blog

  • Sobota

    Ale mi się mylą ostatnio dni! Wtorek, środa, czy sobota – każdy wygląda tak samo, momentami ciężko je odróżnić. Już chyba tylko copiątkowy mail od Miłosza i sobotnia wiadomość od Dominika, przypominają mi, że kolejny tydzień się kończy. W tej kalendarzowej monotonii coraz bardziej znaczącą rolę odgrywają za to pory dnia.Przestało się liczyć czy dzisiaj wtorek, ważne za to stała się dana godzina. Innego znaczenia nabrał mój poranny rytuał, południowa przerwa, czy czas wspólnej kolacji. Nie dążę już do „perfect week”, skupiam się za to na „perfect day”. Wcześniej cykl dnia uzależniony był od tego czy pracujemy, robimy zakupy, czy są lekce tańca dzieciaków czy angielski. To właśnie wyjścia z domu tworzyły nasz rytm – plan każdego domownika miał wpływ na wszystkich innych. Ale… przecież przestaliśmy wychodzić. Zakupy robimy najrzadziej jak tylko się da, nie ma szkoły, wyjścia do pracy się skończyły – bo i praca się zmieniła. 

    Zmienił się punkt zaczepienia. Ale nie oznacza to, że jest gorzej, źle, po prostu trzeba się przestawić. Spokoju nie zapewnia już sobota, tylko fakt, że jest rano, a ja siedzę i piszę tu do Ciebie. Do jutra!


  • Mikołajek

    Jedna z moich córek stwierdziła niedawno, że jako mały chłopiec musiałem być dokładnie taki jak Mikołajek. Znacie Mikołajka? To bohater jednej z najfajniej napisanych serii książek dla dzieci autorstwa Rene Goscinnego. I pomimo faktu, że pierwsza, jednocześnie najlepsza, część jego przygód, jest już stara jak świat (starsza od moich rodziców), a cała akcja rozgrywa się w dawnej Francji (o czym autor co chwilę przypomina ciężkimi do przeczytania imionami, nazwiskami i nazwami miejsc), to czytając ją moim córkom, sam świetnie się bawiłem i jak dziecko przeżywałem każdą kolejną przygodę tego małego nicponia i jego przyjaciół – równie niesfornych łobuzów: Alcesta (co jest bardzo gruby i ciągle je), Kleofasa (najgorszego w klasie), Ananiasza (pierwszego w klasie, pieszczoszka pani), Godfryda, Rufusa czy Maksencjusza.

    Cieszę się, że moje dziewczyny tak lubią tę książkę – sam dla siebie w życiu bym po nią nie sięgnął, a tak mogę co jakiś czas powracać myślami do czasów szkoły! A to właśnie mi ona przypomina – dzieciństwo i lata, gdy sam mogłem być takim małym łobuzem 🙂

    Mikołajek to wyjątkowa pod wieloma względami seria opowiadań, ja najbardziej ją lubię za niespotykany styl… zupełnie, jakby każde ze zdań zostało napisane przez jej kilkuletniego bohatera. Serio! Długie, dziecięce zdania, przypominanie ciągle tych samych rzeczy – czytanie tej książki jest bardzo podobne do słuchania historii opowiadanej przez małe dziecko. Z resztą sami przeczytajcie kawałek:

    Alcest powiedział:

    – Chodź ze mną, to ci coś pokażę, zabawimy się. Nie wiem, czy już o tym mówiłem, że Alcest to ten kolega, co jest bardzo gruby i ciągle je. Ale teraz nie jadł, rękę trzymał w kieszeni i kiedyśmy szli ulicą, oglądał się, jak gdyby chciał sprawdzić, czy nikt za nami nie idzie.

    Wreszcie, kiedy minęliśmy róg, Alcest wyjął z kieszeni grube cygaro.

    – Co będziemy robić z tym cygarem? – zapytałem.

    – Jak to: co?! – odpowiedział Alcest. – Zapalimy je, do licha!

    Nie byłem zupełnie pewny, czy to jest dobry pomysł, palenie cygara, a poza tym miałem wrażenie, że to nie podobałoby się mamie i tacie, ale Alcest zapytał mnie, czy tata i mama zabronili mi palić. Zastanowiłem się, no i musiałem przyznać, że tata i mama zabronili mi tylko rysować na ścianach mego pokoju, trzaskać drzwiami, dłubać w nosie, mówić brzydkie słowa, ale palić cygara – nie, tego tata i mama nigdy mi nie zabraniali.

    – No, widzisz – powiedział Alcest. – W każdym razie, żeby nie było z tym jakichś historii, schowamy się gdzieś, gdzie będziemy mogli spokojnie popalić.

    Alcest stuknął się w czoło.

    – Masz ogień? – zapytał. – Jak będziemy palić to cygaro?

    Zaproponowałem, żeby poprosić o ogień jakiegoś pana na ulicy. Ale Alcest powiedział, że ja upadłem na głowę i że żaden pan nie da nam ognia, bo jesteśmy za mali.

    – To może kupimy zapałki w sklepie tytoniowym? – zaproponowałem.

    Weszliśmy do sklepu tytoniowego i pani sprzedawczyni zapytała nas:

    – Czego sobie życzycie, moje zajączki?

    – Zapałek – powiedziałem.

    A Ty? Co ostatnio czytałeś swojemu dziecku? Miłego dnia! 🙂


  • Poranne wyzwania

    Wstaję rano i zadaję pytanie sam sobie: czy dzisiaj dasz radę?

    Nie chodzi o konkretną rzecz, ale… tak ogólnie. Czy będę dawał radę tego dnia. Ta sytuacja powtarza się każdego ranka. A odpowiedzią jest kilka pierwszych czynności, które wykonam. Na przykład zaplanowane ćwiczenia, albo poranny wpis na blogu, czy chociaż założenie pasa ortopedycznego, na którego noszenie zdecydowałem się, aby poprawić swoją postawę. Jeżeli dam radę zrobić tych kilka prostych czynności na początku, wtedy kolejne wyzwania dnia, nie są już problemem.


  • Schronienie

    Witajcie drodzy! Zaczynamy kolejny tydzień walki o życie. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że kiedyś napiszę takie zdanie. Nie myślałem, że przyjdzie nam kiedykolwiek walczyć o tak podstawową rzecz, jaką jest życie. Nie mogłem nawet przypuszczać, że najlepszym schronieniem przed wrogiem stanie się mój własny dom. Tym bardziej cieszę się, że go mam. I jestem szczęśliwy, że udało mi się stworzyć tu warunki, w których jestem w stanie przetrwać. Choć cena jest wysoka – brak kontaktu z drugim człowiekiem.

    Ale! Początek tygodnia to kolejna wspaniała okazja, aby sprawić, by życie było trochę bardziej fajne. Droga do tego wiedzie przez zmiany – nawet te drobne.

    Nie narzekacie ostatnio na brak ruchu? Ja trochę tak, a nawet bardzo TAK, co potwierdziło moje poranne spotkanie z wagą. W związku z tym trzeba działać. Aktywności poza domem staram się ograniczać do minimum, więc rolki, rower czy hulajnoga odpadają. Mogę jednak ruszać się więcej nie wychodząc! Nie potrzebuję do tego specjalnego sprzętu, stworzyłem sobie za to prosty plan „treningowy” (chyba to za duże słowo), zapewniający więcej ruchu: sześć razy dziesięć pompek, sześć razy dziesięć brzuszków, cztery razy dziesięć przysiadów i dwa razy dziesięć pajacyków. Ot, taki prosty plan, daje mi razem 18 sesji ćwiczeń, i zakładając, że co godzinę będę wykonywał dwa z nich, wystarczy mi tego na cały dzień. Teraz trzeba tylko dawać radę 😉 Aby przypilnować samego siebie postanowiłem używać aplikacji do śledzenia nawyków – Streaks.


  • Zgubiła nam się godzina

    Dzień dobry! 🙂 Wygląda na to, że w tym roku nikomu nie przeszkadza powrót do czasu letniego? Mamy chyba poważniejsze problemy na głowie? Choć większość z nas nawet w normalnych okolicznościach pewnie i tak by nie zauważyła, że zegarki przeskoczyły o godzinę do przodu. W końcu wszystko robi się „samo”. Gdy byłem mały, w czasach przed-internetowych i przed-komórkowych, ten dzień często wywoływał spore zamieszanie a w poniedziałek zawsze przytrafiał się jakiś Bartek czy Łukasz, który przychodził spóźniony, bo zapomniał przestawić zegarek. Fajne czasy!

    Miłego dnia!


  • Film na dobranoc

    Dzień dobry! Wiesz dlaczego ostatnio tak lubię poranki? Ponieważ siadam i piszę do Ciebie. Bardzo to polubiłem 🙂 Lubię pisać tu, na blogu, lubię jak ktoś czyta, a jeszcze bardziej jak odpisze. Kiedyś co rano nagrywałem podcast i wideo, a wcześniej pisałem Morning Pages – widzę, że taka poranna forma aktywności sprawia mi dużo frajdy. NIe inaczej jest z moimi wpisami na dzień dobry.

    Co rano patrzę w zapiski w kalendarzu i wybieram te, o których chcę chwilę pomyśleć a następnie Wam opowiedzieć. Czasem danego dnia przypada tylko jedna rzecz i wtedy nie mam problemu, ale bywa i tak, że pod cyferkami z datą znajduje się kilka pozycji – i tak właśnie jest dzisiaj. Zastanawiam się wtedy, na której z nich się skupić. Na początek odrzucam te najgłupsze – np. dzisiejszy dzień żelków to totalna bzdura. Te paskudy, które dzieciaki uwielbiają, to napakowana cukrem i barwnikami, jedna z najgorszych form słodyczy jakie zostały wymyślone przez człowieka. Nie chcę o tym pisać. Następnie rezygnuję z pozycji o których nie mam za wiele pojęcia a i nie chcę póki co w tym zakresie poszerzać swojej wiedzy – tu na przykład dobrze wpasował się dzisiejszy „dzień chwastów”. Nie wiem o co chodzi i dzisiaj zdecydowanie nie chcę się dowiedzieć. Po takiej selekcji zazwyczaj zostaje mi co najwyżej jeden temat. Jednak dzisiaj mam dwa. Jeden bardzo ważny, wręcz ultraważny, drugi trochę bardziej przyziemny. Zgadniesz który jest który?

    Powiem wprost: dzisiaj o 20:30 wszyscy gasimy na godzinę światła. Na tym właśnie polega akcja Godziny dla Ziemi, którą, jak co roku w ostatnią sobotę marca, organizuje WWF . Ten symboliczny gest (bo w praktyce ta jedna godzina niewiele może dać) to znak dla naszej planety, że – pomimo wszystkich złych rzeczy jakie je zrobiliśmy – pamiętamy o niej. To również moment, w którym powinniśmy choć przez chwilę zastanowić się nad tym, co możemy zrobić, aby nie niszczyć naszej planety. Tegoroczna edycja akcji odbywa się pod hasłem „Nie tamuj rzek! Niech płyną”. Wyłączycie światła? Dla mnie nie będzie to wielkim wyzwaniem – o 20:30 zazwyczaj leżę już w łóżeczku i czytam coś na dobranoc – tym razem po prostu wyłączę lampkę wcześniej 😉

    Drugim wydarzeniem, nad którym postanowiłem się dzisiaj chwilę zastanowić, jest Dzień bez Kłamstwa. W sumie to dość żenujące, że musimy taki dzień w ogóle obchodzić… Ale skoro już jest, to w ramach jego obchodów, proponuję Ci dzisiaj na wieczór bardzo fajny film: „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” 🙂

    Link do niego tutaj.

    Tylko pamiętaj! O 20:30 godzinna przerwa! 🙂 🕤 🌍


  • Piąteczek!

    Witajcie, w końcu piątek! Szczerze mówiąc, to napisałem to pierwsze zdanie, a później musiałem sprawdzić, czy aby napewno jest ten piątek. Wszystkie dni są ostatnio do siebie podobne i łatwo o pomyłkę 🙂 Jak się trzymacie z niewychodzeniem z domu? Damy radę, prawda?!

    Każdego dnia patrzę rano w kalendarz i szukam informacji o tym, czego akurat obchodzimy dzień… i czasem, tak jak dzisiaj, robi mi się smutno. W końcu to Międzynarodowy Dzień Teatru. Tylko że… bez teatru…

    Świętowanie trzeba więc odłożyć na następny rok.

    Mimo tego, chciałbym życzyć wszystkim aktorom, dramaturgom, choreografom, charakteryzatorom, garderobianom, inspicjentom, reżyserom, scenografom, suflerom, operatorom świateł i wszystkim innym, którzy mają cokolwiek wspólnego z teatrem – wszystkiego dobrego w dniu teatru, w Waszym dniu.

    A dla Ciebie tradycyjnie: miłego dnia! 🙂


  • Szpinak, przedszkole i Adam B.

    Dzień dobry! Niby czwartek, ale trochę jak sobota – wszyscy w domu, nikt u nas nie wychodzi do pracy czy do szkoły… zwariować można 🙂 Na szczęście u nas w domu tylko ja wstaję tak rano – mam więc trochę spokoju, i mogę bez żadnych przeszkód napisać Ci o tym, co mi dzisiaj po głowie chodzi…

    A jest to dzień szpinaku! Wspaniałego i przepysznego koszmaru każdego dziecka. Choć powiem szczerze, że nie przypominam sobie, aby któraś z moich córek kiedykolwiek mówiła mi, że u niej w przedszkolu czy w szkole pojawił się na obiad szpinak. A szkoda! Czyżby przestali już torturować dzieci tą zmieloną, zieloną papką? Gdy ja chodziłem do przedszkola, to szpinak był serwowany na obiad przynajmniej raz w miesiącu. Z całej naszej grupy lubiłem go tylko ja i Adam B. Pamiętam dwie osoby z przedszkola: Łukasza – mojego najlepszego kumpla z tamtych lat, oraz właśnie Adama, który zapadł mi w pamięć właśnie ze względu na to iż tak jak ja lubił jeść szpinak. Tak, obydwaj byliśmy dziwakami! Ale Adam, jako jedyny przedszkolak, wylizywali też po obiedzie cały swój talerz, czym rozbawiał zawsze naszą grupę i wprawiał w złość Panie przedszkolanki. Dzięki temu ja z moją szpinakową pasją stawałem się w oczach kolegów już trochę bardziej normalny. Nie mam wielu wspomnień z przedszkola, ale te co mi zostały uwielbiam i pielęgnuję!

    Ale wracając do szpinaku. O zaletach tego bogatego w witaminy symbolu zdrowia i siły mógłbym pisać bardzo długo. Ale tego nie zrobię. Bo dzisiejszy dzień sprawił, że posmutniałem… Ten dzień przypomniał mi po raz kolejny, jak bardzo zmieniło się nasze życie w ostatnim czasie. Jest czwartek – a to oznacza, że wczoraj powinien być u mnie w Grodzisku targ. A w mojej kuchni powinny leżeć przepyszne owoce i warzywa, w tym właśnie szpinak. Niestety. Tego wszystkiego po prostu już nie ma – wirus nam to zabrał. Mam tylko nadzieję, że za rok ten dzień będę mógł świętować w zupełnie inny sposób. Wiem, że wiele jest w moich rękach – wystarczy, że przez jakiś czas będę siedział w domu i nie marudził na sytuację. Trzeba się DOSTOSOWAĆ! 🙂 Moje angielskie słowo dnia na dzisiaj to właśnie adjustment.

    A co słychać u Was? Miłego dnia!


  • Na śniadanie gofry!

    Witajcie! 🙂

    Kolejny dzień w domu, ciąg dalszy zmagania się z problemami, utrudnieniami i niewygodą… Muszę Wam się przyznać, że momentami szlag mnie trafia z powodu tego wszystkiego! Ale po chwili przypominam sobie, że chyba nie bardzo mogę narzekać. W końcu muszę jedynie siedzieć na dupie w domu i nie wychylać nosa za drzwi jeżeli nie muszę. Tyle. Dla tak wielu osób cała ta sytuacja to przecież walka o życie. A jutro to ja mogę być na ich miejscu…

    Proponuję (…) aby corocznie w każdym kraju obchodzono Dzień Życia (…) Trzeba, aby dzień ten był przygotowany i obchodzony przy czynnym udziale wszystkich członków Kościoła lokalnego. Jego podstawowym celem jest budzenie w sumieniach, w rodzinach, w Kościele i w społeczeństwie świeckim wrażliwości na sens i wartość ludzkiego życia w każdym momencie i każdej kondycji.

    To słowa Jana Pawła II z encykliki Evangelium Vitae z 1995 roku. W odpowiedzi na nie, 3 lata później, w 1998 roku, został powołany Dzień Świętości Życia, który obchodzimy właśnie dzisiaj. Z kościołem nie zawsze mi po drodze, ale te słowa Jana Pawła II pięknie wpisują się w czas jaki nastał i walkę jaką toczymy, prawda?

    A skoro już jestem przy tym cholernym wirusie, to mignęło mi wczoraj gdzieś w internecie słów chimera – podobno „nasz” koronawirus właśnie nim jest. A więc dzisiaj będzie to moje słowo dnia.

    Oczywiście nie jest on wcale „fire-breathing female monster”, bardziej chodzi o to, że być może powstał z połączenia dwóch innych wirusów… 😉

    Ale dość już z wirusami! W końcu poza Dniem Świętości Życia, obchodzimy dzisiaj również dzień goooooooffffrrrraaa!!! Postanowiłem więc trochę pogrzebać w internecie na ich temat. I okazuje się, że to wcale nie moje dzieciaki są największymi świrami jeżeli o nie chodzi!!! Otóż wyobraźcie sobie, że dzień gofrów został wymyślony w Skandynawii i to właśnie tam ludzie mają na ich punkcie największego hopla!
    Ale to nie przeszkadza mi, aby moim dziewczynom na śniadanie zrobić dziś wspaniałe i słodkie – jak cukier puder którym będą posypane – gofry! Jeszcze śpią, ale już nie mogę się doczekać ich min, gdy usłyszą, co dziś na śniadanie ☺️

    A dla Was przepis z którego korzystam 🙂 Smacznego!

    Gofry

    Składniki
    • 2 szklanki mleka
    • 2 szklanki mąki pszennej
    • 2 jajka
    • 2 łyżki cukru
    • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
    • 1/3 szklanki oleju
    szczypta soli

    Instrukcje
    1. Oddzielamy żółtka od białek.
    2. Wszystkie składniki, poza białkami z jajek, miksujemy na gładką masę. 
    3. Białka ubijamy na sztywną pianę i delikatnie mieszamy z ciastem. 
    4. Pieczemy w rozgrzanej gofrownicy przez ok. 2-3 minuty, aż do uzyskania rumianego koloru. 
    5. Wystudzone lekko gofry podajemy z bitą śmietaną, truskawkami lub innymi ulubionymi dodatkami.


  • Dzień dobry! Dzień życia!

    Gdy piętnaście lat temu pierwszy raz obchodziliśmy Narodowy Dzień Życia, powstała piosenka „Dom Pełen Skarbów”. Słowa i muzykę do niej napisał Jan Pospieszalski, a w nagraniu utworu uczestniczył między innymi Paweł Kukiz (nie łatwo dziś znaleźć tą piosenkę w internecie, ale jak chcecie posłuchać, podrzucam Wam link). Narodowy Dzień Życia to polskie święto, które powstało, abyśmy mogli choć na chwilę przypomnieć sobie jak cenne jest ludzkie życie, oraz jak bardzo jesteśmy za nie odpowiedzialni – szczególnie gdy chodzi o ludzi najmniejszych i najsłabszych.
    Zobaczcie, jakie to piękne święto na ten trudny dla nas wszystkich czas.

    A tak z innej beczki, ostatnio, w kontekście naszego złośliwego koronawirusa, coraz częściej słychać w telewizji słowo „lockdown”. Z każdym tygodniem wprowadza go więcej krajów. Pewnie i nas to czeka… A zastanawialiście się, co to słowo tak na prawdę znaczy?