzo mi się podobało takie podróżowanie przez życie.

    Nie jest to łatwa droga. O ile prościej jest mieć jedną drabinę w życiu i wspinać się po jej szczeblach, widząc dokąd idziesz, co będziesz robić jutro i za tydzień. Masz wtedy konkretne cele, poukładaną przyszłość, pewnego rodzaju stabilizację. Jednak ja i tak zazdrościłem Radkowi tej różnorodności.

    Po pewnym czasie zacząłem zastanawiać się i nad moim życie. Jej, ile w nim już było, miałem i ja swoje przygody. Byłem kiedyś kucharzem w japońskiej restauracji, szefem studia graficznego, projektowałem wygląd amerykańskiego czasopisma, pracowałem w dużych korporacjach, ale i małych, mikrofirmach, byłem właścicielem dużej firmy z gromadą pracowników, ale zdarzyło mi się i jednoosobowo przygotowywać ogromne, międzynarodowe wydarzenia. Miałem swoją małą drukarnię, sklep, studio, ale był i czas, gdy to plecak był moim jedynym biurem, a na miejsca do pracy wybierałem leśne ławki i parki. Byłem szefem, pracownikiem, sprzątaczem, twórcą, sprzedawcą, kucharzem, autorem, kurą domową, tancerzem, sportowcem, nauczycielem, podróżnikiem, byłem też bezrobotnym. Czego ja w życiu nie próbowałem. A przecież jeszcze tyle przede mną. I to właśnie prowadzi mnie do odpowiedzi na pytanie z samego początku tego listu. Akceptując moją dotychczasową drogę, mogę dzisiaj powiedzieć, że: nie wiem co będzie jutro, i nie wiem jeszcze, jak chcę, aby ono wyglądało. Jednak akceptuję i już uwielbiam każdą wersję mojej przyszłości. I z wdzięcznością biorę to, co przyniesie mi los.

    Czyż nie gwarantuje to fajnego życia? Szczęścia? Pomyśl o tym. I z radością zaakceptuj to, co przyniesie jutro (nawet jak daleko Ci do życiowego ADHD).


  • fajna muzyka, trochę na nowo, idę do Spotify 🎵

    Fajne życie – które przecież jest głównym tematem mojego bloga – to nieustanne poszukiwania, próby, poprawki, testy, a co za tym wszystkim idzie – i zmiany. Lubię te moje. Zmiany, testy, eksperymenty. Dzięki nim czuję, że nieustannie się czegoś uczę, że idę do przodu.

    W tym miesiącu postanowiłem rozpocząć eksperyment w obszarze streamingu muzyki. Muzyki, którą przecież jest tak ważnym punktem mojego życia – jest ze mną właściwie bez przerwy.

    Dla nieco mniej wtajemniczonych, szybko wyjaśniam: streamowanie muzyki to sposób słuchania utworów bez konieczności ich pobierania na urządzenie. Dzięki temu mamy mieć dostęp do ogromnej biblioteki utworów z różnych gatunków, artystów i epok w dowolnym miejscu i czasie, o ile mamy połączenie z Internetem. Nie kupujemy indywidualnych utworów, ale czasowy dostęp do całej bazy muzyki – podobnie jak Netflix, czy Disney+ działają w obszarze filmów i seriali.

    Obecnie istnieje całkiem sporo usług, aplikacji umożliwiających streamowanie muzyki. Kilka najpopularniejszych z nich:

    • Spotify: największy i najbardziej znany serwis streamingowy, ceniony za doskonałe algorytmy rekomendacji muzycznych, możliwość słuchania podcastów oraz intuicyjny interfejs. Poza płatnym dostępem oferuje również możliwość bezpłatnego korzystania z usługi (w wersji z reklamami). Spotify ma prawie 500 milionów użytkowników, z czego trochę mniej niż połowa to użytkownicy kont Premium – a więc takich, którzy płacą za wersję bez reklam.
    • Apple Music: drugi najpopularniejszy serwis, z liczbą około 90 milionów użytkowników, oferowany przez Apple. Jego ogromną zaletą jest to, że bardzo dobrze integruje się z ekosystemem Apple. Poza tym posiada bardzo atrakcyjny, dobrze dopracowany wygląd aplikacji – przynajmniej w mojej ocenie 🙂
    • YouTube Music: usługa oferująca dostęp do teledysków i utworów muzycznych, zintegrowana z platformą YouTube, dzięki czemu zapewnia nieco szerszy dostęp do rzeczy, które w aplikacji możemy słuchać. Jeżeli coś „jest na YouTubie”, znajdziemy to również w YouTube Music. Jeżeli korzystasz z YouTube Premium (a więc bez reklam), wtedy masz również dostęp do YouTube Music.
    • Tidal: serwis znany z wysokiej jakości dźwięku oraz ekskluzywnych treści dostępnych tylko dla jego użytkowników.

    Przez ostatnie lata słuchałem muzyki za pośrednictwem Apple Music. I muszę przyznać, że bardzo ceniłem ją za jej największy atut: wspaniałą integrację z całym ekosystemem Apple. Jednak z czasem zacząłem natrafiać na pewne problemy, które skłoniły mnie do poszukiwania alternatywy. A może problemów wcale nie było, ale chciałem zacząć je zauważać, by mieć pretekst do zmian?

    Choć od dawna synchronizowałem moje comiesięczne playlisty pomiędzy Apple Music i Spotify – by je później udostępniać (a to przecież Spotify jest powszechniej znane i używane) – to jednak na co dzień słuchałem muzyki jedynie w tym pierwszym serwisie. Biorąc pod uwagę, jak mocno „siedzę” w ekosystemie Apple, wybór ten był dość oczywisty i rozsądny. A jednak, od dawna czułem, że chcę spróbować pokorzystać z czegoś, co – może będzie nieco mniej wygodne w użytkowaniu – ale pozwoli mi na odkrywanie w lepszy sposób nowej muzyki. A w takich odkryciach Spotify jest (podobno) o lata świetlne z przodu. A przynajmniej tak wszyscy mówią. Postanowiłem to sprawdzić.

    Bezpośrednim bodźcem do podjęcia tego eksperymentu była promocja, która wyskoczyła mi w Spotify – 3 miesiące w cenie jednego. Dałem się trochę złapać, ale dzięki temu mój eksperyment zyskał też ramy czasowe. W październiku zdecyduję, czy wracam do Apple Music, czy zostaję przy Spotify na dłużej.

    Jak już pisałem, jednym z głównych powodów zmiany jest chęć uzyskania lepszych rekomendacji nowych utworów w moich miesięcznych playlistach. Już po pierwszych kilku dniach korzystania ze Spotify zauważyłem, że jego algorytmy rekomendacji są naprawdę imponujące i znacznie przewyższają te, które oferuje Apple Music. Do tej pory przy poszukiwaniu nowej muzyki byłem zdany raczej na siebie. Cotygodniowe playlisty z rekomendacjami od Apple były niestety w ogromnej większości mocno nietrafione. Może jeden na 20-30 polecanych utworów trafiał do mojej biblioteki. To mało. Spotify spisuje się tu o wiele lepiej, i już widzę, że całkiem spory procent polecanych mi przez ten serwis utworów zostaje ze mną na dłużej.

    Dodatkowym powodem, dla którego sięgam po nowe narzędzie, jest również chęć wyrzucenia z moich urządzeń aplikacji Endel – która poprzez generowanie różnych dźwięków, pomaga mi w skupieniu (np. przy pisaniu), odpoczynku, medytacji. Choć próbowałem tego samego z Apple Music, zawsze wracałem do Endel. Przejście do Spotify to dobra okazja, by kolejny raz spróbować wyeliminować jedno z dodatkowych narzędzi z mojego życia. Teraz, pisząc ten tekst, w tle nie leci muzyka z Endel, ale playlista „lofi beats”, właśnie ze Spotify.

    Planuję też przenieść moją bazę podcastów do Spotify. Dzięki połączeniu muzyki i podcastów w jednej aplikacji bardziej świadomie będę wybierał to, czego chcę słuchać – a przynajmniej mam taką nadzieję. Liczę również na uporządkowanie mojego ekranu iPhone’a i iPada, dzięki wyrzuceniu jeszcze jednej ikonki.

    Chociaż Apple Music jest pięknie zaprojektowaną aplikacją, otwarcie się na coś nowego zawsze przynosi powiew świeżości – a to bardzo lubię. Muszę uważać, żeby czynnik „chcę czegoś nowego” nie stał się jednym z ważniejszych powodów zmian, jakie wprowadzam w życiu, nawet jeżeli to dotyczy tak z pozoru małej rzeczy, jak aplikacji do słuchania muzyki.

    Przeniesienie mojej biblioteki muzycznej i playlist z Apple Music do Spotify było stosunkowo proste. Skorzystałem tu z narzędzia o nazwie SongShift, którego używałem do tej pory do synchronizacji moich miesięcznych playlist. Dzięki temu dość szybko i sprawnie przeniosłem to, co chciałem mieć w Spotify. Spodziewałem się tu większych problemów, ale SongShift całkiem sprawnie załatwił za mnie całe przenosiny, szczególnie, że wiele rzeczy i tak od dawna, na bierząco synchronizowałem.

    Pierwsze tygodnie korzystania ze Spotify oceniam bardzo pozytywnie. Choć początkowo nieco męczyłem się przez słabszą integrację z urządzeniami Apple, to wiele rozwiązań zastosowanych przez Spotify przypadło mi do gustu. Jednym z nich jest to, że jak włączę muzykę w domu (przez domowe głośniki Apple HomePod), to muzyką tą mogę sterować zarówno z iPhone’a, tabletu, zegarka, jak i pilota telewizora. Oznacza to, że wszystkie te urządzenia są ze sobą połączone. Z jednej strony to ograniczenie, ale zaskakująco często wykorzystuję to do sterowania muzyką w domu. W Apple Music działało to trochę inaczej.

    Choć napotkałem już całkiem sporo drobiazgów, które sprawiają, że używanie Spotify jest nieco bardziej uciążliwe, niż Apple Music (przynajmniej w mojej konfiguracji urządzeń), to ostatecznie najważniejszym wyznacznikiem jest tutaj muzyka, która leci z głośników lub słuchawek. – a w tym obszarze Spotify bardzo dobrze sobie radzi. Przymykam więc (na razie) oko na drobne niedogodności i kontynuuję trzymiesięczną próbę.

    Nieco podsumowując początek mojego eksperymentu, pierwsze wrażenia są bardzo pozytywne, a Spotify jak na razie spełnia moje oczekiwania. Jest to również fajna okazja, bym ponownie przypomniał Ci, że na moim blogu znajdziesz moją zawsze aktualną playlistę z danego miesiąca. Wchodź i częstuj się 😊.

    Muzyka jest dla mnie bardzo osobistym kawałkiem codzienności, a dzielenie się nią jest jak zaproszenie do wejścia do mojego świata. Zdaję sobie sprawę, że nie dla wszystkich z Was muzyka jest tak ważnym elementem życia. Niemniej jednak może chcesz podzielić się ze mną swoją ulubioną muzyką? Swoim kawałkiem świata? Jak już wiesz z tego listu, bardzo cenię sobie fajne rekomendacje, a i z przyjemnością odkryję co gra w Twojej duszy 😉.


  • chodź, opowiem Ci bajkę…

    Dawno się nie odzywałem i chyba nadszedł w końcu czas, aby opowiedzieć Ci, co się ze mną działo. Piętnaście miesięcy temu postanowiłem zrobić coś totalnie szalonego. Wspominałem Ci już o tym wcześniej:

    Zacząłem uczyć się tańczyć.

    Było to zwariowane przedsięwzięcie, zwłaszcza dla 38-latka, który nigdy wcześniej nie miał styczności z tańcem. Pomysł wydawał się równie ekscytujący, co przerażający. Pamiętam, jak wiele osób stukało się w głowę, gdy o tym opowiadałem.

    I wiesz, od samego początku moja nauka szła dość nieporadnie. Było ciężko, niezręcznie, momentami wręcz tragicznie. Bywały dni, gdy byłem całkowicie załamany. Każdy krok, każdy ruch wymagał ogromnej determinacji i wytrwałości. Uczyłem się na nowo chodzić, stać, skakać. Walczyłem z przyzwyczajeniami (złymi) kilkudziesięciu lat. Często czułem się, jakbym znalazł się w szkole tańca totalnie przez pomyłkę.

    Były momenty, kiedy myślałem, że się poddam, że odpuszczę i wrócę do wygodnego fotela, zrezygnowany. Jednak mimo trudności, nie poddałem się. Pracowałem ciężko każdego dnia, walcząc z ograniczeniami i słabościami. Jedynie mój dziennik był światkiem tego, co przeżywałem.

    I wczoraj, równiutko w moje 40 urodziny, w Revolution Dance Center – szkole, która męczyła się ze mną przez ostatnie miesiące, cierpliwie znosząc moje próby i błędy – odbył się pokaz. Był to niezwykły moment, na który czekałem z ogromnym napięciem.

    Wziąłem w nim udział i tańczyłem z trzema różnymi grupami. Każdy występ był dla mnie krokiem milowym w mojej tanecznej podróży. Czułem się pełen energii i dumy, że dotarłem tak daleko. Z tego, że występuję. Pierwszy raz w moim 40-letnim życiu.

    To była wspaniała przygoda, którą dopiero zaczynam. Nauka tańca okazała się nie tylko wyzwaniem, ale także pasją, którą chcę rozwijać dalej.

    Przygotowałem film podsumowujący te ostatnie 15 miesięcy mojego życia. Mam nadzieję, że będzie dla Ciebie inspiracją do spełniania Twoich marzeń. Nawet tych najbardziej dziwacznych i absurdalnych.


  • o chłopcu, który jeździł autobusami

    Zrobiłem ostatnio mały test w mediach społecznościowych – zapytałem ludzi, z czym kojarzy im się komunikacja miejska.

    Pytając, od razu założyłem, że większość osób raczej nie będzie przychylnie patrzyła na poruszanie się autobusami… i byłem w błędzie, co zostało mi wiele razy wypomniane. Z resztą, polecam Ci poprzeglądać odpowiedzi na moje pytanie (z uwagi na moje zniknięcie z większości mediów społecznościowych, wpis nie jest już dostępny) – wspaniale było poczytać, jak różnie ludzie do tego podchodzą. Ucieszył mnie fakt, że sporo ponad 100 osób postanowiło opowiedzieć mi o swoich odczuciach związanych z podróżowaniem komunikacją miejską. Choć wiele osób odpowiadało, że kojarzy im się ona z bezdomnymi, smrodem, emerytami, tłokiem, walką o miejsce, to jednak ogromna część pisała o wolności, niezależności, spokoju, czasie na czytanie. Fajnie, że nie tylko ja lubię taki sposób podróżowania po mieście. Zresztą, sam nie wiem, dlaczego zakładałem, że jest inaczej. Dla mnie przemieszczanie się w ten sposób to wolność, niezależność i, co chyba najważniejsze, fajna dawka ruchu. Rozumiem jednak tych, którzy nie są zbytnio zainteresowani takim rodzajem transportu i zależy im tylko na codziennym dotarciu z punktu A do punktu B. Najłatwiejszym dla nich rozwiązaniem jest wybranie samochodu. Ale tak naprawdę, nie o tym dzisiaj.

    Poza poruszaniem się komunikacją miejską po Warszawie, ostatnio zacząłem robić tak samo w Grodzisku – w którym mieszkam. Odkryłem, że daje mi to… wolność, niezależność i jeszcze więcej ruchu 😉😂.

    Poruszając się w ten sposób po moim małym miasteczku, zacząłem od czasu do czasu zauważać młodego chłopaka – tak na oko 11-12 lat, który dość często jeździł autobusami po Grodzisku. Nie podróżuje on, by dostać się z jednego miejsca do drugiego, ale by jeździć. Zazwyczaj siedzi obok samego kierowcy. Obok, tak trochę, jak pasażer w samochodzie osobowym, z resztą od razu widać, że zna wszystkich prowadzących autobusy i cały czas z nimi rozmawia. Widać było, że jeździ tak całymi dniami, gdy tylko może – nie od dzisiaj, ani nie od wczoraj. Zresztą podsłuchując, o czym rozmawia z kierowcami, usłyszałem, jak z podekscytowaniem opowiadał, o kilku prawie całonocnych „podróżach” po Grodzisku. Takie hobby?

    Gdy pierwszy raz zorientowałem się, że nie jest on zwykłym pasażerem, zrobiło mi się trochę smutno, było mi go… żal. Pomyślałem:

    chłopaku, przestań jeździć tymi autobusami, marzyć o tak marnej przyszłości, weź się za coś innego, coś, co ma w życiu sens!

    Jej, jak bardzo głupi byłem myśląc w ten sposób, sam z resztą nie wiem, skąd taka reakcja z mojej strony. Po kilku szczegółowych obserwacjach uświadomiłem sobie, jak poważnie się myliłem. W tym chłopaku było tak wiele pasji. On nie tylko sam cieszył się z jazdy, ale sprawiał, że i kierowca, z którym akurat jechał i rozmawiał, czerpał przyjemność ze swojej pracy. Zarażał swoją pasją! Jadąc, wspólnie się śmiali, opowiadali przeróżne historie, rozglądali się po drodze, każdy przechodzący jeż, czy biegająca po drzewie wiewiórka były przygodą, razem pozdrawiali kierowców innych autobusów, podróżowali w najlepszy możliwy sposób.

    Fajnie, było patrzeć na tego chłopaka. Cieszył fakt, że te głupie autobusy sprawiały mu tak wiele radości. Że miał pasję, że udało mu się ją odkryć. Już, tak szybko. Pasję, którą potrafił zarazić innych. Sprawiał, że nie tylko jego codzienność była lepsza.

    Trochę mi głupio, że początkowo tak źle to oceniłem.

    Czy trzeba marzyć o ogromnych rzeczach? Gonić za milionami, sławą, wielkim domem, luksusowym samochodem? Może jednak w życiu wystarczy być szczęśliwym kierowcą głupiego autobusu?


  • obudziłem się rano i… (wraca podcast)

    Jak dobrze jest obudzić się w niedzielę rano i zobaczyć za oknem piękne słoneczko. Wiosna musi być już bardzo blisko, nadchodzą przyjemne, cieplutkie miesiące. Uwielbiam w takie dni pootwierać z samego ran okna w mieszkaniu i delektować się wpadającym przez nie świeżutkim, rześkim powietrzem. Dzięki temu moje poranki nabierają kolorów, pisanie w dzienniku sprawia jeszcze więcej przyjemności, a poranna kawa smakuje sto razy lepiej. Oczami wyobraźni wracam już do mojego letniego nawyku siadania rano na balkonie z książką i kubkiem mlecznego napoju.

    Moje poranki zmieniają się dość często, ewoluują i rozwijają się razem ze mną. Nie zmienia się jedno – to cały czas jest moją najważniejszą porą dnia.

    Jest jeszcze jeden powód, dla którego dzisiejszy poranek wprawia mnie w bardzo dobry humor. Otóż po wielu miesiącach pracy (i jeszcze dłuższej przerwie), opublikowałem dzisiaj nowy odcinek podcastu fajne życie. W totalnie nowej formie. I – oczywiście – jestem mega ciekawy, czy przypadnie Wam ona do gustu.

    W ostatnich miesiącach sporo pozmieniałem na moim blogu. Dość intensywnie myślałem o tym, jaki chcę, aby był jego cel. Znalazłem swoją drogę, wartości, jakie chcę Wam tu przekazać. Odkryłem też, co sprawia, że mogę cieszyć się życiem, co sprawia, że każdego dnia staje się ono jeszcze bardziej fajne. Narzędziem, które prowadzi mnie do lepszego dogadania się z codziennością, jest dziennik. To właśnie dzięki niemu udaje mi się rozwiązywać największe problemy, podejmować najtrudniejsze decyzje, czy spełniać najskrytsze marzenia. Zresztą, mój dziennik pomógł mi również zrozumieć, że to właśnie on jest tym cudownym narzędziem, które na co dzień mi pomaga. Dlatego też cały mój blog kręci się wokół prowadzenia dziennika. Pomijam już fakt, że i sam blog tym dziennikiem dla mnie jest.

    Postanowiłem jednak iść dalej, wyjść poza słowo pisane. Dlatego też, po kilku latach przerwy, wracam do Was z podcastem fajne życie – który staje się niejako pomocą, do tego, aby pomóc i Tobie prowadzić dziennik. Ba, byśmy prowadzili go wspólnie. Możesz posłuchać już najnowszego odcinka, w którym skupiam się na porankach.

    Jednak odcinek podcastu to nie wszystko, co dla Ciebie przygotowałem. Jeżeli należysz do grona osób wspierających mojego bloga w ramach planów 🪽 Niebieski albo 🪶 Papierowy ptak, otrzymasz dzisiaj dostęp do dwóch materiałów dodatkowych:

    • Po pierwsze, przygotowaną przeze mnie, kilkustronicową Kartę Dziennika (🍯) do odcinka podcastu w formacie PDF, do pobrania i uzupełnienia – czy to w postaci wydrukowanej – jeżeli taką preferujesz, czy też elektronicznej, ponieważ dokument ten jest tak przygotowany, abyś mógł, mogła go wypełnić, na przykład na swoim komputerze. Jest to Karta Dziennika, z dodatkowymi treściami i siedmioma pytaniami uzupełniającymi do tematu odcinka. Siedem pytań, na siedem dni – a całość będzie Twoją kompletną odpowiedzią na pytanie główne.
    • Drugi to mój prywatny dziennik (🪲), moja odpowiedź na pytanie z odcinka podcastu, która – mam nadzieję – będzie dla Ciebie świetnym przykładem tego, jak prowadzenie dziennika może pomóc w rozwoju osobistym i lepszym poznaniu siebie.

    Oczywiście, aby wysłuchać samego podcastu, nie musisz wspierać mojego bloga, wystarczy, że jesteś moim 🐦 Wróbelkiem, a więc otrzymujesz ten newsletter.

    To co? Chcesz posłuchać najnowszego odcinka podcastu fajne życie? Znajdziesz go w swojej aplikacji do słuchania podcastów w smartfonie, na Spotify, albo na moim blogu, o tutaj:

    I nie zapomnij dać mi znać, czy formuła tego podcastu przypadła Ci do gustu. Planuję, abyś coraz częściej mógł, mogła nie tylko czytać, ale i słuchać o dążeniu do fajnego życia.

    Cześć!


  • jak wygląda pierwsza godzina Twojego dnia? – 📣 podcast fajne życie

    Posłuchaj odcinka

    Materiały dodatkowe

    Transkrypt odcinka

    Część 1: Wprowadzenie

    W dzisiejszym odcinku poruszę temat, który może znacząco wpłynąć na poprawę Twojego życia, ale może mieć również kluczowe znaczenie dla rozwoju Twojej praktyki prowadzenia dziennika. Zastanowimy się nad Twoją poranną rutyną, a dokładniej nad pierwszą godziną po przebudzeniu. Pytanie, które chcę Ci dzisiaj zadać, brzmi następująco: Jak wygląda pierwsza godzina Twojego dnia?

    Być może zastanawiasz się, jaki związek ma to pytanie z poprawą jakości Twojego życia? Otóż, badania pokazują, że sposób, w jaki zaczynamy dzień, ma ogromny wpływ na to, jak się czujemy, jak pracujemy, jak radzimy sobie z codziennością i stresem. A pisanie na ten temat, w dzienniku, może być jednym z elementów, który pomoże Ci spędzić poranny czas przyjemnie i pożytecznie.

    W tym odcinku dowiesz się, jakie są korzyści z posiadania porannej rutyny, jakie są najlepsze nawyki do włączenia do niej i jak uczyć się prowadzenia dziennika, odpowiadając na dzisiejsze pytanie: Jak wygląda pierwsza godzina Twojego dnia?

    Jeśli pragniesz zacząć poprawiać swoją codzienność, sprawiać, by stawała się ona fajna, zadbać o zdrowie i jakość życia, to zapraszam Cię do słuchania tego odcinka. A jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o prowadzeniu dziennika i jego zaletach, zachęcam Cię do subskrypcji podcastu – tego, którego właśnie słuchasz, by nie umknęły Ci jego kolejne odcinki, jak i do odwiedzenia mojego bloga, pod adresem fajne.life, gdzie znajdą dwa specjalne dodatki:

    1. po pierwsze, przygotowaną przeze mnie, kilkustronicową kartę dziennika do tego odcinka w formacie PDF, do pobrania i uzupełnienia – czy to w postaci wydrukowanej – jeżeli taką prefereujesz, czy też elektronicznej, ponieważ dokument ten jest tak przygotowany, abyś mógł, mogła go wypełnić, na przykład na swoim komputerze. Jest to karta dziennika, z dodatkowymi treściami i siedmioma pytaniami uzupełniającymi do dzisiejszego tematu. Siedem pytań, na siedem dni – a całość będzie Twoją kompletną odpowiedzią na dzisiejsze pytanie główne. I jest to pierwszy z dodatków do tego odcinka, który znajdziesz na fajne.life.
    2. drugi to moją odpowiedź na dzisiejsze pytanie, która mam nadzieję będzie dla Ciebie świetnym przykładem tego, jak prowadzenie dziennika może pomóc w rozwoju osobistym i lepszym poznaniu siebie.

    Wszystkie niezbędne linki znajdują się w opisie tego odcinka podcastu.

    Ok, wróćmy jednak do dzisiejszego tematu i pytania.

    Zapraszam Cię do słuchania i wspólnego pisania, ponieważ to właśnie zapisanie odpowiedzi na dzisiejsze pytanie może znacząco wpłynąć na poprawę Twoich umiejętności wyrażania i zrozumienia siebie właśnie przez prowadzenia Twojego dziennika. A, dla przypomnienia, jeszcze raz, pytanie tego odcinka brzmi: Jak wygląda pierwsza godzina Twojego dnia? Idziemy dalej?

    Część 2: Intro

    Cześć, witam Cię w moim podcaście Fajne życie, w którym dzielę się z Tobą moją pasją do prowadzenia dziennika. Mam do Ciebie pytanie, lub dwa. Takie, które skłonią Cię do refleksji, do nauki, do działania. Pytania, które pomogą Ci odkryć coś nowego o sobie i o świecie. Pytania, które sprawią, że prowadzenie Twojego własnego dziennika będzie dla Ciebie ciekawe i przyjemne.

    Jestem przekonany, że codzienne pisanie w dzienniku to świetny sposób na lepsze poznanie i zrozumienie siebie, zwiększenie swojej produktywności i poprawę samopoczucia. Dlatego w każdym odcinku stawiam sobie i Tobie pytanie, pytania, które mogą pomóc w rozwijaniu naszej praktyki prowadzenia dziennika.

    Czy jesteś gotowy na to wyzwanie? Jeśli tak, to zapraszam Cię do słuchania i pisania razem ze mną. Znasz już dzisiejsze pytanie, teraz zajmijmy się odpowiedzią na nie. Zaczynamy!

    Część 3: Refleksja

    Ok, na początek, zanim zaczniemy pisać, działać, chciałbym, abyś zastanowił, zastanowiła się bardzo ogólnie nad tym, co robisz, jak się przebudzisz.

    • Czy masz jakąś stałą poranną rutynę, czy też każdy dzień jest inny?
    • Czy wstajesz wcześnie, czy raczej śpisz do, tak zwanej, ostatniej chwili?
    • Czy rano robisz coś, co poprawia Ci nastrój, czy też zaczynasz dzień od sprawdzania wiadomości, maili i mediów społecznościowych?
    • Czy masz czas na śniadanie, ćwiczenia, medytację, czy też pędzisz od razu do pracy lub szkoły?

    Może myślisz, że to nie ma znaczenia, jak zaczynasz dzień, że ważne jest to, co robisz później. Ale nie jest to prawdą. Badania pokazują, że właśnie ta pierwsza godzina po przebudzeniu, nasze poranne nawyki, mają ogromny wpływ na nasze samopoczucie w ciągu całego dnia, na nasze zdrowie, produktywność i kreatywność. Osoby, które mają dobrze zaplanowaną poranną rutynę, są bardziej zadowolone z życia, lepiej radzą sobie ze stresem, mają więcej energii i motywacji, są bardziej skoncentrowane i efektywne, a także mają lepsze relacje z innymi ludźmi. Brzmi niewiarygodnie? A jednak, jest to prawda, i ja sam przekonałem się o tym już dawno temu, ten poranny czas jest niezastąpiony w znaczeniu praktycznym, jak i symbolicznym.

    Dlatego warto zadać sobie pytanie: Jak wygląda pierwsza godzina Twojego dnia? I zastanowić się:

    • Czy jest to godzina, która Ci służy, czy też godzina, która Ci szkodzi?
    • Czy jest to godzina, która buduje Twoje dobre nawyki, czy wręcz przeciwnie?
    • Czy jest to godzina, która przygotowuje Cię do sukcesu, czy też jest to czas, który Cię od niego oddala?

    Chciałbym, abyś faktycznie przemyślał, przemyślała sobie te wszystkie pytania i znalazł, znalazła na nie odpowiedzi.

    Część 4: Praktyka

    W tej części zapoznam Cię z kilkoma ciekawymi informacjami na temat porannych zwyczajów i wpływu jaki one mają na nasze życie. Mam nadzieję, że to Cię zainspiruje do stworzenia lub ulepszenia Twojej własnej porannej rutyny.

    Po pierwsze, co to właściwie jest ta „poranna rutyna”? To zestaw nawyków, drobnych, małych czynności, które wykonujemy o poranku, zanim rozpoczniemy nasze główne zadania dnia. Nawyki te mogą być różne, w zależności oczywiście od naszych preferencji, celów i stylu życia. Nie ma jednej uniwersalnej porannej rutyny, która pasowałaby każdemu. Musimy znaleźć swoją własną, która będzie nam jak najlepiej służyć.

    Po drugie, dlaczego w ogóle warto mieć poranną rutynę? Trochę już o tym powiedziałem, istnieje wiele korzyści z jej posiadania, zarówno dla naszego ciała, jak i umysłu. A niektóre z nich to na przykład:

    • fakt, że poranna rutyna pomaga nam trochę łatwiej wstawać i lepiej się rano czuć. Jeśli mamy ustalony plan, wiemy, co robić po przebudzeniu, nie musimy się zastanawiać, co właściwie teraz ze sobą począć, nie zwlekamy też z samym wstawaniem z łóżka. Możemy od razu przejść do czynności, które lubimy, które nas relaksują i motywują. Dzięki temu budzimy się z pozytywnym nastawieniem i dobrym humorem oraz – co jest bardzo istotne – unikamy przypadkowych i łatwych wyborów, na przykład sięgnięcia po smartfona a w nim np. Instagrama, Facebooka, Twittera z samego rana.
    • Poranna rutyna poprawia naszą produktywność i efektywność. Jeśli zaczynamy dzień od wykonywania prostych, ale ważnych zadań, takich jak na przykład zapisanie naszych snów, przemyśleń, niepokojów w dzienniku, czytanie, medytacja, czy nawet nieskomplikowane ćwiczenia rozciągające, to budujemy w sobie poczucie sprawczości i pewności siebie. To z kolei sprawia, że jesteśmy bardziej skoncentrowani i zmotywowani do działania, do ruchu, nauki, pracy. Jeżeli w ciągu pierwszych 60 minut dnia na liście zadań będziemy w stanie odhaczyć kilka pierwszych „załatwionych” czynności, to znacąco poprawi to nasz współczynnik produktywności i to już na samym starcie.
    • Ponadto, jeżeli do naszych porannych rytuałów włączymy elementy planowania dnia, to pomoże nam to nie tylko ustalać priorytety i cele na dany dzień, ale i przybliży nas do ich zrealizowania. W ten sposób obmyślone poranki ułatwiają zarządzanie czasem i ogólną organizację naszego życia.
    • Dobrze przygotowana poranna rutyna będzie miała korzystny wpływ na naszą kondycję fizyczną i psychiczną. Jeśli dbamy o nasze ciało i umysł o poranku, to wpływa to na nasze ogólne zdrowie i samopoczucie. Poranna rutyna może nam jednak pomóc w osiąganiu wielu dodatkowych celów: w utrzymaniu prawidłowej wagi, poprawie kondycji, wzmocnieniu odporności, obniżeniu poziomu stresu, poprawie nastroju, zwiększeniu kreatywności, poprawie pamięci i koncentracji, a nawet w poprawie jakości snu, wszystko zależy od zestawu czynności, jakie sobie na poranek wybierzemy.
    • Tak, właśńie tak, te pierwsze 60 minut dnia może wiele zmienić.

    No dobra, to teraz po trzecie: jak stworzyć lub ulepszyć, poprawić swoją poranną rutynę? I tu, jak powiedziałem wcześniej, nie ma jednej prostej odpowiedzi na to pytanie, ponieważ każdy jest inny i ma inne potrzeby i cele. Jednak podam Ci kilka ogólnych wskazówek, które mogą pomóc w tym procesie. Oto one:

    • Po pierwsze: Zacznij od małych kroków. Nie próbuj wprowadzić wszystkich nawyków naraz, bo to może być zbyt trudne i zniechęcające. Wybierz sobie jeden lub dwa nawyki, które chcesz wprowadzić, i skup się na nich przez kilka tygodni, aż ich wykonywanie stanie się dla Ciebie prawie automatyczne. Potem dodawaj kolejne nawyki, stopniowo budując swoją poranną rutynę.
    • Po drugie: Dostosuj ten poranny czas do swojego stylu życia. Nie musisz naśladować porannych nawyków innych ludzi, jeśli nie pasują one do Twojej sytuacji, nie są zgodne z Tobą. W internecie jest jest mnóstwo artykułów i filmów zachęcających do naśladowania Billa Gates’a, Warrena Buffeta czy Elona Muska, którzy – jak próbują udowodnić autorzy tych treści – właśnie dzięki tym nawykom osiągnęli sukces. Oczywiście nie jest to prawda, to są po prostu ich poranne nawyki, wybory, których kiedyś dokonali. Choć pamiętaj, że te schematy innych mogą być dla Ciebie dobrą inspiracją. Weź jednak pod uwagę swoją sytuację i czynniki, takie jak godzina, o której musisz lub chcesz wstać, czas, jaki masz do dyspozycji, miejsce, w którym mieszkasz i obowiązki, które masz rano, jak i później, w ciągu dnia, do wykonania. Wybierz sobie nawyki, które są dla Ciebie realistyczne, wygodne i przyjemne.
    • Po trzecie: Nie zapomnij o elastyczności i kreatywności. Nie traktuj swojej porannej rutyny jak sztywnego schematu, który musisz bezwzględnie realizować. Pozwól sobie na trochę luzu, właśnie na pewną elastyczność i kreatywność, dostosowując swoją poranną rutynę do różnych okoliczności i nastrojów, bo jak wiemy – te ostatnie czasem się u nas zmieniają. Nie obwiniaj się, jeśli czasem nie uda Ci się wykonać wszystkich nawyków, które sobie zaplanowałeś, zaplanowałaś, lub jeśli chcesz coś zmienić i poprawić. Ba, wręcz powiem: zmieniaj do woli! Pamiętaj, że poranna rutyna ma służyć Tobie, a nie być dla Ciebie ciężarem. Choć oczywiście, odrobina samodyscypliny i przynajmniej ogólny szkieletu poranka, są tu również bardzo potrzebne. Krótko mówiąc, nie przeginaj w żadną stronę.

    Część 5: Zadanie

    W tej części chcę Ci zaproponować wykonanie krótkiego, prostego zadania, które pomoże Ci w poprawie i rozwoju Twojego poranka. Będzie ono dwustopniowe. Po pierwsze, pomyśl o jednej porannej czynności, która negatywnie wpływa na Twój cały dzień i spróbuj ją wyeliminować, przynajmniej na jakiś czas, albo chociaż na jeden poranek. Może to być poranny przegląd Facebooka, czy skrzynki mailowej, pakowanie swojej głowy wiadomościami ze świata, albo cokolwiek innego, co uznasz, że ma na Ciebie niekorzystny wpływ z rana. I pamiętaj tu o byciu obiektywnym i spojrzeniu na Twoje poranne czynności z lekkim dystansem. Przecież tak często wydaje nam się, że to wszystko, co robimy, a co nie do końca jest dla nas dobre, sprawia nam tak wiele przyjemności, co jest oczywiście tylko pozorne. Potrzeba więc tu odrobiny samokrytycyzmu i spojrzenia na siebie z trochę szerszej perspektywy.
    Dobra, druga część będzie polegała na dodaniu, w miejsce zabranego złego nawyku, czegoś pozytywnego. To może być bardzo drobna rzecz, jak wypicie szklanki wody, przemycie twarzy wodą, czy otwarcie na chwilę okna w sypialni, by wpuścić do domu, mieszkania, trochę świeżego powietrza. Możesz też sprobować czegoś większego, na przykład piętnastominutowej medytacji lub przeczytania kilkunastu stron książki.
    Pamiętaj, wykonaj obydwie części tego zadania, a być może stanie się ono dla Ciebie wspaniałym początkiem do zastąpienia kilku słabych, porannych czynności innymi, o wiele zdrowszymi i fajniejszymi? Trzymam za Ciebie kciuki. Daj koniecznie znać w komentarzach, jaką podmiankę udało Ci się wykonać.

    Część 6: Dziennik

    Popracujmy teraz nad Twoim dziennikiem, w końcu tego chciałabym Cię tu nauczyć – prowadzenia Twojego własnego dziennika. Napiszesz w nim kilka słów, odpowiadajac na dzisiejsze pytanie: Jak wygląda pierwsza godzina Twojego dnia?

    Aby to zrobić, potrzebujesz, wiadomo: swojego dziennika i długopisu, lub komputera, smartfona – jeśli piszesz w formie elektronicznej. Jeżeli dziennika jeszcze nie prowadzisz, bierz dowolny zeszyt, lub nawet zwykłą kartkę papieru i to na początek Ci wystarczy. Możesz wykonać to zadanie o dowolnej porze dnia, ale najlepiej byłoby, gdybyś zrobił, zrobiła to rano, tuż po przebudzeniu, lub wieczorem, przed snem. W ten sposób najlepiej opiszesz to, co robiłeś, robiłaś o poranku, lub będziesz mógł, mogła zaplanować, to, co zrobisz następnego dnia. Poza tym, wybierając poranek, lub wieczór na pisanie, budujesz od razu w sobie nawyk prowadzenia dziennika właśnie w tych porach dnia – które dają największą szansę na utrzymanie tego nowego nawyku, który chcemy wspólnie zbudować.

    Aby napisać odpowiedź na dzisiejsze pytanie, możesz skorzystać z następującej struktury:

    • Na początek napisz, o której godzinie wstajesz i jak się zazwyczaj wtedy czujesz.
      • Opisz, co robiłeś, robiłaś w ciągu pierwszej godziny po przebudzeniu. Podaj szczegóły, takie jak: co jesz, co pijesz, czy się ubierasz, co słuchasz, co oglądasz, co czytasz, co piszesz, czy ćwiczysz, z kim rozmawiasz, itd.
      • Oceń, jak bardzo zadowolony, zadowolona jesteś ze swojej porannej rutyny. Czy uważasz, że jest ona skuteczna, przyjemna i korzystna dla Ciebie? Czy jest coś, co chciałbyś, chciałbyś zmienić, dodać lub z niej usunąć? Czy masz jakieś cele lub plany dotyczące swojej porannej rutyny?
      • Następnie podsumuj, to wszystko, czego się dowiedziałeś, dowiedziałaś o sobie i o Twoim poranku dzięki temu zadaniu. Czy widzisz coś nowego, ciekawego lub zaskakującego po wykonaniu dzisiejszego ćwiczenia? Czy odkryłeś, odkryaś jakieś wzorce, zależności lub nowe nawyki, które chcesz wprowadzić do twojej porannej rutyny?
      • Na koniec: czy czujesz się lepiej lub gorzej po napisaniu tego wpisu? I jak myślisz, dlaczego?

    Przykładowa odpowiedź na pytanie może wyglądać następująco:

    Obudziłem się dziś o 6:30 rano, jak zwykle budzik zadzwonił trzy razy zanim faktycznie zdecydowałem się wstać. Czułem się trochę senny i ociężały, ale po kilku minutach rozciągania, poczułem, że energia powoli wraca do mojego ciała. Na szczęście nie miałem większego problemu z wstaniem z łóżka, ponieważ poszedłem spać wcześnie i nawet się wyspałem. Po wstaniu poszedłem do łazienki, umyłem zęby, umyłem twarz i ogoliłem się. Potem ubrałem się w ulubione jeansy i zieloną koszulkę z rysunkiem drzewa i poszedłem do kuchni. Tam zrobiłem sobie kawę i zjadłem płatki z mlekiem i bananem – to mój ulubiony zestaw śniadaniowy. Włączyłem potem radio i posłuchałem wiadomości oraz pogody. Potem poszedłem do salonu i usiadłem na kanapie z moim dziennikiem i długopisem. Napisałem kilka zdań o tym, co chcę dzisiaj zrobić, jakie mam cele i plany, co mnie cieszy a co martwi. Potem wstałem i zrobiłem kilka prostych ćwiczeń: cztery przysiady, dwie pompki i proste rozciąganie. Na koniec zadzwoniłem do mojej żony, która jest akurat w delegacji, i porozmawiałem z nią przez kilka minut. Powiedziała mi, że tęskni za mną i że wszystko u niej dobrze. Po rozmowie poczułem się jeszcze lepiej i byłem już gotowy do rozpoczęcia dnia._
    Jestem bardzo zadowolony ze swojej porannej rutyny, uważam, że jest ona przyjemna i przynosi mi wiele korzyści. Pomaga mi szybciej rano wstać, poprawia nastrój, daje mi energię i motywację, pomaga mi się zorganizować i skoncentrować, dzięki niej dbam o moje zdrowie i samopoczucie, utrzymuję dobre relacje z bliskimi. Nie chcę niczego zmieniać, dodać lub z niej usuwać, bo jest ona idealna dla mnie. Mam jeden cel dotyczący mojej porannej rutyny, a mianowicie utrzymywać ją na stałym poziomie i nie zaniedbywać jej.
    Dzięki temu zadaniu dowiedziałem się o sobie i o moim poranku kilku ciekawych rzeczy. Zauważyłem, że jestem rannym ptaszkiem, że lubię wcześnie wstawać. Zobaczyłem też, że lubię mieć stałą i prostą poranną rutynę, która nie wymaga dużo czasu i wysiłku. Odkryłem, że prowadzenie dziennika jest dla mnie fajnym i mocno przydatnym zajęciem, bo pomaga mi siebie wyrazić, zrozumieć i rozwijać. Poczułem się lepiej, napisanie tego wpisu dodało mi pewności siebie, bo doceniłem to, co mam i co robię.

    Zachęcam Cię do wykonania tego ćwiczenia i napisania swojej własnej odpowiedzi na pytanie: Jak wygląda pierwsza godzina Twojego dnia? Może to być dla Ciebie bardzo ciekawe i pomocne doświadczenie.

    Przypominam, że jeżeli wspierasz mojego bloga na fajne.life, masz do dyspozycji specjalnie przygotowaną przeze mnie, kilkustronicową kartę dziennika do tego odcinka, która pomoże Ci jeszcze lepiej przemyśleć Twój poranek i zbudować o wiele bardziej rozbudowaną odpowiedź na dzisiejsze pytanie. Dzięki tej karcie dziennika i dodatkowym pytanianiom, jeszcze lepiej zadbasz zarówno o swój poranek, jak i Twoją praktykę prowadzenia dziennika.
    Dla osób wspierających mojego bloga mam też przygotowaną moją własną, prywatną odpowiedź na dzisiejsze pytanie odcinka. Wierzę, że może ona jeszcze bardziej zainspirować Cię do rozwoju, jak i pomóc Ci w Twoim własnym pisaniu w dzienniku.

    Część 7: Podsumowanie

    Czas na podsumowanie tego odcinka i poruszonych w nim tematów. Odpowiadaliśmy dzisiaj na pytanie: Jak wygląda pierwsza godzina Twojego dnia? Dowiedziałeś, dowiedziałaś się, że poranna rutyna ma bardzo duży wpływ na nasze życie i że warto ją mieć i ulepszać. Znasz już szereg korzyści z posiadania swoich własnych porannych rytuałów, takich jak poprawa samopoczucia, zdrowia, produktywności i kreatywności. Poznałeś, poznałaś też kilka wskazówek, jak stworzyć lub ulepszyć swoją poranną rutynę: zaczynanie od małych kroków, dostosowanie do swojego stylu życia, bycie elastycznym i kreatywnym. Mam też nadzieję, że udało Ci się wykonać dzisiejsze zadanie, polagające na zamianie jednej drobnej, nagatywnej czynności z Twojego poranka, na taką, która wpływa na CIebie w pozytywny sposób. Napisaliśmy w końcu w dzienniku odpowiedź na dzisiejsze pytanie. Jeżeli jesteś subskrybentem mojego bloga, podzieliłem się również z Tobą moją odpowiedzią i przemyśleniami na temat mojej porannej rutyny i masz zadanie na później, w postaci karty dziennika do uzupełnienia. Link do mojego wpisu, jak i do karty, znajdziesz w opisie tego odcinka.

    Część 8: Outro

    Na dzisiaj jest to już koniec. Dziękuję Ci bardzo za wysłuchanie tego odcinka i pisanie razem ze mną. Mam nadzieję, że ten wspólnie spędzony czas, jak i samo pytania, które przed Tobą dziś postawiłem, pomogły Ci w poszerzeniu Twoje praktyki prowadzenia dziennika i w odkrywaniu nowych rzeczy o sobie i o świecie.

    Zapraszam Cię na stronę: fajne.life, gdzie o wiele szerzej omawiam różne aspekty związane z prowadzeniem dziennika i dzielę się przemyśleniami, uczuciami i doświadczeniami związanymi z dążeniem do szczęścia w życiu. Znajdziesz tam mnóstwo materiałów, inspiracji i porad związanych z rozwojem osobistym.

    Jeśli podobał Ci się ten odcinek, to proszę, daj mi znać, oceniając mój podcast w aplikacji, w której go słuchasz. Pamiętaj, że subskrybując podcast “fajne życie”, będziesz na bieżąco z nowymi odcinkami i pytaniami, które będę zadawał sobie i Tobie.

    Dziękuję jeszcze raz za Twój czas i uwagę. Życzę Ci fajnego dnia i do usłyszenia w następnym odcinku, w którym zadam sobie i Tobie kolejne pytanie lub dwa. Cześć!


  • jak wygląda pierwsza godzina Twojego dnia? – 📜 karta dziennika nr 1

    Bardzo się cieszę, że w końcu mogę oddać w Twoje ręce pierwszą Kartę Dziennika. Długo pracowałem nad przygotowaniem fajnego, ciekawego sposobu na naukę prowadzenia dziennika i Karta, którą którą możesz pobrać poniżej, jest efektem tych przemyśleń i jednym z elementów projektu, który udało mi się stworzyć. Mam nadzieję, że będzie to dla Ciebie przydatne narzędzie do rozwoju osobistego, fajna ścieżka do lepszego poznania siebie, jak i wartościowy sposób na spędzenie czasu.

    Nie zapomnij, przed uzupełnieniem Karty Dziennika, wysłuchać powiązanego z nią odcinka podcastu Fajne Życie:

    Poniżej możesz przejść do mojej odpowiedzi na pytanie odcinka.

    Dziękuję Ci za dołączenie do mnie w podróży po świecie rozwoju osobistego, jak i wspieranie mojego bloga. Mam nadzieję, że podoba Ci się to, co staram się stworzyć i że będziesz kontynuować poszerzanie swojej wiedzy związanej z prowadzeniem swojego własnego dziennika. Pamiętaj, że to świetny sposób na lepsze poznanie siebie, swoich uczuć, potrzeb oraz skuteczniejsze osiąganie celów. Nie ustawaj w dążeniach do fajnego życia!


  • jak wygląda pierwsza godzina mojego dnia? –📗 dzienniki

    Poniższy wpis jest dodatkiem i moją odpowiedzią na pytanie zawarte w siódmym odcinku podcastu Fajne Życie.

    Sporo ostatnio myślałem o moich porankach. To zabawne, ale one potrafią być tak bardzo różne. Mogę chyba wydzielić ich trzy rodzaje. Zupełnie, jakby siedziały we mnie trzy różne osoby, choć wcale tego tak nie traktuję. Myślę, że potrafię dostosować je – te poranki – do sytuacji, w jakiej się akurat znajduję, że o poranku potrzebuję pewnego rodzaju stabilizacji, powtarzalności. I właśnie, jak spojrzę na to jeszcze raz – to i w moich porankach jest dużo powtarzalności, pomimo całej – pozornej – różnorodności. I to właśnie jest dla mnie zabawne. Nie jestem przywiązany do godziny, do zegarka, ale mam nawyki, których się trzymam, które pomagają mi codziennie rano.

    Tak w ogóle, to lubię spać. Kiedyś niezbyt lubiłem – wydawało mi się to okropną stratą czasu. To chyba normalne, prawda? Moje dzieci dzisiaj tak właśnie uważają – że najlepiej byłoby w ogóle nie spać. A ja dzisiaj już lubię. Wręcz uwielbiam. Stąd może i poranki, a właściwie to sam moment przebudzenia się – jest fajny. Dziś otwieram oczy z takim spokojem. Otwieram je i leżę, delektuję się chwilą. Zastanawiam się, kiedy odnalazłem ten spokój poranków, to uczucie, że „świat poczeka, poczeka, aż zechcę wstać”. To ogromny komfort, że udało mi się do takiego myślenia dojść, a może dojrzeć? To kwestia przemyśleń i dojrzałości? Czy decyzji życiowych? Pewnie jedno wynika z drugiego.

    A więc otwieram oczy. Kiedyś od razu sprawdzałbym aktualną godzinę, dziś już tak nie robię. W zależności od tego, czy poprzedniego dnia miałem do późna trening, bawiłem się z dziećmi, czy położyłem się wcześnie, może być 4 nad ranem, albo i 9:30 – i to nie jest najważniejsze. Staram się zawsze celować, by spać nie dłużej, nie krócej, niż 7 godzin. To taka moja optymalna ilość snu, do której doszedłem po wielu latach. Kiedyś było to 6,5 godziny, ale zwiększenie liczby codziennych treningów sprawiło, że zacząłem potrzebować tych dodatkowych 30 minut odpoczynku w nocy.

    Gdy już zdecyduję, by w końcu wykonać jakiś ruch, chwytam telefon, by wyłączyć budzik – często po przebudzeniu nie pamiętam, czy już dzwonił, czy dopiero ma za chwilę zadzwonić. A jeżeli nie dzwonił – nie chcę, by się odzywał. Wolę myśleć, że tym razem go pokonałem i ma się w związku tym nie pokazywać mi na oczy. Czasem zastanawiam się, czy mógłbym całkowicie z niego zrezygnować. Nie wiem, czy ufam sobie aż tak bardzo, by to zrobić. Traktuję budzik trochę, jak takie koło zapasowe – szczególnie, że są wieczory, w które kładę się spać mocno zmęczony po bardzo aktywnym dniu. Boję się, że mógłbym wtedy spać i spać. I, choć nie widzę niczego złego, albo raczej niczego, co wymaga zmiany, w tym, że dzwoni budzik, to jednak kusi mnie, by sprobować go odstawić. Sam nie do końca wiem dlaczego, być może to taki kolejny krok, może ten budzik w mojej głowie jest jakimś dodatkowym symbolem podporządkowania, brakiem wolności.

    Wstałem. Zawsze po tym idę do okna, odsłaniam żaluzję, by sprawdzić, czy jest już jasno. Zazwyczaj i tak wiem, czego się spodziewać, w końcu chwilę wcześniej trzymałem w ręku telefon i – oczywiście – sprawdziłem, która jest godzina. Jeżeli jest jasno, odsłaniam wszystkie żaluzje. Jeżeli panuje jeszcze mrok – zostawiam je zasłonięte. Potem przypominam sobie, że za drzwiami czekają pewnie na mnie dzisiejsze pudełeczka z posiłkami na cały dzień (dieta pudełkowa) – idę więc sprawdzić, czy przypadkiem ktoś z sąsiadów nie postanowił sobie zagarnąć mojego jedzonka. Już od ponad roku zamawiam w ten sposób jedzenie i na szczęście jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby cokolwiek zniknęło. Brawo sąsiedzi? Czy powinienem być wdzięczny za to, że nikt mnie do tej pory nie okradł? 🙂 Hmm…

    Następnym punktem poranka jest kuchnia. To właśnie ona jest moim miejscem, gdzie spędzam sporą część czasu rano. Nie mam w niej stolika, nie mam tam krzeseł, fotela, ale jest duży parapet, na którym ustawiłem sobie coś w rodzaju biurka stojącego. Wykorzystałem do tego łóżkowy stoliczek, taki, który kiedyś, dawno temu, wykorzystywałem, by zjeść sobie coś w łóżku. Brr, mroczne czasy, w których dużo bardziej ceniłem w życiu bezruch, niż ruch. Śmieszne – zamieniłem jeden z największych symbolów lenistwa w centralny punkt mojego dzisiejszego poranka – który tak bardzo jest inny, niż ten sprzed lat. Po drodze do biurka sięgam jeszcze po szklankę i wodę. Nauczyłem moje ciało, że po nocy dostanie sporo płynów, i dziś już ciężko by mi było z tego zrezygnować. To pozwala mi też się mocniej obudzić. Podchodzę potem do mojego prowizorycznego biureczka, staję przy nim i – na przygotowanym poprzedniego wieczoru iPadzie – otwieram mój dziennik. Jeżeli tylko pamiętam, co mi się w nocy śniło – zapisuję ten sen, razem z przemyślaniami na jego temat. Mam ich już zapisanych wiele dziesiątek. Zabawne rzeczy potrafią mi się śnić, czasem łapię się za głowę, spisując historię, którą przeżyłem w nocy. Musi to być jedna z pierwszych rzeczy, jakie robię po przebudzeniu, inaczej zapomnę. Staram się tego pilnować, choć sam nie wiem, dlaczego to dla mnie takie ważne. Być może dopatruję w tym źródeł moich podświadomych lęków, nadziei, pragnień, tego, co siedzi głęboko w mojej głowie, choć często w mocno zagmatwanej i pokolorowanej przeróżnymi barwami, niejasnej formie. Nawet nie wiem, czy mam rację. Jednak traktuję te sny jak część mnie, więc je zapisuję.

    Gdy moje pierwsze – często krótkie – spotkanie z dziennikiem mam za sobą, lecę do łazienki, by tam załatwić poranne czynności – siku, szybkie mycie, zęby. Wystarczy na początek.
    Czas na najfajniejszy moment poranka – kawa.
    Tak, kawa to ten ulubiony moment. Nie samo jej parzenie, ale smak. Uwielbiam mój poranny kubek kawy. Ta część poranka kręci się już u mnie właściwie wyłącznie w kuchni. Na prowizorycznym biurku–parapecie stoi iPad, często wykorzystuję ten moment – gdy piję kawę – do pisania w dzienniku. A rano mnóstwo myśli się pojawia i lubię „przelać je na papier” (elektroniczny), by pozbyć się ich z głowy, by oczyścić umysł. To ważna część mojego poranka – czasem trwa 5 minut, gdy nie mam za wiele z siebie do wyrzucenia, ale bywa, że stoję przy iPadzie i godzinę – tak dużo mam sobie do opowiedzenia. Czasem powstają w ten sposób wpisy na bloga, czasem newsletter – poranek to mój najbardziej kreatywny czas i chcę to zawsze jak najlepiej wykorzystać, a ponieważ uwielbiam pisać – więc i wydłużam tę czynność tak bardzo, jak tylko mogę.

    IPad to również moje narzędzie do planowania dnia. Gdy moja głowa jest już wolna od różnych rzeczy, której się po niej po nocy przewijają, mogę podjeść do wymyślenia, jak bym chciał, aby nadchodzący dzień wyglądał. Staram się zawsze zaczynać planować moje dni od aktywności fizycznych, na jakie mogę sobie danego dnia pozwolić. Lekcje tańca mam od poniedziałku do czwartku, a przed nimi wkładam przynajmniej godzinę zajęć na siłowni, czasem uda mi się upchnąć jeszcze z godzinkę rolek w taki szalony dzień. Wkładam w mój plan dnia tyle sportu, ile tylko zdołam, i czasem zastanawiam się, czy aby nie przesadzam trochę 🙂 Jednak wiem, że jak uda mi się zrealizować taki niewiarygodny plan, to będę z siebie bardzo zadowolony, jak będę probował doczołgać się wieczorem do łóżka. Nie lubię pozbyć się całej energii podczas jednego treningu, ale lubię być zmęczony, rozciągnięty i wypompowany po kilku mniejszych, mniej intensywnych. Sport stał się tak ważną częścią życia – uwzględniam to przy porannym planowaniu dnia.

    Gdy jestem już całkowicie zaplanowany, to jest to dobra chwila na odrobinę medytacji, skupienia, czy choćby posiedzenia w ciszy – w zależności od mojego humoru i nastroju.
    Mój poranek zbliża się powoli do końca. I w tym momencie zastanawiam się, czy „ja to mam dzisiaj rano ochotę na odrobinę rozciągania, rozgrzewki, delikatnych ćwiczeń?”. Był czas w moim życiu, gdy bardzo cisnąłem, aby każdego dnia zrobić jakąś partię porannych ćwiczeń. Jednak teraz, gdy wiem, że mój kalendarz jest wypakowany minimum 2-3 godzinami zorganizowanych, mocnych treningów – wiem, że mogę sobie odpuścić poranne rozciągania, a i tak osiągnę poziom aktywności, na jakim mi każdego dnia zależy. Niemniej jednak, czasem zdarza mi się jeszcze wykonać przynajmniej kilkuminutowy zestaw ćwiczeń rozciągających. Dni, które zacznę właśnie z tym pakietem ćwiczeń, zawsze są lepsze. Choć przyznaję – często mi się nie chce 🙂

    Kolejna chwila to czas decyzji – czy mam ochotę na śniadanie. W ostatnich miesiącach uczyłem się jak zerwać z nawykiem jedzenia nawykowego, to znaczy posiłków, które mam tylko dlatego, że naszedł czas śniadania, obiadu, czy kolacji. Teraz przed zjedzeniem czegokolwiek pytam siebie, czy faktycznie jestem głodny (i jak bardzo), czy raczej to zegarek podpowiada mi, że to pora śniadania, ale wcale nie jestem jeszcze na ten posiłek gotowy i nie jest mi on potrzebny. W praktyce zjadam śniadanie rano tak co drugi dzień. W pozostałe zostawiam sobie to na późnej – i szczerze mówiąc, chyba wolę te dni, w które śniadanie przekładam. Zresztą, takie podejście bardzo pomogło mi w wyregulowaniu tego, co jem i kiedy jem. Jedzenie tak łatwo może stać się nałogiem, a najadanie się, czy nawet przejadanie – codziennością.

    Zostają mi już tylko dwa elementy poranka. Pierwszy to wybranie ubrania, a właściwie to – ze względu na treningi – kompletów ubrań.
    Musi być ich kilka. Ta część potrafi mi się rozciągnąć w czasie o wiele mocniej, niż bym tego chciał. Bywają dni, w które biorę sobie nawet i 3 duże treningi w ciągu dnia, a przed dwoma z nich jeszcze robię dość intensywną rozgrzewkę. Wtedy muszę mieć ze sobą cztery pełne komplety ubrań plus dwie dodatkowe koszulki. Co w sumie sprawia, że szykuję na taki dzień 6 koszulek, 3 pary skarpetek, 3 pary bokserek, 3 pary spodni i bluzę. A ponieważ nie lubię niespodzianek w ciągu dnia, więc najczęściej zabieram jeszcze jeden komplet – awaryjny. Także często wychodzę z domu z kompletem ubrań, jaki niektórzy zabierają ze sobą na wielodniowe wakacje 🙂 Wychodzi z tego później dużo prania 🙂

    Gdy uporam się z ubraniami, czas na poranną kąpiel. Ach, ta ostatnia – kąpiel – to również czas na krótkie czytanie. I tu zabieram ze sobą iPhone’a, w którym sięgam zazwyczaj po jedną z dwóch aplikacji:

    • Readwise, w której gromadzę wycinki różnych ciekawych książek i artykułów z internetu, a która codziennie podrzuca mi 5 z tych wybranych wcześniej wycinków. Jedne są dłuższe, inne to raptem 1-2 zdania. Czytam każdy z nich – to fajny czas przemyśleń – ewentualnie dorzucam brakujące tagi, czasem coś poprawiam lub uzupełniam, dodaję własne notatki. Buduję w ten sposób moją bazę wiedzy, a wszystkie te wycinki pięknie synchronizują się z aplikacją do notowania, której używam – Reflect Notes.
    • druga to Readwise Reader. Aplikacja tych samych twórców, ale poprzednia, jednak w odróżnieniu od zwykłej appki Readwise, tu dostaję artykuły, których wcześniej nie czytałem, ale znalazłem w internecie i zdecydowałem, że będę chciał przeczytać w przyszłości. Taka przechowalnia rzeczy do przeczytania. Poza artykułami mogę w Readwise Reader przeglądać newslettery, do których jestem zapisany, a nawet czytać dodane tam e-booki. Krótko mówiąc – to mój kombajn do czytania wszystkiego. W każdej czytanej tam rzeczy mogę zaznaczać fragmenty, które mi się spodobają, i które uznam, że może będę chciał kiedyś jeszcze wykorzystać. Wycinki te trafiają automatycznie do zwykłej aplikacji Readwise i z pewnością w ciągu kolejnych dni, tygodni, może miesięcy, zobaczę je w Readwise, podczas codziennych przeglądów (Daily Review) – uzupełnię wtedy tagi, może przetłumaczę taki fragment na język polski (jeżeli jest po angielsku), a może skasuję, gdy uznam, że jednak dany fragment mi się nie przyda.
      Wyjście z kąpieli to taki już oficjalny moment zakończenia mojego porannego rytuału i rozpoczęcie normalnego dnia. Jeżeli zostaję w domu, zabieram się za zaplanowane zadania, jeżeli dzień spędzam poza domem, następuje szybkie pakowanie – ubrań, rzeczy do pracy i jedzenia – i wychodzę, by przeżyć dalej dzień.

    I tu, muszę chyba uderzyć się w pierś. Miała być pierwsza godzina dnia, a moje poranki – te, które opisałem – to czasem dwie godziny, a bywa, że i jeszcze trochę dłużej. I choć zdarza się, że lekko (albo i mocniej) je modyfikuję, na przykład w dni, kiedy moje córki są u mnie, to staram się, aby zawsze mieć czas na porządne przygotowanie się do dnia i przejście przez wszystkie ważne dla mnie elementy poranka. Prawda jest taka, że uwielbiam ten czas, więc i dlatego tak bardzo rozciągam go w czasie. Po dobrym poranku cały dzień jest fajny. I chcę, aby moje właśnie takie były.

    Cieszę się, że usiadłem do tego podsumowania, że opowiedziałem – trochę patrząc z boku – o moich porankach. Zrozumiałem, jak bardzo mi pomagają, jak skrupulatnie przechodzę każdego dnia przez wszystkie ich elementy, ale widzę również, że często modyfikuję cały ten proces. Myślę, że mogę powiedzieć, iż na bieżąco dostosowuję poranki do mojego życia. Lubię je. I nie mogę się doczekać kolejnego 🙂