Kto nigdy nie prokrastynował, niech pierwszy rzuci kamieniem – chciałoby się rzec. W tym odcinku rozmawiamy o tym co to jest prokrastynacja, skąd się bierze i dlaczego tak chętnie odwlekamy różne zadania i sprawy do załatwienia. Przyznajemy się też do swoich grzeszków w tym obszarze oraz podpowiadamy jak poradzić sobie z odwlekaniem.
Nie potrzebujesz niczyjego pozwolenia by prowadzić twórcze życie ELIZABETH GILBERT
Elizabeth pięknie to powiedziała. Nikogo nie musimy pytać o pozwolenie, aby móc prowadzić życie takie, jakie chcemy. Nie potrzeba zgody na twórcze życie. Fajnego dnia!
Człowiek z nowymi pomysłami jest wariatem, dopóki nie odniesie sukcesu. MARK TWAIN
Są czasem dni, w które wątpię w moje możliwości. Wtedy lubię zajrzeć sobie do Evernote, gdzie trzymam różne Skarby, w tym cytaty, które zawsze poprawiają mi humor. Dzisiaj pomaga mi Mark Twain. Fajowego dnia!
W tym odcinku rozmawiamy o tym jak radzimy sobie z emocjami, czym są te emocje i dlaczego warto nad nimi zapanować. Oczywiście, nie obyło się bez różnicy zdań 🙂. Jeden z nas lubi radzić sobie z emocjami medytując, drugi wybiera ruch. Kto z nas woli ruch, kto medytację, tego dowiesz się, słuchając nagrania. Natomiast już teraz mogę Ci zdradzić, że oba rozwiązania prowadzą do tego samego efektu.
STOPP to:
Stop – zatrzymaj się
Take a breath – odetchnij
Observe – obserwuj
Pull back – odsuń się, popatrz z lotu ptaka
Proceed – działaj zgodnie z tym co wyszło z poprzednich kroków.
Patrzę na moje dzieci, patrzę na ludzi wokoło, patrzę na siebie, i zastanawiam się: w którym momencie życia, człowiek uczy się, aby ciągle pragnąć więcej. I więcej. I więcej…
Od małego szukamy szczęścia w nowych rzeczach, a – co zabawne – to właśnie one doprowadzają ostatecznie do tego, że nie potrafimy być szczęśliwi. Przez lata rozbudzamy w sobie pragnienie posiadania czegoś więcej, które z każdą kolejną chwilą trudniej ugasić. Efekt jest taki, że nawet gdy już uda się nam zdobyć chwilowo upragniony cel, nie potrafimy się nim cieszyć nawet przez minutę – gdyż w głowie pojawia się już następny, bardziej odległy, „lepszy”.
Coraz częściej zauważam u siebie ten mechanizm. Łapię się na tym, że jadąc samochodem, myślę, jak fajnie byłoby jechać innym – ładniejszym, większym. Używając programu do notatek, wyobrażam sobie, o ile łatwiejszą miałbym pracę, gdybym używał innego – nowszego, piękniejszego, inteligentniejszego. Patrząc rano na listę zadań, zastanawiam się, dlaczego używam właśnie tej – przecież w innej aplikacji szybciej bym się odnalazł, łatwiej zaplanował dzień. To dotyczy urządzeń, których używam, aplikacji, aktywności – chyba wszystkiego, co wokół mnie. Nawet tworząc bloga, ciągle szukam dla siebie nowych atrakcji.
I w tym momencie tworzy się kolejny paradoks, ponieważ szukając nowego, nie zawsze chcę rezygnować z tego, co już mam. Zamiast zmiany, mam więc dodawanie. Efektem jest przyszłość, w której mam dwa samochody, trzy programy do notatek, cztery listy zadań. Mój plan na poranny rytuał przestaje mieścić się na jednej kartce A4, kategorie treści na blogu wymagają dodanie drugiego menu. Ponura wizja, która do niczego dobrego nie prowadzi. Nadmiar i pragnienie stale czegoś lepszego, sprawiają, że z czasem ciężko dostrzec te wszystkie zależności. W głowie tworzy się coraz większy zamęt – bo przecież wszystkie te nowości trzeba jakoś pomieścić w umyśle. Kopiemy coraz mocniej – i z każdą chwilą trudniej przestać.
Ostatnie tygodnie trochę tak u mnie wyglądały – wpadłem w głęboki dołek poszukiwań nowego, lepszego, fajniejszego. Straciłem z pola widzenia światło moich prawdziwych wartości. Zacząłem szukać radości w tym, co nie może jej przynieść. Każdego dnia pogłębiałem mój dołek „nowego” i schodziłem w niego coraz głębiej. Kopałem i kopałem, ale tam na dole niczego nie było – tylko coraz więcej ziemi.
Na szczęście, w porę udało mi się zatrzymać. Stanąłem w miejscu, spojrzałem w górę, i zobaczyłem jak głęboko już jestem, i jak niewiele czasu potrzebowałem, aby się tu znaleźć. Chwyciłem ręką powierzchni i powoli wydostałem z dołka, zostawiając tam na dole wszystko to, co szeptało mi do ucha: „Kop dalej! Kop!”.
Najlepszym dowodem na to, że w końcu się wydostałem, jest ten list – będąc tam na dole, nie pomyślałem nawet, aby usiąść i coś napisać. Po co? W końcu miałem tyle nowych, lepszych pomysłów. A listy, które do Ciebie piszę, są przecież jak stare jeansy – mam je od dawna, są już tak bardzo niedzisiejsze, powycierane. Ale to i tak najlepsza rzecz, jaka znajduje się w mojej szafie.
Za nami już 30 odcinków. Na początku nagrywania obiecaliśmy sobie, że każdą kolejną dziesiątkę odcinków będziemy świętować odcinkiem specjalnym. Tak było, gdy nagraliśmy odcinek dziesiąty, potem dwudziesty i tak jest też, teraz gdy nagraliśmy odcinek trzydziesty.
Podobnie jak w poprzednich odcinkach jubileuszowych, tak i teraz wracamy do kwestii, które poruszaliśmy w poprzednich odcinkach. To z jednej strony okazja do uzupełnienia pewnych kwestii, które nie zostały dopowiedziane przy okazji nagrywania ostatnich odcinków, al. też możliwość powiedzenia czegoś nowego.
Jak zawsze trochę się spieraliśmy i dyskutowaliśmy, podrzuciliśmy przy okazji 20 patentów i złotych myśli, które zainspirują Cię do bycia bardziej produktywnym (nie mylić z przepracowanym) i bardziej szczęśliwym człowiekiem.
Nareszcie! W końcu do nas przyszła! Doczekaliśmy się! Pani Wiosna…
Nie wiem jak Ty, ale dla mnie pierwsze dni wiosny są dość ważnym symbolem – ta trudniejsza część roku jest w końcu zamknięta, i na stole czeka już deser, na który z utęsknieniem zerkaliśmy w chłodne styczniowe poranki. Zima się skończyła i zapanowała wiosna. I choć pogoda za oknem jeszcze nie zawsze za tym podąża, to w mojej głowie panuje już iście świąteczna atmosfera.
Pierwszy dzień wiosny to idealny moment, aby przygotować się na tę fajniejszą część roku. To sygnał, że czas obudzić się, niczym niedźwiedź z zimowego snu, przeprowadzić przedsezonowe odgracanie i zacząć działać o wiele intensywniej niż działo się to w ostatnich miesiącach. Dlatego też, chciałbym zachęcić Cię dzisiaj do przeprowadzenia drobnych, wiosennych porządków – ja sam się na takie zdecydowałem.
Nie, nie! Nie będziemy biegać po domu ze zmiotką i mopem, nie wyczyścimy łazienki, nie zajmiemy się też oknami w domu. Chcę Cię namówić na wysprzątanie i przygotowanie do wiosny Ciebie. Twojej głowy, duszy i ciała. Wchodzisz w to?
Startujemy od głowy
I znowu muszę Cię rozczarować – jeżeli myślisz, że punktem pierwszym będzie wyprawa do fryzjera – mocno się mylisz 😉 Włosami zajmij się we własnym zakresie, ze mną możesz natomiast pobudzić swój głowę do działania – zadbać o umysł. I przynoszę Ci trzy propozycje, które nam to umożliwą.
Chwyć nową książkę
Buu… książki, nuda, nie? Niestety, tak właśnie uważają średnio dwie na trzy osoby w naszym kraju, które to nie sięgają nawet po jedną książkę w ciągu całego roku. A szkoda! Bo książki to wspaniałe narzędzie do rozwoju naszych małych główek (mniej książek = mniejsza głowa! #truefact). Wygląda na to, że wolimy siedzieć po nocach i oglądać Netflixa, co raczej nie przynosi nic dobrego naszym umysłom. Dlatego w ramach wiosennego przebudzenia zachęcam Cię do odstawienia telewizora (wynieś go na balkon czy do ogrodu, niech tam gnije!!!) i chwycenia za książkę. Na mojej półce z książkami, większość tytułów dotyczy rozwoju osobistego – uwielbiam tą tematykę, co chyba nie będzie dla Ciebie wielką niespodzianką. Z tytułów, które mogę Ci polecić z pewnością na uwagę zasługuje Magia Sprzątania Marię Kondo (napisałem jakiś czas temu jej recenzję na blogu) – książkę o japońskiej kulturze, minimalizmie (choć w tej opinii nie każdy się ze mną zgadza) i… papierze toaletowym 🙃. Idealna pozycja na wiosenne odgracanie. Jeżeli masz konto na Goodreads, możesz mnie tam znaleźć, dodać do znajomych i śledzić co aktualnie czytam. A dzięki temu i ja zobaczę, co Ty polecasz do czytania. Jeżeli nie masz jeszcze konta w Goodreads – na co czekasz? Zakładaj! I czytaj, czytaj, czytaj… 🙂. Ja aktualnie przerabiam…. z resztą, sam/a możesz sprawdzić.
Może audiobook?
Tak, tak, wiem, rozumiem, słyszę. Nie masz czasu na siedzenie i czytanie książek (choć w gruncie rzeczy wiadomo, że raczej nie chcesz go znaleźć 😉). Może więc sięgniesz po audiobooka? Na nie nie znajdziesz już tak łatwo wymówki. Audiobooki są przecież idealne podczas biegania, spacerów, jazdy samochodem, czy… zmywania naczyń. Szczególnie dobrze sprawdzają się przy tej ostatniej aktywności, która przecież wielu kojarzy się raczej z nudą i smutnym, domowym obowiązkiem.
W prawdzie zamiast zastępować normalne książki, ich wersje do słuchania powinny być dla nich co najwyżej uzupełnieniem, to i tak lepiej posłuchać audiobooka, niż całkowicie zrezygnować z czytania. W tej kategorii chciałbym polecić Ci wspaniałą pozycję Petera Wohhlebena, „Sekretne życie drzew”, w której autor, leśnik, opowiada o języku, w jakim rozmawia las, o internecie roślin, o tęsknocie, strachu, wojnach… o tym, co naprawdę dzieje się w lesie. Gwarantuję, że po przejściu przez tą książkę, nigdy już nie spojrzysz na żadne drzewo tak jak do tej pory! Daje do myślenia, oj daje.
Na deser szczypta medytacji
Medytacja pojawiała się już na moim blogu tak wiele razy (zachęcam Cię do przeczytania wpisu o mojej drodze do medytacji). Dziś chciałbym Cię do niej zachęcić słowami słowami Dana Harrisa:
Badania naukowe wykazały, że medytacja zmienia połączenia w mózgu. (…) Naukowcy odkryli, że u osób, które regularnie medytują, hormon stresu o nazwie kortyzol uwalnia się w dużo mniejszych dawkach. Innymi słowy, praktykowanie współczucia pomagało ich organizmom lepiej radzić sobie ze stresem. Jest to doniosłe odkrycie, ponieważ częste albo trwałe uwalnianie kortyzolu może wywołać choroby serca, nowotwory, cukrzycę, demencję czy depresję.
Tak, dokładnie tak – medytacja to nauka, nie religia – a wiele osób nadal myli te dwa tematy. Odstawiając jednak wszystkich naukowców i ich opinie na bok, chcę Ci zdradzić kilka drobnych sekretów mojego życia: to medytacja sprawia, że w trudnych momentach dnia potrafię się skupić, że w chwilach złości daję radę uspokoić się, że udaje mi się przejść z radością przez każdy kolejny dzień. Tyle.
Jeżeli więc Twoja przygoda z uważnością jeszcze się nie rozpoczęła, zachęcam Cię do spróbowania. Jeżeli język angielski nie sprawia Ci problemu, polecam – jako pomoc w medytacji – wypróbowanie aplikacji Balance – gdzie znajdziesz proste instrukcje jak zacząć. Szczególnie, że w momencie, w którym publikuję ten artykuł, z Balancemożesz korzystać całkowicie za darmo. Jeżeli jednak szukasz wsparcia w medytacji w języku polskim, sięgnij po polską aplikację Intu (wersja na telefon z Androidem, i wersja na iPhone’y). I pamiętaj – najtrudniej zrobić ten pierwszy krok, ale gdy Ci się to uda, będzie już tylko fajniej 🙂. Sprawdziłem to i wiem, co mówię.
Zadbaj o duszę
Drugi etap naszych przygotowań, to sprzątnie duszy. Brzmi poważnie, prawda? Czy raczej śmiesznie? Ciekawy jestem, jakie emocje zarysowały się na Twojej twarzy, po rozpoczęciu czytania tego akapitu. Ja przez długi czas bagatelizowałem wszystko co związane z filozofią, poszukiwaniem sensu życia. Ale z czasem odkryłem, że bez uporządkowania tych tematów w głowie, ciężko jest przeskoczyć pewną granicę związaną ze świadomym rozwojem. I Ciebie również chciałbym do tego zachęcić. Do szukania swojego „dlaczego?” i „po co?”. Ja poszukuję odpowiedzi na te trudne pytania na dwa sposoby – i o nich Ci opowiem. Choć tematy te nie są proste, warto się w nie zagłębić – i znaleźć swój własny sens życia.
Stoicyzm odpowie na trudne pytania
Gdy kilka lat temu zakładałem bloga, totalnie nie wiedziałem czym jest stoicyzm. Było to jedynie dziwne słowo, którego czasem używali prelegenci podczas mądrych konferencji, a które kojarzyło mi się trochę ze spokojem, trochę z opanowaniem – i tyle. Skojarzenia te były oczywiście właście, ale za stoicyzmem stoi tak wiele więcej… Pamiętam, jak szeroko otwierały mi się oczy, gdy powoli przechodziłem przez pierwszą książkę związaną z tym tematem. Pamiętam pytania jakie pojawiały się z każdą kolejną, przeczytaną linijką, odpowiedzi, jakie z czasem zaczęły same przychodzić… Bo tym właśnie jest filozofia stoicka – szukaniem odpowiedzi na trudne pytania. I w ramach wiosennego sprzątania duszy, zachęcam Cię do sięgnięcia po dwie pozycje poruszające temat stoicyzmu: pierwszą z nich jest książka „Stoicyzm na każdy dzień roku” – wspaniały przewodnik po stoicyzmie, napisany przez Stephena Hanselmana i Ryana Holidaya, w którym zdanie po zdaniu przetłumaczono na język dzisiejszy to, co 2000 lat temu głosili pierwsi stoicy. Książka jest przepięknym podręcznikiem do codziennego studiowania filozofii stoickiej (yyy… wiem, brzmi dość poważnie, ale bardzo warto zwrócić uwagę na tą pozycję!). Druga rzecz, do sięgnięcia po którą Cię zachęcam, jest aplikacja na Twojego smartfona – Stoic (tu wersja dla Androida, tu dla iPhone’a), o której pisałem całkiem niedawno w liście. Przepięknie zaprojektowana, wypakowana zarówno pytaniami, jak i odpowiedziami, a do tego całkowicie po polsku. Jednak Stoic to o wiele więcej niż tylko źródło wiedzy o stoicyzmie, ja prowadzę z nią dziennik, planuję każdy kolejny dzień, spaceruję, a nawet medytuję. Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia i od tamtego momentu towarzyszy mi każdego dnia. Na wiosnę postanowiłem jeszcze mocniej z niej korzystać – wierzę, że i Tobie szybko przypadnie do gustu.
Myślę, że te dwie pozycje, powinny rozbudzić Twoją ciekawość na temat stoicyzmu na tyle, że tak jak ja, zapragniesz odgrywać go dalej, więcej, szybciej…
Poszukiwanie wizji życia
Gdy sięgnąłem po pierwszą książkę związaną ze stoicyzmem, nie myślałem jeszcze o budowaniu wizji życia, kierowałem się raczej ciekawością. Mało tego, na początku nie czułem nawet potrzeby szukania czegoś takiego jak wizja. Jednak z czasem, gdy coraz bardziej zagłębiłem się w tematy związane z rozwojem osobistym, zapragnąłem ustalenia z samym sobą tego, jak bym chciał, aby wyglądało moje życie – dzisiaj i jutro. I tu właśnie pojawia się temat budowania wizji życia. Choć nie należy on do najprostszych, a cały proces wymaga czasu, to warto przez niego przejść. Efektem końcowym będzie wytyczenie ścieżki Twojego życia, w ramach której stworzysz (po pierwsze) misję, (po drugie) wartości i (po trzecie) wizję. Będzie to pewnego rodzaju Twój własny regulamin życia, zasady poruszania się po codzienności, Twoja prywatna konstytucja, na podstawie której będziesz mógł podejmować wszystkie decyzje. I w ramach tego etapu wiosennego sprzątania, znowu polecę Ci książkę… a może nawet i dwie. Jedna to Cała naprzód, Michael’a Hyatt’a i Daniela Harkavy’a, z której dowiesz się wiele o budowaniu świata po swojemu, a druga to 12 tygodniowy rok, Briana Morana i Michaela Lenningtona – praktyczny przewodnik, który pozwoli Ci zrealizować wszystko, co tylko sobie wymarzysz. Obydwie książki pomogą Ci zbudować wizję Twojego własnego życia i zaplanować wszystko tak, aby żyć w zgodzie z nią.
Przygotuj ciało
No dobra! Czas już zostawić bzdury związane z umysłem i duszą (wiesz, że żartuję, prawda? 🙃) i wziąć się ostro do ciężkiej pracy nad ciałem! Tak jest! Będzie pot, łzy i mnóstwo pracy. Swoją drogą, to takie banalne – przyszła wiosna, za pasem lato, więc trzeba przygotować się do plażowania. Ja wcale tak nie myślę i nigdy nie myślałem, ale prawda jest taka, że jeżeli choć taki powód sprawi, że trochę bardziejo siebie zadbasz – to ja go popieram całym sercem! Ruszać się powinniśmy przez cały rok, ale zimą, gdy do wyboru mamy bieganie w śniegu i mrozie albo kubek gorącej herbaty wieczorem przy kolejnym odcinku ulubionego serialu na Netflixie – zdecydowanie łatwiej wybrać to co wygodne, niż to co właściwe. Pogoda jednak się zmienia, świat się budzi do życia, czas więc wstać z fotela i ruszyć tyłek na poszukiwania często zaniedbanych przez zimę: zdrowia i dobrej formy! Może zainspiruje Cię kilka z moich pomysłów na aktywną wiosnę?
Wiosenne bieganie
Biegałem trochę zimą, będę biegał i wiosną! Ale tym razem regularnie – bo niestety muszę przyznać, że w chłodne, styczniowe dni, dość często sobie odpuszczałem. Znalazłem jednak sposób na to, aby na wiosnę być konsekwentnym w codziennym bieganiu – mam partnera do biegania! I Tobie również polecam znalezienie kogoś, z kim zaczniesz biegać. Ten prosty trick – partner do sportu – sprawi, że w chwilach słabości, będzie łatwiej, bo będzie
jeszcze ktoś, kto przypomni co zdrowe, a nie tylko co wygodne. A więc idziemy biegać!
Joga o poranku
Całkiem niedawno odnowiłem, wygasłą już sporo ponad rok temu, subskrypcję aplikacji Daily Yoga. Bardzo dobrze wspominam okres, w którym codziennie sięgałem po moją niebieską matę i bladym świtem próbowałem wykonać (często bardzo, bardzo wymagające) ćwiczenia jogi. Te codzienne sesje zawsze wprawiały mnie w dobry humor i w tym roku również chcę taki mieć. A Daily Yoga jest zdecydowanie najlepszą z aplikacji, jakie miałem okazję wypróbować. Z przyjemnością więc do niej wróciłem – a i Ciebie zachęcam do porannych ćwiczeń jogi. Pamiętaj jednak, że nie musisz sięgać po aplikację – dla mnie jest to wygodne rozwiązanie, ale mnóstwo praktycznych wskazówek do ćwiczenia jogi znajdziesz też w internecie, na przykład na YouTube’ie.
Na stojąco po zdrowie
Tak samo jak do jogi, wracam też do biurka stojącego. Sam nie wiem, dlaczego z niego zrezygnowałem. Przez ostatnie lata pracowałem na stojąco i bardzo sobie chwaliłem taki tryb pracy. Na prawo i lewo opowiadałem jak bardzo pozytywny wpływ miało to na moje zdrowie. A jednak, kilka miesięcy temu, zdecydowałem się rozmontować moje (wykonane domowymi sposobami) biurko stojące i posadzić tyłek w fotelu i na kanapie… To był ogromny błąd! Artykuł ten kończę już na stojąco i… z wielkim uśmiechem na ustach 🙂 A, jeżeli pracujesz na co dzień przy komputerze, i Tobie polecam wypróbowanie stania zamiast siedzenia w pracy. Szybko poczujesz różnicę 😉.
Jedzenie na godziny
Ostatnią z aktywności, do jakich chciałbym Cię dzisiaj zachęcić, będzie post przerywany. Choć tak właściwie będzie to polegało na… powstrzymaniu się od pewnej aktywności 🙂 – a chodzi oczywiście o jedzenie. O poście pisałem już do Ciebie w newsletterze, i dzisiaj powracam do tematu. Mógłbym rozpisać się o zdrowotnych aspektach ograniczenia liczby posiłków w ciągu dnia, ale zamiast tego poopowiadam Ci trochę o praktycznej stronie postu przerywanego. Na wstępie w dwóch słowach o co w ogóle chodzi – post przerwany w wersji, którą ja stosuję (tak zwana 14:10) polega na tym, aby w ciągu każdej doby jeść jedynie przez 10 godzin (w moim przypadku od 6:00 do 16:00), a przez pozostałe 14 godzin – powstrzymać się od jedzenia. I tyle, prosta sprawa 😉. A efekty? Lepsze samopoczucie z rana, o wiele lepszy sen, mnóstwo energii podczas wieczornego i porannego biegania (jakiś paradoks, prawda?), lepsze cyferki na wadze, większa koncentracja w okresie gdy poszczę – to tylko kilka z rzeczy, które u siebie zauważyłem. Nie zawsze łatwo jest powstrzymać się od jedzenia – szczególnie, gdy wstanę trochę wcześniej niż zwykle i czuję mniejszą energię – związaną z niewyspaniem – ale na ogół daję radę. I Tobie też polecam spróbować. Jako narzędzie wspomagające Twoją silną wolę, polecam skorzystanie z Kalendarza Celu, który przygotowałem dla stałych czytelników mojego bloga. Pomoże Ci on w zaznaczaniu dni, w których dajesz radę! Pobierzesz go tutaj.
To co? Spróbujesz razem ze mną posprzątać to i owo na wiosnę? Jeżeli nie czujesz się na siłach, aby od razu brać się za wszystkie obszary o których napisałem – weź na warsztat przynajmniej jeden z nich, resztę zostaw na przykład na lato 🙂. Achhhh… i koniecznie daj znać w komentarzu jak idzie!
Gdy jadę samochodem, często słucham podcastów. Wydaje mi się wtedy, że nie marnuję czasu – odwrotnie do uczucia, które mam, gdy podczas jazdy słucham radia. Jednym z moich ulubionych ostatnio podcastów jest audycja Josha Millburna i Ryana Nicodemusa z bloga The Minimalists. Zresztą cała idea minimalizmu – którą tak szeroko promują Panowie – bardzo mi pasuje i z większością rzeczy, do których Ryan i Josh próbują przekonać – w pełni się zgadzam. Włączyłem sobie jednak dzisiaj kolejny z odcinków ich podcastu, w którym opowiadali o tym, że listy zadań to największe zło tego świata i aby zaznać spokojnego życia wypełnionego minimalizmem, należy wyrzucić je w kosmos. Przekonywali, że są one zazwyczaj listą rzeczy, jakie inni oczekują od nas, a my nie do końca chcemy i powinniśmy robić.
– Łatwo im mówić! – pomyślałem – Cwaniaki, są na etapie, w którym spokojnie mogą sobie wyrzucić wszystkie rzeczy, jakie „muszą” i robić jedynie te, co „chcą”.
Od razu włączyła mi się totalna zazdrość. Wyrzucić listy zadań i robić tylko to, co podpowiada serce – piękna idea, możliwa do wprowadzenia przez nielicznych. Słuchając tamtego odcinka, muszę Ci się przyznać, że lekko się zdenerwowałem na autorów. Wyłączyłem podcast, nie dochodząc nawet do połowy odcinka. Jednak słowa Josha i Ryana siedziały mi w głowie przez cały ten dzień i teraz, podczas pisania do Ciebie – przyszło mi się z nimi zmierzyć.
Domyślam się, że podcast, którego zacząłem słuchać, jest skonstruowany tak, że Panowie najpierw wygłaszają swoją kontrowersyjną tezę (tę, która mnie wzburzyła!), będącą jednocześnie założeniem idealnego świata, potem wyjaśniają, co dokładnie mieli na myśli i jak to ma się do normalnych ludzi, a potem jeszcze łagodzą najbardziej kontrowersyjne momenty i spłaszczają całość, aby normalny człowiek mógł zastosować ich rady. Tak przynajmniej w mojej głowie wygląda ten odcinek. Czy tak faktycznie jest? Nie wiem, ponieważ tak jak już napisałem – wyłączyłem go jeszcze na początku, gdy Panowie zaczęli opowiadać o TYM idealnym świecie bez zobowiązań i list. Z pewnością będę musiał powrócić i dosłuchać.
Teraz piszę do Ciebie, bazując jedynie na początku podcastu i moich przemyśleniach z nim związanych. I chyba dobrze wyszło – mogłem sobie po swojemu przemyśleć cały temat i za chwilę, będę mógł porównać moje przemyślania z tym, co Josh i Ryan mają na ten temat do powiedzenia. A wymyśliłem ostatecznie, że… zdenerwowałem się tak, ponieważ ja chyba też nie lubię list zadań. W ogóle nie lubię samego założenia, że coś „muszę” zrobić. Ha! Fajnie brzmi, prawda? 🙂 System produktywności, o którym wiele razy wspominałem i którego perfekcyjnej wersji od tak dawna szukam dla siebie, jest mi potrzebny, ponieważ mam całkiem dużą liczbę rzeczy, które inni ode mnie wymagają. Dokładnie tak jak Panowie powiedzieli! Muszę regularnie płacić rachunki, kredyty (lista z zadaniami z elektrowni, banku itd.), wykonywać zadania moich klientów (lista z zadaniami w pracy), tworzyć nowe rzeczy na bloga (kolejna lista), lista z moimi wymaganiami wobec samego siebie itd. Całkiem sporo tych list bym nazbierał.
I przez ostatnie godziny, zastanawiam się, jak wyglądałby mój idealny świat. Czy te listy byłyby mocno rozbudowane, ale bez najmniejszego problemu, dawałbym radę wykonać wszystkie zadania z nich? Czy mój idealny świat bazuje na założeniu, że idealny system produktywności, pozwala obsługiwać niewiarygodne ilości projektów – z pracy, bloga, domu?
A może właśnie w tym idealnym świecie, wcale nie potrzeba list? A idealny system produktywności to jedynie kartka papieru, którą uzupełnia się z samego rana rzeczami, które danego dnia warto zrobić? A może nawet i to nie?
Dochodzę do wniosku, że moje wzburzenie, na odcinek The Minimalists wynika z faktu, że doskonale zdaję sobie sprawę, że Panowie mają rację. Tak wygląda mój idealny świat, nie ma w nim listy zadań – nie potrzebuję jej tam. Wiem jednak, że osiągnięcie takiego stanu będzie niezwykle trudne. Nie niemożliwe! Ale jednak trudne.
Choć w pierwszej chwili sobie tego nie uświadomiłem, moja złość wynikała z tego, że chciałbym być na tym etapie co Josh i Ryan. W gruncie rzeczy to oni mają rację. Chyba jestem już gotowy, aby do końca przesłuchać rozmowę Josha i Ryana. Być może w dalszej części odcinka zdradzają jak osiągnąć ten wspaniały stan, o którym opowiedzieli mi na początku.
ps. O Minimalizmie i Panach z The Minimalists, rozmawialiśmy z Piotrem w jednym z odcinków 🐽 PiG Podcastu. Zachęcam Cię do przesłuchania.
W tym odcinku rozmawiamy o projektach pobocznych i ponownie okazuje się, że mamy całkiem inne spojrzenie na zagadnienie, o którym rozmawiamy. To, co dla Piotra jest projektem pobocznym, dla mnie jest główną aktywnością. Natomiast to, co dla mnie jest projektem pobocznym, Piotrowi zdaje się być hobby. Mimo to obaj jesteśmy pewni kilku kwestii. A jakich? Tego dowiesz się po przesłuchaniu najnowszego odcinka 🙂
To wręcz nieprawdopodobne, że w XXI wielu, ponad dwa miliardy ludzi na całym świecie cierpi z powodu braku dostępu do czystej wody. A każdego dnia (DNIA!), z powodu złej jakości wody umiera 6 tysięcy ludzi, głównie dzieci. Oznacza to, że co 15 sekund, z tego jednego, dla nas tak głupiego powodu, umiera jedna mała istota… Wyobrażasz sobie? A szacuje się, że do 2025 roku aż jedna trzecia ludzkości nie będzie miała dostępu do wystarczającej ilości wody pitnej…
Od roku walczymy z pandemią koronawirusa, ale nasze życie wróci w końcu do normy, każdy z nas będzie mógł zająć się znowu sobą. Swoim fajnym życiem. Dla niektórych walka o życie trwa jednak cały czas i zaczyna się od nowa każdego dnia. Przez coś, co dla nas jest tak oczywiste – przez wodę, a właściwie jej brak. Jesteśmy zbudowani z wody i już brak jej jednego procenta w ciele powoduje u nas ogromne pragnienie. Jej dziesięcio-procentowy ubytek oznacza dla nas chorobę nerek. Dwadzieścia procent to już śmierć. A są miejsca na ziemi, gdzie wyprawa po wodę nadal wiąże się z wielogodzinną wędrówką do studni.
Dlatego dzień 22 marca ustanowiony został przez zgromadzenie Ogólne ONZ Światowym Dniem Wody. Już dwudziesty dziewiąty raz mamy sobie przypomnieć o tych, którzy cierpią z powodu braku dostępu do tak podstawowej rzeczy, jaką jest woda.
W 2019 roku hasłem tego dnia było „Nie pominąć nikogo” – a obchody koncentrowały się na przypominaniu o dostępie do wody dla grup zmarginalizowanych takich jak dzieci, uchodźcy, czy osoby niepełnosprawne. Rok później, tematem przewodnim była „zmiana klimatu” i jej wpływ na ilość dostępnych zasobów wodnych. Według danych ONZ wody zaczyna brakować już nawet w miejscach, w których dotychczas było jej pod dostatkiem, więc w 2021 roku skupiać się będziemy na „docenianiu wody”.
Ale czy w obliczu naszych obecnych problemów, jesteśmy jeszcze w stanie pomyśleć i o tym? Wierzę, że tak.
Być może zastanawiasz się, co Ty jedna, mała, niewiele znacząca istotka możesz zrobić, aby pomóc całemu światu w oszczędzaniu wody?Okazuje się, że możesz bardzo dużo, a ja mam dla Ciebie trzy propozycje.
Nie marnuj wody!
Co roku w wielkich miastach marnuje się nawet 500 mln m³ wody – taka ilość wystarczyłaby na cały rok dla 15 mln ludzi. A my, Polacy, marnujemy niezwykle dużo wody. Przeciętny mieszkaniec naszego kraju, zużywa w ciągu doby o 50l więcej wody, niż wynosi średnia dla Europy. A spośród wszystkich europejskich krajów, w Polsce mamy najniższe zasoby wody przypadające na 1 mieszkańca: tylko 1,6 mln litrów/rok. Możemy jednak sprawić, by te statystyki się odwróciły, możemy być przykładem dla Europy! Wystarczy jedynie… zakręcać wodę. A wszystko zaczyna się w Twojej kuchni i łazience. Zacznij więc od tego – od zaprzestania marnowania wody. Napraw ten kapiący kran w kuchni, zakręcaj go, gdy myjesz zęby, a pralkę i zmywarkę uruchamiaj dopiero gdy są pełne.2
Odstaw butelki!
Po drugie – woda butelkowana. Unikaj jej, zamień na tą z kranu – a jeżeli masz obawy o jakość, zaopatrz się w filtr do wody. Dlaczego to takie ważne? Sam zobacz:
Możesz więcej!
Po trzecie: klimat. Jego zmiany oznaczają jeszcze większe problemy z dostępem do wody pitnej dla krajów, które jej najbardziej potrzebują. Zadbaj więc i o to, a sposobów masz przecież milion! Od używania energooszczędnych żarówek, wyłączania nieużywanych sprzętów domowych, segregowania śmieci, czy… obniżenia temperatury w Twoim domu o 1 stopień Celsjusza – co pozwoli na ograniczenie emisji CO2 nawet o 300 kg rocznie.