pieprzyć 🐦 wróbelki

no dobra, pogadajmy. minął rok, od kiedy zmieniłem mojego bloga w… no właśnie, w co? sam nie wiem. czas podsumować i odkręcić niektóre rzeczy.

Ten cytat pochodzi z mojego dziennika. Zapisałem go w momencie, w którym wiedziałem już, że coś jest nie tak z obszarem mojego życia, który miał być moim małym, prywatnym miejscem w internecie, sposobem na głęboką refleksję, zaspokojeniem potrzeb kreatywnych i wsparciem w poszukiwaniu właściwych ścieżek w życiu. Musiałem zmienić kierunek i zdecydować, w którą stronę iść.

Końcówka poprzedniego roku przyniosła u mnie trochę zmian, na które początkowo patrzyłem z nadzieją, a które z czasem okazały się sporym wyzwaniem. Co więcej, patrząc na wszystko z perspektywy czasu, widzę, że zafundowałem sobie niepotrzebny chaos. Między innymi w kontekście mojego bloga – i to o nim dzisiaj będzie w liście do Ciebie.

Pamiętam, jak rok temu inaugurowałem zmiany na moim blogu. Napisałem wtedy: „ale będzie fajnie”. Niestety nie było. Tak, próbowałem zbudować coś, czego chyba nie przemyślałem do końca. Coś, co miało być jednocześnie blogiem, przestrzenią wymiany myśli, produktem i… wszystkim innym, co przyszło mi do głowy. Chciałem, aby blog był czymś więcej, niż tylko blogiem, by stał się platformą, miejscem wymiany wiedzy, ale też źródłem dochodów. Pomysł początkowo wyglądał dobrze na (wirtualnym) papierze. W praktyce jednak okazał się przerostem formy nad treścią. Blog, który od zawsze był moim miejscem swobodnego wyrażania siebie, przekształcił się w coś, co sam nie do końca czułem. Właściwie przez ostatnie 12 miesięcy przestałem to całkowicie czuć. Nie zrozum mnie źle, mój pomysł częściowo się udał. Część z Was była ze mną, zaufała mojej wizji, zapisaliście się do płatnych planów i cieszyliście się z oferowanych treści. Jednak… ja czułem się coraz bardziej przytłoczony i ograniczony wybranym przez siebie formatem. To właśnie wtedy uruchomiłem moje najważniejsze narzędzie do rozwiązywania życiowych problemów (nie, tym razem nie chodzenie!): jest nim dziennik.

powrót do przeszłości, czyli krok do przodu

Był moment, w którym poważnie rozważałem, by to wszystko zakopać. Wszystko! Zlikwidować bloga, który przez lata był moją przystanią, moim ulubionym miejscem, a który z czasem przestał spełniać tę ważną funkcję. Właściwie jedną nogą byłem już na drodze do skasowania wpisów z niego. Wiedziałem, że jeżeli chcę iść drogą obraną rok temu, to muszę to zrobić całkowicie inaczej. Odciąć się od tego, co tworzyłem przez ostatnie lata i robić to wszystko w totalnie odmienny sposób. I wtedy zatrzymałem się na chwilę. Wziąłem głęboki oddech, mój dziennik i zacząłem się zastanawiać…

Zrozumiałem, że najważniejsze w tym wszystkim było jedno pytanie: Czego ja właściwie szukam?. Nie chodziło o pieniądze, formę, technologię. Chodziło o mnie. O to, że z każdym dniem miałem z tego wszystkiego coraz mniejszą frajdę. Że struktury, które zbudowałem, którymi się obudowałem, zamiast mnie rozwijać, zaczęły mnie męczyć. Zamiast otwierać się na ludzi, zamykałem się w małej grupie. Blog przestał być tym, czym chciałem, aby był – miejscem, gdzie mogłem po prostu pisać i dzielić się myślami.

Zapadła więc decyzja: pieprzyć 🐦 wróbelki.

Czas na powrót do tego, co słuszne, co dobre dla mnie.

a więc znowu blog!

Znowu, ale nie tak samo. To nie jest powrót do starej wersji bloga, tylko krok do przodu. Po roku prób, po licznych zmianach i kombinacjach, wracam do korzeni. Upraszczam wszystko: blog będzie teraz prosty, przejrzysty, minimalistyczny (już jest!). Bez kolorów, bez zdjęć, bez nadmiaru ozdobników. Zostaje tekst, treść, dzienniki i refleksje. To, co na początku sprawiało mi największą przyjemność – pisanie, bez ograniczeń.

Znikają rozpraszacze. Koniec z ptaszkami, grafikami, zawiłymi systemami subskrypcji i dodatkowymi opcjami dla różnych grup użytkowników. Likwiduję „🐦 wróbelki” jako nazwę darmowego plan dostępu. Były to elementy, które oddalały mnie od sedna – od pisania. Znikają wróbelki i inne ptaki też. Tak jak zapisałem w dzienniku: albo chcesz pisać, albo nie – więc jednak chcę.

koniec z planami subskrypcyjnymi

Pamiętam, jak rok temu cieszyłem się, obmyślając nową koncepcję dla mojego bloga, wymyślałem różne opcje subskrypcji, nazwy, kolory, wybierałem zdjęcia ptaszków, tworzyłem system planów i nazw. Mega fajny, kreatywny czas. Były wróbelki, niebieskie i papierowe ptaki… to był bardzo ciekawy i pouczający dla mnie projekt. Ale czas powiedzieć „stop”. Umiejętność zatrzymania się, refleksji, weryfikacja założeń, efektów – to istotne elementy, które pozwalają mi budować moje fajne życie. Nie boję się zawracać i wprowadzać zmiany. I to robię.

Artykuły, które były wcześniej dostępne wyłącznie dla osób zapisanych do płatnych planów – teraz są otwarte dla wszystkich. Znikają bariery, znika podział na darmowe i płatne. Blog wraca do swoich korzeni. Wszystko jest dostępne dla każdego, bez konieczności wyboru czegokolwiek. Nie musisz być nawet zapisany, zapisana, by otrzymywać mój newsletter. Jeśli wspierałeś, wspierałaś mój blog w ramach jednego z płatnych planów, możesz już zajrzeć do swojej skrzynki mailowej – czeka tam na Ciebie osobna wiadomość z informacją o zakończeniu subskrypcji, zwrocie i dużej niespodziance jako podziękowaniu za dotychczasowe wsparcie.

nowy wygląd, nowa struktura

Zmiany na blogu nie dotyczą tylko struktury, treści i dostępu do nich – zmienił się również wygląd. Postanowiłem od podstaw zaprojektować wygląd mojego bloga, kodując go samodzielnie zgodnie z moimi potrzebami. To pierwszy raz, kiedy nie szukam gotowego szablonu, wyglądu, pomysłu. Nie dostosowuję się do cudzych tworów. Tym razem jest to całkowicie mój projekt, od pierwszej, do ostatniej kreski. Dzięki temu blog będzie bardziej minimalistyczny, ale też bardziej mój.

Od strony technicznej: zostaję na platformie Ghost, której prostota i ograniczenia, choć czasem irytujące, pozwalają mi na kreatywne podejście do prowadzenia bloga. Im więcej ograniczeń, tym ciekawsze rozwiązania. Ghost nie jest platformą dla każdego, ale u mnie idealnie się sprawdza.

sociale miediale

Media społecznościowe, facebooki, instagramy, x’y i inne youtuby nigdy nie były moją mocną stroną. Nie do końca się w nich odnajdywałem, nie za bardzo chciałem uczestniczyć w zbiorowym, wszechobecnym tam narzekaniu, niezbyt dobrze wpisuję się w pogoń za podkręcaniem emocji – a więc tym, co najlepiej w mediach społecznościowych się sprawdza.

Doszedłem do wniosku, że moje podejście w tym obszarze także wymaga zmiany. Początkowo zafascynowany nowym serwisem Threads, po kilku miesiącach uznałem, że to jednak nie to. Tu wszystko to, co tak bardzo mi w serwisach społecznościowych przeszkadza: wyścig szczurów, clickbaitowe tytuły i pogoń za wzbudzaniem emocji, szukaniem atencji – zostało podkręcone na maksa. Choć może na pierwszy rzut oka tego nie widać. Nie jest to miejsce dla mnie. Zdecydowałem, że wracam do tego, co kiedyś sprawiało mi radość: reaktywowałem stronę na Facebooku, odświeżam konto na Twitterze (X) – tam spróbuję zbudować moje małe miejsca w internecie. Chcę mieć miejsce, w którym mogę wrzucić mały update z moich postępów w dążeniu do fajnego życia, zapytać o coś, poradzić się, a czasem i o czymś podyskutować. Nie wykluczam jednak zmian w tym obszarze – nie wiem, czy moje podejście do mediów społecznościowych ma sens w dzisiejszych czasach – zobaczymy, chcę spróbować.

wpisy, dzienniki, komentarze, opinie

Kolejna zmiana: publikowanie mniejszych rzeczy, krótkich form, które wcześniej nie pasowały do skomplikowanego układu bloga. Chcę dzielić się (i już od jakiegoś czasu to robię!) refleksjami na bieżąco, a nie tylko przygotowanymi, dopracowanymi artykułami. Blog to dziennik, a dziennik ma to do siebie, że żyje. Więc – częściej publikuję. To dla mnie prawdziwy powrót do esencji blogowania. Powrót do korzeni. Na nowych zasadach, z nową wiedzą i doświadczeniami. Dziennik pomógł mi to wszystko poukładać. Czasem trzeba cofnąć się o jeden, czy dwa kroki, żeby potem zrobić trzy do przodu.

co Ty z tym zrobisz?

Otwieram bloga dla wszystkich. Czas pokaże, jak na to zareagujecie Wy – czytelnicy, osoby, które zdecydowały się obserwować moją drogę do fajnego życia, a których przez ostatnie lata zebrało się naprawdę sporo!

Ponieważ blog fajne.life zmienia się i już w tej chwili publikuję na nim o wiele więcej treści, więc musisz zdecydować, które z nich chcesz otrzymywać na swoją skrzynkę mailową. Z automatu zostałeś, zostałaś przypisany, przypisana do listy osób, które otrzyma mailem moje comiesięczne podsumowania (co słychać?) oraz wybrane artykuły – np. takie jak ten, który w tej chwili czytasz. Możesz jednak rozszerzyć to, by dodatkowo otrzymywać artykuły z 📗 dzienników, albo i wszystkie publikowane przeze mnie artykuły. Ustawić rodzaj wpisów, które będą wpadały na Twoją skrzynkę mailową, możesz na moim blogu (o tutaj ) – musisz tylko podać swój adres e-mail i wyskoczą Ci opcje możliwych do otrzymywania maili. Zawsze możesz też wpaść codziennie rano na fajne.life i przeczytać, co nowego akurat napisałem – jak za starych, dobrych czasów :)

otrzymuj mój newsletter

zostaw swój adres e-mail, jeżeli chcesz otrzymywać mój newsletter.
Twoje imię?
Zapisz się