Kategoria: artykuły

  • Pierwszy dzień wiosny!

    Dzień dobry, mamy sobotę, 21-szy marca. Słuchajcie (i czytajcie): dzisiaj pierwszy dzień wiosny! 🐝 🌱 🌸 ☘️ 🌼 

    Czy to nie zabawne, że w tym roku, w dzień wagarowicza większość z nas zostaje w domu? PRZYMUSOWO! I wcale nie dlatego, że jest akurat sobota. Zapowiada się na cały miesiąc wagarowicza…. Tylko tym razem nikt się nie cieszy. Mam nadzieję, że za rok dzieciaki będą mogły już bez przeszkód i z radością uciekać z lekcji. Ale tylko w ten jeden dzień. No i na litość boską – niech dzień wagarowicza nie wypada więcej w sobotę! 😁

    ps. za rok to będzie niedziela 😉

  • Dziś na obiad risotto

    To nie przypadek, że Dzień bez Mięsa zbiega się z początkiem wiosny, gdy przyroda budzi się do życia… A wiecie, że na świecie aż 10% ludzi – często ze względów religijnych czy kulturowych – nie spożywa pokarmów mięsnych? Wieloletnie badania wykazały, że osoby takie żyją średnio o kilka lat dłużej, niż amatorzy mięska – czyż nie jest to wspaniały argument za tym, aby dietę wegetariańską dołączyć do sposobów na Fajne Życie?

    Dzień dobry! 😀

    Ten piątek to coś o wiele więcej niż tylko dzień bez mięsa. Dzisiaj wypada również Międzynarodowy Dzień Szczęścia! I właśnie w tym trudnym dla nas wszystkim okresie, powinniśmy docenić to wspaniałe życie, które zostało nam dane. Powinniśmy nauczyć się być szczęśliwi z tym co otrzymaliśmy, w końcu każdy może mieć swoje fajne życie🙂 Niezależnie od tego, co będzie jutro. Miłego dnia!

    Z okazji dnia bez mięska, gotuję dzisiaj moje ulubione risotto grzybowe (choć mam w domu jeszcze większego amatora tego dania!). Idealne danie na taki dzień 🍲 Chcecie przepis? Proszę bardzo:

    Risotto z grzybami

    Składniki
    • 350 g ryżu do risotto
    • 40 g grzybów suszonych
    • 3 szt cebule szalotki
    • 1,5 l bulionu warzywnego
    • 2 ząbki czosnku
    • olej
    • 3 łyżki tartego parmezanu
    • 250 ml wina białe, wytrawne
    • 1 łyżeczka soku z cytryny
    • 1 łyżka sera mascarpone
    • natka pietruszki
    • sól i pieprz

    Instrukcje
    1. Grzyby zalewamy ciepłą wodą i odstawiamy na półtorej godziny.
    2. Po tym czasie wyjmujemy grzyby na sitko i odcedzamy je. Nie wylewamy pozostałego z nich wywaru.
    3. Cebulę i czosnek drobno kroimy. Na dużą patelnię albo rondel wlewamy olej, a następnie wrzucamy cebulę i smażymy aż do zeszklenia. Po chwili dodajemy czosnek i smażymy.
    4. Wsypujemy ryż do risotto i mieszamy aż stanie się przezroczysty.
    5. Następnie wlewamy 3/4 białego wina i mieszamy aż alkohol wyparuje.
    6. Wlewamy wywar z grzybów i mieszamy do momentu, aż wchłonie go ryż. Następnie cały czas mieszając wlewamy po jednej chochli wywaru warzywnego. Gdy wywar zostanie wchłonięty, wlewamy kolejną – cały czas delikatnie mieszając. I tak za każdym razem aż ryż wchłonie całość. Całość zajmuje około 20 minut.
    7. W połowie gotowania dodajemy posiekane grzyby.
    8. Doprawiamy solą, pieprzem i sokiem z cytryny, a na sam koniec gotowania, dolewamy resztę wina i ponownie mieszamy.
    9. Na sam koniec dodajemy łyżkę sera mascarpone i również mieszamy całość.
    10. Po wymieszaniu całości przykrywamy patelnię albo rondel pokrywką i odstawiamy danie na 5 minut.
    11. Risotto podajemy posypane świeżo startym parmezanem, świeżo zmielonym czarnym pieprzem i posiekaną natką pietruszki.

  • Słowo dnia: pandemic

    Wszystko wskazuje na to, że nadszedł koniec czasów, jakie wszyscy znamy. Jeden mały, niewinny wirus spowodował, że nasze spokojne i beztroskie życie zawaliło się z dnia na dzień. Zamknęliśmy szkoły, sklepy, granice. Ludzie nie mogą się spotykać ze sobą, normalnie pracować, nie mogą robić zakupów, jeździć i latać. Świat dał nam żółtą kartkę i będziemy musieli już na zawsze wszystko zmienić. Zmiany są trudne, choć często prowadzą do czegoś lepszego, wiem coś o tym…

    Dzień dobry. To co? Kolejny dzień w domu? Miłego dnia!

  • Szwecja i inne marzenia

    Lubię moją pracę, nawet bardzo. Szczególnie, gdy dzięki niej mogę realizawać swoje marzenia. A ostatnio praca pozwoliła mi właśnie po części spełnić jedno z nich, i to nie małe! Zanim jednak opowiem Ci co dokładnie się wydarzyło, muszę Cię trochę oprowadzić po moim świecie.

    Od dawna marzę o podróżowaniu. Nie! Wróć (zawsze śmiałem się, gdy w szkole średniej moja nauczycielka od matematyki tak mówiła)! Nie marzę o podróżowaniu, ja planuję, że będę podróżował – a to jednak zasadnicza różnica, która powoduje, że marzenie zamienia się cel. Jeszcze Ci o tym nie pisałem, ale założyłem sobie, że 30 marca 2021 roku wyruszę w jakąś dłuższą podróż. Nie wiem jeszcze dokładnie gdzie, nie wiem na jak długo, ale wiem, że jadę. Na szczęście zostało mi trochę czasu na udzielenie odpowiedzi na te pytania. Data wyjazdu nie jest jakimś szczególnym dniem, nie kończę 40-tu lat, nie zaczyna się wtedy nowy rok, po prostu pewnego dnia usiadłem i taką właśnie datę wybrałem. A nawet mogę powiedzieć, że ją ot tak wymyśliłem. Było to na początku poprzedniego roku, więc dałem sobie dwa lata na zorganizowanie mojej podróży – to zarazem dużo, ale i bardzo mało. Ten mój 30-ty to taka data wyjściowa, nawet jeżeli będę miał opóźnienie, to przynajmniej będę wiedział jak bardzo jestem do tyłu.

    Zaglądałeś już może na mojego Instagrama? Kiedyś wrzucałem tam nudne obrazki z cytatami motywacyjnymi oraz inne głupoty, które wpadały mi akurat do głowy. Niecały rok temu doszedłem jednak do wniosku, że nie ma to większego sensu i znaczenia. Męczyłem się okrutnie z prowadzeniem tamtego profilu. Wiedziałem, że to nie jestem ja, były tam jedynie luźne pomysły, które miały spowodować że znajdę masę followersów – tylko… po co? Po co ja właściwie to robiłem? Ponieważ nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi na to dość ważne pytanie, pewnego zwykłego dnia chwyciłem telefon i skasowałem wszystko w cholerę (wybacz słownictwo, ale to określenie idealnie oddaje emocje które mi towarzyszyły w tamtej chwili). Powiedziałem sobie jednocześnie, że nie wrzucę na Instagrama ani jednego, nowego zdjęcia, do czasu aż nie odnajdę sensu prowadzenia tam profilu. I po miesiącu znalazłem…

    Nic na moim blogu nie dzieje się bez przyczyny. Gdyby tak zebrać wszystkie treści jakie opublikowałem i ułożyć z nich mapę, gdzieś tam na niej pewnie dałoby się odszyfrować, że marzę o czymś takim jak wielka podróż. Z resztą sporo piszę o marzeniach, już dawno temu zacząłem wpisem o siedmiu powodach, dla których warto być marzycielem. I choć wpis jest już dość stary, to nadal aktualny. Planując tak wielkie rzeczy musiałem też nauczyć się cierpliwości, a to – jak pewnie wiesz – nie jest proste. Jednak pomógł mi w tym sport – tu efekty przychodzą z dużym opóźnieniem, jednak warto na nie czekać, nie chodzić na skróty i nie poddawać się – to bardzo dobrze opisałem w innym z moich starych wpisów: Nie spiesz się, nie oszukuj. Skutecznie osiągnij cel. – choć pisząc go, nie wiedziałem jeszcze, że gdzieś tam w głowie tli mi się tak duży pomysł.

    Innym razem pisałem o podróży do Disneylandu – tyle, że z Googlem, czy pracy marzeń w Kanadzie. Te niepozorne, i z jednej strony trochę niepasujące do mojego bloga wpisy, powoli uświadamiały mi, że jest wiele miejsc na świecie, które chciałbym odwiedzić, które muszę odwiedzić! Moje marzenia o podróżowaniu kiełkowały i trzeba było je tylko dalej hodować.

    Potem pojawił się wpis o tym jak spełniać marzenia, nazwałem go: Prosty przepis na spełnienie Twojego marzenia, choćby na grafice do wpisu widnieje napis: Mały kurs spełniania dużych marzeń. I tym właśnie on dla mnie był – sposobem do realizacji mojego podróżniczego celu. Był rozpisaniem go na części, przerobieniem na plan.

    Aż w końcu najbardziej znaczący wpis, który zmienił wszystko: W 80 dni dookoła świata, czyli jak zaplanować podróż życia. Wrzuciłem do niego między innymi film pokazujący historię Karola Lewandowskiego, który wraz z żoną Olą kupił starego busa i wyruszył w podróż po świecie. Jego historia zainspirowała mnie do tego stopnia, że pomyślałem: dlaczego by nie????? Zacząłem śledzić bloga Busem przez świat, zaglądać na ich YouTubaInstagrama, zapragnąłem podobnego życia. A Lewandowscy na swoim blogu opisują krok po kroku jak to zrobić. Patrząc na Olę i Karola pomyślałem: chyba mogę i ja? Co stoi na przeszkodzie? Nic. NIC! Mogę!

    Okazało się również, że osób takich jak Lewandowscy jest więcej! Znalazłem między innymi Podróżovanie – blog, na którym Kasia i Łukasz opisują swoje podróże po świecie kamperem przerobionym z dostawczego Volkswagenami. Mało tego – pokazują bardzo dokładnie, krok po kroku, jak przystosowali swój samochód do takiej podróży. Toż to dokładnie to, czego potrzebowałem! Postanowiłem pójść podobną drogą.

    Wracając do Instagrama – w końcu nie napisałem Ci co właściwie tam umieszczam, a pewnie sam jeszcze nie sprawdziłeś. A nawet jeżeli jednak kliknąłeś w link do mojego profilu, to jest całkiem spora szansa, że nadal nie wiesz o co w tym chodzi. Ok, już tłumaczę: Instragram jest teraz dla mnie pewnego rodzaju mapą (mapy, mapy, wszędzie widzę mapy ????) – miejsc, które odwiedziłem. Otóż, w każdym nowym miejscu w którym się pojawiam, zostawiam małego, kolorowego, zrobionego z papieru ptaszka (nazywam je „birdami”), któremu następnie robię zdjęcie i wrzucam właśnie na Instagrama. Tylko tyle. Przynajmniej narazie ???? Mam jednak taką zasadę, że każde miejsce równa się tylko jeden instapost. Nie mogę więc co trzeci dzień wrzucać birda z Warszawy, pomimo tego, że właśnie tak często się w niej pojawiam – może być tylko jeden. Do tego nie może być to miejsce, które tylko mijam i w którym jestem raptem kilka minut – birdy zostają tylko tam, gdzie i ja zostawiam kawałek siebie, miejsca na które „mam chwilę”. Na początku było dość łatwo, zacząłem w czerwcu, na samym początku lata, były wakacje, wyjazdy z Ewą, dziećmi, do tego mogłem wrzucić birdy z miejsc, które odwiedzam na co dzień, jak właśnie Warszawa, czy moje Opypy – szybko uzbierała się całkiem spora liczba postów. Ale wakacje się skończyły, często odwiedzane miejsca również, musiałem zacząć szukać sposobów na kolejne publikacje – a Instagram mocno mnie do tego motywował.

    I w ten oto sposób dochodzę do tego, od czego zacząłem mój wpis, a związane jest to z jednym z ostatnich birdów, który pojawiły się na moim profilu – numer dwudziesty czwarty, z dopiskiem Sztokholm. I to właśnie moja praca pozwoliła mi odbyć podróż do tego niezwykłego miejsca. Być może to „osiągnięcie” nie będzie dla Ciebie niczym szczególnym, w końcu bilety lotnicze do Szwecji kosztują nie więcej niż kolejowe z Warszawy do Krakowa (serio!), a leci się przecież znacznie krócej, ale dla mnie ta podróż była nie lada wyzwaniem, całkiem znaczącym znakiem i jednocześnie testem. I nie chodzi tutaj o samą pracę – zadanie, które miałem do wykonania w Szwecji było bardzo fajne, wręcz ekscytujące – lecz o cały backstage, mój osobisty plan, który towarzyszył tej wyprawie. Wyruszyłem bowiem swoim własnym samochodem, przemierzając najpierw pół Polski drogą nad morze, płynąc nocą promem, aby następnie przez cały kolejny dzień móc samochodem przejechać spory kawałek Szwecji. Ta kilkudziesięciogodzinna wyprawa była sprawdzianem, a jego wynik miał pokazać, czy takie podróżowanie jest właśnie tym, na czym mi zależy. Miał dać odpowiedź na pytanie, czy mój plan z marcem 2021 roku ma w ogóle sens. I już wiem – ma! Cały mój harmonogram w Szwecji był dość napięty, nie miałem wiele czasu na zwiedzanie, ale udało mi się trochę rozejrzeć, znalazłem wspaniałe miejsca, delektowałem się każdą minutą podróży – zarówno jadąc do Sztokholmu, jak i będąc tam na miejscu. Przemierzając drogi tego wspaniałego kraju nie pędziłem, rozglądałem się co i rusz, robiłem sporo przerw aby pooglądać przepiękną skandynawską przyrodę. Każda minuta była dla mnie czymś wyjątkowym.


    Napisałem na samym początku, że praca pozwoliła mi spełnić marzenie. Ale to nie do końca prawda. Im więcej o tym myślę, tym mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że tak na prawdę to ja sam nastawiłem się na spełnianie mojego marzenia, a praca w tym wypadku stała się dla mnie tylko narzędziem do tego. Pewnie zadziałał tu też mechanizm magnesu: byłem otwarty na tego rodzaju przygody, więc i spadło na mnie zadanie związane z podróżą. Wszystko miało znaczenie.

    Moja przygoda w Szwecji już za mną, ale ta właściwa –związana z podróżowaniem – dopiero się rozpoczyna. A ja z każdym dniem szerzej otwieram oczy i widzę coraz więcej elementów, które od tak dawna podświadomie składam aby takie wyprawy odbywać. Nawet moja praca, którą od miesięcy organizuję w ten sposób, abym nie musiał wykonywać jej z domu czy jakiegokolwiek innego, konkretnego miejsca. Będąc w Szwecji pracowałem całkiem normalnie, i chociaż zadanie, które miałem tam do wykonania bardzo absorbowało mój czas i uwagę, to jednak zobaczyłem, że mogę być w dowolnym miejscu na ziemi i robić to samo, co na co dzień robię w domu.

    Tak właśnie spełnia się marzenia. Jeżeli nadal nie wierzysz że można, być może musisz przeczytać jeszcze raz ten wpis, spisać sobie wszystkie linki które w nim umieściłem i odwiedzić je po kolei. To żywe dowody na to, że można! I prawdziwe sposoby pokazujące „jak?”.

    Na koniec mam do Ciebie jedno pytanie: jakie jest Twoje marzenie, którego datę realizacji zapiszesz sobie właśnie dzisiaj w kalendarzu?

  • Rok odwagi

    Piszę do Ciebie tą wiadomość dziewiętnastego stycznia. Oznacza to, że minęło mniej więcej 5% roku. Jestem bardzo ciekawy, czy Twoje postanowienia noworoczne zdążyły już przepaść, czy jeszcze się ich trzymasz? Moje nie przepadły, ale chyba tylko dlatego, że wcale ich nie ustanawiałem. Zrobiłem za to coś zupełnie innego, ale zanim napiszę co, muszę najpierw opowiedzieć Ci co robiłem w poprzedni weekend.

    Otóż w sobotę i niedzielę, moja córka miała swoje dwie imprezy urodzinowe – jedną dla koleżanek, drugą już bardziej rodzinną. Pierwszą z nich zorganizowaliśmy na lodowisku – Ala (solenizantka) i jej koleżanki jeździły cała godzinę na łyżwach – wszyscy byli zachwyceni. Dla mnie za to, było to pierwsze przyjęcie urodzinowe moich córek, na których bawiłem się równie dobrze co one. Prawie wszystko się udało. Prawie, ponieważ zaplanowaliśmy spektakularny wjazd na lodowisko z tortem, a niestety szalejący wiatr ciągle zdmuchiwał nam wszystkie świeczki… więc było dmuchanie „na sucho” i mnóstwo śmiechu ????. Oczywiście nie traktuję tego jak wpadkę, ale jako zabawną rzecz, której nie przewidzieliśmy. Ogólnie, było to wspaniałe wydarzenie, którego długo nie zapomnę (choć zorganizowane dla prawie-nastoletnich dziewczyn). Nawet moje żona była zadowolona, choć przez długi czas dość sceptycznie podchodziła do pomysłu organizacji przyjęcia urodzinowego na łyżwach.

    Poprzednia niedziela upłynęła nam z kolei pod znakiem przyjęcia w gronie rodzinnym. Zaprosiliśmy tyle osób, ile tylko nam się mieści w domu i świętowaliśmy urodziny. Mamy w domu z Ewą pewien układ na takie okazje: ona wybiera dania a ja je gotuję. W ten sposób każdy dostaje to, co lubi – ja mogę gotować, a Ewa dostaje swoje ulubione potrawy ????. I tym razem wymyśliła rosotto – trudne, ale wyjątkowo wdzięczne danie. Postanowiłem jednak nie poprzestawać na tym: pomyślałem, że zrobimy całe przyjęcie w stylu włoskim. Na początek podaliśmy bruschetty, potem przepyszną zupę minestrone, risotto, deser i na kolację przepyszne, domowe, włoskie pizze. Nie zabrakło pomidorów, sosów, serów czy bazylii. I oczywiście świeżo upieczonego chleba (kilka tygodni temu dostaliśmy taką maszynkę do jego wypiekania i muszę przyznać, że zbzikowałem na tym punkcie totalnie). A najlepsze jest to, że chyba wszystko się udało i smakowało gościom. Ewa jak zwykle trochę na początku panikowała, ale ostatecznie sama przyznała, że było super. Tak właśnie minęł mi cały poprzedni weekend.

    A dlaczego właściwie Ci o tym wszystkim opowiadam? Już tłumaczę.

    Nie od dziś wiadomo, że postanowienia noworoczne nie mają większego sensu. Mało komu udaje się je utrzymać dłużej niż tydzień, a jeszcze mniejsza liczba osób przekształcić w nawyki. Został nawet wyznaczony dzień, do którego statystycznie rzecz biorąc, większość postanowień noworocznych została już dawno spisana na stary. Przypada on w trzeci poniedziałek roku, czyli jutro. Nazywamy go Najsmutniejszym Dniem Roku (Blue Monday). Dlatego też, podobnie jak w latach poprzednich, tak i tym razem, nie tworzyłem dla siebie żadnych postanowień noworocznych, nie wyznaczałem też wielkich celów, zrobiłem za to coś o wiele lepszego – wyznaczyłem na rok 2020 temat. A jest nim odwaga. 

    Pierwszy raz o tej technice planowania okresów usłyszałem w podcaście Cortex. Jego prowadzący, znany youtuber CGP Grey oraz podcaster Myke Hurley, od kilku już lat wyznaczają i opowiadają o swoich tematach na różne okresy w życiu. Zainspirowany ich działaniem, rok temu postanowiłem że i ja, zamiast podejmować bezsensowne postanowienia noworoczne, będę wybierać na każdy rok temat. A różnica pomiędzy jednym i drugim jest ogromna. Postanowienia noworoczne to coś zamkniętego, dokładnie określonego, wymagającego konkretnego działania, zazwyczaj obejmującego rzecz, którą sami nie wierzymy, że jesteśmy w stanie zrealizować. Bliższe są ona naszym marzeniom, niż planom. Trzy najpopularniejsze przykłady postanowień noworocznych to rzucanie palenia, przejście na dietę i rozpoczęcie przygody z siłownią. Ale czy tak na prawdę znasz kogoś, kto rzucił palenie w sylwestra i wytrzyma dłużej, niż tydzień? Podejrzewam, że po zabawie sylwestrowej mało kto wytrzymuje z takim postanowieniem choć dwa dni. Z dietą pewnie jest podobnie. Jedynie siłownia czasem się przedłuża o kilka dni, czy tygodni ze względu na wykupiony wcześniej, w przypływie emocji, karnet.

    Sprawa wygląda zupełnie inaczej, gdy zamiast tworzyć noworoczne postanowienia, wyznaczymy na dany okres temat. I aby jeszcze lepiej pokazać Ci na czym polega różnica, powrócę na chwilę do moich wcześniejszych dwóch historii. Tak na prawdę cały mój ostatni weekend stał dla mnie mocno pod znakiem odwagi. Od samego początku rozsądek podpowiadał, aby zorganizować pierwsze przyjęcie urodzinowe mojej córki w sali zabaw, albo w domu – zrobić to standardowo, po najmniejszej linii oporu. Przecież nie potrzeba wiele, aby dzieciaki się dobrze bawiły. Szczególnie, że mieliśmy bardzo mało czasu na przygotowanie wszystkiego, nie mogliśmy przewidzieć pogody (w sumie trochę mogliśmy, a na tydzień przed urodzinami, mój iPhone pokazywał, że w czasie przyjęcia będzie lekko padało, co się na szczęście nie sprawdziło…), a do ostatniego dnia nie mieliśmy nikogo, kto poprowadziłby dla dzieciaków zabawy na lodzie. To samo dotyczyło drugiego przyjęcia – zamiast wymyślać całe włoskie menu, mogłem pójść na łatwiznę, przygotować dwie standardowe sałatki, tradycyjny rosół, kupić kilka gotowych produktów, nie bawić się w wypiekanie chleba. Tym bardziej, że tego dnia gościło u nas kilkanaście osób, a gotowałem tylko ja i to w naszej niezbyt dużej kuchni. Jednak i w pierwszym i w drugim przypadku podjąłem decyzję, że nie nie boję się ryzyka, nie boję się dodatkowej pracy, chcę podjąć walkę, aby móc być później z siebie dumnym. Podjąłem takie, a nie inne decyzje, ponieważ ten rok stoi u mnie właśnie pod znakiem odwagi. Rok odwagi. Planując kolejne wydarzenia, właśnie to biorę pod uwagę. Widzisz różnicę w stosunku do postanowień noworocznych? Mam nadzieję, że tak.

    Mam dzisiaj do Ciebie jedno pytanie: Czy planujesz z wyprzedzeniem okresy w swoim życiu?

  • ABC fajnego życia – B jak blog. Rozmowa z Piotrem Szostakiem – podcast Fajne Życie, odcinek 5

    Piąty odcinek mojego podcastu Fajne Życie. Tym razem zaprosiłem do rozmowy Piotra Szostaka z bloga Jak Osiągać Cele, a rozmawiamy na temat… blogowania. 

    Mój twitter: https://twitter.com/gsztank

    Morning Pages o mojej wizycie w Poznaniu.

  • Sposób na fajną randkę

    Dumb Little Man to amerykański serwis, który często porusza tematykę podobną do tej z mojego bloga, (ciekawe, czy czytają moje Fajne Życie tak samo jak ja czytam ich ????). Pewnie dlatego tak lubię tam zaglądać – zawsze znajdzie się coś ciekawewgo do poczytania. Nie inaczej było i ostatnim razem: znalazłem fajny artykuł o tym, jak zorganizować ciekawą randkę dla kogoś, kto lubi sport (choć autorzy postarali się o nieco bardziej clickbaitowy tytuł). W artykule przedstawiono 5 ciekawych pomysłów na randkę w stylu sportowym, jednak – pewnie ze względu na różnice kulturowe pomiędzy nami i Stanami – tylko jedna z nich przypadła mi do gustu. Autorzy zaproponowali golfa (totalnie nie dla mnie – przynajmniej w tej chwili), randkę w pubie lub sportowym barze (ee, chyba nie…), wypad na mecz hokeja (come on!), wstąpienie do ligi sportowej (chyba drużyny?) i… no właśnie, ostatnia propozycja bardzo mi się spodobała ???? Z resztą sami przeczytajcie: 

    (…) Rock/Mountain climbing

    How about a date idea that involves a little more exercise?

    You could either walk up a mountain using pathways that have already been created or add a little more intrigue and adventure by rock climbing. Both can be quite challenging and can be used to gauge how strong your relationship is, especially when things get a bit tough.

    Obchodziliśmy w tym roku z Ewą dziesiątą rocznicę ślubu i w dokładnie w ten sposób postanowiliśmy ją uczcić: wyprawą w góry. Z resztą nie była to jedyna nasza wyprawa w ostatnie wakacje. Dzieciaki tym razem częściej niż zwykle korzystały z usług babć, my natomiast dużo spacerowaliśmy i zdobywaliśmy niektóre z polskich pagórków, a najwyższym z nich była Śnieżka, której zdobycie okazało się być wspaniałą przygodą – obydwoje świetnie się bawiliśmy. Zostawiliśmy samochód w domu, kupiliśmy bilety na pociąg i daliśmy się ponieść wyobraźni. Ta z kolei sprawiła, że naszą podróż na szczyt rozpoczęliśmy nie w Karpaczu, skąd zaczynają się szlaki na szczyt, a z Jeleniej Góry – zafundowaliśmy więc sobie do naszej wspinaczki dodatkową, 30-kilometrową, pełną przygód wędrówkę. 

    To była wspaniała, dwudniowa randka! A udało nam się zorganizować jeszcze dwa podobne wypady w ciągu całych wakacji. Zakochaliśmy się w takich randkach, dokładnie tak samo jak 10 lat wcześniej w sobie, i czasem, po cichu planujemy kolejne. Dlatego gdy tylko przeczytałem artykuł o sportowych randkach, przypomniały mi się wszystkie wędrówkowe chwile z minionych wakacji i pomyślałem, że muszę Wam o tym napisać. Dlatego zastanów się, czy na kolejną randkę z żoną, mężem, dziewczyną czy chłopakiem, nie lepiej zamiast włoskiej restauracji wybrać wspinaczkowe buty. Wspólna górska wycieczka, czy nawet dłuższa, kilkudziesięciokilometrowa piesza wyprawa z pewnością dostarczy Ci niezapomnianych wspomnień, i z korzyścią wpłynie na Twoje zdrowie. Choć, jak zaznacza autor w DLM, pierwsze uczucie po randce w górach, może nie do końca być tak wspaniałe:

    Be prepared the next day to be sore though. I thought I was in decent shape but all of those little muscles that I never use quickly told me how angry they were when I woke up the next day.

    Pamiętaj jednak, że taki ból to samo zdrowie ???? Jeżeli chcesz przeczytać cały artykuł z Dumb Little Man, znajdziesz go tutaj: 5 Dating Ideas if Your Boyfriend is A Sports Junkie 

    ps. Ostatnio częściej piszę do osób, które zapisały się, aby otrzymywać mój newsletter. Przestałem też wysyłać w ten sposób tylko i wyłącznie informacje o nowych artykułach na blogu. Należysz do grona moich czytelników? Może warto wypróbować również newsletter? Gorąco zapraszam tutaj.

  • Było sobie życie… czyli co tym razem mnie powstrzymało

    Czasem mam wrażenie, że co piąty odcinek Morning Pages, wpis na Facebooku, czy artykuł, który tworzę, zaczyna się tak samo: „wróciłem, przepraszam, że się nie odzywałem”. I dokładnie tak miałem ochotę zacząć i tym razem. Nawet wiem, dlaczego tak się dzieje – dużo obiecuję sobie i Wam (choć chyba głównie sobie), a potem przychodzi życie i wywraca wszystkie moje plany do góry nogami. Dokładnie tak było i tym razem: pod koniec wakacji usiadłem, ułożyłem wspaniały i przeładowany zadaniami plan na treści blogowe i… nie do końca się to udało 🙂 Założenie były bardzo fajne: w każdym kolejnym miesiącu, biorę się za jeden temat i tworzę treści właśnie wokół niego. Mam vloga i podcast „Morning Pages”, jest podcast „Fajne Życie”, są artykuły na blogu, wideo i newsletter. Dokładnie zaplanowałem wszystkie te kanały – wiedziałem co, gdzie i kiedy publikować, wystarczyło jedynie zrealizować ten plan. Wybrałem nawet tematy na pierwsze kilka miesięcy. Krótko mówiąc: wszystko dokładnie sobie poukładałem. Nie przewidziałem jednak jednego: życia. A dało ono o sobie znać już na samym początku.

    Żeby to wszystko było jeszcze bardziej zabawne, pierwszym tematem, jakim zacząłem się zajmować była „właściwa organizacja”. Uznałem, że takie zagadnienie jest idealne na początek – zarówno dla mnie, jak i moich czytelników. W końcu wrzesień to czas, w którym dzieciaki (w tym i moje oczywiście) ruszają do szkoły, a i my z żoną przestawiamy się z letnio-wakacyjnego trybu na jesienną mobilizację. To idealny czas, aby powrócić do zapomnianych przez wakacje zdrowych nawyków i przyzwyczajeń, wspaniały moment, aby wszystko na nowo poukładać. U mnie w domu „efekt września” jest jeszcze bardziej odczuwalny, ponieważ moja Ewa, jest nauczycielką – i razem z dzieciakami wraca do pracy po wakacyjnej przerwie. Ja z kolei – korzystając z pięknej pogody i faktu, że moje dziewczyny w wakacje są głównie w domu – przez większość lipca i sierpnia, pracowałem poza domem. Wrzesień jest więc dla mnie powrotem do domu… Krótko mówiąc: idealny czas, aby zająć się tematem organizacji.

    Niestety już na samym początku zaliczyłem falstart – powrót do szkoły moich dzieciaczków i powrót do pracy Ewy sprawiły, że nie wyrobiłem się na 1 września… Pierwszy odcinek drugiego sezonu Morning Pages – który miał przerwać moją wakacyjną absencję na blogu – wyszedł mniej więcej z dwutygodniowym opóźnieniem. Nie przejąłem się jednak zbytnio tym znakiem z nieba i postanowiłem kontynuować pierwotny plan, z tym że z drobnym przesunięciem czasowym. Początkowo szło nawet nieźle – nagrałem kilka odcinków Morning Pages, opublikowałem pierwszy z zaplanowanych artykułów i… wtedy życie postanowiło o sobie przypomnieć. 

    Było piękne, niedzielne, wrześniowe popołudnie, gdy Ewa przyszła do mnie i powiedziała, że znalazła na OLX’ie cudnego szczeniaczka. A musicie wiedzieć, że temat pieska przewijał się w naszym domu już od wielu miesięcy, i to głównie Ewa go blokowała, nie mogąc zdecydować się i przekonać do tak wielkiej odpowiedzialności i zmian w życiu, jakie wprowadza pojawienie się psa. Od czasu Miki (która gościła u nas niezbyt długo), pierwszy raz pomyślałem, że faktycznie możemy mieć w domu pieska! Również nasze dzieciaki szybko zorientowały się w sytuacji, wywęszyły szansę na wymarzonego szczeniaczka i rozpoczęliśmy wspólne działania szturmowe przeciwko Ewie, aby jak najszybciej jechać po pieska – zanim Ewa się rozmyśli. Efekt był taki, że kilka godzin później mały, biały, niewinny i przestraszony piesek, obsikiwał nam już podłogę 🙂

    Gdy byłem mały, przez mój rodzinny dom przewinęło się całkiem sporo zwierząt (choć ja sam opiekowałem się głównie moim małym kotkiem, który przeżył ze mną wspaniałe 17 lat). Mieliśmy kilka piesków, kotów, świnki morskie, króliczki, nawet małe kaczki i dwie białe kozy, które latem strzygły nam trawkę, a zimą – no cóż, głównie śmierdziały. Wiedziałem więc – chyba jako jedyny w domu – z czym wiąże się przygarnięcie małego szczeniaczka, spodziewałem się wywrócenia życia do góry nogami. I niestety nie pomyliłem się. Nasz nowy członek rodziny nazywał się Pirat – takie imię otrzymał od rodziny, od której go odebraliśmy. Tłumaczyli nam, że nadali mu je ze względu na łatkę przy jednym oku, ale patrząc na zachowanie tego gagatka, myślę, że powodów ku temu mogło być znacznie więcej! 

    Cóż… szybko okazało się, że maluch potrzebuje bardzo dużo miłości, cierpliwości i zmian, jakie musieliśmy wprowadzić w domu. To nie tylko zrujnowało cały mój blogowy plan na kolejne artykuły i nagrania, ale również totalnie zniszczyło moje poranki. Do tej pory, zaraz po przebudzeniu sięgałem po butelkę wody, później była poranna toaleta, często włączałem aplikację Elevate, która pomagała – równie skutecznie co woda – rozbudzić moje szare komórki, była medytacja, czasem joga, śniadanie, pisanie itd. Pojawienie się Pirata sprawiło, że z moich poranków została tylko woda, którą i tak mogłem wypić dopiero po przywitaniu się z piszczącym i stęsknionym po całej nocy pieskiem, znalezieniu wszystkich zasikanych w domu miejsc, umyciu podłogi i nakarmieniu tego małego wariata. Przez pierwsze dwa tygodnie nie udało mi się ani razu dotrzeć nawet do medytacji, nie mówiąc już o pisaniu czegokolwiek na bloga… I żebyście mnie dobrze zrozumieli – zakochałem się w tym maluchu już pierwszego dnia, uwielbiam wspólne spacery z nim (na razie po podwórku), ganiamy się, wygłupiamy, przytulamy i dużo ze sobą rozmawiamy (z psem też można!), ale faktem jest, że zdezorganizował on nasze życie już od pierwszego dnia gdy się pojawił. I gdybym musiał poradzić sobie tylko z tą jedną rzeczą, myślę, że udałoby mi się powrócić do pisania w miarę szybko, ale oczywiście życie postanowiło kolejny raz o sobie przypomnieć…

    Był piękny sobotni poranek (chyba wszystkie historie z tego wpisu będą zaczynały się w taki sposób) a ja wróciłem właśnie z wyprawy na targ z masą smakołyków. Razem z dzieciakami szykowaliśmy nasze standardowe, sobotnie śniadanie. A musisz wiedzieć, że weekendowe posiłki są u nas w domu szczególnie ważne i wszyscy bardzo się staramy, aby jak najlepiej je przygotować. Nawyk jedzenia wspólnych śniadań wprowadziliśmy kilka lat temu, jednak w tygodniu nie mamy zbyt wiele czasu, aby razem posiedzieć i porozmawiać przy śniadaniu. Pomimo faktu, że każdego ranka siadamy wspólnie, aby zjeść ten pierwszy posiłek, to od poniedziałku do piątku, mamy na to raptem 20 minut. W weekend jest inaczej – nie żałujemy sobie czasu na śniadanie, a każdy sobotni i niedzielny poranek jest u nas tak samo uroczysty co śniadanie wielkanocne. Serio! Chyba wszyscy kochamy nasze weekendowe śniadania. A więc nakrywaliśmy wspólnie stół, rozpakowując jednocześnie „targowe” zakupy, gdy nagle… moja najmłodsza córka gorzej się poczuła. Nie chcę za mocno wchodzić w szczegóły (wybacz, staram się jednak nie odsłaniać zbytnio tej sfery mojego życia), jednak kilka godzin później była już w szpitalu z przepisaną dwutygodniową kuracją, której nie mogła niestety odbyć w domu. Ustaliliśmy z żoną, że to ona zostanie z Amelką w szpitalu, a ja zajmę się domem, drugą córką i naszym małym pupilem, który dopiero uczył się przecież z nami żyć. Jak się zapewne domyślasz, to już totalnie zniszczyło moje plany związane z publikowaniem czegokolwiek na blogu. Poczułem, że mam dość. Poranki nadal wyglądały dość chaotycznie: zaraz po przebudzeniu leciałem do stęsknionego i piszczącego pieska, potem biegałem po domu z papierem i ścierkami, aby doprowadzić podłogę do stanu używalności, szybkie śniadanie i wyprawienie starzej córki do szkoły. A potem na zmianę – jeden dzień jechałem do szpitala, a drugi nadrabiałem pracę. Nie było łatwo, ale wtedy… życie postanowiło po raz kolejny o sobie przypomnieć….

    Od ostatnich wydarzeń minął równy tydzień, był piękny sobotni poranek (a jak!). Pomimo sytuacji w domu i faktu, że z powodu nieobecności Ewy i Amelki działaliśmy w mocnym osłabieniu, postanowiliśmy z Alicją – starszą córką – przygotować nasze tradycyjne wspaniałe, weekendowe śniadanie. Chcieliśmy choć trochę normalności w tej nienormalnej sytuacji, a śniadanie wydawało się dobrym na to sposobem. Przygotowaliśmy więc wszystko zgodnie z naszym zwyczajem i usiedliśmy do stołu. Nasza radość z tej namiastki spokoju trwała może z 15 minut, ponieważ po chwili Ala usłyszała dziwne syczenie (sssss) dochodzące z góry (nasz domek ma parter i piętro). Szybko udałem się na piętro, aby sprawdzić o co chodzi, a gdy tylko wszedłem na najwyższy stopień schodów, wpadłem (dosłownie) w ogromną kałużę. Może domyślacie się, jaka była moja pierwsza myśl po kilku tygodniach z małym, sikającym wszędzie szczeniakiem?

    • Pirat!!!!!

    Jednak po chwili namysłu, uświadomiłem sobie, że przecież nasz piesek nie był jeszcze dzisiaj na gorze, a i tak kałuża była na niego zdecydowanie za duża! I wtedy przypomniałem sobie o syczeniu, spojrzałem na rurę w korytarzu…

    Wiesz już, o co chodzi? Oczywiście przeciekała i wszystko na górze było zalane. Takie rzeczy zawsze przytrafiają się w najgorszym możliwym momencie, prawda? Choć z drugiej strony, nigdy nie ma odpowiedniego momentu na pękniętą rurę. Spora część soboty upłynęła więc na sprzątaniu i badaniu uszkodzenia. Na szczęście okazało się, że awaria dotyczy jedynie rury z ciepłą wodą, więc nie zostaliśmy totalnie odcięci od wody na kolejne dni. 

    I teraz mógłbym zacząć kolejną opowieść o tym, jak ciężko znaleźć hydraulika, który zdecyduje się przyjechać do takiego „drobiazgu”, czy o tym, że na początku kolejnego tygodnia dopadło nas z Alicją przeziębienie i musieliśmy trochę posiedzieć w domu. Ale nie o to chodzi, abym zasypywał Cię kolejnymi opowiadaniami tłumaczącymi, dlaczego przez trzy tygodnie nie udało mi się napisać ani nagrać nic na bloga. Ważne jest, że minęło kilka tygodni, mamy już kolejną niedzielę, jest godzinę 5:30, a moje dziewczyny śpią smacznie w swoich łóżkach (wszystkie już w domu!). Piesek, który w końcu nauczył się wołać i wychodzić na dwór gdy ma potrzebę, odpoczywa na swoim miejscu, a ja jestem po śniadaniu, kawie, herbacie i ponad dziesięciu tysiącach znaków, które napisałem dzisiaj na bloga. Zwarty i gotowy, aby dalej tworzyć! Wydarzenia ostatnich tygodni sprawiły, że jeszcze bardziej zapragnąłem, ładu i porządku w życiu. A dzięki temu jeszcze mocniej chcę pochylić się nad – tak już bardzo już opóźnionym – tematem organizacji, o którym postanowiłem opowiadać Ci już kilka miesięcy temu. Być może ostatnie wydarzenia powinny nauczyć mnie, żeby nie planować za dużo, nie obiecywać zbyt wiele, nie planować tak obficie. Ja jednak nie zamierzam poddawać się i hamować mojej ambicji, przeciwnie – postaram się wypełnić mój pierwotny plan, najwyżej z dużym opóźnieniem! Także zapraszam Was po raz kolejny do tego samego, co obiecywałem na początku września – do jeszcze lepszej organizacji, o której opowiem w Morning Pages, podcaście Fajne Życie i na blogu ????

  • Cenna równowaga w dążeniu do fajnego życia

    Rok temu, gdy mój blog kończył dwa lata, postanowiłem w końcu zastanowić się, czym tak właściwie dla mnie jest to moje fajne życie. Musiałem zdefiniować, sam dla siebie, jak wygląda droga do jego osiągnięcia, a dodatkowo trochę skonkretyzować to o czym piszę, oraz – a może i przede wszystkim – do czego dążę. Mniej więcej w tym samym czasie odbyłem bardzo ciekawą rozmowę z Piotrem Szostakiem z bloga „Jak osiągać cele”. Piotrek przeprowadził ze mną dość obszerny wywiad, który pozwolił mi spojrzeć nieco inaczej na to, co dotychczas robiłem, pomógł mi poukładać pewne sprawy w głowie. Rozmowa ta zmusiła mnie do jeszcze głębszego zastanowienia się nad sensem moich dążeń. Rozważania doprowadziły mnie w końcu do jednego, bardzo ważnego wniosku: fajne życie to przede wszystkim decyzja i deklaracja. Takie powiedzenie samemu sobie i innym: chcę mieć i mam fajne życie! Od dzisiaj, od teraz!

    W tych prostych kilku słowach kryje się wdzięczność, wiara i postanowienie. A te trzy elementy są już dobrą podstawą do budowania wielkich rzeczy.

    Jednak nie zatrzymałem się na tym jednym wniosku – szukałem dalej. Wiedziałem, że sama deklaracja to jeszcze za mało – możesz sobie powiedzieć „będę lekarzem”, i to wspaniały pierwszy krok do osiągnięcia tak dużego celu, ale zanim Ci się to uda, musisz wykonać szereg innych czynności, jak choćby ta podstawowa jak skończenie studiów medycznych. Podobnie jest z fajnym życiem – pozna samym postanowieniem, trzeba jeszcze trochę się postarać i obrać odpowiednią drogę – i ja chciałem ją odnaleźć. Jak nigdy wcześniej potrzebowałem prostej instrukcji do osiągnięcia fajnego życia. Doprowadziło mnie to w końcu do wyznaczenia sześciu obszarów, o które powinienem zadbać, aby fajne życie mogło zaistnieć. Należą do nich: zdrowie, funkcja, kreatywność, rozwój, relacja i równowaga. A najlepszą receptą na szczęście jest się dbanie o każdy z nich.

    Zdrowie

    Obszar zdrowia jest pierwszym i najbardziej podstawowym elementem fajnego życia. Można jeszcze podzielić je na fizyczne i psychiczne, choć jedno i drugie jest ze sobą ściśle powiązane.

    Zdrowie fizyczne to wszystko, co dotyczy naszego ciała, zapobiegania chorobom, sposobu odżywiania, poziomu aktywności fizycznej oraz zachowania, czyli na przykład nałogów, jak papierosy czy alkohol. Zdrowie fizyczne to również czynniki biologiczne, jak genetyka czy fizjologia, choć na te nie zawsze możemy coś poradzić.

    Myśląc o zdrowiu psychicznym mam na myśli oczywiście przede wszystkim brak zaburzeń psychopatologicznych, ale nie tylko. To również emocje oraz zdolność do rozwoju, rozumienia, przeżywania, odkrywania i tworzenia.

    Czy wyobrażasz sobie budowanie fajnego życia bez zadbania o ten obszar? To właśnie zdrowie zapewnia nam „życie”.

    Zdrowie – zarówno fizyczne, jak i psychiczne – to skupienie się na utrzymaniu Twojego ciała i umysłu w jak najlepszej kondycji.

    Funkcja

    Obszar funkcji polega na rolach jakie stawia przed nami życie, społeczeństwo i my sami. Obejmujesz pewne funkcje, którym musisz sprostać. W rodzinie możesz pełnić rolę matki, ojca, siostry, wujka, czy dziadka. W pracy Twoja rola przydzielana jest zawyczaj przez pracodawcę. Wśród znajomych z pracy z pewnością masz już nieco inną rolę – na przykład pracowego gaduły 🙂 Wychodzisz z pracy, idziesz na piwo ze znajomymi i zaczynasz pełnić kolejną funkcję. Idąc do fryzjera czy na zakupy, obejmujesz kolejne role… I tak w koło. Lista funkcji każdego z nas zazwyczaj jest długa, i musimy umieć godzić je ze sobą, czerpać z nich radość i dbać o to, aby w każdej z nich spełniać się i wypadać jak najlepiej.

    Funkcja to Twoje achowania w pracy, rodzinie, wśród przyjaciół. To wszystko co robisz aby jak najlepiej odegrać role jakie Ci w nich powierzono.

    Kreatywność

    Obszar kreatywności to wszystko co związane z tworzeniem, to Twoja postawa twórcza. Możesz malować, śpiewać, pisać książki, rzeźbić albo prowadzić bloga. Najważniejsze, aby tworzyć coś nowego – i wcale nie koniecznie z niczego 🙂

    Jeżeli Twoja praca pozwala Ci realizować się w obszarze kreatywności – świetnie, jeżeli nie, bardzo często pomoże Ci w tym znalezienie, pielęgnowanie i rozwój hobby. Z pewnością i Twoją pasję można zamienić w taką, która zaspokoi kreatywne potrzeby.

    Kreatywność to wszystko co tworzysz. Może dotyczyć zarówno pracy, pasji, hobby jak i codziennych obiadów które tworzysz dla swoich dzieci.

    Rozwój

    Obszar rozwoju to zaspokajanie potrzeb związanych ze zmianami, samokształceniem i poszerzaniem horyzontów. O ile obszar kreatywności zaspokaja potrzeby tworzenia, czyli oddawania tego co zrobiliśmy, o tyle rozwój to przyswajanie rzeczy od innych, ukierunkowany na wzrost lub polepszenie danej umiejętności lub cechy. Podobnie jak zdrowie, obszar rozwoju można podzielić na fizyczny oraz psychiczny. Jak widzisz, wszystkie obszary ściśle łączą się ze sobą.

    Rozwój to zmiana siebie, poprzez ciągłe dążenie do czegoś lepszego, do poprawienia swoich zachowań, wiedzy i umiejętności.

    Relacje

    Obszar relacji to zachowania w społeczeństwie, kontakty z innymi ludźmi, przyjaciółmi, znajomymi, rodziną. Polega na podtrzymywaniu istniejących i nawiązywaniu nowych znajomości. Z jednej strony, zakres obszaru relacji obejmie podobne grupy, które wydzieliłeś w obszarze funkcji, jednak dbanie o siebie w tym zakresie nie będzie obejmowało tego jaką pełnimy rolę i jak się z niej wywiązujemy, ale jaki związek oraz wpływ na innych ludzi ma nasze zachowanie. W odróżnieniu od funkcji, gdzie w centrum stawiamy samego siebie, tu dbamy o innych i właśnie relacje z nimi.

    Relacje to Twoje emocje i zachowania przy kontaktach z innymi ludźmi: rodziną, znajomymi, przyjaciółmi czy współpracownikami. 

    Równowaga

    I dochodzę do ostatniego, najważniejszego i często najtrudniejszego do okiełznania obszaru – równowagi. Dotyczy on umiejętności związanych z pogodzeniem ze sobą wszystkich wcześniejszych obszarów. Skupia zdrowie, funkcje, kreatywność, rozwój i relacje pomagając utrzymać balans w naszym codziennym działaniu. Dbanie o obszar równowagi polega na pilnowaniu aby żaden z pozostałych obszarów nie zdominował naszego życia. W obszar ten wpisują się również wszelkie działania związane z organizacją czasu, planowaniem okresów w naszym życiu, czy w końcu regularnym prowadzeniu dziennika lub pamiętnika.

    Równowaga to zorganizowane życie, brak dominacji. To umiejętność pogodzenia wszystkich wcześniejszych obszarów. 

    Na równowadze chciałbym się zatrzymać chwilę dłużej – to właśnie ona ma najistotniejszy wpływ na to, czy w dążeniach do fajnego życia uda się nam osiągnąć upragniony sukces. Od czego jednak zacząć poszukiwania?

    Koło fajnego życia

    Przede wszystkim warto sprawdzić na czym stoisz, prawda? Zastanowić się, jak wygląda Twoja obecna sytuacja, jak wiele wysiłku musisz włożyć w poszukiwania balansu w życiu. Po drugie, po ustaleniu ile równowagi jest w Twoim życiu, warto również sprawdzać, czy jej poziom się powiększa, czy wręcz przeciwnie – maleje. Taka kontrola pozwoli Ci ustalić, czy podążasz w odpowiednią stronę. Aby ułatwić cały ten proces, stworzyłem narzędzie, którego celem jest zilustrowanie na jakim etapie w poszukiwaniu równowagi jesteś – nazywam je kołem fajnego życia. Dzięki niemu możesz mierzyć swój poziom równowagi w życiu, a korzystając z niego regularnie – sprawdzać, czy rozwijasz się w odpowiednią stronę. Oto koło fajnego życia.

    Na pierwszy rzut oka nie wygląda zbyt skomplikowanie, prawda? Jest to okrąg podzielony na pięć równych części, z których każda odpowiada za jeden z pięciu omówionych wcześniej przeze mnie obszarów życia: zdrowia, funkcji, kreatywności, rozwoju i relacji. Nie ma w nim oczywiście obszaru równowagi – odpowiada za niego całe koło. 

    Na końcu tego artykułu znajdziesz link, pod którym pobierzesz szablon koła fajnego życia w formacie A4 do wydrukowania i samodzielnego wypełnienia.

    Do uzupełnienia koła fajnego życia będziemy potrzebowali wydrukowany szablon (choć ja sam uzupełniam go na iPadzie, z wykorzystaniem aplikacji GoodNotes – która to zastępuje mi kartkę papieru) i ołówek (choć może być również długopis, to polecam jednak abyś wybrał ołówek, ze względu na możliwość wprowadzania poprawek).

    Przystępujemy do uzupełniania: na każdej z pięciu części koła, które odpowiadają za opisane wcześniej obszaru życia, zaznacz kropką swój poziom zadowolenie z niego. Z pewnością ta część zadania zajmie Ci chwilę – musisz w końcu zastanowić się, na jakim etapie jesteś w danej części swojego życia. Im bliżej środka koła, tym Twój poziom satysfakcji z danego obszaru jest mniejszy. Wielkość kropki niech symbolizuje jak pewny jesteś co do swojej decyzji. Istotne jest gdzie w danej cząstce koła znajduje się kropka.

    Być może wszystkie Twoje punkty będą bardzo blisko środka koła, a może każdy z nich będzie prawie dotykał zewnętrznych jego części – położenie punktów wyznaczysz według tego co sam czujesz. Na końcu tego ćwiczenia sprawdzimy jaki każdy z punktów wygląda względem drugiego. Wcześniej jednak chciałbym, abyś spojrzał jeszcze raz na miejsca, w których zaznaczyłeś swoje punkty i zastanowił się, czy na pewno są właściwie ułożone – ale tym razem chciałbym, abyś zwrócił uwagę na ich położenie względem linii dzielących koło na części. Inaczej mówiąc, chciałbym, abyś sprawdził położenie danego punktu, względem dwóch sąsiadujących z nim obszarów – dzięki temu zobaczysz jak bardzo dany obszar jest daleki (lub bliski) innemu obszarowi. Weźmy na przykład punkt w części kreatywności. Zwróć uwagę jak jest położony względem części funkcja i rozwój, do której z nich ma bliżej, do której dalej. Zastanów się z którymi obszarami jest bardziej związany, od których bardziej zależny.

    Nie bój się wprowadzać poprawek do rysunku – dlatego właśnie sugerowałem uzupełnienia koła fajnego życia ołówkiem – dzięki temu możesz, przy pomocy gumki, łatwo wprowadzać korekty i ustalić właściwe położenie punktów. A tak wygląda moje koło fajnego życia po zaznaczeniu wszystkich punktów i ustaleniu poziomu zadowolenia z poszczególnych obszarów.

    Od razu widać w których obszarach czuję się mocniejszy, a nad którymi muszę jeszcze popracować.

    Jak widzisz, każdy parametr punktu ma tak na prawdę znaczenie: jego wielkość, położenie względem sąsiadujących obszarów oraz względem samego koła. A najciekawsze w tym wszystkim jest to, że to Twoja podświadomość rządzi tymi parametrami – być może myślisz, że stawiasz punkt w przypadkowym miejscu, ale wiedząc o różnych znaczeniach jego położenia, podświadomie wybierasz pozycję i wielkość.

    Po zaznaczeniu punktów w każdym z obszarów, pozostaje jeszcze jedna czynność do wykonania: połączenie wszystkich punktów elipsą. Ta, z pozoru prosta czynność, może przysporzyć Ci kilku problemów. Narysowanie elipsy przechodzącej przez wszystkie punkty nie jest proste i być może będziesz potrzebował do tego kilku prób 🙂 Postaraj się, aby linia elipsy przechodziła przez wszystkie punkty, a jeżeli nie jest to możliwe – jak najbliżej nich. U mnie wygląda to tak.

    Jak już wspominałem, rysuję swoje koło fajnego życia na iPadzie, w aplikacji Good Notes, i gdy nie jestem zadowolony z narysowanej elipsy, mogę cofnąć ostatnią czynność i poprawić rysunek. Jeżeli używasz kartki i ołówka – wtedy gumka do ścierania może ponownie okazać się bardzo pomocnym narzędziem.

    Gotowe. Elipsa, którą przed chwilą narysowałeś pokazuje gdzie na drodze do fajnego życia się znajdujesz. W idealnym życiu byłaby ona perfekcyjnym kołem – jednak taki stan raczej ciężko jest osiągnąć, a i tak na prawdę nie wcale nie chodzi o to, aby być idealnym. Liczą się dążenia, kontrola, wnioski. Twoja elipsa wcale nie musi być perfekcyjnym kołem – wystarczy, że będzie się zmieniała i szła w tym kierunku. Zadanie, które Ci dzisiaj zaprezentowałem, ma na celu pokazanie, nad czym powinieneś więcej pracować a nie ile brakuje Ci do ideału – jeżeli chcesz dążyć do osiągnięcia fajnego życia. U mnie taka metoda sprawdza się bardzo dobrze. Korzystaj z niej regularnie, aby nie tylko sprawdzać, gdzie aktualnie się znajdujesz na drodze do fajnego życia, ale również aby oceniać, czy podążasz w dobrą stronę.

    I na koniec jeszcze jedna rada: bądź szczery w rysowaniu Twojego koła fajnego życia – tylko wtedy spełni ono swoje zadanie.

    Zachęcam Cię do pobrania szablonu koła fajnego życia i samodzielnego oraz regularnego wypełnienia go. Przygotowałem go specjalnie dla Ciebie – jest w formacie A4 i opracowany tak, abyś mógł go wydrukować a następnie samodzielnie wypełnić. Ciekawy jestem jakie wnioski wyciągniesz po wykonaniu tego ćwiczenia. A może w inny sposób weryfikujesz swoje dążenia do poprawy jakości życia? Daj znać w komentarzach!

  • Cenna równowaga w dążeniu do fajnego życia

    Rok temu, gdy mój blog kończył dwa lata, postanowiłem w końcu zastanowić się, czym tak właściwie dla mnie jest to moje fajne życie. Musiałem zdefiniować, sam dla siebie, jak wygląda droga do jego osiągnięcia, a dodatkowo trochę skonkretyzować to o czym piszę, oraz – a może i przede wszystkim – do czego dążę. Mniej więcej w tym samym czasie odbyłem bardzo ciekawą rozmowę z Piotrem Szostakiem z bloga „Jak osiągać cele”. Piotrek przeprowadził ze mną dość obszerny wywiad, który pozwolił mi spojrzeć nieco inaczej na to, co dotychczas robiłem, pomógł mi poukładać pewne sprawy w głowie. Rozmowa ta zmusiła mnie do jeszcze głębszego zastanowienia się nad sensem moich dążeń. Rozważania doprowadziły mnie w końcu do jednego, bardzo ważnego wniosku: fajne życie to przede wszystkim decyzja i deklaracja. Takie powiedzenie samemu sobie i innym: chcę mieć i mam fajne życie! Od dzisiaj, od teraz!

    W tych prostych kilku słowach kryje się wdzięczność, wiara i postanowienie. A te trzy elementy są już dobrą podstawą do budowania wielkich rzeczy.

    Jednak nie zatrzymałem się na tym jednym wniosku – szukałem dalej. Wiedziałem, że sama deklaracja to jeszcze za mało – możesz sobie powiedzieć „będę lekarzem”, i to wspaniały pierwszy krok do osiągnięcia tak dużego celu, ale zanim Ci się to uda, musisz wykonać szereg innych czynności, jak choćby ta podstawowa jak skończenie studiów medycznych. Podobnie jest z fajnym życiem – pozna samym postanowieniem, trzeba jeszcze trochę się postarać i obrać odpowiednią drogę – i ja chciałem ją odnaleźć. Jak nigdy wcześniej potrzebowałem prostej instrukcji do osiągnięcia fajnego życia. Doprowadziło mnie to w końcu do wyznaczenia sześciu obszarów, o które powinienem zadbać, aby fajne życie mogło zaistnieć. Należą do nich: zdrowie, funkcja, kreatywność, rozwój, relacja i równowaga. A najlepszą receptą na szczęście jest się dbanie o każdy z nich.

    Zdrowie

    Obszar zdrowia jest pierwszym i najbardziej podstawowym elementem fajnego życia. Można jeszcze podzielić je na fizyczne i psychiczne, choć jedno i drugie jest ze sobą ściśle powiązane.

    Zdrowie fizyczne to wszystko, co dotyczy naszego ciała, zapobiegania chorobom, sposobu odżywiania, poziomu aktywności fizycznej oraz zachowania, czyli na przykład nałogów, jak papierosy czy alkohol. Zdrowie fizyczne to również czynniki biologiczne, jak genetyka czy fizjologia, choć na te nie zawsze możemy coś poradzić.

    Myśląc o zdrowiu psychicznym mam na myśli oczywiście przede wszystkim brak zaburzeń psychopatologicznych, ale nie tylko. To również emocje oraz zdolność do rozwoju, rozumienia, przeżywania, odkrywania i tworzenia.

    Czy wyobrażasz sobie budowanie fajnego życia bez zadbania o ten obszar? To właśnie zdrowie zapewnia nam „życie”.

    Zdrowie – zarówno fizyczne, jak i psychiczne – to skupienie się na utrzymaniu Twojego ciała i umysłu w jak najlepszej kondycji.

    Funkcja

    Obszar funkcji polega na rolach jakie stawia przed nami życie, społeczeństwo i my sami. Obejmujesz pewne funkcje, którym musisz sprostać. W rodzinie możesz pełnić rolę matki, ojca, siostry, wujka, czy dziadka. W pracy Twoja rola przydzielana jest zawyczaj przez pracodawcę. Wśród znajomych z pracy z pewnością masz już nieco inną rolę – na przykład pracowego gaduły 🙂 Wychodzisz z pracy, idziesz na piwo ze znajomymi i zaczynasz pełnić kolejną funkcję. Idąc do fryzjera czy na zakupy, obejmujesz kolejne role… I tak w koło. Lista funkcji każdego z nas zazwyczaj jest długa, i musimy umieć godzić je ze sobą, czerpać z nich radość i dbać o to, aby w każdej z nich spełniać się i wypadać jak najlepiej.

    Funkcja to Twoje achowania w pracy, rodzinie, wśród przyjaciół. To wszystko co robisz aby jak najlepiej odegrać role jakie Ci w nich powierzono.

    Kreatywność

    Obszar kreatywności to wszystko co związane z tworzeniem, to Twoja postawa twórcza. Możesz malować, śpiewać, pisać książki, rzeźbić albo prowadzić bloga. Najważniejsze, aby tworzyć coś nowego – i wcale nie koniecznie z niczego 🙂

    Jeżeli Twoja praca pozwala Ci realizować się w obszarze kreatywności – świetnie, jeżeli nie, bardzo często pomoże Ci w tym znalezienie, pielęgnowanie i rozwój hobby. Z pewnością i Twoją pasję można zamienić w taką, która zaspokoi kreatywne potrzeby.

    Kreatywność to wszystko co tworzysz. Może dotyczyć zarówno pracy, pasji, hobby jak i codziennych obiadów które tworzysz dla swoich dzieci.

    Rozwój

    Obszar rozwoju to zaspokajanie potrzeb związanych ze zmianami, samokształceniem i poszerzaniem horyzontów. O ile obszar kreatywności zaspokaja potrzeby tworzenia, czyli oddawania tego co zrobiliśmy, o tyle rozwój to przyswajanie rzeczy od innych, ukierunkowany na wzrost lub polepszenie danej umiejętności lub cechy. Podobnie jak zdrowie, obszar rozwoju można podzielić na fizyczny oraz psychiczny. Jak widzisz, wszystkie obszary ściśle łączą się ze sobą.

    Rozwój to zmiana siebie, poprzez ciągłe dążenie do czegoś lepszego, do poprawienia swoich zachowań, wiedzy i umiejętności.

    Relacje

    Obszar relacji to zachowania w społeczeństwie, kontakty z innymi ludźmi, przyjaciółmi, znajomymi, rodziną. Polega na podtrzymywaniu istniejących i nawiązywaniu nowych znajomości. Z jednej strony, zakres obszaru relacji obejmie podobne grupy, które wydzieliłeś w obszarze funkcji, jednak dbanie o siebie w tym zakresie nie będzie obejmowało tego jaką pełnimy rolę i jak się z niej wywiązujemy, ale jaki związek oraz wpływ na innych ludzi ma nasze zachowanie. W odróżnieniu od funkcji, gdzie w centrum stawiamy samego siebie, tu dbamy o innych i właśnie relacje z nimi.

    Relacje to Twoje emocje i zachowania przy kontaktach z innymi ludźmi: rodziną, znajomymi, przyjaciółmi czy współpracownikami. 

    Równowaga

    I dochodzę do ostatniego, najważniejszego i często najtrudniejszego do okiełznania obszaru – równowagi. Dotyczy on umiejętności związanych z pogodzeniem ze sobą wszystkich wcześniejszych obszarów. Skupia zdrowie, funkcje, kreatywność, rozwój i relacje pomagając utrzymać balans w naszym codziennym działaniu. Dbanie o obszar równowagi polega na pilnowaniu aby żaden z pozostałych obszarów nie zdominował naszego życia. W obszar ten wpisują się również wszelkie działania związane z organizacją czasu, planowaniem okresów w naszym życiu, czy w końcu regularnym prowadzeniu dziennika lub pamiętnika.

    Równowaga to zorganizowane życie, brak dominacji. To umiejętność pogodzenia wszystkich wcześniejszych obszarów. 

    Na równowadze chciałbym się zatrzymać chwilę dłużej – to właśnie ona ma najistotniejszy wpływ na to, czy w dążeniach do fajnego życia uda się nam osiągnąć upragniony sukces. Od czego jednak zacząć poszukiwania?

    Koło fajnego życia

    Przede wszystkim warto sprawdzić na czym stoisz, prawda? Zastanowić się, jak wygląda Twoja obecna sytuacja, jak wiele wysiłku musisz włożyć w poszukiwania balansu w życiu. Po drugie, po ustaleniu ile równowagi jest w Twoim życiu, warto również sprawdzać, czy jej poziom się powiększa, czy wręcz przeciwnie – maleje. Taka kontrola pozwoli Ci ustalić, czy podążasz w odpowiednią stronę. Aby ułatwić cały ten proces, stworzyłem narzędzie, którego celem jest zilustrowanie na jakim etapie w poszukiwaniu równowagi jesteś – nazywam je kołem fajnego życia. Dzięki niemu możesz mierzyć swój poziom równowagi w życiu, a korzystając z niego regularnie – sprawdzać, czy rozwijasz się w odpowiednią stronę. Oto koło fajnego życia.

    Na pierwszy rzut oka nie wygląda zbyt skomplikowanie, prawda? Jest to okrąg podzielony na pięć równych części, z których każda odpowiada za jeden z pięciu omówionych wcześniej przeze mnie obszarów życia: zdrowia, funkcji, kreatywności, rozwoju i relacji. Nie ma w nim oczywiście obszaru równowagi – odpowiada za niego całe koło. 

    Na końcu tego artykułu znajdziesz link, pod którym pobierzesz szablon koła fajnego życia w formacie A4 do wydrukowania i samodzielnego wypełnienia.

    Do uzupełnienia koła fajnego życia będziemy potrzebowali wydrukowany szablon (choć ja sam uzupełniam go na iPadzie, z wykorzystaniem aplikacji GoodNotes – która to zastępuje mi kartkę papieru) i ołówek (choć może być również długopis, to polecam jednak abyś wybrał ołówek, ze względu na możliwość wprowadzania poprawek).

    Przystępujemy do uzupełniania: na każdej z pięciu części koła, które odpowiadają za opisane wcześniej obszaru życia, zaznacz kropką swój poziom zadowolenie z niego. Z pewnością ta część zadania zajmie Ci chwilę – musisz w końcu zastanowić się, na jakim etapie jesteś w danej części swojego życia. Im bliżej środka koła, tym Twój poziom satysfakcji z danego obszaru jest mniejszy. Wielkość kropki niech symbolizuje jak pewny jesteś co do swojej decyzji. Istotne jest gdzie w danej cząstce koła znajduje się kropka.

    Być może wszystkie Twoje punkty będą bardzo blisko środka koła, a może każdy z nich będzie prawie dotykał zewnętrznych jego części – położenie punktów wyznaczysz według tego co sam czujesz. Na końcu tego ćwiczenia sprawdzimy jaki każdy z punktów wygląda względem drugiego. Wcześniej jednak chciałbym, abyś spojrzał jeszcze raz na miejsca, w których zaznaczyłeś swoje punkty i zastanowił się, czy na pewno są właściwie ułożone – ale tym razem chciałbym, abyś zwrócił uwagę na ich położenie względem linii dzielących koło na części. Inaczej mówiąc, chciałbym, abyś sprawdził położenie danego punktu, względem dwóch sąsiadujących z nim obszarów – dzięki temu zobaczysz jak bardzo dany obszar jest daleki (lub bliski) innemu obszarowi. Weźmy na przykład punkt w części kreatywności. Zwróć uwagę jak jest położony względem części funkcja i rozwój, do której z nich ma bliżej, do której dalej. Zastanów się z którymi obszarami jest bardziej związany, od których bardziej zależny.

    Nie bój się wprowadzać poprawek do rysunku – dlatego właśnie sugerowałem uzupełnienia koła fajnego życia ołówkiem – dzięki temu możesz, przy pomocy gumki, łatwo wprowadzać korekty i ustalić właściwe położenie punktów. A tak wygląda moje koło fajnego życia po zaznaczeniu wszystkich punktów i ustaleniu poziomu zadowolenia z poszczególnych obszarów.

    Od razu widać w których obszarach czuję się mocniejszy, a nad którymi muszę jeszcze popracować.

    Jak widzisz, każdy parametr punktu ma tak na prawdę znaczenie: jego wielkość, położenie względem sąsiadujących obszarów oraz względem samego koła. A najciekawsze w tym wszystkim jest to, że to Twoja podświadomość rządzi tymi parametrami – być może myślisz, że stawiasz punkt w przypadkowym miejscu, ale wiedząc o różnych znaczeniach jego położenia, podświadomie wybierasz pozycję i wielkość.

    Po zaznaczeniu punktów w każdym z obszarów, pozostaje jeszcze jedna czynność do wykonania: połączenie wszystkich punktów elipsą. Ta, z pozoru prosta czynność, może przysporzyć Ci kilku problemów. Narysowanie elipsy przechodzącej przez wszystkie punkty nie jest proste i być może będziesz potrzebował do tego kilku prób 🙂 Postaraj się, aby linia elipsy przechodziła przez wszystkie punkty, a jeżeli nie jest to możliwe – jak najbliżej nich. U mnie wygląda to tak.

    Jak już wspominałem, rysuję swoje koło fajnego życia na iPadzie, w aplikacji Good Notes, i gdy nie jestem zadowolony z narysowanej elipsy, mogę cofnąć ostatnią czynność i poprawić rysunek. Jeżeli używasz kartki i ołówka – wtedy gumka do ścierania może ponownie okazać się bardzo pomocnym narzędziem.

    Gotowe. Elipsa, którą przed chwilą narysowałeś pokazuje gdzie na drodze do fajnego życia się znajdujesz. W idealnym życiu byłaby ona perfekcyjnym kołem – jednak taki stan raczej ciężko jest osiągnąć, a i tak na prawdę nie wcale nie chodzi o to, aby być idealnym. Liczą się dążenia, kontrola, wnioski. Twoja elipsa wcale nie musi być perfekcyjnym kołem – wystarczy, że będzie się zmieniała i szła w tym kierunku. Zadanie, które Ci dzisiaj zaprezentowałem, ma na celu pokazanie, nad czym powinieneś więcej pracować a nie ile brakuje Ci do ideału – jeżeli chcesz dążyć do osiągnięcia fajnego życia. U mnie taka metoda sprawdza się bardzo dobrze. Korzystaj z niej regularnie, aby nie tylko sprawdzać, gdzie aktualnie się znajdujesz na drodze do fajnego życia, ale również aby oceniać, czy podążasz w dobrą stronę.

    I na koniec jeszcze jedna rada: bądź szczery w rysowaniu Twojego koła fajnego życia – tylko wtedy spełni ono swoje zadanie.

    Zachęcam Cię do pobrania szablonu koła fajnego życia i samodzielnego oraz regularnego wypełnienia go. Przygotowałem go specjalnie dla Ciebie – jest w formacie A4 i opracowany tak, abyś mógł go wydrukować a następnie samodzielnie wypełnić. Ciekawy jestem jakie wnioski wyciągniesz po wykonaniu tego ćwiczenia. A może w inny sposób weryfikujesz swoje dążenia do poprawy jakości życia? Daj znać w komentarzach!